Zasady zabawy:
Podziękuj i podaj link blogera, który przyznał Ci tę nagrodę
O tym, że mam swojego blogowego "awarda" zdecydowały dwie wspaniałe kobiety: Mirelka i Emocja. Dwie dziewczyny, dwa blogi - cudowne i jakże różne... Jak ja kocham tę naszą blogową różnorodność! Mirelka wzruszyła mnie zaliczając mój blog do "kącików spokojności", Emocja dostrzegła moje "poukładane przemyślenia". Dziękuję Wam za to, że jesteście, że zaglądacie i przede wszystkim za to, że pojawiacie się w komentarzach. Bo przecież komentarze to to, co blogowe tygrysy cenią sobie najbardziej.
Skopiuj i wklej logo na swoim blogu
Nominuj 16 innych cudownych blogów
(nie można nominować blogera, który Ci przyznał nagrodę)
(nie można nominować blogera, który Ci przyznał nagrodę)
To nie jest łatwe. Banał, wiem. Czas jakiś temu właśnie z powodu tej kłopotliwej konieczności wyboru zrezygnowałam z odbierania i przyznawania wyróżnień. No bo wszystkie blogi, które mam na stałe "przypięte" na bocznym pasku, to właśnie te, które lubię, do których zaglądam, które komentuję częściej lub rzadziej. Niektóre już mają to wyróżnienie. Dlatego nie wybiorę szesnastu blogów, ale tylko trzy dziewczyny, które odwiedzałam, które lubiłam a które zamilkły z niewiadomego powodu. Może się odezwą, może będzie im miło, że ktoś pamięta. Oczywiście nie zmuszam do zwierzeń, nie wszyscy musimy czy chcemy otwierać się w sieci. Ale zapraszam...
Napisz im komentarze, żeby wiedzieli, że dostali nagrodę.
Lecę, pędzę, nogi gubię :))) Lecę, bo chcę.
Napisz o sobie 7 rzeczy
Czy po dwudziestu miesiącach prowadzenia bloga, po niemal 150 wpisach i setkach zwierzeń w komentarzach do Waszych postów jest jeszcze coś, czego o sobie nie powiedziałam? Nie wiem. Możliwe więc, że wiecie już, że:- Bardzo nie lubię zmian, lubię trwać w tym co już znam. Dużą traumą były dla mnie kolejne etapy edukacji, ponieważ kończyły coś, co było fajne lub mniej fajne, ale oswojone a rzucało mnie w niewiadomą. Nawet tak zwane "zmiany na lepsze" okupione są stresem i nieprzespanymi nocami i choć logika nakazuje poddawać się im od razu, to bez solidnego "kopa" nie ruszam. W większości przypadków owe zmiany okazują się trafione i oczywiście stukam się wtedy w głowę pytając siebie samą czemu tak się przed nimi broniłam, ale cóż... ten typ tak ma i nie ma mowy o wyciąganiu lekcji z poprzednich doświadczeń. Ofiarą tej mojej mułowatości jest najczęściej mój Mąż, któremu za lata cierpliwości i trwania przy mnie należy się pomnik przynajmniej tak wielki jak Kopiec Kościuszki.
- Bozia nie dała mi wytrwałości. Moje "opętania" różnymi pasjami i fascynacje to długa lista. Gdy mnie coś zachwyci poświęcam się temu z zapałem i oddaniem, niestety, gdy już temat jako-tako zgłębię i poznam, porzucam dla kolejnej fascynacji i dla kolejnego odkrycia. Może to się wydawać sprzeczne z tym, co napisałam w punkcie pierwszym, ale tamto dotyczy spraw zasadniczych, dużych. W kwestii pasji, hobby i innych "chorób zakaźnych" jestem typowym motylem (czasem ćmą, gdy brnę jak ślepa w rzeczy zupełnie bezsensowne).
- Silna wola... a co to takiego? Wiem, że istnieje i wiem nawet, kto zabrał moją porcję ;))) Nie mam i cierpię z tego powodu. O ile jestem w stanie wytrwać w najróżniejszych rygorach narzuconych mi przez innych, o tyle obietnice dane samej sobie łamię nagminnie. Wystarczy, że obiecam sobie - od dzisiaj nie jem słodyczy, to od razu obiekt zakazu staje się atrakcyjny jak nigdy przedtem. Ileż diet zaczętych i przerwanych z powodu pokusy nie do odparcia, ileż języków nie nauczonych... gitara, fotografowanie, wszystko padło z powodu braku silnej woli. Niestety gdy nie ma bata, nie ma wyników.
- Podzielność uwagi. Tę dostałam chyba jako rekompensatę za brak wyżej wymienionych cech. Rzeczywiście potrafię robić kilka rzeczy na raz. To też dotyczy raczej spraw mniejszej wagi, które nie wymagają ode mnie stuprocentowego skupienia. Oczywiście większość znanych mi kobiet posiada tę cechę i nawet nie zauważa niczego specjalnego w funkcjonowaniu w wersji stereo czy nawet kwadro. Ja jednak mieszkam pod jednym dachem z osobnikiem, który tej cechy nie ma, co więcej, kwestionuje na każdym kroku jej istnienie, więc ja, trochę z przekory się tym wszem i wobec chwalę.
- Wstyd się przyznać, ale mimo 40-tki z kawałkiem wciąż nie umiem "zrobić się na bóstwo". Nie jestem w stanie wykorzystać w praktyce tych wszystkich sztuczek, tricków i instrukcji, które mają zwiększyć co za małe, zmniejszyć za duże, uwydatnić, ukryć itp. Generalnie zawsze jest tak samo czyli nijak. Raz w życiu poszłam do wizażystki, żeby umalowała mnie na szkolne spotkanie po latach... Po 20 latach, więc wiecie, poważna sprawa nie można było pójść na żywioł. Efekt był niesamowity, nie byłam pomalowana, byłam po prostu młodsza. Super sprawa, ale niestety, nie do powtórzenia w warunkach domowych. To samo jeśli chodzi o włosy. Okrągła szczotka, prostownica i inne tego typu instrumenty są w moich rękach nieposłusznymi i nieprzydatnymi gratami. Ostatnio nawet moja fryzjerka mnie "zdyscyplinowała" za mój mocno zaniedbany "tył", pokazała co robić, żeby było przynajmniej trochę tak jak spod jej rąk i co? I nic oczywiście! Mimo, że zrobiłam wszystko według jej instrukcji "tyłowi" nadal bliżej jest do kopki starego siana niż do fryzury.
- Mam łatwość przyswajania sobie mało ważnych i nikomu niepotrzebnych informacji. Teksty piosenek dwa razy usłyszanych gdzieś w radiu, plotki o "gwiazdach" wyczytane z kolorowych pisemek u fryzjera, jakieś duperelki na różne tematy siedzą mi w głowie, układają się w całości i choć niczemu nie służą zajmują miejsce, które mogłyby zająć rzeczy tak istotne jak wzory matematyczne i chemiczne, paragrafy i ustawy, albo choćby numery PIN, NIP czy PESEL. Cyferki, numerki, adresy i przepisy przemykają przez mój mózg nie zatrzymując się w nim na dłużej. Z tego powodu na przykład przed każdą partyjką remika, pokera czy szachów trzeba mi przypomnieć reguły, bo nie pamiętam, nawet jeśli grałam tydzień wcześniej.
- Nie jestem specjalnie stadnym zwierzęciem. Tłum mnie przeraża i jeśli nie muszę, nie chodzę tam, gdzie muszę się gnieść, cisnąć i ocierać. Oczywiście zaciskam zęby, gdy chodzi o koncert ulubionego wykonawcy, ale i w tym przypadku wolę być dalej i widzieć gorzej niż walczyć o miejsce pod sceną. Nie lubię publicznych wystąpień, nawet jeśli całą "publiczność" stanowi grupa rodziców na wywiadówce. Lubię małe, kameralne spotkania ze znajomymi, na luzie, bez pompy. Lubię też pobyć czasem sama ze sobą.
No i to by było na tyle, by uczynić zadość regułom zabawy. Teraz pędzę powiadomić wybraną trójkę, że ich blogi uważam za "lovely" i że chętnie poznam ich sekrety.
Miłego dnia!
Żeby Wam troszkę umilić to szarobure popołudnie wrzucam coś w moich ulubionych klimatach.