środa, 31 grudnia 2014

Szczęśliwego 2015 !!!

No i stało się! Ostatnia kartka na ściennym kalendarzu czeka na zerwanie. Przyszła uświęcona tradycją pora podsumowań, refleksji i postanowień noworocznych. Ja w tym roku odpuszczam. Nie chcę roztrząsać tego, co było, czego nie było, co by mogło być inaczej, lepiej, ładniej... Niczego też nie postanawiam. I tak nigdy nic z tego nie wychodzi. Zapisanie na papierze, czy publiczne ogłoszenie światu nie gwarantuje spełnienia, więc po co? Życie przyniesie nowe zadania, nowe propozycje, które przyjmę lub odrzucę, skieruje mnie na nowe tory lub pozostawi tu gdzie jestem, obdarzy lub zabierze... jak to życie. A ja, poddam się temu lub powalczę. Przyjmę lub odrzucę. Jak co roku...  Jeśli mogę sobie czegokolwiek życzyć na nadchodzący rok, to zdrowia i spokoju. Jak to będę miała, to wszystkiemu innemu podołam. Z nadzieją, że tak będzie zerwę dziś o północy tę ostatnią, samotną kartkę z kalendarza.


W jedwabnej sukni albo bawełnianym dresie, 
na szpilkach albo w kapciach z misiem, 
w wielkiej sali balowej, przed telewizorem, 
na stoku, w kinie, na Rynku w Krakowie,
w kraju czy za granicą,
w tłumie ludzi, albo w małym gronie najbliższych,
z kieliszkiem szampana albo filiżanką herbaty z sokiem,
przy miseczce kawioru, albo talerzu poświątecznego bigosu
tańcząc do rana albo śpiąc w ciepłej pościeli
daleko od domu, blisko,
śpiewając, czytając, oglądając filmy
gdziekolwiek, jakkolwiek, z kimkolwiek
po swojemu i bez przymusu
powitajcie nowy rok
z nadzieją
z miłością
z wiarą
z uśmiechem 

Niech Wam się spełni!!!




Dziękuję, że byliście!

Dziękuję, że jesteście!

Mam nadzieję, że nadal ze mną będziecie.


środa, 24 grudnia 2014

sobota, 13 grudnia 2014

Czy to na pewno grudzień...?

Chudy kalendarz na ścianie pokazał dziś kartkę z trzynastką. Chudy, bo już niewiele mu zostało życia. Wszak grudzień... połowa grudnia nawet. Za jedenaście dni Wigilia ... widać już ten przedświąteczny pośpiech. W sklepach tłumy. Ludzie pchają wózki pełne po brzegi, dźwigają siatki wypchane prezentami. Z głośników płyną już "dżinglebelsy" i "merrychristmasy", pachną suszone śliwki ... rozpylają ten zapach w sklepie, czy tylko mi się zdaje? Aniołek z wielkimi styropianowymi skrzydłami sprzedaje opłatki. To wszystko ma w nas budować nastrój radosnego oczekiwania na ciepłe, rodzinne, pełne samych pozytywnych emocji Święta. Czy skutecznie? Nie wiem. Może byłam jakoś szczególnie wyczulona, ale mam wrażenie, że widziałam dziś więcej niż zwykle par kłócących się wśród sklepowych alejek. On z miną męczennika pchający wózek, Ona pędząca przed nim z amokiem w oczach. On ma wyraźnie dość, Ona ma dość, że On ma dość i nawet nie próbuje tego ukrywać. Padają słowa na k ..., nie ma znaczenia, że inni ludzie oglądają się słysząc podniesione głosy. Jest pośpiech, nerwy i wzajemne pretensje. Za jedenaście dni przy pięknie zastawionym stole przełamią się opłatkiem i złożą sobie piękne życzenia. Dziś Ona myśli tylko o tym, czy zdąży kupić, ugotować, sprzątnąć, ogarnąć. On marzy o tym, żeby już wyjść ze sklepu...  

Dzisiejsza pogoda (przynajmniej w Krakowie) nie sprzyjała wczuwaniu się w klimat Bożego Narodzenia. Bliżej jej było Wielkanocy. To pewnie zasługa Aleksandry, która całą swą siłę i grozę zostawiwszy na Pomorzu do nas przyniosła prawdziwie wiosenne ciepło. Wykorzystałam to, by zrobić ostatnie porządki w ogródku. Zgrabiłam ostatnie liście, obcięłąm malwy, które trwały w kwitnieniu aż do pierwszych dni grudnia, pomyłam i poskładałam puste donice. I to wszystko w bluzce z krótkim rękawkiem i okularach przeciwsłonecznych. Jak tak dalej pójdzie, to do naszych prawnucząt Mikołaj będzie przyjeżdżał nie saniami zaprzęgniętymi w renifery, ale na rowerze. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko temu. :)))

Ostatnie promienie słońca wykorzystałam, by strzelić kilka fotek kolejnej poduszce, która w porównaniu z poprzedniczką powstała w ekspresowym tempie. Z racji miesiąca powstania została nazwana "grudniową".




 Trochę inny przód, trochę inny tył, ale razem tworzą zgrany duet.
 




A w kolejce czeka trzecia siostra, tym razem  o afrykańskich korzeniach ;))) Mam już trochę tych elementów i  pomysł, żeby tym razem była to poduszka okrągła.  Jak wszystko dobrze pójdzie pojawi się na blogu już w styczniu.


  Tymczasem wypijam ostatni łyk wina...rzucam ostatnie spojrzenie na listę ulubionych blogów i zamykam drzwi z napisem "sobota"... kolejna, która minęła zbyt szybko. Miłej niedzieli moi drodzy. Otulam Was kojącym głosem Leonarda Cohena. Odpoczywajcie!

 https://www.youtube.com/watch?v=-6B2E337aDc
 
P.S. Muszę to napisać. Obejrzałam sobie wczoraj "Sierpień w hrabstwie Osage". Może to nie jest najlepszy film na czas świątecznych spotkań z rodziną (zwłaszcza tą rzadko lub niechętnie odwiedzaną), ale jest piękny, prawdziwy i wart zauważenia. Nie wiem dlaczego reklamuje się go jako tragikomedię, ja zaśmiałam się na nim chyba tylko raz. Jest gorzki, prawdziwy i zmusza do zastanowienia nad sobą  i swoimi relacjami z bliskimi. I po raz kolejny udowadnia, że Meryl Streep wielką aktorką jest. I Julia Roberts też.  A Dermot Mulroney... ach, jak on mi się kiedyś podobał! Polecam Wam bardzo, ale może dopiero po Świętach ;))