Post ten "chodził za mną" od piątku. Naprawdę. Męczył, marudził, snuł mi się po zwojach i zaczepiał. A ja nic. Twardo udawałam, że nie wiem o co mu chodzi, unikałam spojrzenia prosto w oczy zamglone Ale on też nie odpuszczał. Napisz, mówi, przecież to taka ważna impreza, trzeba wspomnieć. Ja mu na to" człowieku ( no jasne), oczywiście, że ważna, ale to nie miejsce na takie tematy, toż to blog o robótkach ręcznych, o różyczkach i motylkach delikatnych, o życiu normalnym i niespiesznym". A widzisz...o życiu, a czy to nie życie? Dla niektórych nawet całe życie. Racja, mówię, ale każdy wie, że ci "niektórzy", to w 99 procentach mężczyźni, a mój blog czytają same kobiety. Nie same, odpowiada mądrala, a jeśli Ci udowodnię, że czyta Cię przynajmniej jeden facet, to wtedy napiszesz?
Ustąpiłam, chociaż ten JEDEN, który podczytuje mnie czasem mógłby sobie podać rękę z wszystkimi żonami, dziewczynami i matkami, które na najbliższy miesiąc pożegnały się z telewizorem, bo w nim króluje futbol. Trzy razy dziennie, nie licząc powtórek. Prawda Zosiu? ;))
Kto zagląda do mnie ten wie już, że lubię piłkę nożną. Zabawne, że moja fascynacja narodziła się przypadkiem, że nie powiem z przymusu. Był rok 2002 i ... też Mundial. Pamiętny dla nas, bo polska drużyna pojechała nań po raz pierwszy po latach nieobecności. Ja, byłam na urlopie macierzyńskim, moja córeczka spała tylko "przy cycu", wiec większość dnia spędzałam unieruchomiona na kanapie z jadowitym stworzeniem przyssanym mocno, ale niestety budzącym się przy każdej próbie przełożenia do łóżeczka. Z nudów więc włączyłam tv i obejrzałam pierwszy mecz, potem następny i jeszcze jeden. Po tygodniu mogłam spokojnie toczyć dyskusje z panem z warzywniaka na temat bramek, fauli i jakości sędziowania. Poznałam też największą tajemnicę futbolu, COŚ czego istnienie lub nieistnienie potrafi skłócić najlepszych przyjaciół, uznanie lub nieuznanie wzbudzić nienawiść lub miłość do sędziego, czyli SPALONY.
Oglądam kolejne finały Ligi Mistrzów (wolę tę nazwę), Mistrzostwa Europy czy Mundial z prawdziwą przyjemnością, ale oczywiście nadużyciem by było nazywanie mnie prawdziwym kibicem. Nie gryzę palców przy rzutach wolnych, nie drę się na sędziego i nie skaczę do góry w chwili strzału. Na mecz patrzę jak na widowisko, na piłkarzy jak na aktorów. No i tu przechodzimy do sedna sprawy dziewczyny. Zdradzę Wam mój sekret i może choć niektóre z Was zachęcę.
W piłkę graja naprawdę przystojni faceci. Wystarczy się dobrze przyjrzeć i w każdej drużynie znajdziemy zawodnika, który sprawi, że 90 minut, które do tej pory traktowałyście jak stratę czasu, nudę, bzdurę spędzicie miło i przyjemnie. Dla każdego (a raczej każdej) coś dobrego. Od "ciasteczek"szeroko znanych i za takowe uznanych typu Beckham (szukajcie na trybunach), Ronaldo czy Buffon do tych o urodzie bardziej wyrafinowanej, nienachalnej, mających w sobie to COŚ. Polecam Wam Rafaela Marqueza z Meksyku ( żałujcie, że nie widziałyście go z długimi włosami) , Juana Sebastiana Verona (jak mocno wytrawne wino) z Argentyny, czy posiadacza najbardziej niesamowitego, diabolicznego wręcz spojrzenia - Didiera Drogbę z Wybrzeża Kości Słoniowej. Można sobie coś tam dłubać przy okazji, malować, filcować, koraliki nawlekać od czasu do czasu rzucając okiem na ekran. Nawet jak nie zauważymy jakiegoś istotnego zagrania, to realizatorzy nam je na pewno powtórzą, wtedy lukamy w telewizor na moment i znów wracamy do robótki. I tak w miłej atmosferze mija półtorej godziny - spojrzenie naszego Mężczyzny, przy boku którego przesiedziałyśmy ten czas bezcenne!
A że to jednak blog "robótkowy", to nie zabraknie, choćby symbolicznie decou-.
Ten różany zestawik powstał już jakiś czas temu, ale chyba go jeszcze nie pokazywałam. Doniczka, jedna z trojaczków i lusterko z tym samym motywem. Całkiem prościutko.
Ustąpiłam, chociaż ten JEDEN, który podczytuje mnie czasem mógłby sobie podać rękę z wszystkimi żonami, dziewczynami i matkami, które na najbliższy miesiąc pożegnały się z telewizorem, bo w nim króluje futbol. Trzy razy dziennie, nie licząc powtórek. Prawda Zosiu? ;))
Kto zagląda do mnie ten wie już, że lubię piłkę nożną. Zabawne, że moja fascynacja narodziła się przypadkiem, że nie powiem z przymusu. Był rok 2002 i ... też Mundial. Pamiętny dla nas, bo polska drużyna pojechała nań po raz pierwszy po latach nieobecności. Ja, byłam na urlopie macierzyńskim, moja córeczka spała tylko "przy cycu", wiec większość dnia spędzałam unieruchomiona na kanapie z jadowitym stworzeniem przyssanym mocno, ale niestety budzącym się przy każdej próbie przełożenia do łóżeczka. Z nudów więc włączyłam tv i obejrzałam pierwszy mecz, potem następny i jeszcze jeden. Po tygodniu mogłam spokojnie toczyć dyskusje z panem z warzywniaka na temat bramek, fauli i jakości sędziowania. Poznałam też największą tajemnicę futbolu, COŚ czego istnienie lub nieistnienie potrafi skłócić najlepszych przyjaciół, uznanie lub nieuznanie wzbudzić nienawiść lub miłość do sędziego, czyli SPALONY.
Oglądam kolejne finały Ligi Mistrzów (wolę tę nazwę), Mistrzostwa Europy czy Mundial z prawdziwą przyjemnością, ale oczywiście nadużyciem by było nazywanie mnie prawdziwym kibicem. Nie gryzę palców przy rzutach wolnych, nie drę się na sędziego i nie skaczę do góry w chwili strzału. Na mecz patrzę jak na widowisko, na piłkarzy jak na aktorów. No i tu przechodzimy do sedna sprawy dziewczyny. Zdradzę Wam mój sekret i może choć niektóre z Was zachęcę.
W piłkę graja naprawdę przystojni faceci. Wystarczy się dobrze przyjrzeć i w każdej drużynie znajdziemy zawodnika, który sprawi, że 90 minut, które do tej pory traktowałyście jak stratę czasu, nudę, bzdurę spędzicie miło i przyjemnie. Dla każdego (a raczej każdej) coś dobrego. Od "ciasteczek"szeroko znanych i za takowe uznanych typu Beckham (szukajcie na trybunach), Ronaldo czy Buffon do tych o urodzie bardziej wyrafinowanej, nienachalnej, mających w sobie to COŚ. Polecam Wam Rafaela Marqueza z Meksyku ( żałujcie, że nie widziałyście go z długimi włosami) , Juana Sebastiana Verona (jak mocno wytrawne wino) z Argentyny, czy posiadacza najbardziej niesamowitego, diabolicznego wręcz spojrzenia - Didiera Drogbę z Wybrzeża Kości Słoniowej. Można sobie coś tam dłubać przy okazji, malować, filcować, koraliki nawlekać od czasu do czasu rzucając okiem na ekran. Nawet jak nie zauważymy jakiegoś istotnego zagrania, to realizatorzy nam je na pewno powtórzą, wtedy lukamy w telewizor na moment i znów wracamy do robótki. I tak w miłej atmosferze mija półtorej godziny - spojrzenie naszego Mężczyzny, przy boku którego przesiedziałyśmy ten czas bezcenne!
A że to jednak blog "robótkowy", to nie zabraknie, choćby symbolicznie decou-.
Ten różany zestawik powstał już jakiś czas temu, ale chyba go jeszcze nie pokazywałam. Doniczka, jedna z trojaczków i lusterko z tym samym motywem. Całkiem prościutko.
Podobywuje mnie się ten zestaw.
OdpowiedzUsuńA co do rozgrywek...drzewiej bywało, że oglądałam. teraz mój mąż nie ogląda to i ja nie oglądam ^^
ja ogladałam musowo WSZYSTKIE MECZE! gdy byłam w ciąży ze starszym ( 9 miesiąc)i musiałam leżeć "9 godzin nie licząc wypoczynku nocnego".Nadal pamiętam zawodnika o uroczym (nie wiem jak się pisze)nazwisku-OMAN BIŻIK i na razie mi wystarczy:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wróciłam od mojej mamy, która dziś przypaliła ciasto i zwęgliła mięso na obiad - wszystko przez mecze! Jest taką zagorzałą wielbicielką piłki nożnej;) Ja niestety (lub stety) nie odziedziczyłam po niej tego uwielbienia, choć przyznam, że czasem popatrzę nawet z przyjemnością na kopiące piłkę "ciacha";)))
OdpowiedzUsuńRóżane motywy- cudne. I podoba mi się bardzo kształt tej doniczki, szukam podobnych i nie znajduję... Pozdrawiam:)
Ten motyw niezmiennie mnie zachwyca. Na lusterku i doniczce wygląda wspaniale !
OdpowiedzUsuńWonderful roses :))
OdpowiedzUsuńSubtelne, kobiece decu !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Una MARAVILLA!!!
OdpowiedzUsuńJestem żoną zagorzałego kibica. Bywało nieraz, że oglądałam mecze wypatrując oczy za pięknymi przystojniakami.Było to tak dawno, że już nie pamiętam, który tak baaadzo mi się podobał. Cieszę się że przypomniałaś mi o tym fajnym zwyczaju. Zaraz pójdę przytulić się do męża i pooglądać sobie "ciacha".
OdpowiedzUsuńNo ja też lubie, tylko, że ja oglądam od Mundialu Italia 1990, kiedy to jako nastoletnie i głupawe dziewcze zakochałam sie bez pamięci w drużynie Niemiec (która zreszta wygrała ów Mundial). Ciacha to to nie były za bardzo, większość była szpetna jak czarna gradowa noc listopadowa (no może poza KarlHeinzem Riedle i jeszcze kilkoma), ale ja byłam slepa na takie drobiazgi, hehehe. Mecz finałowy z Argentyna doprowadził mnie niemal do rozstroju nerwowego:) I to był jeden z meczów w których, i owszem, darłam się na sędziego, gryzłam paznokcie (czego NIGDY!!!! nie robię), skakałam pod sufit... No idiotka po prostu:):):)
OdpowiedzUsuńA teraz idę oglądać resztę meczu Korea - Brazylia:) Pa!!!!
Ja nie lubię. Możliwe, że dlatego że absolutnie nie rozumiem. Tajemnica "spalonego" chyba na zawsze pozostanie nieodgadnioną ...;)
OdpowiedzUsuńMiruś, no to ja chyba zaczynam ogladac mecze.Może wpadnie mi w oko jakiś przystojniak. Dzisiaj tak zupełnie przypadkiem słyszałam transmisję meczu Korea-Brazylia i bardzo podobało mi się jak komentator wymawiał nazwiska Koreańczyków.Świetnie sobie radził.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
zestaw sliczny :))
OdpowiedzUsuńa co do piłki - no nic na to nie poradzę, ze piłka nożna dla mnie nie istnieje :))
buziaki :**
Piłkowa nie jestem ani moi panowie.
OdpowiedzUsuńTe róże chyba nigdy nie wyjdą z mody pieknie wyszło:)
Co do decu to bardzo subtelne, kobiece i takie proste- takie lubię...co do piłki...to kiedyś bardziej namiętnie oglądałam teraz tylko z doskoku choć zapewne półfinałów nie odpuszczę...z mężem oczywiście przy popcornie i browarku:) pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńAga B. - no tak, jak On nie ogląda, to nie ma bodźca ;)
OdpowiedzUsuńOLQA - no to mamy podobny początek z jakże odmiennym końcem ;)) Nie byłabym sobą, gdybym nie odszukała owego BIŹIKA - "egzotyczna brzidal"
Sunsette - przybijam "piątkę" mamie, znam zapach przypalonej w trakcie meczu potrawy ;)) A donice kupiłam w Leroy Merlin. Są w kilku rozmiarach.
gocha - dziękuję, nosi mnie jeszcze na ozdobienie nim chustecznika.
Sandra Z. - thank you :)))
MariaPar - dziękuję i pozdrawiam słonecznie
Reyes - Muchas gracias
jerzy_nko - wczoraj zdążyłaś rzutem na taśmę, ale jeszcze sporo okazji do przytulania będzie :))
deZeal - witaj w klubie :)))
Nivejko - tylko nieodgadnione tajemnice mają swój urok, jak już wiesz o co chodzi czar pryska.
aagaa - tez zwróciłam na to uwagę, nawet sie smiałam, że wziął sobie lekcje koreańskiej wymowy. pan Szpakowski, bo to on komentował wczoraj ten mecz, mówił w wywiadzie, ze zawsze sprawdza u dziennikarzy z kraju, którego mecz komentuje prawidłowa wymowę nazwisk. Profesjonalista! Chociaż powtarzany przez niego wczoraj uparcie zwrot "otworzył rezultat" do dziś odbija mi się czkawką.
artambrozjo - jak dla większości kobiet :))) Za to masz czas na swoje cudowne Anielinki.
Lacrimo - strasznie lubię ten motyw, bo jest jak namalowany pastelami.
Aguś - wskoczyłaś mi znienacka :))) Od półfinałów, to już obowiązkowo, wtedy zostają już same "ciacha" ;))))
OdpowiedzUsuńGratuluję zacięcia i pasji (jeśli można to tak nazwać).Wybacz, ale ja za piłka nożną nie przepadam (w przeciwieństwie do G.)
OdpowiedzUsuńJedyny plus dla mnie, jaki dostrzegłam oglądając mecz, to chyba taki ,że patrząc na zielone odpoczywają oczy ;)
Oj Kamilo, od razu widać, że jesteś prawdziwą florystką :)))
OdpowiedzUsuńUśmiałam się się niemal do łez:-)Nigdy nie byłam fanką piłki nożnej ,ale swego czasu oglądałam wszystko gdzie grała drużyna w koszulkach w biało-niebieskie pasy:-)i swoje zauroczenie Diego Maradoną też pamiętam...ech...
OdpowiedzUsuńBuziaki:-)
Droga Mireczko!!!
OdpowiedzUsuńCudownie wszystko opisałaś i dobrze, że to zrobiłaś:)
Ja nie jestem takim Kibicem jak TY.
W moim domu mieszka już jeden strasznie głośny i nerwowy KIBIC-PIŁKARZ (mój mąż)
Każdy ważny mecz to wrzawa jak na stadionie - ja nie jestem tego wstanie wytrzymać.
Jeżeli natomiast w Mistrzostwach bierze udział nasz kraj, to całą paczką znajomych (kobiety i mężczyźni) chodzimy do naszej ulubionej knajpki z telebimem i wtedy wspólnie kibicujemy. To jest miłe:)
Ps. To Fakt, że Ci niektórzy piłkarze są BOSCY!!! - ach^^
Preciosos todos tus trabajos!!!
OdpowiedzUsuńBesos, desde Buenos Aires, Argentina,
Sandra
Małgosiu - w czasach, gdy boski Diego przyciągał wzrok kobiet my byłyśmy małymi dziewczynkami. Teraz trudno go nazwać "ciachem", no chyba że pączkiem ;). Ja z tamtych lat pamiętam przystojniaka z Brazylii, który nazywał się Sokrates.
OdpowiedzUsuńIvciu - fajnie tak całą paczką oglądać mecz, choć pewnie wtedy niewiele słychać poza fachowymi komentarzami Panów ;))
Sandra - Gracias por su visita.
Manteniendo los dedos cruzados para la Argentina en la Copa del Mundo.
Taaa dla takiego apetycznego mięska to i mundial można obejrzeć ;-) ale poważnie, jakoś nie przywiązuję się do meczy w TV, wolę po blogach pobiegać.
OdpowiedzUsuńPiękny różany komplecik, wyjątkowy motyw!
Co za... kobieta! Najpierw napisała o stuprocentowo męskim, spoconym sporcie, a potem uraczyła babskimi różyczkami;) Swoją drogą - różyczki piękne! Ja to jestem nieróżyczkowa raczej, ale te wyglądają jak pędzelkiem malowana akwarelka:)
OdpowiedzUsuńCo do piłki nożnej, to nie, nie i jeszcze raz nie! Pięknych mężczyzn wolę oglądać w innych sytuacjach niż bieganie w zapoconej koszulce za okrągłym. skórzanym czymś (proszę!nie krzycz tak głośno z oburzenia!). Chyba mam zbyt dużą "wyobraźnię zapachową";) W dodatku oni cały czas plują! Co zdarzy mi się spojrzeć na ekran w czasie jakiegoś meczu, to akurat któryś pluje, jakby brał udział w konkursie na odległość...
Tak więc: piłka - nie!, akwarelowe róże - tak!
Pozdrawiam niemundialowo!
Mira ze względu na sport w moim domu każdy ma swój telewizor.Mąż trener piłki nożnej ,,więc mecze na okrągło!
OdpowiedzUsuńKomplet różany jest piękny,bardzo lubię tą serwetkę
Bestyjeczko - można te przyjemności pogodzić :)) Nawet mojego mundialowego posta pisałam zerkając w telewizor.
OdpowiedzUsuńJasnobłękitna - gdy mój Małż, a Twój fan ;)) przeczyta ten komentarz to pewnie będzie chciał Cię natychmiast adoptować :)), bo On niestety nie podziela mojej pasji. I chyba nawet nie ze względu na spocone koszulki ;). A co do plucia, to masz rację, przesadzają chłopaki, całe szczęście, ze nie plują na siebie, choć był taki piłkarz (Sinisa Mihajlovic), który tak właśnie załatwiał boiskowe porachunki.
Jago - no to Ty masz "ciacho" w domu ;))). A serwetka, rzeczywiście urocza.
I m your newest follower.
OdpowiedzUsuńI like your works.It looks beautiful.
Greetings from Croatia:)))
Biljana - Thank you for your visit. I'm following your blog too. It is wonderfull. Kisses from Krakow.
OdpowiedzUsuńPiłka nożna - NIE!
OdpowiedzUsuńMotyw różyczek zawsze mnie rozczula. Piękna robota. Pozdrawiam.
Bea - każdy ma jakiegoś bzika, ale przecież nie wszyscy musimy mieć tego samego. Wtedy by było straszliwie nudno. :))
OdpowiedzUsuńVery nice !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTeż lubię ten różany motyw:) I dobre mecze też. Mecz Kamerun Dania był jednym z najlepszych jakie widziałam:) Dziś przesyłam piłkarskie pozdrowienia:)))
OdpowiedzUsuńMarina _ Thank you very, very much :))
OdpowiedzUsuńKaprysiu - przybijam Ci piątkę świeżo po meczu Portugalii z Koreą Północną. Portugalczyk "jak nóż bezlitosny" naciął nie dziewczyn wprawdzie ale goli. Jedno z niewielu spotkań bez niespodzianki :))
Niezły paten na uśpienie męża czujności z połączeniem swojej wizualnej przyjemności :)))
OdpowiedzUsuńBiedni Koreańczycy, marnie skończą zapewne:( Meczu nie widziałam, ale sądząc po wyniku to rzeź niewiniątek była. Jak już oglądam to ja krzyczę na sędziego i skaczę jak strzelają:))) Zresztą jedyna w domu, bo mój ślubny nie lubi piłki nożnej:)
OdpowiedzUsuńTeraz Hiszpania Honduras i zasiadam przed tv:)))Pozdrawiam :)))
Ps. Boks tez lubię, serio:)))