- Mamuś, a wiesz, że w Krakowie jest kocia kawiarnia?
Nie wiedziałam, ale od czego wujek Google. Rzeczywiście jest i to całkiem niedaleko.
- Pójdziemy ? - postawiłam znak zapytania, ale w rzeczywistości Ola raczej stwierdzała niż pytała.
Po przejrzeniu strony internetowej udzielił mi się entuzjazm Córci. Kawiarnia, w której mieszkają koty to coś niespotykanego i jak potem poczytałam, wciąż rzadkiego, nie tylko w Polsce.
Oczywiście poszłyśmy. Pierwotny plan przewidywał tylko "babski wypad", ale chłopcy postanowili się przyłączyć. Nie wiedzieliśmy ilu może być amatorów niedzielnej kawy, ciacha i kociego miziania, więc na wszelki wypadek skorzystaliśmy z możliwości zarezerwowania kanapy. Jak się okazało nie było to potrzebne, bo w środku było tylko kilka osób. I koty. Naliczyłam pięć, ale mogło być więcej.
Mimo, że na stronie internetowej "Kociarni" były zdjęcia to jednak rzeczywisty obrazek trochę nas zaskoczył. Przede wszystkim rozmiarem - wnętrza są niewielkie, ot zwykłe mieszkanie w starej kamienicy. Zabawnym pomysłem jest szafa, przez którą jak do Narnii przechodzi się do części, którą bez przesady można nazwać kocim rajem. Wszędzie stoją, wiszą, leżą przeróżne konstrukcje przeznaczone dla zabawy i odpoczynku kotów. Kilkupoziomowe budowle, z drapakami, wiszącymi zabawkami, zaciszne domki-schowanka, wiklinowe, drewniane, tekturowe, mnóstwo poduch, kocyków. I między tym wciśnięte trzy małe kanapy i mikroskopijne stoliki ledwie mieszczące dwie filiżanki. Nie dało się ukryć, że w tym miejscu rządzą koty, które w swojej kociej łaskawości pozwalają człowiekowi posiedzieć w swoim towarzystwie. Ale niech się człowiek nie łudzi, że z tej okazji przerwą drzemkę na nagrzanym słońcem parapecie, albo zabawę sznurkową myszką. Jak się wyśpią i oczywiście jak będą chciały, to podejdą. Jak zasłużymy otrą się od niechcenia o nasze nogi, wskoczą nonszalancko na nasz stolik, obwąchają talerzyk. Szczęściarzom wejdą na kolana ... Wszystko bez pośpiechu, z przymrużonymi powiekami, z kocią gracją...
Im dłużej się tam siedzi, tym bardziej się człowiekowi ta niespieszność udziela, mości się wygodniej na kanapie, rozluźnia ... gdyby tylko umiał zamruczałby jak kot bo tak mu się robi błogo i przyjemnie... spokojnie... aż się nie chce wychodzić. W "Kociarni" dusza odpoczywa, ale i dla ciało też jest czym dopieścić. Nie mogliśmy sobie odmówić kawałka szarlotki (przepyszna!), sernika (jak u mamy) i brownie (mega - czekoladowe), a kawa ... sami zobaczcie
A w drodze powrotnej ... mały powrót do dzieciństwa...
Nie da się ukryć, że czuję już w
kościach całoroczne zmęczenie i z utęsknieniem myślę o dłuższym
odpoczynku. A tu zamiast urlopu, który planujemy dopiero na połowę
sierpnia czekają mnie w pracy dwa bardzo intensywne tygodnie.
Wiem, że
dam radę... zawsze daję, a po takiej dawce relaksu jaką sobie dzisiaj zafundowaliśmy to już nie ma innej opcji :)))
Miłego tygodnia.