środa, 20 stycznia 2010

Lusterkowo...




Tak się składa, że większość moich dekupażowych "popełnień" to lusterka. Lubię je ozdabiać, bo na dość sporej, płaskiej powierzchni mogę wykorzystać nie tylko drobne motywy, ale też te większe, które na wizytownikach, podkładkach czy bransoletkach po prostu się nie mieszczą. Mogę też sobie bardziej zamaszyście machnąć pędzlem :)) Niektóre pomysły układają mi się w głowie już zanim zacznę pracę. Wtedy szast, prast i w ciągu popołudnia mam gotowe nowe lusterko. Najczęściej jednak sama nie wiem jakie lusterko zrobię. Bejca...fajny odcień, zostawiam... za ciemna, rzucam kolor... pierwszy, drugi, kolejne... wciąż jest coś nie tak. Potem wzór... ten wycięty wcześniej okazuje się zupełnie nie pasować do wykombinowanego tła... szukam innego... przykładam, przekładam, czasem odkładam ... na godzinę, na dzień, albo kilka, żeby zapomnieć, odświeżyć głowę. Znacie to?
Kiedy już wszystko poskładam w całość cieszę się jak dziecko. A kiedy podoba się komuś jeszcze, to już jest pełnia szczęścia.
Ale spokojnie, po kilku dniach wraca mi rozum i mogę już
całkiem krytycznie patrzeć na to, co zrobiłam. A wtedy podoba mi się już tylko to, co jeszcze przede mną :)))

.....................................................................


To lustereczko skończyłam dziś rano. Na zdjęciu niestety nie widać, że blady fiolet tła jest złożony z wcieranych suchym pędzlem warstw różowej, błękitnej i zielonej. Spróbowałam też cieniowania, ale z tym radzę sobie niestety kiepsko :((

.....................................................................




Tak piękny odcień dała na sośnie bejca w odcieniu palisandru, że postanowiłam zostawić takie tło a na nim umieścić dwa rafaelowskie amorki. Wyglądały ślicznie zanim ich nie przykleiłam ... zupełnie wtopiły się w tło. Szybkie zdarcie niestety pozostawiło ślady. Stąd pomysł na białe spękania - trzeba było to ukryć. No i moje ulubione róże, dość oklepany wzór, ale mam do niego słabość.

.....................................................................




A to lusterko już zamówiła mama pewnej pięciolatki do jej pokoiku, wymalowanego zgodnie z życzeniem właścicielki na kolor koktajlu malinowego.

8 komentarzy:

  1. Jeny!!! Jakie cudne. Uwielbiam zdolnych ludzi... Sama to chyba nawet kreski nie umiem prosto narysować. Wszystkie ładne, ale najbardziej podoba mi się trzecie od góry:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mira chyba każda z nas ma ulubiona rzecz ktąrą się zdobi "lekko i przyjemnie"
    Tobie wychodzą lusterka, a mnie najprzyjeniej się zdobi pisanki
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. haha:)wiesz ,że mam podobnie?!Zawsze podoba mi sie najbardziej to co jeszcze przede mną...
    Lusterka cudne,zwłaszca to ze spękaniami.P:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne.Zwłaszcza to ostatnie!!!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. ładniuchne te Twoje lustereczka, mi przypadło do gustu to blado różowe...Fajnie, że tak łatwo wychodzi Ci tworzenie nowych rzeczy!!!Oby tak dalej!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj skąd to znam. Koncepcja koncepcją. Ale jak już zostanie coś pomalowane, to nagle papier/serwetka nie pasują. Albo dzisiaj nie mam nastroju na taki motyw... Kobieta zmienną jest ;-)
    Fajne prace!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ładne rzeczy robisz, Miro.
    Dzięki nim Twój świat jest nie tylko poukładany, ale i piękny ;)

    pozdrawiam serdecznie krajankę ;)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo Wam dziękuje dziewczyny za miłe słowa. Gdzieś kiedyś przeczytałam zdanie, że takie "wytworki" podobają się głównie ich autorowi. Jeszcze rodzina i przyjaciele pochwalą oczywiście, żeby "twórcy" nie było przykro. Myślę, że jest w tym sporo racji, ja sama mam ogromny dystans do tego co robię, więc każde ciepłe słowo niezmiennie mnie zaskakuje i zadziwia.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...