czwartek, 30 października 2014

Chyli się październik ...

Chyli się październik, że tak mało odkrywczo zacznę ten post. Chyli i ku końcowi zmierza. Jakoś tak szybko minął, podobnie jak poprzednie miesiące. Postrzeganie tempa upływu czasu wzrosło mi tak gdzieś od kwietnia, kiedy to zachłysnęłam się radosną świadomością, że zima poszła precz, że już i słońce i zieloność i wieczory długie i ciepłe. I cieszyłam się na myśl o ogrodzie wychodzącym z burej, smutnej nijakości i o długich z sąsiadami rozmowach pod gwiazdami i o jasnych porankach, gdy wstawanie do pracy aż tak nie boli... 
Nie wiedzieć kiedy świeża zieleń ustąpiła zieleni ciemniejszej nieco, lekko przybrudzonej a potem, mam wrażenie, że w mgnieniu oka wszystko stało się pomarańczowe, czerwone i żółte, a zaraz potem łyse  i co? I znowu zima za pasem. Listopad, to chyba najokropniejszy miesiąc w roku. Nie znajduję w nim niczego, co by mogło powodować, że mogłabym myśleć o nim z przyjemnością.  Ciemne poranki, jeszcze ciemniejsze wieczory, zimno, mokro, wietrznie. Smutek pogody na zewnątrz człowieka przekłada się na równie smutne i ponure nastroje w jego wnętrzu ze szczególnym uwzględnieniem samego ducha. Melancholia włazi w człowieka i sporo się trzeba nagimnastykować, żeby ją choć na chwilę przegonić. Od listopada więcej jem (nie tylko czekolady), więcej piję, staję się bardziej podatna na smuteczki. I tylko co rano, wysuwając stopy spod ciepłej kołdry powtarzam sobie "byle do wiosny, byle do wiosny ...", z taką mantrą jakby łatwiej.

Choć po zszyciu milionapięćsetstudziewiećset kawałków pledu zarzekałam się, że nigdy więcej takich robótek, to wytrzymałam w postanowieniu ledwie tydzień. Ostatniej niedzieli nosiło mnie już tak bardzo, tak mnie łapki swędziały a kosz z włóczkami niemal na środku pokoju stojący krzyczał wielobarwnym wnętrzem, że poległam. Oczywiście bez specjalnego planu, ot, chciałam zobaczyć jak będzie wyglądało połączenie kolorów. Powstał jeden babciny kwadracik, potem drugi, trzeci, kolejne... do wieczora pół poduszki było gotowe. W międzyczasie i projekt sensowny w głowie zaświtał - kilka poduch o różnych kształtach i różnymi wzorami, ale w jednej kolorystyce. Kanapa w domowym biurze straszyła od dawna pustką brązowego obicia, dostanie więc trzy-cztery poduchy w kolorach jeszcze październikowych.

Zdjęcia "we wnętrzu" pokażę i o szczegółach opowiem, gdy już całość będzie już gotowa, tymczasem, jako zajawka pierwszy, dziewiczy kwadrat, który załapał się na ostatnią chyba w tym roku sesję w ogrodzie.


Od niedzieli Kraków tonie we mgle. Od świtu do nocy. Jedyny plus to cisza nad dachem, bo większość przy- i odlotów z Balic została odwołana. Strach się wzbijać w niebo, ale i po ziemi wieczorem strach jeździć. Mleko takie, że kiedy wczoraj musiałam pojechać do sklepu, to mój Małż, który shoppingu nienawidzi jak pewnie trzy-czwarte przedstawicieli jego płci zaproponował, że mnie zawiezie "no bo jak ty taka ślepa pojedziesz?..." No fakt, nawet w okularkach na nosie nie czuję się zbyt pewnie za kółkiem mglistą nocą, dlatego już nie zgrywam chojraka, tylko pozwalam się wozić. A do okularów powoli przywykam i już nawet rozpoznaję tę kobietą, która mi czasem mignie w szybie mijanych witryn sklepowych. Czasami się do niej uśmiechnę a ona mi nawet ten uśmiech odwzajemnia. Cóż mi pozostaje? Jeśli nie mam na coś wpływu, to muszę to przynajmniej zaakceptować, a z czasem, kto wie, może nawet polubić.

A skoro o polubieniach mowa, to podzielę się z Wami moim ostatnim muzycznym "polubieniem". Znam Go od dawna, jeszcze z koncertów w klubach studenckich, gdy oboje byliśmy o te niemal trzydzieści lat młodsi. Cenię za lekkość z jaką wymyśla teksty proste, a mądre jednocześnie, tą taką nienachalną, niewydumaną mądrością "zwyczajnego człowieka". Oczarował mnie ostatnią swoją piosenką, zapowiedzią najnowszej płyty.
"Kup sobie psa" Piotr Bukartyk ... posłuchajcie na dobranoc.


Nie żebym nie chciał cię znać
Albo że kładę się spać
No to mów:
Co takiego stało się?

Bo wyobraźni mi brak
By nagle uznać za fakt
Że ot tak
Przypomniałaś sobie mnie…

Co do mnie: tak, jestem sam
I nawet dobrze się mam
Wierz lub nie, poradziłem sobie z tym
Już chyba wiem czego chcę
Niczego nie mam za złe
Bo co złe, ulotniło się jak dym

Dzwonisz bo nie najlepiej Ci ze sobą
Pytasz czy pobyć ze mną mogłabyś
Kiedyś tyle bym dał by mieć Cię obok
Dzisiaj wiem, że to nie najlepsza myśl

Nawet nie nudzę się zbyt
Jest tyle książek i płyt
Minie wiek, zanim przebrnę przez to sam
Na szczęście czasu mam w bród
W lodówce wódka i lód
A mój pies lubi słuchać, gdy mu gram

I możesz mówić co chcesz
Że ja skrzywdziłem Cię też
Zgodzę się, dziś już stać mnie na ten gest
A nim zgorzkniejesz do cna
Też radzę: kup sobie psa
Z nami zaś, niech zostanie tak jak jest
Z nami zaś, niech zostanie tak jak jest

Dzwonisz bo nie najlepiej Ci ze sobą
Pytasz czy pobyć ze mną mogłabyś
Kiedyś tyle bym dał by mieć Cię obok
Dzisiaj wiem, że to nie najlepsza myśl

Dzwonisz bo nie najlepiej Ci ze sobą
Pytasz czy pobyć ze mną mogłabyś
Kiedyś tyle bym dał by mieć Cię obok
Dzisiaj wiem, że to nie najlepsza myśl 
Nie najlepsza myśl
 

https://www.youtube.com/watch?v=oOe841OpJCg

Na zakończenie mam jeszcze pytanie do blogerek z Bloggera. Od kilku dni bowiem przestał mnie nachodzić anonimowy spam. Nie, żebym narzekała, bo regularne sprzątanie tych śmieci, zajmowało mi dobrą chwilę i nieźle wkurzało. Zastanawia mnie tylko, czy to jakaś ogólna akcja Bloggera blokująca dostęp spamerów do blogów, czy po prostu mój blog jest tak nieciekawy, że nawet chińscy sprzedawcy środków na potencję przestali go odwiedzać ;))  Niczego nie zmieniałam w ustawieniach, nie włączałam moderacji ani nie ograniczałam dostępu dla wpisów anonimowych (nie wszystkie wszak anonimy to spam). Czy zauważyłyście to samo u siebie?

niedziela, 19 października 2014

Pled, którego miało nie być ...



 Czy ktoś jeszcze pamięta, szaroniebieskie "african flowers", którymi chwaliłam się w jednym z postów? Pewnie nikt. I nic dziwnego, sama musiałam zerknąć do archiwum, żeby sprawdzić kiedy dokładnie zaczęłam je robić. Było to w ... lutym, dziesięć miesięcy temu.

23 lutego 2014 roku napisałam, że wracam do szydełkowania i pokazałam Wam kwiatki, które miały się stać wiosenną chustą. No cóż... jak się pewnie domyślacie chustą wiosenną się nie stały. W międzyczasie zaświtał mi bowiem pomysł, żeby może pójść dalej i zrobić mały pledzik do przykrycia kolan w czasie letnich, nocnych posiadówek w ogrodzie. Dokupiłam trzeci motek kolorowej Alize i dorobiłam kolejne kilkadziesiąt kwiatków, a potem te wszystkie kwiatki obwiodłam jeszcze naokoło na czarno. Gdyby w pewnym momencie nie zabrakło mi czarnej włóczki  zakończyłabym narzutkę z "afrykanów" choćby siłą rozpędu. Bo te kwiatuszki robiły się niemal same, elementów przybywało szybciutko, endorfinki wydzielały się na sam widok rosnącej górki. Jednak gdy zużyłam wszystkie zgromadzone motki włóczki, to się okazało, że nie mam już czym tych kawałków obwodzić. Trzeba było dokupić przynajmniej dwa czarne motki. Niestety akurat wtedy, zabrakło w sklepie tej mojej czarnej włoczki . Inne nie chciałam, więc odłożyłam robótkę do czasu nowej dostawy. 

Trochę to trwało, a ja codziennie patrzyłam na te kawałeczki, układałam je sobie w kompozycje, oglądałam, zmieniałam, znowu oglądałam. I tak jakoś odwidział mi się ten pledzik. Zaczęłam rozmyślać, czy jest mi w ogóle potrzebny. No bo mam kilka pledów przeróżnych , po co mi kolejny? Wprawdzie kolejny, w szarościach i błękitach idealnie pasowałby do sypialni, ale tam, leżałby tylko jako element "martwej natury" na zaścielonym łóżku. No więc czy ja chcę takie coś mieć? Przecież miałam się tym otulać, choćby siedząc przy komputerze w chłodne, zimowe wieczory. Ale w gabinecie, w którym pracuje wieczorami królują oliwkowe zielenie i ciepłe brązy. Szarość i błękity nijak tam nie pasują, zgrzytać będą okrutnie... no to na co mi taki otulacz, który bym musiała gdzieś chować, czy wynosić na czas nieużywania. Patrzyłam tak na tą ponad setkę kawałeczków i coraz większą niechęć do nich czułam, coraz mniej chętnie wyjmowałam je z koszyka. No to może poduszki z nich zrobię ? Rzucę je w sypialni na łóżko, a może kiedyś na kanapy w salonie. Na pewno będą tam pasowały. Tylko najpierw salon muszę przemalować na szaro i kupić wreszcie nową kanapę z grafitowym obiciem. Tak... wtedy te poduchy będą idealnie pasować. Ale zaraz, wtedy też będzie pasował pled ! To może jednak pled a nie poduchy? Ta gonitwa myśli powoli stawała się przykrywką dla zwykłego zniechęcenia robótką. Zanim czarna włóczka pojawiła się w sklepie zdążyłam schować  kwiatki w wielkim pudle i przestałam o nich myśleć. Gdy zamówione kłębki dotarły domu nie miałam już najmniejszej ochoty na ich używanie. Przeszło mi.

Przez długie miesiące moje śliczne "african flowers" były stertą elementów, które zaczynały powoli pokrywać się nie tylko symbolicznym, ale tym całkiem realnym  kurzem. 

I nagle nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo skąd przyszedł impuls. Jakieś zdjęcie w sieci, rzut oka na smutne, szare pudełko wciśnięte w kąt, żółty uśmiech szydełka, które mignęło mi wśród długopisów na biurku i  już wiedziałam. Jednak chcę mieć pled ! Wielki, ciepły i jedyny w swoim rodzaju.

No to zrobiłam. Trwało to kilka kolejnych tygodni, bo brak czasu i kiepski wzrok pozwalały na szydełkowanie tylko w weekendy, ale od wczoraj mam. Pierwszy, samodzielnie wymyślony, własnoręcznie wydziergany pled na długie zimowe wieczory. Po dość pochmurnym i mokrym tygodniu słońce zaświeciło tak pięknie, że mogłam sfotografować go w plenerze.

Voila !

Na kolejny zapewne nie zdecyduję się zbyt szybko, bo o ile szydełkowanie było prawdziwą przyjemnością i relaksem, to zszywanie tych stu kilku elementów było koszmarnym i nudnym procesem. Podziwiam cierpliwość wszystkich, którzy robią takie pledy w większych ilościach. Za zszywanie tych wszystkich babcinych kwadratów czy afrykańskich kwiatuszków macie dziewczyny mój wielki szacunek.

A teraz jak zwykle garść technicznych danych ku (mojej zwłaszcza) pamięci:
turecka włóczka Alize Cotton Gold - bawełna 55% , akryl 45%, motek 100 g/330 m
nr 3251 (różne odcienie błękitu i szarości) - 3 motki
nr 60 (czarna) - 6 motków
szydełko nr 3,75

Pled ma wymiary 230 x 85 cm  , składa się ze 108 elementów.


Kot, żywo zainteresowany tematem pomagał mi na każdym etapie pracy ... 



Chociaż czasem mieliśmy odmienne wizje ...
 


Tydzień temu, też było pięknie, więc  choć nie wszystko było zszyte zrobiłam pierwsze zdjęcie...



Żegnam Was owinięta moim pledem i otulona muzyką, która ostatnio znowu do mnie wróciła...





Do następnego wpisu!