czwartek, 31 grudnia 2009

Skoro już musi, niech odchodzi...


Jeśli o mnie chodzi, czas mógłby płynąć wolniej. Pewnie nie ja jedna zauważam, że im jesteśmy starsi, tym szybciej mijają kolejne miesiące. Dlatego tak drastyczna zmiana daty w kalendarzu nie jest dla mnie szczególnym powodem do świętowania. Ale skoro nie mamy na to większego wpływu, to nie pozostaje nic innego jak poddać się temu procesowi " z siłom i godnościom..."
Od lat już spędzamy tę noc w domu. Co rok powtarzamy sobie, że to już ostatni raz, że za rok wystroimy się pięknie, pociągniemy brokatem i wyskoczymy na jakiś parkiet... W tym roku obiecaliśmy sobie nie obiecywać. :) Może przewrotny los da się wziąć przez zaskoczenie. Postanowień noworocznych też nie będzie! I tak z roku na rok są te same, bardzo ambitne i poważne 31 grudnia, umykają w niepamięć już gdzieś tak w połowie lutego, by przypomnieć o sobie pod koniec roku cichą melodyjką wygrywaną na nosie.
Ale będą życzenia. Dla nas i dla Was:


Jeśli było dobrze w starym roku, niech tak zostanie!
Jeśli było tak sobie, niech będzie lepiej!

Jeśli było źle, niech się odwróci zła passa!

Miłości, muzyki i kolorów, wirującego szczęścia i ciepłej dobroci,
bezinteresownej przyjaźni, rozwijających doświadczeń i ciekawych przygód.
Bądźcie młodsze, lżejsze, gładsze, albo na odwrót, byle w zgodzie ze sobą.

Wspaniałego 2010 roku !!!

środa, 30 grudnia 2009

Początek zabawy...



Wcale nie będzie o Sylwestrze, jeszcze nie teraz :). Tym razem chciałam pokazać moje całkiem pierwsze, dziewicze niemalże dekupażowanie. To był zupełny przypadek... jakaś galeria na deccorii (wiele z Was zna to miejsce) poświęcona przedmiotom ozdobionym tą techniką, potem szybkie przewertowanie netu żeby poznać zasady i olśnienie - a może bym spróbowała? Przypomniałam sobie, że na strychu od czasu przeprowadzki poniewiera się mała ikeowska komódka, której sklejkowa "nagość" jakoś nie pasowała do moich wnętrz. Pomyślałam, że niczym nie ryzykuję, bo przecież jak mi nic z tego nie wyjdzie, to mebelek wróci na strych. Kolor, na który pomalowałam komódkę i wzór jaki nakleiłam to był też totalny "spontan" - resztki farby po jakiejś przedszkolnej produkcji mojej córki i kupiony przypadkiem (bo słodki !!) komplet serwetek.
No i poszło! Przez dwa dni malowałam, wycinałam i naklejałam. W garażowym bałaganie mojego Małża znalazł się nawet wodorozcieńczalny lakier do nadania ostatniego szlifu. Już w połowie roboty moja Ola zaanektowała sobie komódkę na swoje skarby (nastoletni syn, zobaczywszy te różowości i błękity jakoś nie protestował ;) ) i chciała mieć koniecznie wpływ na rozmieszczenie motywów na szufladkach. Jest więc to nasz wspólny debiut. Może nie całkiem doskonały, pełen widocznych nawet dla niewprawnego oka niedoróbek, ale dla mnie ważny, bo od tego zaczęła się moja nowa pasja...

"Warsztat pracy" sklecony naprędce z tego co było pod ręką :)



Urzekły mnie te różyczki...







Gotowa "przechowalnia" dla spineczek, gumeczek, koralików i innych skarbów 7-latki

wtorek, 29 grudnia 2009

"Śniadanie u Tiffany'ego"


Często tak mam, że wychodząc do sklepu po całkiem przyziemne sprawunki wracam do domu z czymś innym. Nie do końca potrzebnym, niezupełnie planowanym, ale jakże niezbędnym, żeby nasze życie nie było tylko szarą monotonną składanką codziennych obowiązków. Wyszłam dziś rano po bułki i na półce z gazetami spostrzegłam ostatni, może jedyny, bo to mały sklepik, egzemplarz filmu (z książką!) z serii "Złota kolekcja Hollywood". Ostatnio omijam takie gazetowe kolekcje, bo taki już miałam "bibliotekarski" zwyczaj, że jak zaczęłam, to chciałam mieć komplet. Bo ładnie wygląda na półce, bo grzbiety zazwyczaj układają się w jakiś fajny napis itp. Oczywiście, to normalne, że w wybranym przez autorów zestawie nie wszystko musi mi pasować i kończyło się na tym, że owszem, miałam fajny komplecik, ale zaglądałam regularnie najwyżej do kilku jego elementów. Dlatego od pewnego czasu, kiedy zachęcona reklamami i zapowiedziami "zachoruję" na jakąś kolejną serię powtarzam sobie jak mantrę: " zastanów się, czy tego naprawdę potrzebujesz, przemyśl to trzy razy a potem spokojnie wyjdź ze sklepu". Pomaga! Serio! Przeważnie ;)
Ale ten film po prostu MUSIAŁAM mieć w domu. Żeby wracać do niego kiedy tylko będę miała ochotę. Uwielbiam go od zawsze, od kiedy pierwszy raz zobaczyłam go jeszcze chyba w czarno-białym telewizorze. Zresztą akurat temu filmowi kolor nie jest potrzebny. Cudowna, delikatna Audrey Hepburn wygląda wspaniale w dwukolorowej scenerii zarówno w klasycznej małej czarnej i perłach, jak i w ręczniku zamotanym na mokrych włosach, kiedy siedząc w oknie gra na gitarze i śpiewa jedną z piękniejszych kinowych piosenek "Moon River" Henry'ego Mancini. Chętnie wrzucę tu fragment tego filmu...



Nie mogę też sobie odmówić zamieszczenia tych kilku zdjęć:




a Wy, patrząc na nie wyobraźcie sobie, że słyszycie tę melodię...

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Licznik gości

Nieustannie "bawię się" blogiem a tak naprawdę w pocie czoła i z wysuniętym z przejęcia językiem wgryzam się w zawiłości techniczne blogowania. Oczywiście na razie idzie mi jak po grudzie. Ot, choćby licznik odwiedzin. Wszyscy mają go na pasku bocznym, poza częścią przeznaczona na posty a ja... ja nawet takiego paska nie mam. Dlatego, póki nie umiem inaczej, wkleję go w tym poście. Jak mnie coś (lub ktoś, na co liczę) oświeci przeniosę go na właściwe miejsce.



Uff! Udało się :))). Przynajmniej to jedno dzisiaj. Niestety, jeszcze przed świętami mój program do obróbki zdjęć zbuntował się i otwiera mi tylko trzy, zupełnie nieprzydatne funkcje edycji. Dopóki mój prywatny komputerowiec nie znajdzie czasu na pogrzebanie we wnętrznościach laptopa jestem skazana tylko na te zdjęcia, które zmniejszyłam lub przycięłam wcześniej. Mówi się trudno. Oby tylko takie problemy dotykały mnie w nadchodzącym roku. :)

środa, 23 grudnia 2009

Magicznych Świąt ...

W przerwie, pomiędzy ubieraniem choinki a krojeniem cebuli do śledzi przejrzałam moje miejsca w necie. Robi się coraz spokojniej, cieplej i życzliwiej. Litery układają się w serdeczne życzenia, na twarzach pojawiają się uśmiechy. Już wszędzie widać, że zaraz, za momencik nadejdą najpiękniejsze ze Świąt. Nacieszmy się nimi, chłońmy tę atmosferę, niech zostanie w nas jak najdłużej...



Wszystkim, którzy natrafią na to miejsce życzę
prawdziwie magicznych Świąt Bożego Narodzenia,
z wielkimi płatkami śniegu wirującymi w powolnym tańcu pomiędzy niebem a ziemią, najpiękniejszą z możliwych mieszanką zapachów,
nie do podrobienia o innych porach roku, dźwiękiem dzwoneczków
i ledwie słyszalnym łopotem anielskich skrzydeł.

W otoczeniu najbliższych odnajdźmy najprostsze, ale najcenniejsze wartości.


A sobie życzę, aby moje blogowanie nie padło ofiara słomianego zapału i żebym wreszcie nauczyła się robić przyzwoite zdjęcia, którymi mogłabym ubarwić to miejsce.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

"Świąd Świąt..."



Ten przewrotny, ale jakże pasujący do tego, co przeżywam corocznie w grudniu tytuł zapożyczyłam od Andrzeja Poniedzielskiego. "Świąd Świąt", czyli panika, jaka ogarnia mnie już w połowie miesiąca i te same od lat pytania: czy zdążę ugotować wszystko, co zaplanowałam, czy znajdę prezenty, które ucieszą obdarowanych, Kiedy przeglądam inne blogi, pełne pierniczków, kartek świątecznych, wianków, serduszek, haftów i innych własnoręcznie tworzonych świątecznych cudności uświadamiam sobie jak głęboko w lesie jestem z moimi przygotowaniami. Coś tam ugotowałam, kilka drobnych dekoracji wisi już na właściwych miejscach, ale to wciąż za mało. Dlatego dzisiaj wrzucam tylko symbolicznego aniołka z zeszłorocznej choinki, żeby było widać, że i do mnie atmosfera Bożego Narodzenia dotarła i wracam do krzątaniny.

P.S. Nieustannie walczę z blogową materią, oczywiście, jak na razie z marnym skutkiem, ale zęby zaciskam i wgryzam się w te techniczne niuanse. Jest coś, co mnie irytuje najbardziej i nie mogę sobie z tym sama poradzić. Może ktoś mi pomoże? Jak to się dzieje, że gdy chcę obserwować jakiś blog, to czasem dopisuje się do Obserwatorów jak należy, czyli ze zdjęciem a czasem ląduję na szarym końcu jako czarno-biała zjawa bez twarzy. Od czego to zależy? Próbowałam różnych opcji i niestety od kilku dni wyskakuje mi ta "gorsza". Pomóżcie, proszę!

czwartek, 17 grudnia 2009

Candy u Iki


Ika z "Moje wędrowanie" ogłosiła dzisiaj candy. Można wylosować prawdziwe śliczności. Ponieważ to mój debiut w takich zabawach, nie potrafię jeszcze poruszać się w technicznych zawiłościach kopiowania linków, obrazków itp. Mam jednak nadzieję, że Ika przymknie oko na te niedoróbki i przyjmie również moje zgłoszenie :))

środa, 16 grudnia 2009

Kiedyś będę się z tego śmiać...


Czasem tak jest, że w najmniej spodziewanym momencie, gdy wydaje nam się że nasze życie jest poukładane i pozapinane na wszystkie guziki los funduje nam fikołka. I mnie także dostał się taki "prezent". Kilka miesięcy temu wręczono mi wypowiedzenie z pracy. Szok i przepłakane noce, to była pierwsza reakcja, typowa zapewne i logiczna. Nikomu nie jest do śmiechu, gdy nagle, po kilkunastu latach pracy dowiaduje się, że przestał być potrzebny. Tym bardziej, że nic nie zapowiadało takiego obrotu spraw. Kryzys dopadł także moje miejsce pracy, zwalniano ludzi, ale gdzieś tam daleko, w innych działach. Ja czułam się bezpieczna, bo to co robiłam w firmie stawiało mnie w pozycji "świętej krowy" niemalże. Nikt nie umiał tego co robiłam, nikt nie mógł mnie zastąpić ot tak, z dnia na dzień ...
Ale jak mówi mądre przysłowie nie ma ludzi niezastąpionych. Moje obowiązki przekazano czterem osobom, ja miałam trzy miesiące na nauczenie każdego jego "działki" i ... adieu!
Kiedy puściły pierwsze emocje i żal siadłam przy biurku, wyjęłam kartkę i napisałam na niej: "za rok będę się z tego śmiać...". Włożyłam ją do szuflady i zaczęłam pierwszy dzień mojego nowego życia.
Pierwszego września, zamiast jak zwykle pojechać na ósmą do biura zaprowadziłam moją córeczkę do szkoły. Ona też zaczynała nowy etap, poszła do pierwszej klasy. Mogłam być przy niej w tym dniu i w kolejne, zaprowadzałam rano i przyprowadzałam po lekcjach, czekałam z obiadem. Miałam czas poczytać, porysować, pójść na spacer...
Nie ma co ukrywać, odpoczywałam psychicznie po latach życia w napięciu i stresie, goniących terminów, kontroli i różnych zobowiązań. Odnowiłam stare znajomości, na które nie było czasu. Angażując się w życie szkoły poznałam wielu fajnych ludzi. Szukając zajęcia na samotne przedpołudnia przypomniałam sobie, że nie jestem taka całkiem "leworęczna" i złapałam bakcyla decoupage.
Moje życie zmieniło się o 180 stopni, ale już dziś, po trzech miesiącach wiem, że wcale nie na gorsze i że nie muszę czekać aż rok, żeby się z tego śmiać.



A ta prześliczna figurka anioła o twarzy Kasi Groniec to prezent pożegnalny od koleżanki, z którą przepracowałam wiele lat biurko w biurko. Wiedziała, że o niej marzę...
Dziękuję Ewuś :)

wtorek, 15 grudnia 2009

Coraz bliżej Święta...

Już tylko dziewięć dni do Wigilii. Co rok powtarzam sobie: "Tym razem zabiorę się za wszystko wcześniej, przemyślę, zaplanuję..." i co rok w okolicach połowy grudnia budzę się w nocy spanikowana, że nie zdążę. W tym roku jest oczywiście tak samo. Święta Bożego Narodzenia tradycyjnie już spędzamy w domu moich Rodziców i tradycyjnie już, z racji odległości przyjeżdżamy "na gotowe". To oczywiście nie znaczy, że nic nie robimy. Mama jest strażnikiem tradycji i przygotowuje te wszystkie wigilijne potrawy, żeby smakowały "jak u mamy", siostra wypieka ciasta i mięsiwa a my wieziemy przez pół Polski bigos, uszka i śledzie. Oczywiście z moją częścią przygotowań jestem wciąż w lesie a jedyne, co świadczy o tym, że mam świadomość nadchodzących Świąt to kilka serduszek, które uszyłam ostatnio zainspirowana "serduchomanią" panującą na innych blogach.
Taka już ze mnie przekorna natura, że jak kalendarz każe robić dekoracje świąteczne, to mi po głowie chodzą akurat róże, albo inne fiołki. Dlatego zamiast kleić łańcuchy i lukrować pierniczki "popełniłam" taki obrazek. A może właśnie dlatego, że Boże Narodzenie i że Mama ...


poniedziałek, 14 grudnia 2009

Dzień drugi...

Z wielką niecierpliwością zaglądałam dzisiaj rano do mojego bloga. Cieszę się nim jak dziecko nową zabawką, ale nie robiłam sobie zbytniej nadziei, że ktoś, oprócz mnie oczywiście, do niego zajrzy. Świat blogerów to prawdziwy kosmos. A tu taka niespodzianka! Pierwszy komentarz i pierwszy obserwator. :)))))))))
A radość moja jest tym większa, że tym gościem jest Elle z "Le petit bonheur". To dla mnie wielki zaszczyt, bo już od dawna obserwowałam Jej przecudnej urody blog. Często też zaglądam na Jej konto w deccorii. Uwielbiam jej styl, subtelny i delikatny, niezwykle kobiecy.
Dziękuję Ci Elle za miłe słowa na powitanie.

niedziela, 13 grudnia 2009

A dlaczego nie... ?


Oczarowana treścią i formą blogów, jakie przeglądam od kilku miesięcy w necie postanowiłam pójść w ślady ich autorek i stworzyć sobie mój mały e-świat.
Lubię piękne przedmioty i niebanalne wnętrza, gorącą kawę o poranku, zieloną herbatę po południu i lampkę czerwonego wina wieczorem. Światło świec i zapach cynamonu. Do tego nastrojowa muzyka, dobra książka lub film. Banał? Pewnie tak. :)) Jestem zwyczajną kobietą przeżywającą całkiem zwyczajnie swoje życie.
I o tym zwyczajnym życiu właśnie chcę tu pisać.