Opuściłam rolety. Nie mam już siły patrzeć na to, co dzieje się za oknem. Po raz kolejny tej wiosny (!) w ciągu jednej nocy ulice i chodniki przykryła gruba warstwa śniegu. I wciąż pada. Mało powiedziane, że pada, niemiłosiernie siecze ogromnymi płatami pod ostrym kątem. Nie wierzyłam w zapowiadane wczoraj zamiecie i zawieje... a jednak. Przed godziną przejechał przez nasze osiedle pług, teraz nie ma nawet śladu po odśnieżaniu. Ponoć jeszcze tydzień... przestaję wierzyć, tyle było już tych obietnic. A może ich nie było, może ja sama łapałam się każdej najmniejszej oznaki odwilży myśląc naiwnie, że przyniesie wreszcie wiosnę. Jestem już tą zimą i zimnem zmęczona. Poczucie bezradności wobec aury odbiera mi siły i wykańcza psychicznie. Tak jakby cały mój organizm wołał do mnie " a po co ma mi się cokolwiek chcieć?". No właśnie... po co? Do tego jeszcze dopadło mnie przeziębienie. Wszystkich nas dopadło. Zaczął Synio, jeszcze przed świętami a potem to już poszło. Ciekawe, ale nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek chorowali wszyscy razem. Nigdy. Nawet dzieci jakoś tak się nawzajem nie zarażały. A teraz mamy szpital w domu, każdy otoczony baterią chusteczek, Aspiryna i syropy schodzą hurtowo a w nocy fundujemy sąsiadom koncert kaszlowy na cztery głosy. Przepraszamy Was sąsiedzi.
Spinam się jako tako żeby przetrwać te godziny przy komputerze i telefonie, ale gdy wybija magiczna 16:00 nie mam żadnych skrupułów tylko rzucam pracę i pozwalam sobie leniwie chorować. Oczywiście owo "leniwie" jest bardzo umowne, bo gdy chore dzieci siedzą w domu, gdy mąż ledwo zipie, mimo, że do pracy chodzi, to ktoś przecież musi ogarnąć wszystko chociaż na poziomie podstawowym. Jeść trzeba dać, poświątecznym ciastem karmić się nie sposób, a żeby dać trzeba coś kupić. Wczoraj było czarno, to pojechałam do sklepu, dziś się nie odważę. Grajdołek też trzeba omieść z grubsza chociaż, bo nawet przymulona chorobą nie jestem w stanie znieść piachu zgrzytającego pod stopami i garów w zlewie. Ale wszystko robię w wersji najbardziej podstawowej, nie wychylam się, ponad niezbędne minimum. Nie chce mi się, nie mam siły, aktywność zero.
Nawet to pisanie jakieś takie nijakie dzisiaj. Sklejam te zdania jak przedszkolak niezdarnie, bez polotu. Po co piszę, spytasz pewnie... Czasami człowiek musi, żeby wyrzucić z siebie, żeby białemu ekranowi pożalić się, że taki biedny, taki chory, że dobija go bezsilność. Bo na zewnątrz musi trzymać fason, uśmiechać się i pocieszać innych. Chociaż tak naprawdę zajrzałam tu żeby obwieścić zainteresowanym, że wreszcie rozkminiłam tę magiczną formułkę i już wiem jak robić, żeby było dobrze. O szalu mówię oczywiście. Wpadłam na pomysł, że wezmę jakąś jednokolorową i grubszą włóczkę, żeby widać było na niej wyraźniej ażur. Nabrałam tylko tyle oczek, ile trzeba na zrobienie dwóch pełnych motywów i kombinowałam. No i teraz jest mi trochę głupio, bo to rzeczywiście nie było trudne, chociaż zapis z instrukcji mógł być mylący. Jednak gdy rozum człowiekowi wraca na swoje miejsce to i z taka zmyłką można się szybko uporać. To nawet nie była zmyłka, bo rzeczywiście trudno jest opisać te dwa "myki" krótko i czytelnie. Dlatego, jeśli ktoś jest zainteresowany moim przetłumaczeniem opisu z polskiego na nasze, to chętnie się podzielę, ale szykujcie się na łopatologię stosowaną, bo ja też krótko i czytelnie nie potrafię :)))
Kolory na zdjęciu zupełnie nie odpowiadają rzeczywistym ... nie przeskoczę tego :(((
Szkoda, bo są pięknie nasycone i takie wiosenne.
Skoro już odkryłam Amerykę, to oczywiście w każdej wolnej chwili dzieję, szala przybywa powoli, ale już widać, że ażur jest taki jak trzeba, po blokowaniu będzie pełen profesjonalizm ;). I to jest światełko w tym okropnym, białym tunelu jaki nam zafundowała wiosna i w tej wielkiej czarnej dziurze bezsensu w jaką wpadłam na tym przeciągającym się przednówku.
A Wy? Trzymacie się jakoś?
Trzymajcie się zdrowo !
OdpowiedzUsuńBuźka
Buźka!
Usuńja nie bardzo, przerażają mnie opłaty za gaz, wielu znajomym po prostu braknie pieniędzy na opał. Straszne.
OdpowiedzUsuńJeju, zapytałaś to napisałam, a u Was choróbsko, więc zdrowia życzę i nie chciałam labiedzić tylko samo tak wyszło.
A labidź Klarko, labidź... nie pomaga zaklinanie wiosny to może taki zbiorowy lament przegoni zimę. Jesteś niedaleko, więc sama widzisz, jeden dzień słońce i czarne chodniki, na drugi dzień rano czapa śniegu na wszystkim. Już mi brakuje poczucia humoru, żeby to obracać w żart... Tyle mojego, że pracę mam w domu i nie muszę co rano gnać w ten koszmar.
UsuńNo tak.Na lato bedzie jak znalazl:)
OdpowiedzUsuńJeśli lato będzie takie jak wiosna to wcale nie jest wykluczone :))) Pozdrawiam.
UsuńDroga Mirko, słońce, kolory i mnóstwo radości przesyłam... tak na poprawę humoru:)
OdpowiedzUsuńZmuszam się do pozytywnych emocji, choć szaro i nijako za oknem... ale przetrwamy:)!!!!!
Tomaszowa
Dziękuję, dziękuję, zwłaszcza za kolor, nie myślałam, że tak go będę łaknąć. Ściskam ciepło!
UsuńMiruś wpadaj do Szczecina u mnie słonko grzeje cieplutko i roztapia śnieg!!!!HURA!!!!Zdrówka Wam życzę i doskonale cię rozumiem...u mnie święta upłynęły z wirusami typu biegunka i wymioty u dzieci...i Młody jeszcze choruje do dziś- biedne malutkie!!!:(A Twoją dłubaninę włóczkową to podziwiam kolorki przepiękne!Trzym się cieplutko1:)
OdpowiedzUsuńAgulko kochana, a radio mi mówi, że śnieg idzie na północ... to ja może przeczekam go już u siebie, chociaż z przyjemnością bym Was znowu zobaczyła. Ucałuj Młodego w zakatarzony nosek, Kosię uściskaj i oby do wiosny! tej prawdziwej, nie tylko na papierze.
UsuńZaraz, zaraz - jak to po co piszesz? A między innymi po to, bym mogła na chwilę oderwać się od zajęć i z filiżanką herbaty wpaść z wizytą w Twe sieciowe progi. :) I nawet sok malinowy ze sobą wzięłam, byś czymś dobrym tę aspirynkę popić mogła. :) Uściski ciepłe przesyłam wraz z dozą pozytywnej energii, coby choroba odpuściła, a zima w ślad za nią! :)
OdpowiedzUsuńKaś, Kaś, Kaś...już Ty wiesz ja ja jej nienawidzę. Już nawet w okna nie patrzę, coby tej nienawiści w sobie nie potęgować. Za soczek dziękuję, przyda się każda forma wsparcia organizmu w warce z wirusem obrzydłym. Dziękuję, że jesteś !
UsuńŚliczne kolory i piękny wzór.Zdrówka życzę
OdpowiedzUsuńDziękuję Jagódko. Oby tylko włóczki starczyło na zaplanowany rozmiar (czymś się trzeba martwić ;))
Usuńtrzymam się Miruś ale z trudem ;/
OdpowiedzUsuńjuż też nie mogę z tym zimnem i śniegiem, no ale co poradzić? ;/ fajny szalik Ci wychodzi, ja też uciekam w robótki i książki, właśnie skończyłam czytać "Bez pożegnania" Barbary Rybałtowskiej :) czytałaś??
pozdrawiam
Nie znam tej książki Ikuś, ostatnio nie czytam zbyt dużo (niestety). Buziaczki posyłam.
UsuńU mnie tez pada...masakra...od rana/...i tez mi sie nic nie chce...
OdpowiedzUsuńZdrówka całej rodzince!!!
Dzięki Aguś, ściskam Cię mocno.
UsuńJestem niezmiernie ciekawa, czy chociaz w przyblizeniu rozszyfrowalam ten wzor. Jest zaiste bardzo piekny, a kolory na zdjeciu urzekajace, nie wiem, czy moga byc jeszcze ladniejsze w rzeczywistosci.
OdpowiedzUsuńU nas jest bezsnieznie (na razie), a ja juz tez przestalam miec nadzieje na wiosne. Pewnie po zimie przyjdzie lato, tylko co z roslinami?
Ponoć duży śnieg roślinom nie szkodzi, wręcz przeciwnie. Z drugiej strony, ile można ...
UsuńA wzór jest rzeczywiście fajny, uroczo dziurawy ;))) Ściskam!
kurcze, też tak mam!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Olqu! Byle do wiosny!
UsuńJuż mi się nawet nie chce pisać, co myślę i co czuję... Na Kleparzu rano zabrakło słonecznika dla ptaków, we wszystkich budkach pytałam, w jednej pani wyskrobała mi marne pół kilo z resztek... A potem z następnej budki zapomniałam zabrać jabłek, które kupiłam dla szpaków... Cóż, my jakoś damy radę, zwierzęta mają znacznie gorzej.
OdpowiedzUsuńSzalik zapowiada się pięknie, bardzo fajne kolory:) Zdrowiejcie szybko!
Biedne te ptaszorki, też pewnie zachodzą w głowę dlaczego tak długo nie ma robali na trawce. Buziaczki!
OdpowiedzUsuńZdrówka wszystkim życzę:) A zima przecież w końcu musi odejść, choć na pewno jeszcze nie dziś i nie jutro... Włóczka prześliczna. Właściwie nie przepadam za wielokolorowymi, ale ta wyjątkowo cudna! I szaliczek będzie superowy:)
OdpowiedzUsuńWysłałam Ci, Mireczko, maila z wrażeniami z koncertu. Dostałaś czy mam zły adres?
Ściskam:*
Marnie, marnie. Pracować sie nie chce, zdrowie szwankuje, robótki wszelakie leżą odłogiem, jak to na wiosnę, do tego spóźniona. I jak ją lubić wredną?;)
OdpowiedzUsuńDziś już słońce świeci i ma się na lepsze, zdrówka Ci życzę i przypływu sił witalnych. Sobie zresztą też;) Serdeczności:)
i ja już mam dość - naprawdę dość - tej zimy. Bronie się jak mogę bo depresja zimowa tylko czyha żeby mnie złamać. Z przeziębienia po miesiącu jakoś w końcu wyłażę. No i jakoś powoli ogarniam swoją przestrzeń i wracam do swojego światka..pomału to pomału ale czuję, że wracam. I dlatego bardzo dobrze rozumiem, ze czasami trzeba sobie tutaj popisać bo to bardzo pomaga w tym wracaniu:) pozdrawiam Cie bardzo ciepło. Trzymaj się tam dzielnie:)No i dużo zdrowia dla Was wszystkich:)
OdpowiedzUsuńNo dawno mnie tu nie było pewnie do tej pory jesteś zdrowa i sił nabrałaś. Wszystko jedno i tak zdrówka życzę i lekkiego wejścia w codzienność, która niestety czyha w każdym kącie.
OdpowiedzUsuń