Tak się złożyło, że choć do kina poszliśmy razem, to wróciliśmy osobno. Chociaż jednym autem... cóż, tak czasem bywa. Dwa słowa za dużo, albo jedno za mało i trzynaście kilometrów, dwadzieścia minut drogi powrotnej spędziłam w ciszy. Zabawne, że zdarzyło się to właśnie po tym filmie. Bo to jeden z tych filmów po których mam wrażenie, że nie siedziałam przed dużym ekranem, ale przed lustrem. I patrzyłam nie na fikcyjny świat Woody'ego, ale na siebie. Nie mam w sobie tyle odwagi, żeby przyznać się, w której postaci odnalazłam kawałek swojego życia. Czy to była Jasmine (a może Janette), kobieta, która nie wiedziała, może nie chciała wiedzieć, że wiedzie beztroskie, bogate życie dzięki oszustwom i machlojkom męża oszusta i nagle straciła wszystko? A może to jej siostra Ginger, pracująca w sklepie spożywczym, mieszkająca w beznadziejnej dzielnicy i nieustannie wiążąca się z nieudacznikami (jak sądzi jej siostra). A może dostrzegłam siebie w byłym mężu Ginger, gościu który przez moment miał szansę na sukces a teraz sfrustrowany zarabia na życie gdzieś na platformie wiertniczej na Alasce ? A może jeszcze w kimś innym? To nie jest takie istotne. Ważne jest, że Allen po raz kolejny wyciągnął na wierzch moje emocje, moje uczucia, moje lęki. I zrobił to drań z lekkością muzyki, która temu obrazowi towarzyszy, niemal od niechcenia. I jeśli szukacie w kinie prawdziwego życia, nie kolorowej bajki, to obejrzyjcie ten film, bo naprawdę warto. I dla Cate Blanchet też warto, bo to niezwykła i mądra aktorka. Rola Jasmine to majstersztyk ...no i te niesamowite, zielone oczy. W nich widać wszystko.
A skoro mowa o oczach...
Zupełnie przypadkiem natrafiłam dzisiaj w jednym z krakowskich centrów handlowych na Kiermasz Rzeczy Niepospolitych. Jak to dobrze, że właśnie w tym markecie postanowiliśmy dzisiaj szukać butów dla Oli i bluzy dla Kuby. Nie dość, że wreszcie udało nam się znaleźć buty, które trafiły w gust wybrednej 11-latki (czasem mam wrażenie, że muszę dopasować się do gustu wszystkich jedenastolatek z klasy mojej córki), że Synio wreszcie wypatrzył bluzę w wymarzonym kolorze i fasonie (nawet ja znalazłam fajną koszulę w kratę idealną na jesienne szarugi), to na deser trafiliśmy pomiędzy stoiskami z rękodziełem. Czego tam nie było ! Włóczkowe poduszki i pledy, bawełniane patchworki, filc w formach dużych i małych, obrazki malowane na desce, biżuteria wszelaka - ze sznurka, z wełny, koralików. Dłużej zatrzymałyśmy się przy stoisku z biżuterią robioną dosłownie ze wszystkiego. Ola otwierała dzióbek na widok kolczyków, czy pierścionków z klocków Lego, albo mocno stemperowanych kredek. Ja nie mogłam oderwać oczu od biżuterii z "wnętrzności" wymontowanych ze starych zegarków. Cudeńka! Oczywiście był też dekupaż (niewiele) i pięknie szkliwiona ceramika. Całe mnóstwo pięknych, oryginalnych przedmiotów i niezwykle zdolni, pełni pasji ludzie. Jedną z osób, jakie tam wystawiały swoje prace była Roszpunka. Na pewno znacie Jej blog i jej szydełkowe misie. W rzeczywistości, są dużo ładniejsze niż na zdjęciach, cudownie miękkie, idealne do przytulania. Co jeden to ładniejszy i wierzcie lub nie, każdy z nich ma swój "charakterek". Mina, spojrzenie czarnych oczu, postura, ciuszek i o każdym można coś innego powiedzieć - oczytany inteligent, smutasek, kokietka, czy obrażony narcyz. Same indywidua. Przyznam się Wam, że bardzo długo walczyłam ze sobą, żeby jednego nie kupić. Prześliczna brązowa Misia w szarej sukience w białe kropki skradła moje serce od pierwszego wejrzenia. Im dłużej trzymałam ją w ręku, tym bardziej czułam, że jest moja. Niestety (albo "stety") rozum zwyciężył. Kto ma dzieci w wieku szkolnym wie, że wrzesień nie jest najlepszym miesiącem na spełnianie kaprysów, portfel świeci pustkami. Miś został więc na stoisku, ale zanim odeszłam (z mocnym postanowieniem, że kiedyś po niego wrócę) udało mi się zamienić kilka słów z jego "mamą". Roszpunko, miło mi było zobaczyć Cię w realu :))))
Zasiedziałam się. To nic. Piątkowe i sobotnie wieczory lubię przeciągać długo w noc... takie małe oszukiwanie siebie i czasu, żeby jak najpóźniej wejść w kolejny dzień, w kolejny tydzień. Ale organizm upomina się o swoje, oczy zamykają się same. Czas spać. Dobrej nocy Wam życzę. Kolorowych snów.
Wybieramy się na ten film w przyszłym tygodniu... dla ulubionego reżysera i jego kolejnego filmu, jak również dla Cate.
OdpowiedzUsuńDzięki Mirko :)
PA!
Tomaszowa
Warto, warto. I dla W.A. i dla C.B. i dla tej historii.
UsuńBardzo chętnie się na niego wybiorę, tylko tak mi trudno samej. ;) Te problemy z rozpoczęciem roku szkolnego też znam. Kto wymyślił takie ceny książek do szkoły! Kiedyś zostawały w spadku po rodzeństwie i było dobrze. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńZ kimkolwiek rozmawiam na temat nieustannie zmienianych podręczników szkolnych to zawsze pojawia się pytanie, czy nie można zmienić tej absurdalnej sytuacji? Co rok, to inna podstawa programowa a co za tym idzie podręczniki o krótkiej przydatności do użycia. Znam dzieci, które zmieniając klasę (profil) w tej samej szkole musiały wymienić połowę podręczników, bo klasa A uczy się z innych niż B i C. Co roku we wrześniu wydajemy kilkaset złotych na książki, by w czerwcu te same książki wyrzucić na makulaturę. Paranoja!
Usuńna mnie także film Allena zrobił duże wrażenie :) a rola Cate zagrana fenomenalnie!
OdpowiedzUsuńja co prawda nie odnalazłam w nikim siebie ale dotarło do mnie jak szybko i łatwo może runąć świat jaki wokół siebie stworzyliśmy, cokolwiek by tym światem miało być ;/
pozdrawiam Mirko :)
To jest własnie siła dobrego filmu, czy książki, żeby nam uświadomić to, o czym nie myślimy na co dzień. Ściskam Ikuś.
UsuńKocham W.A:))))),,ty to zawsze narobisz mi apetytu:)))
OdpowiedzUsuńWoody Allen jest jak dobre wino, z biegiem lat nie traci mocy.
UsuńOj, ja do kina to pewnie nie prędko pójdę. Matka karmiąca ;-)
OdpowiedzUsuńAle kiedyś film obejrzę z przyjemnością.
Na szczęście dla matek karmiących i zapracowanych żyjemy w czasach DVD. Buziaki Aguś!
UsuńWrześniowe wydatki, znam znam, współczuję, i wierz mi szkoła nic na to nie poradzi, że ktoś wymyśla bzdury pt nowa podstawa programowa, wskutek czego różnica w materiale w książkach niewielka, a nie mają dopuszczenia ministra i żaden n-l nie może zalecić starej książki bez dopisku "zgodne z ...".
OdpowiedzUsuńAle i studenty potrafią nieźle spustoszyć kieszeń.
Jako,że nasz młodszy (ten Krakus:) ma we wrześniu sesję i praktyki już wyskoczyłam z połowy mojej pensji.
Dziękuję za tę sugestywno-subiektywną analizę Jasmine. Może przełamię niechęć do poważnych tematów i się wybiorę. Bo raczej nielekko nam ostatnio z powodów ważkich i ludzkich. Ale na pewno sięgnę po dvd, choćby dla Cate.
Te misie zawsze mnie rozczulają, zdolna ta Roszpunka, trzeba być niezłym psychologiem,żeby misiom nadać takie niepowtarzalne charakterki:)))
Absurdalne pomysły na nieustanne zmiany w podstawie programowej służą chyba tylko wydawnictwom, drukarniom i pośrednikom sprzedającym podręczniki. Rodzic płacze i płaci, bo przecież na edukacji dziecka własnego oszczędzać nie będzie. Na zmianę systemu na lepszy już niespecjalnie liczę, a kolejnych reform boję się jak plagi. Nic to! Malkontenctwo niczego nie zmieni, trzeba sobie jakoś radzić. Damy radę!
Usuńpoczekam az bedzie na dvd i obejzymy wspolnie z mezem w domu (nie bede musiala przynajmniej sama wracac;)- zartuje). Cate Blanchet podziwiam za Elizabeth The Golde Age, wspaniale wrodzila sie w osobe krolowej Elizabet...
OdpowiedzUsuńa co do zakupow z nastolatka (11, czy 12, czy 13...hormony, hormony...hormony), to trudne wyzwanie, chyba dla kazdej matki:)))znam ten bol:), jak i echo w portfelu kiedy zbliza sie rok szkolny:)
A co do Misia, kto wie, moze kiedys ponownie sie odnajdziecie i zostanie przy tobie na zawsze.
pozdrawiam cieplutko
No cóż... nawet z kanapy w salonie można "wracać" osobno. Oczywiście nikomu tego nie życzę. Na szczęście "po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój..."
UsuńZakupy z nastolatką przypominają czasem ujarzmianie dzikiego tygrysa, bywa nerwowo i czasem wraca się z takich zakupów nieźle poharatanym psychicznie. Ale na szczęście (przerobiłam to na starszym Syniu) wszystko mija wcześniej czy później.
A co do Misia ... to jestem pewna, że kiedyś będzie ze mną.
Ściskam Cię mocno i bardzo, bardzo się cieszę, że znowu tu jesteś :))))
to fakt...(chodzi mi o kanape ï takie tam":))choc musze szczerze przyznac i naprawde nie koloryzuje moj maz juz tak ma (moze to dlatego ze "rasa"holenderska), ze by nie wiem co sie wydarzylo: zawsze wracamy razem...i razem zasypiamy i bez wzgledu na to kto "zawinil"on zawsze pierwszy powie przepraszam, i oczekuje ze wszystko bedzie ok....a ja czasem..hmmm...potrzebuje pomyslec...zastanowic sie...nawet troszke dluzej sie pozloscic...a tu nici z tego:)))takie zycie z Holendrem:)))
Usuńbuziaczek
ps.: ja rowniez bardzo sie ciesze ze wrocilam, choc mialam obiekcje...bo...tak sobie wyszlam..bez zadnego slowa...i nagle powracam jakby nigdy nic i pisze o nieprzespanych nocach, lub o tym jak spiewam w drodze do pracy:)))ale naprawde teraz...po tych wszystkich przeszkodach...ktore mam nadzieje mam juz za soba, pisanie bloga, wstawianie postow sprawia mi ogromna radosc:))) i ponowny kontakt z Toba/ wami <3
papa
Narobiłaś mi takiej ochoty na ten film, że chyba zamęczę mojego Z.:))) Na poleconego bloga zaraz zajrzę...
OdpowiedzUsuńZamęcz, zamęcz, byle nie całkiem ;))))
Usuńoj czaję sie na ten film, czaję.
OdpowiedzUsuńPrzyczajony tygrys, ukryty smok... a nie, to nie ten film ;)))
UsuńJak ja lubię twoje recenzje Miruś.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Bardzo bym chciała, żeby spod mojej klawiatury wychodziły recenzje. Niestety nie umiem ich pisać, dlatego wybaczcie mi, proszę te mocno subiektywne okrawki wrażeń.
UsuńOjjojojo joj! To tak. Po pierwsze jednak chyba pójdę na tego Allena, po drugie sama, a po trzecie misiami Roszponki zachwycam się od czasu jak znalazłam jej blog, a to, że jeszcze żadnego nie kupiłam, to tylko dlatego,że nie lubię internetowych zakupów, bo przelew, bo paczka i takie tam, a ja jak kupuję, to lubię mieć zaraz. Dobrze,że ten kiermasz był w Krakowie, bo bezpiecznie daleko, a mimo,że wyprawki i podręczniki już dawno za mną, to moje dziecko remont generalny mieszkania po dziadkach prowadzi, więc sama rozumiesz:)
OdpowiedzUsuńUściski ciepłe i niech Ci się relacje poprawią, bo życia szkoda i nerwów. Faceci, to jednak inny gatunek jest i trzeba na to brać poprawkę. Buziaki:)
Mam nadzieję, że ciche minuty (bo nie dni, na szczęście), nie są dokładane każdemu w bonusie do biletu, jak saszetka z kawą która dostaliśmy od sponsora sali. Możesz spokojnie iść w parze, głupio tak samej do kina, nieprawdaż? A co do misiaków Roszpunki, to gdy widzi się je na żywo, gdy można ich dotknąć, przytulić, to poddanie się głosowi rozsądku bywa bardzo trudne. Ściskam.
UsuńMiro, cieszę się bardzo, że zostawiłaś u mnie parę słów i dzięki temu trafiłam ja do Ciebie. Poczytałam, pooglądałam, zajrzałam to tu to tam i z przyjemnością będę wracać. Muszę jeszcze bardziej zagłębić się w archiwa. Fajnie piszesz, masz przyjemne słowo pisane, dobrze się czyta. :)
OdpowiedzUsuńA Allena uwielbiam. Muszę w końcu znaleźć chwilę. Ach ten wrzesień...!!! ;)
pozdrawiam
dominika
A ja Cię podczytuje i podglądam już od dawna, nieustannie w zachwycie nad Twoim talentem. Miło, że zajrzałaś :)))
UsuńMiro Miła :) dziękuję za kolejne polecenie. Poprzedni film pożarłam niemal na wdechu! :) Uścisków moc
OdpowiedzUsuńPS. Czy dotarł do Ciebie mój email?
Muszę przed sezonem wyczyścić kominek z popiołu. Podejrzewam, że zbierze się z pół wiadra. Idealnie, żeby wsadzić w to głowę, bo posypywanie jej popiołem to zbyt mało żeby się pokajać. Jak zwykle zwlekam z odpisaniem na Twój mail, zbieram się, zbieram, zarzucam, znowu zbieram, przysiadam, coś mnie odciąga ... ale myślę nieustannie. Dzięki za cierpliwość, jaką (jeszcze) masz dla mnie.
Usuń:))) Lepiej głowy nie wsadzaj w pia... popiół znaczy, boś nie struś. Spytałam nie z braku cierpliwości, jeno z powodu takowej wiadomości: System zgłosił problem z dostarczeniem przesyłki. Hm... niezbadane są ścieżki listowe... ;))) Uściski :)
UsuńNo i jak Cię nie kochać, wirtualna a jednak prawdziwie bliska Kasiu!
UsuńSłowo...
OdpowiedzUsuńCzasem jedno za dużo, a czasem brak tego jednego potrafi zmienić bieg historii... Czy na prawdę milczenie jest złotem? Po wielokroć zadaję sobie to pytanie...
Mireczko, recenzja zachęca, wręcz kusi. Nie jestem kinomaniaczką, a raczej "kanapomaniaczką" i poczekam cierpliwie na film z małego ekranu. Uwielbiam czytać Twoje słowo pisane, masz we mnie wiernego czytelnika ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
PS
Wszyscy zapewne mamy za sobą podróż z cyklu "razem, a osobno".
Pocieszeniem jest fakt, iż każda podróż jest kształcąca...
Milczymy, mówimy, za dużo, za mało, w sam raz, śmiejemy się, z siebie, do siebie, obok siebie, płaczemy, siedzimy, leżymy stoimy, zbyt blisko, za daleko, obok, za wcześnie, za późno, za długo, za krótko, za ręce, plecami, w objęciu, na dobre i na złe, w beztrosce i w kłopotach ... już 22 lata tak podróżujemy...wciąż razem.
UsuńZazdroszczę tych 22 lat obok..ale zazdroszczę z serdecznością i z wiarą,ze tez mi się to uda:)::)
UsuńPozdrawiam z mojej Krainy
Pat
Zachęciłaś mnie swoją recenzją. Mam ochotę w przyszłym tygodniu się wybrać. Ciekawe, czy będę siedzieć jak przed lustrem... pozdrowienia:)))
OdpowiedzUsuńI ja jestem ciekawa Twoich wrażeń. Opowiesz?
UsuńTak, oczywiście. Tak mnie zaintrygowałaś tym lustrem:))))
Usuń