Ten post miał być o czymś zupełnie innym.
Gdy wczoraj bardzo późnym wieczorem zasiadłam do laptopa chciałam Wam opowiedzieć, jak cudnie zakończył mi się tydzień. Zasiadłam z głową pełną myśli i słów układających się w entuzjastyczną opowieść o wydarzeniu, z którego kilkanaście minut wcześniej wróciłam. O koncercie Piotra Bukartyka (Małgosiu, jeszcze raz bardzo dziękuję). Koncercie niesamowicie energetycznym, bo i ten człowiek taki jest. Koncercie czasami lirycznym, jak teksty Jego piosenek, koncercie pełnym humoru, jak to, co mówił pomiędzy piosenkami. Choć pora była już późna, to endorfiny, jakimi naładowałam się przez dwie godziny trwania koncertu tak we mnie krążyły, że nie było mowy o pójściu spać, musiałam "ulać" ich nieco przez klawiaturę na karty bloga. Niestety, gdy tylko wpisałam w wyszukiwarkę swój adres układając już w głowie pierwsze zdania nowego posta powitała mnie "niespodzianka". Zamiast strony głównej mojego bloga - znajomego okna z zieloną okiennicą i białych liter układających się z nazwę Poukładany Świat zobaczyłam dziwny niebieski odcisk psiej łapy i całą masę chińskich znaczków ułożonych na podobieństwo strony startowej naszego starego wujka Googla. W pierwszym odruchu oczywiście zamknęłam stronę i znowu otworzyłam swoją. Trzy sekundy i znowu chińskie znaczki. Kolejna próba i znowu moja strona widoczna tylko przez trzy sekundy. No przyznam Wam, że zamarłam. Na informatyce znam się tak samo jak na fizyce kwantowej i budowie silników samochodowych. Nie wgłębiam się z tajniki komputerowych wnętrzności. Używam komputera jak większość z Was, więc podobnie jak przy awarii samochodu, czy pralki gdy komputer szwankuje to wzywam fachowca. Mój "fachowiec" od komputerów już prawie drzemał na kanapie, ale na hasło "ktoś mi zhakował blog" zerwał się rześki i gotowy do walki z niewidzialnym wrogiem. Wybebeszył blog, wywrócił na lewą stronę i szukał. Nie miał łatwo, bo sam nie bloguje, nie używa więc Bloggera na co dzień i niestety błądził po omacku. A ja stałam gryząc palce i rozważając najczarniejszy scenariusz, czyli totalne i nieodwracalne uziemienie "Poukładanego Świata". I oczywiście cały czas myślałam, dlaczego ja? Jest tyle blogów z ogromną liczbą obserwatorów, blogów z kilkoma, czy kilkunastoma tysiącami odwiedzin dziennie. Po co komu taki malutki, niszowy, znany garstce ludzi blog, blogunio, blożątko? Przecież to nielogiczne i ekonomicznie nieopłacalne. Sprawdziłam losowo kilka znajomych blogów, wszystkie działały normalnie, a u mnie inwazja chińskich znaczków...
A fachowiec szukał, klikał w każdy element strony i znowu szukał ... bez skutku. I już mieliśmy odpuścić i powrócić do walki rano, kiedy Małż wrzucił zapytanie do wyszukiwarki. I okazało się, że nie tylko mój blog przekierowywał do chińskiej przeglądarki. Byli też inni blogerzy z takim samym problemem i na szczęście w sieci był już ratunek. I tu dziewczyny rada dla wszystkich Was, które "ozdabiacie" swoje blogi gadżetami spoza Bloggera. Okazało się bowiem, że wirus czy inne cholerstwo, które przekierowywało wpisujących adres mojego bloga prosto do chińskiej przeglądarki siedział w ... liczniku odwiedzin!!! Licznik ściągnęłam sobie zaraz na początku mojej przygody z blogowaniem, podobnie jak tapetę, czy znaczek dekorujący tekst o komentarzach. I przez pięć lat wszystko było OK - aż do wczoraj. Bo wczoraj właśnie do strony z licznikiem ktoś podpiął to dziadostwo. Oczywiście natychmiast usunęłam licznik, po pięciu latach blogowania nie liczenie gości i nie statystyki są dla mnie ważne. Czy czyta mnie jedna osoba, czy pięć, czy pięćdziesiąt piszę, bo taką mam potrzebę. I będę pisała tak samo nie wiedząc ile mam odwiedzin. Najważniejsze, że znowu mam gdzie pisać i że mój blog nadal żyje.
Dziewczyny! Jeśli macie na stronie jakieś linki ściągnięte skądś, usuńcie je od razu. Nie ważne że do tej pory wszystko było fajnie. A tak swoją drogą, to nawet nie przypuszczałam, że świadomośc całkowitej utraty bloga i odcięcia od Was będzie dla mnie takim stresem. Serce mi waliło, ręce się trzęsły... masakra jakaś! Nikomu nie życzę, dlatego uważajcie Kochane na swoje miejsca w sieci, ustawiajcie sobie mocne hasła, instalujcie porządne antywirusy i nie sciągajcie niczego z niepewnych źródeł (ależ jestem teraz mądra ;) .
I tylko moje ego troszkę ucierpiało, że to jednak nie o mnie hakerom chodziło ...
No nie...żartowałam... całe szczęście, że nie o mnie i niech tak pozostanie.
Mnie się przydarzyło wczoraj dokładnie to samo! Oczywiście panika, gorąc na plecach, próby szukania pomocy, ale udało się -jakaś dobra duszyczka na forum pomocy podpowiedziała co robić. Oby nigdy więcej, bo utrata bloga byłaby bardzo bolesna. Pozdrawiam, Gocha
OdpowiedzUsuńDobrze, że ktoś szybko odnalazł sposób na odzyskanie bloga. To niby tylko wirtualny twór, ale jednak spory kawałek nas samych. Ja, przyznam szczerze czułam się jakby ktoś mi wszedł pod moja nieobecność do domu, zmienił zamki i śmiał się na głos patrząc jak się do niego dobijam. Koszmar, ale też nauczka na przyszłość. Pozdrawiam.
UsuńJa nadal mam tez znaczki nic nie pomoglo usuniecie licznika ide sobie poplakac:(
OdpowiedzUsuńLacrimo, szukaj dalej. Może tło bloga, może wkleiłaś jakieś obrazki typu "dziękuję za komentarze" a może datownik jakiś frymuśny. Wyrzuć wszystko, co nie pochodzi z szablonu Bloggera. Trzymam kciuki!
UsuńOjej:((( i .. Hurrrraaaa!!!!:))) Byłoby bardzo smutno bez Miry i bardzo się cieszę, że jednak to tylko mały chiński pryszcz, który udało się usunąć. Zaraz sprawdzę, czy nie mam jakiegoś "obcego" na moim blogu:)))
OdpowiedzUsuńChiński pryszcz mały, ale zabolał. Byle nie zamienił się w przewlekły trądzik ;))). Pozdrawiam
UsuńCieszę się, że wszystko dobrze się skończyło :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Tomaszowa
I ja się cieszę, ale tak zaglądam do dziewczyn z mojego bocznego paska i widzę, że się cholerstwo rozpleniło. Mam nadzieję, że wszystkie zdołają się uwolnić. Pozdrawiam!
Usuńa przed chwilą czytałam u kogoś o tym samym wirusie, już lecę napisać dziewczynie co to się stało
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
ale jak do niej dotrzeć kiedy wpisuję adres jej bloga i natychmiast pokazują się te chińskie znaczki
OdpowiedzUsuńNo właśnie to jest ból. Ty nie możesz wejść do niej i ona też nie może. Myślę, że Ci, którzy są wolni od wirusa powinni napisać o nim na swoich blogach. Poczta pantoflowa doniesie wieści do tych "zakażonych" a i oni przecież mogą wciąż czytać niezainfekowane blogi.
Usuńto ja wkleję link do Twojego bloga u siebie na fan page, tam jest najwięcej odwiedzin, jeśli nie zgadzasz się to napisz, natychmiast ściągnę ale sądzę, że nie masz nic przeciwko temu
UsuńAaaaaa..To teraz rozumiem skąd tylu odwiedzających on-line... ;))
UsuńNo coś Ty Klarko! Wiadomo, że się zgadzam.
Ja zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, że i mój blog opanowały "skośnookie znaczki". Nie byłam świadoma...bo jakoś w ostatnim czasie mało mnie w blogowym świecie :/ ...ale poinformowała mnie o fakcie moja znajoma (poznałysmy się, nawiasem mówiąc, właśnie dzięki blogowi :) ) Kiedy usłyszałam, że nie można wejść do mojego wirtualnego atelier, to na początku nie chciało mi się wierzyć, no bo niby dlaczego ktoś miałby mnie, szarą myszkę hakować? ale zaraz poleciałam do laptopa i się przekonałam, że faktycznie po wybraniu mojego adresu na kilka sekund pojawia się blog, a zaraz potem następuje przekierowanie na jakąś "krzaczastą przeglądarkę"
OdpowiedzUsuńNa szczęście Luiza (dzięki kochana jeszcze raz :) ) podpowiedziała mi, że na u Ciebie na blogu znajdę rozwiązanie problemu.
Za Twoją radą usunęłam licznik odwiedzin (którego zupełnie mi nie żal, bo zupełnie nie zwracałam na niego uwagi) i wszystko wróciło do porządku.
Dzięki wielkie Miro za te podpowiedzi, bo przyznam się, że i mi zrobiło się nieswojo na myśl, że moje miejsce w blogosferze zniknęłoby ot tak bez mojego udziału ;(
Buziaki :*
Cieszę się Penelopo, że mogłam pomóc. Blogosfera bez Ciebie byłaby mniej kolorowa i smutna. I masz rację, jeśli zamknąć blog, to tylko z własnej woli a nie pod przymusem skośnookich włamywaczy. Pozdrawiam cieplutko.
UsuńP.S. Co tam słychać na niwie?
ojejku, nie wiedzialam ,ze moga nas opanowac chinskie znaczki, a potem moze Chinczycy...., ha, ha, ale powaznie jest to stres ,ze mozemy utracic czesc naszego zycia,pozdrawiam i trzymam za NAS kciuki,
OdpowiedzUsuńTrzymamy kciuki, pomagamy. Nie damy się ! W końcu nie ilość się liczy, ale jakość, w jednej blogerce tkwi moc piętnastu hakerów.
UsuńWitaj:) i niby zaczynamy pisać tak od niechcenia, czasami nie mamy czasu by napisać posta, wydaje nam się, że nic nie znaczy, a kiedy dzieje się źle dostajemy palpitacji serca... ach, ach, ach... dobrze, że
OdpowiedzUsuńJesteś, wczoraj kilka Dziewczyn miało z tym problem... czasami musimy wybrać mniejsze zło, żeby istnieć nawet dla samych siebie, dlatego pal licho ten licznik, ważne ,że Jesteś i piszesz, czekam na post , z którym do nas przyszlaś:)
Buziaki:)
Tak już jest, że dopiero utrata czegoś /kogoś/ uzmysławia nam jakie to jest dla nas ważne. Jak działa, to OK, jest super, piszemy, nie piszemy, zaglądamy, nie zaglądamy... a jak nagle znika, to okazuje się, że było czymś istotnym. A o koncercie to już chyba nie będę pisała. Było super, ale już mnie wena opuściła :((. Buziaki!
UsuńJa mam zapisane tak na wszelki wypadek wszystkie linki do znajomych blogów w archiwum...
OdpowiedzUsuńNawet na gole można stracić bloga, bo to jest jednak darmowe chociaż bardzo dobre...
Świetny pomysł. Będę musiała pomyśleć o spisaniu w bardziej "analogowy" sposób linków do blogów i adresów mailowych do wszystkich Ulubionych. Tak na wszelki wypadem
Usuńmoja siostra miala podobny problem...z tego co wiem zalozyla teraz nowy blog...ja biegne do siebie i usuwam to wszystko co moze zaciekawic "chiczyka"..chociaz moj blog jest jeszcze mniej interesujacy biorac pod uwage liczbe odwiedzajacych go osob...wiec mysle, ze mnie omina te atrakcje z dalekiego wschodu :) buziaczki (ciesze sie, ze udalo Ci sie poskromic tego chonskiego smoka :) :) :) )
OdpowiedzUsuńMałgosia zmieniła adres? No popatrz...nie wiedziałam. Myślałam, że po prostu ma tyle zajęć, że uciekła w real.
UsuńI ja zauważyłam wczoraj tajemnicze "zniknięcie" kilku blogów, a jeden (mam wrażenie), został przez kogoś przejęty... Smutne to. :(
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji dzieląc się również własnymi doświadczeniami blogowymi z dreszczykiem na plecach w tle - warto regularnie eksportować zawartości całego bloga do pliku zapisanego u siebie na dysku. Blogger daje taką możliwość, dzięki czemu w razie nieprzewidzianych problemów, jest skąd odzyskać treść oraz wygląd bloga. Uściski serdeczne - cieszę się, że Poukładany Świat nie utonął w otchłani morza chińskich znaczków :)
Bo wiesz Kasiu jak to jest ... myślimy, że te wszystkie niespodzianki dotykają innych, nigdy nas. Dlatego zapominamy o bezpieczeństwie, o kopiach zapasowych itp. A potem jest wielkie zdziwienie i żal... Jutro robię kopię zapasową. Buziaki!
UsuńSzkoda, ze nie podalas linka do strony, ktora podaje rozwiazanie tego problemu.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście...mogłam spisać link, ale wtedy, gdy szukaliśmy rozwiązania problemu nie pomyślałam. Wrzuciliśmy w wyszukiwarkę hasło "przekierowanie bloga na baidu" i trafiliśmy na jakieś forum a na nim na poradę by usunąć licznik odwiedzin. Pomogło. Dlatego, mam nadzieję, że i bez linku innym tez pomoże samo usunięcie licznika.
UsuńSuper, ze o tym napisałaś, bo wśród moich obserwowanych blogów, już kilka jest po chińsku... Inwazja się rozrasta... :-(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to tylko kwestia czasu, kiedy Ci zainfekowani zauważą, że coś jest u nich nie tak i odnajdą lekarstwo. Na szczęście to tylko "katar" a nie ebola. Chociaż strach był.
UsuńNajważniejsze że koniec dobry:) Ale nerwy były - wyobrażam sobie
OdpowiedzUsuńNa szczęście! Oby nigdy więcej, bo naprawdę najadłam się strachu.
UsuńWłaśnie przed chwilą dosłownie zamarłam. Podczas czytania któregoś z Twoich najdawniejszych postów ukazały mi się przed oczami ...chińskie znaki. Na szczęście cofnęłam się do początków i za chwilę wszystko wróciło do normy.
OdpowiedzUsuńAnalizuję to teraz na zimno... Skoro blog mi działa, to wszystko jest OK. Jeśli zauważyłaś "znaczki" na jakimś starym poście, to może linkowałam w nim kogoś, kto jest zainfekowany. Czasem pisząc o kimś od razu linkuje jego imię, może to było właśnie to... Mam nadzieję, że wszystkim uda się wrócić do normalności.
OdpowiedzUsuńNo jaja niezłe. Dobrze przeczytać, że wszystko dało się odkręcić! UFFF!!!!!! nie darowałabym, gdyby zepsuli na stałe jeden z moich ulubionych blogów. Idę zobaczyć co u mnie - czy po chińsku czy jeszcze lepiej :D
OdpowiedzUsuńDzięki Bestyjeczko. U Ciebie chyba wszystko OK, ja Cię widzę :))))), ale u niektórych wciąż "psia łapa"
Usuńwczoraj..i nadal-bo sprawdziłam ma tak Zielony Kuferek.....na innym jakaś durna reklama,że trza założyć bloga sportowego....w języku..chyba guli-gula...no szok!!
OdpowiedzUsuńOj tak, jeszcze niektórzy to mają. I te "guli-gula" też widziałam. Zniknęła nasza kochana Margott z "a wszystko, co kocham". Mam nadzieję, że jakoś to zwalczy, bo przecież utrata tak cudownego bloga byłaby naprawdę przykra nie tylko dla Niej, ale dla wielu z nas.
UsuńMireczko... bylam pierwsza, ktora zrobila "szum" na Facebooku... Tyle, ze mi usuniecie licznika nie pomoglo. Przenioslam bloga i aktualnie odtwarzam blogi, ktore mialam na liscie. W tym takze Twoj. Ciesze sie, ze tobie udalo sie uniknac przeniesienia :)
OdpowiedzUsuńBuziaki sle :)
Acha Mireczko moj nowy adres : http://malgorzatajenekdesigns.blogspot.de - Ciesze sie, ze znalazlam Ciebie dzieki mojej Sistar, ktora ma Poukladany Swiat w ulubionych :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, tak Ci współczuję! Dobrze, że znowu jesteś, choć tak mi szkoda tamtego bloga. To był Twój świat, Twoje miejsce, dla wielu bajkowe, inspirujące, niezwykle piękne. Mam nadzieję, że nikt więcej nie będzie próbował zniszczyć Twojej pracy. Ściskam mocno.
UsuńOj i mnie nie ominęła inwazja chińczyków. Usunęłam licznik - pomogło. Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńDobrze, że to tylko licznik i tylko chińskie znaczki. Małgosia straciła cały, jakże piękny blog. Odtworzyła go, jednak bez komentarzy, a przecież komentarze, to połowa blogowej treści... żal...
UsuńMireczko, dobrze że wszystko u Ciebie wróciło do normy.
OdpowiedzUsuńAle wyobrażam sobie ten stres i chwilową niemoc.
A teraz śpij spokojnie, dobranoc :)
Dzięki Alutko! I dla Ciebie, choć już dzień później ... dobrej nocy i kolorowych snów w nowej sypialni :)))
UsuńAle dziadostwo wkleili!!Dobrze że to mozna wyrzucić.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Można było... chociaż przyznam, że gdyby nie mój M., który zna sztuczki przeróżne komputerowe, to bym siadła i płakała. Bo ja cieniutka jestem w komputerowe klocki. Pozdrawiam Jago.
OdpowiedzUsuń