niedziela, 2 sierpnia 2015

Gwałtowne objawienia piękna ...

Gdy w późny piątkowy wieczór pustą ulicą wracałam do domu na niebie pysznił się wielki okrągły księżyc. Odcinał się wyjątkowo wyraźnie od czarnego jak sadza nieba, choć miejskie latarnie starały się osłabić ten kontrast swoim sztucznym światłem. Niezwykła, jak na tę porę cisza (wszak w weekend miasto nie zasypia przed świtem) pogłębiała jeszcze ten efekt. Stanęłam na chwilę i patrzyłam jak zauroczona. Weszłam do domu i chciałam opowiedzieć o tym, a zdobyłam się jedynie na banalne "piękna pełnia dzisiaj". Zdanie, które w żaden sposób nie oddało tego, co naprawdę widziałam. W głowie był festiwal emocji i przeżyć a język ulepił z tego raptem trzy banalne słowa... 
Ileż razy tak się dzieje! Słowa nie nadążają za tym, co w głowie, czy w sercu, spłycają, gubią to, co najważniejsze. Podobnie jest z próbą zamknięcia takiego widoku na fotografii. Oczy widzą magiczny, hipnotyzujący obraz a na zdjęciu wychodzi banalny kiczowaty landszafcik.
Kiedy dziś rano, z kubkiem gorącej kawy przemierzałam wirtualne ścieżki blogosfery wpadło mi w oko zdanie, które idealnie ilustruje owo poczucie niemożności oddania słowami niektórych zjawisk, bezradności wobec ich siły oddziaływania, banalności formy, bezużyteczności narzędzi jakimi dysponujemy.


"... doznaję czasami krótkich, dziwnych, gwałtownych objawień piękna, nieznanego, nieuchwytnego i zaledwie zdradzającego się w pewnych słowach, widokach, pewnych zabarwieniach świata, pewnych sekundach... Nie potrafię go ani dać poznać innym, ani wyrazić, ani opisać, zachowuję je dla siebie ... "  Guy de Maupassant


Nie jestem chyba prawdziwą blogerką. Może wcale nie zasługuję na to miano. Stworzyłam to miejsce z myślą o dzieleniu się z innymi moją pasją, ale teraz, gdy dla rękodzieła nie mam niemal wcale czasu blog przestał być blogiem "hendmejdowym" a stał się ... no właśnie, czym stał się Poukładany Świat? Mógłby być pamiętnikiem domowych zdarzeń, jednak szanując prywatność pozostałych członków mojej rodziny nie mogę i nie chcę zbyt szczegółowo wchodzić w naszą codzienność.
Pewne zdarzenia są zbyt intymne, by wyciągać je na forum, inne znowu wydają się zbyt banalne, by zawracać Wam nimi głowę. Czasem przemycę migawki z domu, zdjęcia wybranych wnętrz, szersze lub węższe kadry, ale dzieje się to na tyle rzadko, że trudno nazwać mój blog wnętrzarskim. Mógłby być blogiem kulturalnym, ale zważywszy, że na jego strony trafia tylko ułamek tego, co przeczytam, obejrzę, czy usłyszę, to jest co najwyżej notesem do wpisania wrażeń po obejrzanym filmie, czy przeczytanej książce.  Lubię się czasem rozpisać na tematy przeróżne, ale też nie tak często by nazwać blog psychologicznym czy społecznym. 

Czymże więc jest Poukładany Świat? Może odskocznią od codzienności, oknem z którego wychylam się do Was i wołam, hej! co słychać? I miło mi jest, gdy czasem machacie do mnie wirtualnie ręką i odpowiadacie wirtualnym "hej !"w komentarzu.

Na co dzień nie myślę blogiem, nie wyrobiłam w sobie nawyku łapania za aparat i utrwalania zdarzeń w kadrze. Nie fotografuję tego co gotuję, albo piekę, bo w tym właśnie momencie myślę o gotowaniu i pieczeniu a nie o blogu. Pięknie nakryty stół, fantazyjnie podana potrawa... uświadamiam sobie, że mogłam zrobić im zdjęcie  dopiero wówczas, kiedy już są historią.
Gdy ostatnio przerabiałam stary stół kuchenny to dopiero przy ostatniej warstwie lakieru pomyślałam, że przecież mogłam zrobić zdjęcia przed i po, albo wzorem koleżanek blogerek pokazać wszystkie etapy pracy w formie postu DIY. Tak samo było, gdy zajęłam się metamorfozą prostego, sosnowego taboretu z Ikei dopasowując go do tegoż stołu. 
Nie jestem jednak prawdziwą blogerką, więc przechodzę nad tym szybko do porządku dziennego. Nie rozpamiętuję nie napisanych postów i utraconych ujęć.  Nie żałuję, że mój blogowy kącik jest taki ubogi. I bez moich zdjęć internet jest już pełen kolorowych kubków z parującą kawą, smakowicie wyglądających ciast z owocami, kolorowych pledów, ścian udekorowanych obrazami albo odrestaurowanych starych mebli. I bez moich wypocin jest w sieci dość recenzji filmów, opisów książek albo linków do pięknej muzyki. Nie oszukujmy się - pisząc kolejny post nie dodam niczego, czego by już tam nie było, nie pisząc nie pozbawię świata niczego istotnego... Dlaczego więc tu jestem? Odpowiedź jest bardzo prosta.

Jestem tu dla siebie. Dla siebie dzisiaj, żeby odreagować troszkę codzienność, dla siebie jutro, bo nic tak dobrze nie pilnuje chronologii zdarzeń jak blogowe archiwum. I jeszcze, a może przede wszystkim dla siebie pojutrze, by kiedyś, po latach przypomnieć sobie jaka byłam i co czułam, myślałam i robiłam.

A "Poukładany Świat" jest i pozostanie moim wirtualnym powiernikiem ulotnych emocji i nieobiektywnych spostrzeżeń. Miejscem, w którym mimo wszystko będę podejmowała próby opisania, nazwania i przekazania tego piękna, które od czasu do czasu gwałtownie się przede mną objawia.



Od każdej reguły jest wyjątek. Czasem uda się zamknąć piękno w kadrze. 
5.07.2009  - zachód słońca w Kryspinowie

18 komentarzy:

  1. Fajnie, że tu jesteś. I tak trzymaj.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Miło czytać takie słowa. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Dobrze ze sie nie zaszufladkowalas;) chyba nie ma takiego musu.
    Ważne abyś Ty sie dobrze tu czuła to i ja taki maly czytelnik z przyjemnoscia tu przychodzę i czytam, bo lubie ten styl.
    Z pełnią mam tak samo, kiedys próbowałam obfocic, ale na zdjeciu nic ciekawego nie wyszlo.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę udanej niedzieli;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma musu... ale czasem martwi mnie ten "bałagan" na blogu. Taki groch z kapustą, niby o wszystkim dla wszystkich, ale w rezultacie o niczym dogłębniej. Cała ja!
      Miło, że zaglądasz i czytasz. Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
  3. I świetnie- blog jedyny w swoim rodzaju, tak jak Ty☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowo. Ściskam Olqo na półmetku wakacji. :))

      Usuń
  4. A wiesz Mireczko.....jesteś jedną z dwóch,no może trzech blogerek,które czytam...nie oglądam tylko czytam i to z wielką przyjemnością...mój blog jest obrazkowy...bo moje emocje są czasem tak dziwne dla mnie samej,że nigdy bym się nie odważyła pisać o nich...no i nie potrafię nawet z najbliższymi o nich mówić tak do końca-buziolki:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym jak Ty Qrko miała tyle pięknych rzeczy do pokazania, to może bym się w końcu przyłożyła i opanowała tajniki aparatu fotograficznego. A tak, nie ma motywacji, to i nie ma zdjęć. Dobrze, że do pisania nie potrzeba techniki, chociaż czasem i na tym polu doskwiera mi ból tworzenia ;))) Ściskam.

      Usuń
  5. Widzisz, Miro, każda z nas jest inna, każda z nas, prowadzacych blogi robi to dla siebie, ale rówież dla tych, którzy potrzebują tego, czym się z nimi dzielimy ; czasem to tylko emocje ,często zwykłe rzemiosło, czasem pomysł, inspiracja.Niezależnie od tego jaką drogą idziemy, wszystkie zmierzamy do jednego celu, którym jest piękno...
    Niewiele jest blogów, w których wagę ma słowo, te cenię sobie najbardziej.
    Twój do nich należy:)

    Pozdrawiam serdecznie
    M.Arta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże mi miło, dziękuję i kłaniam się w pas. Ładnie napisałaś o naszej blogowej drodze ku pięknu.

      Usuń
  6. Świetnie ujęłaś w słowa to, co i mi chodzi po głowie. Interesuje mnie wiele aspektów życia, ciągle dryfuję po różnych tematach. Chciałabym pokazać i to i tamto. Nie mogę się wciąż zdecydować o czym ma być właściwie mój blog. Trochę tego, trochę tamtego. Nie chcę się szufladkować, bo jestem zmienna i szybko coś mi się nudzi. Dlatego, na razie piszę o "pierdołach". Jak długo nie wiem. Kilka razy w tygodniu myślę - po co mi to? A potem szykuje posta. Nic na siłę, nic wbrew sobie. Dajemy się nieść i żyjemy w zgodzie ze sobą. Tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie daj się temu "po co mi to?" i nie porzucaj bloga, bo bardzo lubię do Ciebie zaglądać. Pozdrawiam.

      Usuń
  7. I mam odpowiedź na moje dlaczego i po co:)))) Mogłabym się w 90% (tak na oko) podpisać pod Twymi rozważaniami. Te brakujące 10 to fakt, iż czasem, choć częstotliwość mych wpsiow jest dos ć niewielka, myślę blogowo, bo widząc jakiś obraz(ek) z mego otoczenia, mym okiem jakoś tak ujęty, mam zaraz pomysł jak to opisać. mam pomysł, ale nie mam czasu, stad wydawac się moze, że mam nieiwle do powiedzenia.No macie szczęście,że ja tego czasu nie mam, bo bym zapchała internet:))). Natomiast co do tego, jak dużo jest podobnych ujęć codzienności lub niezywkłych zjawisk natury cudzym okiem - to świadczy o tym,że jednak większość blogów powstała z podobnej przyczyny - łapać piękno chiwil, gry światła w kadrze , gry uczuć w danym ułamku sekundy, i próbować to gwałtowne objawienie piękna choć odrobinę dla siebie i innych utrwalić. To, co ostatnio tak modne (jedyna modna rzecz,za którą bez mrugnięcia okiem podążam) - chodzić w jedwabnych majtkach, jeść z porcelany na co dzień i żyć jak można najpełnej TERAZ nie czekając na potem, czyli inaczej mówiąc starożytne carpe diem, jest podwaliną wielu wielu blogów wnętrzarskich, handmadeowych i itp, a także takich nieokreślonych jak mój, gdzie nie chodzi o jedynie zachwalanie swoich talentów,ale życia w różnych postaciach. Dlatego KOCHAM blogową rzeczywistosć, tą, której pomacać nie mogę, ale mogę ja poczuć swą wrażliwością (ale sobie poslodziłam, jednak taka prawda, cóż tu kryć:))) także wiesz, Miro, czujemy to samo, choć Ty to wyrażasz zawsze pełniej, z taką pogłebioną refleksją. I dobrze, niech sobie będą te blogi różne, ale niech będą :))) Choć parę lat temu byłam na nie, jak dziś z fejsem, z którego korzystam wciąż z taką jakąś taką nutką nieśmiałości, ironii i duuuużym margnisem bezpieczeństwa > Może go nieco zmienię (w gronie znajomych z niego korzystających radośnie jak szczeniaki) swoją dbałością o formę i detal, zamiast "fajnie" "super " "lubię to?" tak, jak wyłamałam się z blogowej tradycji candy, reklam, opisów co robiłam dziś rano i mych licznych dolegliwości. Tak, można do siebie dopasować każdą rzeczywistość, w której się chce poczuć u siebie. Trzeba tylko uwierzyć w sens:))) Trzymajmy się sensu, Miro:))) Życzę wielu gwałtownych objawień słów do ich opisania:))) A cytata sobie zapisuję:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie napisane. W życiu bym tego tak trafnie nie ujęła. Masz rację, trzymajmy się sensu i wierzmy w sens.
      Z fejsem mi nadal nie po drodze. Kusi jedynie dlatego, że bez niego jestem odcięta od niektórych informacji, ale na razie wciąż widzę więcej "plusów ujemnych". Nie zarzekam się jednak. Życie płynie, zmienia się, ja się zmieniam... kto wie, może kiedyś przekonam się do tego ustrojstwa.

      Usuń
  8. Słodki Jezu, alem poszła na ilość:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj jak ja lubię takie komentarze. Nie hamuj się, proszę ;)))))

      Usuń
  9. Przepiękny ten cytat, o objawieniach piękna. Tak czuję, choć nie umiałam tego tak nazwać:) A pisząc dodajesz coś, kawałek siebie, chwile oddechu np dla mnie, zamyslenia się, pauzy w biegu. Za to dziękuję, choć może często nie komentuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kalino, jesteś dla mnie Mistrzynią oczarowań. Nikt nie potrafi tak pięknie pisać o życiu zwyczajnie niezwyczajnym. To, że zaglądasz tutaj jest dla mnie wielkim zaszczytem. Pozdrawiam.

      Usuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...