poniedziałek, 22 sierpnia 2016

ombre ...

Stała trasa... najpierw na południe, asfaltem, dość blisko pobocza, bo ruch mimo nadchodzącego wieczoru dość spory. Potem most na Rudawie, pierwszeństwo dla tych z mojej strony, ale kto by tam uważał na rowerzystów. Dalej ostro w lewo i w prawo, kilkaset metrów i można skręcić na wschód w szutrówkę pomiędzy polami a raczej ostatnimi wolnymi działkami. Jeszcze miasto, ale już wieś. Ostatnio, gdy jechałam przez drogę przebiegł mi zając. Jakiś kilometr i znowu asfalt, zygzaki pośród ogródków działkowych prowadzą znowu ku bulwarom Rudawy. Droga raczej pusta, można się rozpędzić. Przy moście w prawo, ku Woli, potem kawałek chodnikiem, tak jest bezpieczniej. Slalomem po jednokierunkowych uliczkach "lepszej dzielnicy"... wolniej, bo lubię patrzeć na zieloność wokół domów, w okna pozaglądać. Potem znowu asfalt do kolejnego mostu. Za nim w zależności od pory, sił i chęci mogę wybrać jeden z trzech kierunków. Mam jeszcze czas, decyduję się więc na dłuższy wariant, w prawo, ku Błoniom. Docieram do mostu, zerkam w lewo, przez ramię, bo wydaje mi się, że wyprzedza mnie jakieś auto i  ... zmieniam plan. Szybko "wrzucam kierunkowskaz" w lewo i zatrzymuję się za mostem. Na niebie jest tak piękny zachód słońca, jaki rzadko można zobaczyć w mieście. Wielka, idealnie okrągła ognista kula a wokół niej cudowne, przenikające się odcienie pomarańczu, ochry, ceglastej czerwieni ... a dalej jeszcze szarości, gołębi błękit, trudno nazwać te wszystkie odcienie, niewyraźne, nieoczywiste, jakby namalowane pastelami. Zwariowane "ombre" w najdoskonalszej postaci, nie do odtworzenia przez człowieka. Gapię się jak ciele na To, co dzieje się na niebie ... widzę kątem oka, że nie ja jedna. Przy barierce stoi dwójka rowerzystów. Razem się gapimy. Gdzieś z boku nadlatuje helikopter... wlatuje w ten obraz. Od razu przypominają mi się kadry z "Helikoptera w ogniu", a może z jakiegoś innego filmu, nie wiem. Gdyby ktoś namalował coś takiego zakrzyczeli by go, że czegoś takiego nie ma, że kicz. I pewnie miałby rację. A my stoimy i gapimy się w ten "kicz". Za późno przypominam sobie, że przecież w plecaku mam komórkę, że może zrobię zdjęcie. Zanim go wyjmę i ustawię słońce obniży się na tyle, że znika za najbliższym drzewem. Wskakuję na rower, żeby podjechać tam, gdzie drzewo nie będzie zasłaniało... niestety, jak nie to, to kolejne, albo słup. Jednak próbuję zrobić kolejne ujęcie. 



- Cześć, fajny zachód - słyszę z boku. Ewa, znajoma z osiedla, nadbiega. Wieczorny jogging.
- Cześć, gonię go od Widoku... wciąż mi coś zasłania ..." odpowiadam, machając ręką i wskakując na rower.
- Spróbuj na wałach, słyszę gdzieś za plecami, bo już pędzę ku wałom.

Niestety tam słońca nie ma już prawie, za to chmury jak brama do nieba, wcale nie niebieska.
I samolot lecący prosto ku tej bramie...


I pomyśleć, że wcale mi się dzisiaj nie chciało wychodzić na rower...

6 komentarzy:

  1. Milá Mira, jak se máš? Přeji ti krásné dny. Iva

    OdpowiedzUsuń
  2. ależ dawno nie byłam na Woli Justowskiej ;) chodziłam tam z wózkiem na spacery, Willa Decjusza była w kompletnej ruinie a park mocno zdewastowany

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja tam dawno nie byłam. Ostatnio jak Ola była malutka. Na jazdę na rolkach jest tam zbyt krzywo (korzenie drzew wygrały z marnym asfaltem alejek) a na rower za mało miejsca. Przejeżdżam tylko obok i mknę dalej.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. O, wcięło mi komentarz...
    To piszę jeszcze raz - też się zachwycałam tym widokiem, obserwowałam z okna kuchennego. Miałam włączoną Trójkę, a tam również zachwyty nad zachodem słońca;)
    Widzę, że i Ty zmieniłaś szablon - hmm..., może powinnam coś odświeżyć bardziej u siebie;)
    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam chwilkę to sobie pogrzebałam w szablonach. Szukałam takiego, który pozwoli tak wstawić większe zdjęcia żeby nie wchodziły na tekst paska bocznego a skończyło się na zabawie czcionką i kolorami :))) Taki mały lifting.
      Buziaki!

      Usuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...