Tydzień temu, grubo po szesnastej, ubrana w koszulkę z krótkim rękawkiem i spodnie 3/4 wracałam z rowerowej wycieczki chowając oczy za ciemnymi okularami, bo słońce świeciło w nie jak szalone. Dziś, przeklinając pod nosem wdrapywałam się na strych, żeby przywlec stamtąd wyniesione, jak naiwnie myślałam, na kilka miesięcy kozaki i puchówkę (i szalik i rękawiczki i taki sam zestaw dla Oli). Tydzień temu gdy słońce chyliło się już powoli za horyzontem siedziałam z lampką wina w ogródku w tych samych spodniach 3/4 i rozmawiałam przez płot z sąsiadką na temat hiacyntów i fiołków, które hurtowo wyszły spod trawy i bezczelnie jaśniały fioletem na tle świeżej trawki. Dziś patrzę za okno...nie jestem pewna, czy chcę na to patrzeć... śnieżyca... zmasowany atak wielkich kłapciatych płatków. Się niebu pomieszało! Heloł! Boże Narodzenie już było! Za tydzień jaja w koszyczkach, baranki, zajączki, jasne prochowce, kolorowe balerinki, słońce na uśmiechnięte pysiaki i takie tam...
Nie lubię zimy, nienawidzę... wiem, ciągle to powtarzam. Ale w takie dni jak dzisiejszy utwierdzam się jeszcze w tym nielubieniu. Latania samolotem też nie lubię i staram się nie praktykować. Boję się a moja bujna wyobraźnia podsuwa mi obrazy, które ten strach jeszcze wzmacniają. Dlaczego więc, gdy Małż zaproponował wczoraj kino i rzucił "zdaję się na ciebie" wybrałam "Przetrwanie" Joe Carnahana z Liamem Neesonem w roli głównej? Ano chyba dlatego, żeby jak Witia, syn Pawlaka z "Samych swoich" "patrząc nienawiść w sobie potęgować". I pogłębiać. I utwierdzać się w tym, że są powody by nie lubić i zimy i latania. Bo historia opowiedziana w "Przetrwaniu" dzieje się gdzieś na Alasce, w bezkresnej, mroźnej i białej przestrzeni zamieszkałej tylko przez pracowników wielkiej rafinerii . I przez wilki. Właśnie ochrona nafciarzy przed podchodzącymi zbyt blisko wilkami jest zajęciem Ottwaya, mężczyzny, który zdaje się szukać na Alasce zapomnienia po śmierci żony i który nie znajdując ukojenia myśli o odebraniu sobie życia. Jednak w sytuacji ekstremalnej, gdy samolot wiozący grupę mężczyzn na weekend do Anchorage rozbija się na śnieżnym pustkowiu, to właśnie on staje się przewodnikiem garstki ocalonych. Nie tylko pomaga im otrząsnąć się z szoku, ale zbiera w grupę, która ma wspólny cel - ocalenie życia. Przetrwanie w ekstremalnych warunkach, gdzie przenikliwe zimno i brak żywności zdają się być najmniejszym problemem. Dużo większym zagrożeniem jest stado wilków, które zwabione zapachem krwi prześladuje rozbitków już od pierwszej nocy spędzonej we wraku samolotu. Nie wnikam, czy historia wilczej watahy atakującej ludzi jest prawdopodobna, czy nie. Kiedy idę do kina, nie zawsze szukam prawdy historycznej, nie zamierzam egzaminować autorów z wiedzy przyrodniczej czy geograficznej. Ważniejsze wydaje mi się obserwowanie charakterów, ludzi, którzy zmieniają się pod wpływem ekstremalnych zdarzeń, przewartościowują swoje myślenie o życiu i sobie, jak z przypadkowej zbieraniny połączonej wspólną godziną odlotu stają się grupą ludzi odpowiedzialnych za siebie nawzajem. A to w tym filmie znalazłam. Znalazłam też dawkę emocji i strachu (raz, przyznaję zasłoniłam oczy w obawie przed tym, co mogę zobaczyć), którą lubię w filmach, czy książkach, a której wcale nie szukam w realnym życiu. I utwierdziłam się w przekonaniu, że zima to nie tylko pora roku, ale także, a może przede wszystkim bezwzględny żywioł wobec którego bywamy bezradni i maleńcy.
Dlaczego post ma tytuł "Naprawdę jaka jestem..."? Ano dlatego, że mini recenzją filmu opowiedziałam też chyba coś o sobie i tym samym chociaż w części spełniłam wymogi przyznanego mi jakiś czas temu przez Jaddis wyróżnienia. Prowadząc blog od 2009 napisałam już o sobie tyle i odsłoniłam się tak bardzo, że trudno mi jest znaleźć coś jeszcze bez wkraczania w sferę intymna i przekraczania granic prywatności. I choć jest we mnie, jak pewnie w większości blogujących, jakiś pierwiastek ekshibicjonizmu to są sprawy, które mimo wszystko chciałabym z różnych względów zostawić tylko dla siebie.
Tak sobie myślę, że świetną ilustracją do tego posta będą kolaże, które przybyły do mnie wprost z Pokoiku Zielichy. Od dawna zaglądam na blog Zielichy i jestem pod ogromnym wrażeniem Jej prac. Podziwiam umiejętność składania w całość przypadkowych, zdawałoby się elementów, wycinków, skrawków, malunków. Całość nie tylko niesamowicie skomponowaną pod względem kolorystyki, ale niosącą ogromny ładunek emocji. W zasadzie każdy z kolaży Zielichy mogłabym mieć u siebie, ale te dwa "dotknęły" mojej wrażliwości tak mocno, że zapytałam autorkę o możliwość zakupu. Zielicha nie chciała słyszeć o sprzedaży i mi te obrazki po prostu podarowała. Na żywo są jeszcze bardziej poruszające niż oglądane na ekranie komputera i jest to nie tylko moja opinia, bo podzieliło ją kilka osób, które wpadając do mnie, przypadkiem rzucały okiem na leżące na komodzie obrazki. Wielki talent, wielkie wyczucie koloru i formy, wielka wrażliwość...
Zielicho, jeszcze raz, bardzo Ci dziękuję. Myślę, że te obrazki, to, że właśnie je wybrałam także mogą odpowiedzieć na pytanie jaka jestem. Bo przecież my, to nie tylko to, co widać na pierwszy rzut oka. Wygląd zewnętrzny może być przecież naszą maską, przebraniem zakładanym dla świata. Tak samo słowa... jakże często mówimy to, co wydaje nam się, że powinniśmy powiedzieć w danym momencie albo to, co wiemy, że chciałby usłyszeć nasz rozmówca. Także tu nie zawsze jesteśmy sobą. Dużo więcej i szczerzej mówią o nas nasze wybory, zwłaszcza te codzienne, najdrobniejsze, banalne i niemal odruchowe. Jak choćby wybór książki na długą podróż pociągiem, miejsca spędzania wakacji czy koloru na jaki malujemy sypialnię. Trzeba tylko umieć je "przeczytać" i złożyć w całość. To nie jest łatwe, wymaga trochę wysiłku i chęci. Zabawne, że takie układanie sobie człowieka z drobiazgów wcale nie musi dotyczyć tylko innych. A my sami? Czy znamy siebie lepiej niż innych? Czy fakt, że jesteśmy ze sobą od urodzenia, 24 godziny na dobę w różnych sytuacjach i okolicznościach to wystarczający powód, by powiedzieć, że wiemy o sobie wszystko? Ja nie wiem. I wciąż, czasem ze zdziwieniem, czasem z zaskoczeniem dowiaduję się sama o sobie czegoś nowego. I chociaż mam już tyle lat, to całkiem serio mogę powiedzieć, że nie wiem jaka jestem. Naprawdę.
Mira, Mira... Nie da się obojętnie podejść do tego, co piszesz. Chciałabym w taki piękny i szlachetnie prosty sposób umieć oddawac swoje myśli. Kłębią się teraz w mojej głowie, a nie potrafię przelać ich na ekran komputera. Pozdrawiam wieczornie.
OdpowiedzUsuńMądra i do tego pięknie pisze!Pozdrawiam w zamyśleniu...:)
OdpowiedzUsuńJak ja lubię do Ciebie wpadać :)) Tak cudnie piszesz, potrafisz oddawać nastroje duszy - potrafisz wywlec to co w środku siedzi.
OdpowiedzUsuńbuziole kochana wiosenne na przekór pogodzie :***
Lubię Twoje recenzje.
OdpowiedzUsuńJa tez jestem wściekła na tą wiosenną zimę, i choć powtarzałam sobie marcowe przysłowie, to juz czekałam na kwiatki, a tu ..d
Pozdrawiam bardzo ciepło!
Psychologia mówi, że jest kilka prawd o nas samych np. to co wiemy o sobie sami i nie wie tego nikt inny, to co wiedzą o nas inni a czego sami o sobie nie wiemy i tak jest w każdym przypadku. Tylko nielicznym chce się zestawić swój całokształt do kupy i odpowiedzieć sobie jaki jestem i to tez nieliczni mają wiedzę o sobie w warunkach ekstremalnych a już żeby ktoś nas zdiagnozował i rozkładał na części mniejsze chyba tylko psycholog za ciężkie pieniądze a my zbyt jesteśmy w tym świecie zbyt zajęci a czasami nie warto.
OdpowiedzUsuńKiedyś też bardzo nie lubiłam zimy a teraz godzę się na nią jak na każdą inna porę, bo coraz mniej chce mi się walczyć z rzeczami na które nie ma wpływu, bo tak wiele energii zajmuje walka z rzeczami, na które wydaje się, że mamy wpływ a prace Zielichy niesamowite. Pełne głębi i niepokoju.
JESLI CHODZI O ZIMĘ...TO JA RÓWNIEŻ........NIE-NA=WI-DZE...CHYBA ,ŻE PRZEZ 1 DZIEŃ...SŁOŃCE,SNIEG...I DZIEKUJE DO WIDZENIA:)))..Z SAMOLOTEM...JUZ INACZEJ....A WIEDZA O SAMEJ SOBIE...HMMMMM...CZĘSTO O TYM MIRO MYŚLĘ....ZASTANAWIAM SIĘ...I TAK CZĘSTO SAMA SIEBIE ZASKAKUJE...SWYMI GESTAMI,MYŚLAMI,WYBORAMI.....CZASEM AŻ Z NIEDOWIERZANIEM PATRZĘ NA SIEBIE...I TO NIE ZAWSZE W POZYTYWNYM TEGO SŁOWA ZNACZENIU....I DLATEGO TEŻ STARAM SIĘ NIE OCENIAĆ INNYCH...BO JAK SKORO NIE ZAWSZE ROZUMIEM SIEBIE??...POZDRAWIAM SERDECZNIE:))
OdpowiedzUsuńZa oknem sypie właśnie śnieg...
OdpowiedzUsuńZimna nie lubię także i ja...
a siebie poznajemy
po kawałeczku
każdego dnia...
Uściski serdeczne Miro :)
Nucąca za Koftą "naprawdę jaka jesteś nie wie nikt"
Poranna K-awoszka ;)
Oj pięknie piszesz...z taką łatwością, oj chciałabym tak..:) Niestety co do pogody czuję to samo ...i również nienawidzę zimy, nie da się tego inaczej nazwać :(
OdpowiedzUsuńU mnie zima też zatoczyła krąg i przysypała puchem wiosenne bratki w donicach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
No ja dołączam do grona przeciwników zimy:)
OdpowiedzUsuńŚciskam Mireczko-pieknie napisane:)
jaka jestem ...też nie wiem i zmienne to jest... a jak się gubię biegnę do Męża On zawsze wie... świetnie to ujęłaś...zazdroszczę Ci tej mowy...Ściskam:)
OdpowiedzUsuńChciałoby się powiedzieć: ..."naprawdę jaka jestem nie wie nikt, bo nie wiem tego nawet ja..."
OdpowiedzUsuńDlatego staram się zachować dystans do tego jak widzą mnie inni i co ja myślę sama o sobie :)
Świetny post :)
OdpowiedzUsuńMoc prezentów od zajączka
OdpowiedzUsuńco kwiatuszka trzyma
w rączkach
Wielu wrażeń,mokrej głowy
w poniedziałek dyngusowy.
Życzę jaja święconego
i wszystkiego najlepszego!
Pozdrawiam ciepło
Namaluję na niebie słońce
OdpowiedzUsuńNa chmurach deszczem brzemiennych
wyczaruję stokrotkę na łące
na trawach jeszcze przyziemnych
Połaskoczę uśmiechem złocistym
dom cały sprzątnę do końca
i obudzę porankiem przejrzystym
puchatym uchem zająca.
Radosnych!!
Mireczko, ja dziś szybko:)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego, radosnych, pełnych pokoju, rodzinnych Świąt Wielkiej Nocy:) Pozdrawiam
Radosnych i Wyjątkowych Świąt
OdpowiedzUsuńspędzonych w gronie rodziny i przyjaciół... pozdrawiam ciepło
Kochana, Życzę Ci radosnych i rodzinnych Świąt Wielkiej Nocy :))
OdpowiedzUsuńbuziaki :**
Wesołych i rodzinnych Świąt!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tomaszowa
Piękny post, dużo przemyśleń i cieszę się że moje kolaże Ci się podobają. Dużo w nich emocji bo przechodzę bardzo trudne chwile. Nie chcę nigdy więcej przeżywać tego co przeżyłam, ale tworzenie kolaży w takim stanie w jakim byłam pomogły mi i nie masz pojęcia jak ważne stało się, że je chciałaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Przemyślenia do zastanowienia :-)
OdpowiedzUsuń