Obiecałam sobie, że nie napiszę ani słowa o tej, co to miała sobie już pójść w cholerę (przepraszam), ale z jakiegoś powodu zawróciła. Nie wiem, kluczy zapomniała, albo nie była pewna, czy żelazko wyłączyła, w każdym razie wróciła. I chyba jej mleko wykipiało, bo się wściekła i z tej złości na nas też wylała wszystko co w tych garnkach było. Cały śnieg, jaki jej został wywaliła na nas w trzy dni raptem. Zapasy mrozu też postanowiła zużyć do końca. No i mamy znowu wszechobecną biel, łopaty, skrobaczki, pługi, poślizgi, grube szaliki i długie paltoty. I pomyśleć, że w zeszłym tygodniu śmigałam już w kusym, wiosennym płaszczyku. A może mi się to tylko śniło? Już nie jestem pewna.
Obiecałam sobie, że zignoruję ten fakt, zacisnę zęby i przeczekam. Ponoć jeszcze tylko kilka dni i będzie wreszcie wiosna. Oby, bo już bym posprzątała ogródek, ogarnęła garaż (to taka nasza rodzinna tradycja), nawet okna bym umyła, choć nie przepadam za tym akurat. Strasznie mnie nosi a okoliczności przyrody nie pozwalają dać upust chuciom ;)). I zamiast "eksplozji namiętności" ograniczam się do "delikatnych pieszczot". A to okap przetrę, a to poprasuję odkładane na kiedyś prześcieradła i poszewki, garnki w szafce poprzekładam... satysfakcja niewielka, bo i efekt mało widoczny, ale jakoś człowiek przetrwa. Ja wiem, że to troszkę trąci skrzywieniem, ale dopiero jak się tak porządnie umorduję, ukurzę, jak wyniosę na śmietnik sterty niepotrzebnych klamotów składanych w garażu przez zimę, wory z zeszłorocznym zielskiem wyrwanym w ogródku, to wtedy dopiero czuję, że zima się skończyła. Spływa ze mnie ta zima symbolicznie pod prysznicem, który sobie funduję po takiej "gospodarczej" sobocie. Oby stało się to jeszcze przed świętami!
A pamiętacie, że w zeszłym roku było to samo? Też zima zawróciła. Pamiętam jak pewnej niedzieli, w pośpiechu wracałam na strych po odłożone tam zimowe kurtki i buty, bo nagle po kilkunastu pięknych, ciepłych dniach wrócił śnieg i mróz. Może to tak ma być, tylko my robimy się coraz bardziej niecierpliwi i nie umiemy spokojnie poczekać aż przyroda sama da nam to, co dać powinna. Z naturą nie wygramy, to jeden z ostatnich bastionów nie zdominowanych przez człowieka. Przyroda, żywioł, potrafią pokazać nam, gdzie jest nasze miejsce. I nie trzeba do tego tajfunów i trzęsień ziemi, wystarczy "nieoczekiwany atak zimy" i mamy paraliż. I cóż możemy? Nic, co najwyżej ponarzekać...
No i jak to u mnie, miało nie być o zimie a trzy akapity natrzaskałam. Mało tego, ten czwarty też jeszcze będzie "w temacie", bo tak mi właśnie zaświtało, że to może przeze mnie ta zima wróciła. Od razu uspokajam, to nie megalomania, uświadomiłam sobie tylko, że ja tej zimy ani razu nie wyrżnęłam dupskiem na chodnik a małą świecką tradycją jest, że przynajmniej jeden taki radosny upadek co roku zaliczam. A tej zimy nic, mimo, że mam dość śliskie buty, udało się jakoś uniknąć nagłego zetknięcia z podłożem. Zima też to zauważyła i wróciła, by odebrać swoje. I tak sobie myślę, że może ja dzisiaj wzuję te moje ślizgające się kozaczki i przejdę się z nonszalancką nieostrożnością po osiedlu, zaliczę malowniczą glebę i obwieszczę, że tradycji stało się zadość i niech już zima sobie idzie precz. Co Wy na to? Sama jestem ciekawa, czy to by pomogło. Ale zrobię to dopiero wieczorem, po ciemku, bo choć cel sam w sobie zbożny, to głupio tak publicznie robić z siebie przedstawienie. :)))
Tymczasem popracuję sobie jeszcze w ciepłym biurze, na szczęście dziś jest wyjątkowo spokojnie, dlatego jestem w stanie pozaglądać na Wasze blogi i sama coś skrobnę. Rzadko mam taką okazję w dni powszednie, dlatego rozkoszuje się tym faktem, smakuję tę niespieszność ... niby nic, a cieszy jak niespodziewany prezent. Korzystając z okazji posprzątałam też troszkę w moich plikach ze zdjęciami i znalazłam dowody moich dekupażowych poczynań z ostatnich miesięcy. Niewiele tego, ale wyciągnę je na światło dzienne, choćby po to, by umiejscowić je sobie w czasie.
Te dwa pudełka na płyty czekały na swoją kolej prawie dwa lata. Już wtedy wiedziałam, że ozdobię je tą piękną serwetką z kluczem wiolinowym. Czas jednak mijał, serwetki trafiały na inne przedmioty i gdy się w końcu dokopałam do zapomnianych i zakurzonych pudełek, to miałam już tylko jedną i to napoczętą. Starczyło na jedno pudełko. Na drugim wylądował więc kolejny serwetkowy "samograj" - kolorowe pojazdy na fajnym kolażowym tle. I teraz jedno pudełko jest muzyczne, a drugie kojarzy mi się z kinem lat 60-tych, więc będę w nim przechowywać stare filmy.
Zimą zrobiłam też kolejną skrzyneczkę na klucze. Tym razem mniejszą, bo do tych długich z dodatkową półeczką jakoś się zraziłam. W okienku znowu łódka, tło spokojne, barwione kilkoma odcieniami bejcy. Na razie nie znudził mi się jeszcze ten motyw, delikatny, nostalgiczny, taki po prostu "mój". Ten egzemplarz poszedł do ludzi, ale muszę w końcu zrobić podobny dla siebie, bo u nas klucze wciąż się poniewierają na komodzie w przedpokoju.
Kwiatowe wieszaki też już kiedyś robiłam, ale znowu mnie naszło...
I to tyle z zimowych porządków. W kolejce do fotografa czeka kilka przedmiotów zrobionych dla Oli no i szale boa, które machnęłam hurtem w kilka wieczorów po mocno stresujących dniach. Niech no tylko wróci słońce, to zrobię im sesję w plenerze.
Tymczasem posyłam Wam weekendowe uściski i garść nutek na dobre popołudnie. Muzyka z cudownego, ciepłego filmu "Dom nad jeziorem" . A tytuł fragmentu pasuje idealnie do dzisiejszych moich rozważań.
Bardzo bym chciała mieć taką amerykańską skrzynkę na listy.
Miłego weekendu.
P.S. 22:02
Zrobiłam co mogłam, trzy kursy z domu do śmietnika. Żeby nie było, że łażę jak głupia po ciemku to wyniosłam trochę śmieci z garażu. Naprawdę się starałam... niestety, nie wyszło... przepraszam. Może jutro się uda. Dobranoc.
Mira! Doskonała puenta na zakończenie zimy:)
OdpowiedzUsuńNa Dolnym Śląsku, skąd pochodzę, trzy lata temu Królowa Śniegu powróciła 3 maja! Byłam wtedy chora, a gdy rano się obudziłam, myślałam, że umarłam i stąd ta biel dookoła...
Piękne prace, zwłaszcza pudełka;)
Pozdrawiam serdecznie, miłego weekendu!
Świetnie rozumiem twoją złość. U mnie śnieg rozpanoszył się na dobre. Mróz ściska uszy.
OdpowiedzUsuńNormalnie dd :-)
A pudełka cudne i pięknie wykonane.
Pozdrawiam weekendowo
O jak mi się podoba to pudełko z pojazdami retro...
OdpowiedzUsuńWiesz, usiłuję nie przyjmować do wiadomości tego, co się w pogodzie dzieje ostatnio, ale dziś to już nie dałam rady;) Co do "zaliczania gleby" to też jestem w tym dobra, tegoroczne było podwójnie bolesne, akurat w pierwszy dzień po feriach. Mam więc to już za sobą i uważam, że ty też powinnaś się poświęcić dla dobra ogółu!;)) A jutro ma być słońce!...
Miruniu kochana, to jest doskonaly pomysl z tym przewrotem:) Tylko ja Cie prosze, zabierz ze soba malzonka szanownego albo syna, zeby fotke zrobili i zamiesc ja potem na blogu. Bo jak nie zobacze to nie uwierze:):) Buziaki wielgasne i wiosenne dla Ciebie!!
OdpowiedzUsuńPS. Dziela Twoje jak zwykle zachwycily mnie ogromnie:) A moze i jeszcze wiecej:)
wieszaki są cudowne!
OdpowiedzUsuńJa już mam zimy dość. U nas chociaż teraz słońce świeci. Tylko co z tego jak w dzień wszystko się topi po to, żeby wieczorem zamarznąć
OdpowiedzUsuńPreciosos trabajos, besos
OdpowiedzUsuńKochana, szkoda zdrowia, daruj te wyprawy do śmietnika! Zima i tak zrobi swoje, a nawiasem mówiąc ostatnio strasznie z nas sobie kpi! Piękne prace! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚliczny ten post :) taki wesoły mimo zimy powrotu. Gleby nie musisz zaliczać. Moim zdaniem kwietne wieszaki powinny odstraszyć zimę swą tematyką. ;) Fajne pudełka zmajstrowałaś. Podobają mi się. :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńhihihi..ty wariatko....a moze wystarczy ,ze ja upadłam...i dupskiem wyrwałam rynnę?????..albo,ze mój maż walnął na glebę...ups na wiaderko metalowe z popiołem i miał na amen stłuczone zebra???nie???...no to idź i dzis na spacer...moze pobiegnij,co???bo mam po kokardkę tej zimy!!!
OdpowiedzUsuńdziękuję za info o filmie i muzyczkę...moze dzis lub jutro go sobie obejrzę:))))
a ja wczoraj w szpilkach bryknęłam do przedszkola po Lilę i co kto jest najgłupszą babą w mieście hę ???buziaki
OdpowiedzUsuńWitaj Miro, dawno mnie nie było ale jestem i zajrzałam i tu i tam... z przyjemnością wysłuchałam piosenki z filmu, który bardzo lubię i wcale mi nie przeszkadza, że oglądam go po raz kolejny...:)
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam :*
Są filmy, które choć znane na pamięć oglądamy wciąż i wciąż i wciąż. Bo ciepłych i pięknych historii nigdy dość. Ściskam!
UsuńWitaj kochana
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twoje decu...bardzo udane prace:)pozdrawiam cieplutko