Poranek prawdziwie sobotni, cudowne słońce już zaglądało w okno kiedy jeszcze trwałam w samym środku sennej opowieści. A dziś śniłam wyjątkowo "fabularnie"... rzadko mi się to ostatnio zdarza... prawdziwy film. Nawet kościelnym dzwonom udało się go nie przerwać i chociaż biły o nieprzyzwoitej jak na sobotę porze. Pobudka o siódmej po takim odprężającym śnie nie była przykrym doświadczeniem. Przeciwnie, pozwoliła mi nacieszyć się poranną ciszą spokojnych oddechów śpiących wciąż domowników, kawą wypitą w ogródku. Jeszcze w szlafroku, jeszcze bez makijażu ...
Niespieszność ... to takie rzadkie w naszej pędzącej ekspresowo codzienności.
Siedziałam sobie z tą kawą, słuchałam jak ptaki przekrzykują się w koronach lip... No właśnie, lipy już kwitną, a przecież dopiero co zaczynały się zielenić. Dziś są niemal żółte od kwiatów, pachną obłędnie. Przypomniało mi się, jak wiele lat temu i wiele kilometrów stąd razem z moją przyjaciółką rwałyśmy lipowe kwiatostany i suszyłyśmy na strychu, by kilka tygodni później na obozie wędrownym parzyć sobie aromatyczną lipową herbatkę.
Joluś, pamiętasz? To już tyle lat a ja wciąż pamiętam tamten słodki zapach. I tamten obóz...
Wspomnienia...cudowny wynalazek. Niektóre chowają się głęboko na długie lata, by pod wpływem jakiegoś maleńkiego impulsu powrócić w całej barwnej okazałości. Zapach lipowych kwiatków przywiał wspomnienia sprzed ponad trzydziestu lat. A do tego jeszcze, jakby za sprawą jakichś magicznych połączeń teraz, gdy piszę te słowa w Trójce zabrzmiał głos, który dla pokolenia dziewczyn 40+ jest i chyba zawsze będzie idealną ilustracją dla takich właśnie wspomnień.
Morten Harket.
Przyznajcie, że miękły Wam nogi, gdy trzydzieści lat temu śpiewał "Take on me" i gdy na rysunkowym teledysku patrzył spod grzywki tymi swoimi głębokimi oczami. A tego głosu nie można nie rozpoznać, prawie nic się nie zmienił, przynajmniej w wersji studyjnej.
Cudowna piosenka i tak idealnie dopasowana do klimatu dzisiejszego poranka...
https://www.youtube.com/watch?v=3fLHoMOnie4
Miłej soboty ... korzystajcie z niej najlepiej jak to możliwe.
Masz rację wspomnienia, to podobnie, jak marzenia myśli do nie zapłacenia...chociaż wspomnienia są chyba tańsze, bo wracamy do nich z sentymentem, to koszt naszej pamięci...ja też uwielbiam ten zespół i też podkochiwałam się w Mortenie..., a i kilka wspomnień z tego okresu znalazłoby się i już uśmiecham się do nich....jak miło....
OdpowiedzUsuńBuziaki Aga z Różanej
Cudownie jest uśmiechać się do wspomnień. Oby było ich, tych przyjemnych, jak najwięcej. Dobrze, że z czasem udaje się zapomnieć o tym, co było złe, nieciekawe, przykre, wyprzeć to wszystko z pamięci zostawiając tylko to, co warto zostawić.
UsuńJak ja łaknę tak nieśpiesznych poranków.Niestety, chwilowo mogę tylko o nich pomarzyć.Tym chętniej czytam Twoje posty.Potrafisz rozsmakować się w chwili jak mało kto.Buziaki kochana.kolejny upalny dzień przed nami.
OdpowiedzUsuńJak się cieszę Madziku, że pomimo zabiegania znalazłaś czas, by odkurzyć swój blog a jeszcze bardziej się cieszę, że zajrzałaś do mnie. Ściskam Cię mocno Piękna Kobieto.
UsuńMirko, po pierwsze, to właśnie wczoraj myślałam sobie, że byłoby cudownie móc zamknąć ten obłędny zapach kwitnących lip w jakimś słoju i potem dawkować sobie w jesienne i zimowe dni. Bo zasuszone kwiaty to już nie to samo (choć i tak je sobie gromadzę;)) To najpiękniejszy zapach wakacji, prawdziwego lata, lata z dzieciństwa. Po drugie zaś - mnie i dziś miękną kolana, kiedy słyszę głos Mortena Harketa! Pozdrawiam w cudny lipcowy upalny wieczór.
OdpowiedzUsuńOstatnio w którejś Werandzie Country widziałam przepis na czekoladki z kwiatów lipy. Nie jest to może sposób na zamknięcie zapachu lipy na później, bo czekoladki są niestety nietrwałe, ale ponoć przepyszne. Patrzę na te moje lipy zza płotu i myślę sobie ile tych czekoladek można by z nich ukręcić :))) A Morten śpiewa w tle... wciąż nie mogę się uwolnić od tej piosenki. Miło Cie znowu widzieć Aguś...
Usuń