niedziela, 28 sierpnia 2016

Słonecznie ...

Mimo, że to niedziela obudziłam się dziś bardzo wcześnie. Nawoływania ptaków za oknem zagłuszały pochrapywania dobiegające spod kołder. Uwielbiam te porę, tych kilkanaście, czy kilkadziesiąt minut kiedy jestem całkiem sama w pełnym ludzi domu. Jeśli jeszcze przez okno wpada piękne słońce, to nie zatrzymuję snu na siłę, ale wstaję szybko, żeby zanim obudzi się dom i osiedle nacieszyć się porankiem. Schodzę do kuchni, na schodach mija mnie kot, który zawsze musi być pierwszy na dole. Zanim nastawię wodę muszę go wydrapać za uchem i oczywiście napełnić miseczkę. Gdy zaparzam kawę miska jest już pusta i możemy razem wyjść do ogródka. 
 

Kawa zawsze w "ulubionym kubku". Ten przywiozłam z Sozopola.


Ogród mam brzydki w tym roku. I nie jest to kokieteria. Nigdy nie był specjalnie piękny, trawa dość marna, stary krzak bzu, piwonia, jakieś irysy i mieczyki... nie mam ręki do kwiatów, szczęśliwie same jakoś rosły. W tym roku ogródek przejęły króliki i w zasadzie tylko piwonia zdążyła zakwitnąć i przekwitnąć po bożemu. Resztę zieleniny króliki zjadły zanim zdążyły pojawić się kwiaty. Zaczęły od pelargonii na parapetach, do których dostały się po ławce i stole, potem podgryzły irysy i mieczyki ... Oczywiście na bieżąco ścinają trawę, już nie pamiętam kiedy wyjmowałam kosiarkę. Dwa króliki świetnie sobie radzą z utrzymaniem niecałych dwudziestu metrów kwadratowych trawnika.  :)))
Chociaż bardzo tęsknię za ukwieconym i kolorowym ogrodem, to nie żałuję decyzji, bo nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy trzymać króliki tylko w klatce. Ale o królikach napiszę innym razem, bo to temat przynajmniej na dwa wpisy. 

Wracając więc "do meritumu"... o poranku nawet w brzydkim ogrodzie kawa smakuje wyśmienicie. Szkoda, że to już ostatnie tak ciepłe weekendy. Ani się obejrzymy a lato będzie już tylko wspomnieniem. Dlatego, żeby późną jesienią, czy zimą wesprzeć pamięć zrobiłam kilka zdjęć ...

 Dzięki sąsiadom, którzy w przeciwieństwie do mnie mają rękę do roślin mamy na płocie jeżyny



 Na balkonie postawiłam dwie donice z pomidorami... nie nadążam obrywać tak pęknie owocują.

 I jeszcze jedno zdjęcie, czegoś, co odbieram w kategorii cudu, chociaż zapewne ktoś bardziej biegły w kwestiach botanicznych wyjaśniłby to w jakiś prozaicznie oczywisty sposób. Od kilku lat część drewna do kominka trzymamy pod kuchennym oknem. Bo ładnie ..., ale też blisko, gdy trzeba szybko dorzucić do ognia. Tam też od dawna stał jeden większy pieniek do rąbania na bieżąco większych kawałków. Dość sfatygowany już był i kiedy w tym roku, na wiosnę porządkowałam to miejsce miałam ochotę wyrzucić go i zamienić na nowy z tegorocznej "dostawy". Wstyd się przyznać, ale gdy go ruszyłam i zobaczyłam pod spodem jakieś robale to zostawiłam pieniek na potem, żeby Małż go wyniósł. Ale jakoś tak zeszło... nie naciskałam, pieniek został. I nagle, jakiś miesiąc temu stary pieniek ... zakwitł :)))  w ciągu kilku dni pokrył się niemal cały grzybami. Są śliczne, wyglądają rzeczywiście jak jakieś kwiaty. I teraz to już nie ma mowy o wyrzucaniu go i zamienianiu na nowszy model.


Czyż nie piękny jest?


Tak sobie myślę, że przyroda sama dba o równowagę. Skoro za domem mam brzydko, to podarowała mi odrobinę piękna z drugiej strony. 

Na koniec wrzucam jeszcze kilka ujęć naszego salonu w świetle dzisiejszego słońca. Niewiele się tu zmieniło od czasu, gdy zakończyliśmy malowanie, ale ja już tak mam, że wybieram raczej ewolucję niż rewolucję.

 

Dobrego tygodnia Kochani!

5 komentarzy:

  1. To wrośniak różnobarwny, grzyb rosnący na martwym drewnie z drzew liściastych. Widocznie na pieńku były zarodniki, a że w tym roku warunki są dla grzybów świetne, bo mokro przecież, to sobie wyrósł:) Pięknie wygląda:)
    PS.1. Nie jestem botanikiem, ale lubię wiedzieć, jak się co nazywa:)))
    PS.2. ja też wolę ewolucję od rewolucji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ninko! Teraz będę mądrzejsza nie tylko o nazwę mojego cudu, ale też o kilka wiadomości o nim, które wyczytałam wiedząc czego szukać w sieci. Okazuje się, że gdybym tylko wiedziała jak, to mogę z moich grzybków wyprodukować jakiś "cudowny specyfik" sprzedawany w internetach za ciężkie pieniądze :))))
      Póki co jednak wolę go nie proszkować. Przerobiony na tabletki zdecydowanie traci na urodzie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. A cudnie! Natura to jednak utalentowany artysta.
      Pozdrawiam Cię Qrko cieplutko.

      Usuń
  3. Dawno mnie tu nie było, więc dziś musiałam nadrobić zaległości w czytaniu. :) A że wyczytałam już każdą literkę razem i osobno, to przyszedł czas na to, by zostawić kilka literek dla Ciebie. :)
    Ogród moim zdaniem ma się przede wszystkim na miarę własnych możliwości, a nie chęci. Przekonałam się o tym. :) Chciejstwo posiadania tej, czy innej rośliny niewiele znaczy, gdy ziemię ma się ciężką, a czas jaki można poświęcić zielonemu zakątkowi z góry jest ustalony (czyt. ograniczony). :) Zatem... Lepiej nie patrzeć na niedociągnięcia, a cieszyć się kawałkiem zieleni i swobodą, jaką to daje. :) W końcu smak kawy pitej o poranku na tarasie nie zależy od ilości roślin w otoczeniu. ;)
    Uściski ciepłe Miro Miła zsyłam na przekór zimnej, już prawie listopadowej aurze. :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...