środa, 16 grudnia 2009

Kiedyś będę się z tego śmiać...


Czasem tak jest, że w najmniej spodziewanym momencie, gdy wydaje nam się że nasze życie jest poukładane i pozapinane na wszystkie guziki los funduje nam fikołka. I mnie także dostał się taki "prezent". Kilka miesięcy temu wręczono mi wypowiedzenie z pracy. Szok i przepłakane noce, to była pierwsza reakcja, typowa zapewne i logiczna. Nikomu nie jest do śmiechu, gdy nagle, po kilkunastu latach pracy dowiaduje się, że przestał być potrzebny. Tym bardziej, że nic nie zapowiadało takiego obrotu spraw. Kryzys dopadł także moje miejsce pracy, zwalniano ludzi, ale gdzieś tam daleko, w innych działach. Ja czułam się bezpieczna, bo to co robiłam w firmie stawiało mnie w pozycji "świętej krowy" niemalże. Nikt nie umiał tego co robiłam, nikt nie mógł mnie zastąpić ot tak, z dnia na dzień ...
Ale jak mówi mądre przysłowie nie ma ludzi niezastąpionych. Moje obowiązki przekazano czterem osobom, ja miałam trzy miesiące na nauczenie każdego jego "działki" i ... adieu!
Kiedy puściły pierwsze emocje i żal siadłam przy biurku, wyjęłam kartkę i napisałam na niej: "za rok będę się z tego śmiać...". Włożyłam ją do szuflady i zaczęłam pierwszy dzień mojego nowego życia.
Pierwszego września, zamiast jak zwykle pojechać na ósmą do biura zaprowadziłam moją córeczkę do szkoły. Ona też zaczynała nowy etap, poszła do pierwszej klasy. Mogłam być przy niej w tym dniu i w kolejne, zaprowadzałam rano i przyprowadzałam po lekcjach, czekałam z obiadem. Miałam czas poczytać, porysować, pójść na spacer...
Nie ma co ukrywać, odpoczywałam psychicznie po latach życia w napięciu i stresie, goniących terminów, kontroli i różnych zobowiązań. Odnowiłam stare znajomości, na które nie było czasu. Angażując się w życie szkoły poznałam wielu fajnych ludzi. Szukając zajęcia na samotne przedpołudnia przypomniałam sobie, że nie jestem taka całkiem "leworęczna" i złapałam bakcyla decoupage.
Moje życie zmieniło się o 180 stopni, ale już dziś, po trzech miesiącach wiem, że wcale nie na gorsze i że nie muszę czekać aż rok, żeby się z tego śmiać.



A ta prześliczna figurka anioła o twarzy Kasi Groniec to prezent pożegnalny od koleżanki, z którą przepracowałam wiele lat biurko w biurko. Wiedziała, że o niej marzę...
Dziękuję Ewuś :)

1 komentarz:

  1. Tak nigdy nie wiadomo co nam się przydarzy..ale właśnie to takie sytuacje jakby ktoś u góry nam je tworzył dla naszego dobra:)
    Cieszę się,że wszystko się ułożyło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...