poniedziałek, 4 października 2010

Cudze listy ...



Tajemnica korespondencji... jedna z zasad, jakie mi wpojono jeszcze w dzieciństwie. Wtedy pisało się jeszcze "prawdziwe" listy, lizało znaczek i wrzucało zaklejoną kopertę do skrzynki. A potem było czekanie... tydzień, dwa, miesiąc na odpowiedź, wypatrywanie listonosza i drżenie rąk przy otwieraniu koperty. I wcale nie musiał to być list od chłopaka z kolonii czy "narzeczonego" z wojska. Równie wyczekiwane były wakacyjne listy od koleżanek, które, choć mieszkały zaledwie dwadzieścia kilometrów dalej (w czasach mojego dzieciństwa była to odległość wykluczająca spotkanie), tylko w ten sposób mogły opowiedzieć mi jak im mijają wakacje. Tempo z jakim kursowała korespondencja pozwalało na wymienienie raptem kilku listów w ciągu lata... Przechowuję je do dziś i czasem, gdy mam ochotę na powrót do przeszłości czytam je sobie, to śmiejąc się, to płacząc nad pożółkłymi już kartkami. "Skrawki słów... resztki serc...". Dla mnie bardzo ważne, pełne emocji i wspomnień, dla kogoś obcego zapewne nudne opowieści infantylnej nastolatki. Sporo bym dała, żeby móc przeczytać swoje listy pisane w tamtych czasach, ale nie łudzę się specjalnie, że ich odbiorcy zachowali je sobie jak ja, w tekturowym pudełku, głęboko na półce... Gdyby tak jednak było, to czytanie tej korespondencji ułożonej w chronologiczny cykl byłoby dla mnie niesamowitym doświadczeniem, jak oglądanie siebie samej, dużo młodszej, dużo bardziej naiwnej, po tylu latach widzianej jakby z boku ...

Cudze listy ... Choć wiemy, że nie wolno nam ich czytać, kuszą. Ale dajemy ciekawości po paluchach i tego nie robimy, chyba że ... chyba, że jest to korespondencja pomiędzy Nią - największą polska poetką piosenki i Nim Starszym Panem, którego teksty - perełki polskiego języka znały całe pokolenia. Do zeszłego piątku, nie miałam pojęcia, że tych dwoje łączyło coś więcej niż tylko talent i niezwykła lekkość pióra. Przeczytana tegoż właśnie dnia w gazecie Wyborczej recenzja wydanych właśnie nakładem Agory "Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listów na wyczerpanym papierze" kazała mi biec w te pędy w miasto w poszukiwaniu książki, którą nie wiedzieć czemu musiałam mieć już, teraz, zaraz. No i mam oczywiście! Pięknie wydaną w "lekkopółtwardej" oprawie ;)), z listami obydwojga, notatkami z kalendarzy, zdjęciami i piosenkami, które powstały właśnie wtedy, w latach kiedy byli sobie bliżsi niż kiedykolwiek później ... Całością zaopiekowała się Magda Umer, wieloletnia przyjaciółka obojga Artystów, opatrzyła komentarzami i wyjaśnieniami, by przybliżyć nam realia lat 60-tych. Cudownym dopełnieniem jest audiobook czytany przez Magdę Umer i Piotra Machalicę. Oczywiście zrozumiałym jest, że chwilowo w kąt poszedł Krajewski i miejsca w odtwarzaczu musiała ustąpić Cudzoziemka, teraz czytam cudze listy i wcale się tego nie wstydzę.

A post ten dedykuję dwojgu wspaniałym ludziom, których poznałam w tym kosmosie jakim jest internet i którzy przez wiele miesięcy byli moimi przewodnikami po świecie Starszych Panów, języka polskiego i limeryków. Krysiu, Kaziu, dziękuję Wam za Waszą przyjaźń. Może kiedyś traficie na mój blog i odnajdziecie w nim to "nasze" miejsce, które nam zabrano. Ilustracją muzyczną do tych słów niech będzie piosenka, przewijająca się na kartach tej książki w rozmaitych "wariacjach"...




16 komentarzy:

  1. Mira uwielbiam twoją pasję w przybliżaniu nam lektur ... nawet gdybym była zupełnie obojętna na te dwie wspaniałe zresztą postaci to po tym co napisałaś ... też pragnę tej księzki ...
    ... a listy ... one mają w sobie cos magicznego ... słowo pisane jest skuteczniejsze w dotarciu ... mówiąc nie można wyważyć ... zastanowić się i pisząc chyba więcej prawdy i szczerości wypływa ... przekonuję się o tym pisząc każdego posta i czytając inne i dlatego taką niesamowitą radość sprawiają komentarze :) za które jeszcze raz bardzo ci dziękuję ... pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Osiecką kocham, Przyborę uwielbiam:) Całe ostatnie lato towarzyszyło mi 5 płyt CD z piosenkami Starszych Panów. Ksiażki jeszcze nie mam, ale pewnie kupię, bo podejrzewam, że warto...;)
    Co do "młodocianej korespondencji", to i ja posiadam całkiem pokaźny pakunek listów od koleżanek z wczesnych czasów licealnych, pisanych głownie w wakacyjny czas - nasza przyjaźń kwitła w internacie (nie mylić z internetem - o czymś takim jeszcze nikt nawet nie śnił;)) Latem tęskniłyśmy za sobą i rzeczywiście tych listów sporo napisałam i sporo dostałam - mam je do tej pory i czasem czytam z łezką w oku;) Mam też do tej pory swoje własne pamiętniki - zapisałam jakieś 4 zeszyty 100 - kartkowe;) Kiedy czytam swoje własne słowa sprzed lat, czasem nie mogę uwierzyć, jak bardzo się zmieniłam...
    Mam nadzieję, że podzielisz się wrażeniami po przeczytaniu "listów na wyczerpanym papierze":))) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie napisane, potrafisz skutecznie zachęcić do ciekawej lektury, dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już czytałam jakąś recenzję i od razu pomyślałam: muszę przeczytać. A teraz to już na bank.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to miło mieć w Tobie przewodniczkę po lekturach...Ja muszę przyznać, że ostatnio zaniedbałam tą sferę w moim życiu, ale to chyba wynik nawału pracy niestety...

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie można przejść obojętnie obok takiej recenzji.
    Miłego dnia Miro

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham Osiecką, mieszkała niedaleko mojego domu. Nadal czuć tu jej ducha.Książkę znam i lubię. Polecam Tobie książkę Hanny Bakuły również z korespondencją do Osieckiej,rodzajem wspomnień o ich przyjażni , napisanej już po śmierci Agnieszki.Tytuł chyba
    "Ostatni Bal. Listy do Agnieszki Osieckiej".
    Pozdrawiam ciebie cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też dziękuję za recenzję, chociaż nie jestem amatorką czytania cudzych listów, być może się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zacznę od tego, że uwielbiam tę piosenkę i nawet obojętne jest mi, kto ją wykonuje (bo przecież ten przebój śpiewali różni wykonawcy)
    Listy...to faktycznie były cudowne momenty, pisanie ich i wyczekiwanie na odpowiedź.
    Zbierałam je wszystkie a teraz spoczywają w dużym pudle, powiązane tasiemkami w paczuszki i tak jak ty, wracam do nich w chwilach melancholii.
    Pamiętam, "latałam" po "papierniczych" i szukałam pięknych papeterii, aby móc wysłać list na ślicznym papierze.
    Dzisiejsze e-maile nie dają takich emocji :( pozostał żal i tęsknota :(
    Twoje recenzje książkowe są bardzo przydatne i potrzebne, bo nie zawsze wyłapiemy ciekawą lekturę i wartą przeczytania - Pozdrawiam i buziaki

    OdpowiedzUsuń
  10. Mira, piszesz z taką pasją, że od razu kielkuje myśl "Muszę to mieć, muszę to przeczytać", to niesamowity dar!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ludzie w Portofino, pewnie czytają cudza korespondencję. Portofino rządzi się innymi prawami:)Ja tez czytam, zwłaszcza jak piszą TACY ludzie:)

    OdpowiedzUsuń
  12. W tym wariackim zabieganiu brakowało mi strasznie adresu do dobrej książki. Natychmiast jutro udaję się do księgarni:)
    Dawno nie słuchałam Przybylskiej i z przyjemnościa dziś u Ciebie wróciłam do tej starej piosenki.
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Koniecznie muszę przeczytać tę książkę.Uwielbiam i Osiecką, i Przyborę, a listy tyle potrafią powiedzieć o człowieku... Właśnie w czasie wakacji przeczytałam nową biografię Chopina zawierającą głównie listy ("F.Chopin-poeta fortepianu" M.Wrony) i zachwyciła mnie taka forma (nie mówiąc już o samej postaci, do której mój stosunek nie jest obojętny:)). A moje stare listy:) - w pawlaczu mamy całą walizkę naszych listów do siebie z czasów studiów, bo studiowaliśmy w innych miastach i pisaliśmy do siebie...codziennie, wysyłając listy "zbiorczo" co kilka dni we własnoręcznie robionych kolorowych kopertach:). Przyznam się, że od ponad dwudziestu lat tam nie zajrzałam... Może jeszcze nie nadszedł ten czas, może to i lepiej...
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuje Ci za tego posta Miro.. Wszystko o czym pisałaś w nim właśnie, jest mi bardzo bliskie. Listy...o rany jak ja tęsknię za tradycyjną korespondencją. Już też kiedyś o tym wspominałam na swoim blogu.. Do dzisiaj mam seledynowy kartonik w białe stokrotki (pomalowany ręcznie przeze mnie akrylem) w którym trzymam listy.. i mam to szczęście, że mam listy ode mnie i do mnie..bo to właśnie takie listy połączyły mnie z mim Mężem..I teraz cała ta korespondencja spoczywa sobie w naszej sypialni. Osiecka i Przybora to jak najbardziej śwait za którym tęsknie. Tęsknie tym bardziej, zę sama pracuje w podobnym świecie ale jakże wyzutym ze wszelkiej sztuki słowa i troski o tekst...ech..szkoda słów.. A Ci co jeszcze pozostali i jak Don Kichot walczą o polski język w swoich tekstach, oczywiście mają jak najbardziej pod górę w naszej branży..Kiedyś Krupowies napisał w swoim wierszu: "słowa znaczą dziś mniej niż znaczą..." a szkoda... No i na deser to Portofino... Maleńka włoska gmina (ok 600 os.)oddalona tylko dwie i pół godziny od mojego wakacyjnego miejsca - Marciallo. Byłam tak blisko tego magicznego miejsca.. Dziękuję Ci Mira raz jeszcze.. i wiesz co.. ja myślę, że pisanie tradycyjnych listów będzie jeszcze kiedyś bardzo trendy i wróci do łask..a Listonosze znowu nabiorą innych barw..:)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak dobrze, że jesteście, że czytacie. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz zachęcam - poszukajcie tych listów, naprawdę warto je mieć na własność. A moim komentarzem do Waszych, jakże ważnych dla mnie komentarzy jest kolejny post ...

    OdpowiedzUsuń
  16. Ludzie listy piszą-oj aż zanuciłam. Buziole w noch

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...