środa, 6 października 2010

Nie brnąc przez słowa ...

W pierwszym odruchu chciałam zatytułować ten post "Brnąc przez słowa", ale czasownik "brnąć" niesie skojarzenie z czymś ciężkim, mozolnym, niemal nieprzyjemnym. Więc absolutnie nie brnę poprzez tę korespondencję (tak, tak, ja wciąż o tym samym), ale smakuję ją powoli, delektując się każdym słowem. Na początku myślałam, że odrzucę wszystko, co czytam w tej chwili i zachłannie pochłonę owe listy na papierze wyczerpanym. Ale tego nie da się pochłonąć jak talerza spaghetti i to nie dlatego, że nie smakuje, ale właśnie dlatego, że smakuje tak bardzo, że chce się człowiek tym smakiem cieszyć jak najdłużej. Więc przed snem nadal Krajewski (Marek Krajewski), bo przy nim jakoś nie grzech gubić linijki, gdy zmęczenie zamyka powieki a książka opada na twarz... jutro znowu można zacząć stronę-dwie wcześniej, nic się nie stanie. Przy prasowaniu też raczej nie, bo jakże się oddawać tak przyziemnej czynności, gdy tam uczucia głębokie i tęsknota nie skrywana i poezja... jakże to zakłócać "wyrzutem pary" w kierunku uporczywego zagniecenia na kołnierzyku ... Więc celebruję czytanie jak mszę świąteczną...zastygam nad zdaniami by zamknąwszy oczy "zobaczyć" jak On siedzi zgarbiony nad kartką papieru i pisze, że Paryż bez Niej jest smutny i pusty i nie cieszy, choć cieszyć powinien. I jak Ona, zwinięta w kłębek w fotelu, uśmiecha się do siebie czytając po raz kolejny "i dodam jeszcze, że Cię kocham" i "dbaj o uszy". A potem zupełnie inaczej patrzę i na Nią i na Niego i na piosenki, które napisali w tym czasie, bo teraz dopiero wiem, dlaczego On napisał "Nie zakocham się tej wiosny już w nikim..."

I nie mogę obiecać, że to już ostatni raz o Nich...

Wymyśliłam sobie, że ilustracją do słów powyższych powinno być zdjęcie mojego egzemplarza książki obejmowanego przeze mnie kurczowo. Ale zanim do domu wróci ktoś, kto by mi takowe mógł zrobić, zanim je ściągnę, obrobię ... czar, magia chwili, czy jak by jeszcze nazwać rodzaj transu, jaki kazał i usiąść do klawiatury pryśnie. Dlatego tylko to ... bo się kojarzy.



A do posłuchania to... bo Kasia Nosowska śpiewa Osiecką nie mniej pięknie jak Kalina Jędrusik, ale zdecydowanie wygrywa jakością nagrania na YouTube.



Miłego dnia!

19 komentarzy:

  1. No i tak jakoś romantycznie się zrobiło...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to dobrze kiedy ma się świadomość, że w dobie wszechobecnej techniki najważniejszy nadal jest człowiek i jego emocje. Tak plastycznie piszesz o swoich odczuciach, że nie pozostało mi nic innego, jak powtórzyć za Caroliną " very nice*"!:))

    *- bardzo piękne

    OdpowiedzUsuń
  3. Chmmmmm też uwielbiam czytać, ale Ty moja droga czytasz oddychając i potrafisz to przekazać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niespodziewanie romantycznie. Nigdy nie łączyłam w myślach tej pary:) Miłego smakowania listów Mireczko, a Krajewski jest okropnie ponurzasty i zmęczył mnie "Końcem swiata w Breslau", a szczególnie te fragmenty , w których główny bohater tłukł żonę, choć to zapewne o wiele bardziej prawdziwy obraz życia policjanta i kiedyś i dziś;) Cóż praca stresująca. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miro ja jestem monotematyczna - kocham Twoje posty :)))
    Uwielbiam tu wpadać po nocy i czytać, - bo tak płynnie i pięknie piszesz, ze słowa same 'wpadają w oko' :**
    Serducho jest rewelacyjne :)
    a 'na całych jeziorach Ty', niestety ale wole w wykonaniu Kaliny Jędrusik - jej głos elektryzuje , zachwyca, natomiast Nosowska jak dla mnie trochę skrzeczy - mam nadzieje, ze nikt mnie za to nie zlinczuje :)))
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też wolę delikatne i subtelne wykonanie Kaliny Jędrusik, ale na YT znalazłam wersje nie dość, że uciętą z przodu, to jeszcze fatalnie "rozjechaną". Pozdrawiam Was wszystkie razem i każdą z osobna mini dialogiem z Ich "wariacji" na temat Portofino:
    ON:
    "Zabieram z sobą z Porto Fina
    (ta deklinacja brzmi jak gwałt)
    muszelkę, która przypomina
    Twojego ucha lekki kształt .."
    ONA:
    "Lecz dajmy spokój z Portofinem
    i zaoszczędźmy z rymem mąk
    wypijmy toast mocnym winem
    i niech nastąpi dalszy ciąg"

    ...

    OdpowiedzUsuń
  7. http://everythingwhatilove.blogspot.com/7 października 2010 18:08

    Oj, jest tu sporo romantyzmu ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. O rany! Najbardziej zachęcająca recenzja książki jaką ostatnio czytałam!!! W weekend lecę do księgarni!
    Pozdrawiam serdecznie!

    PS. U mnie chrypka Nosowskiej zdecydowanie wygrywa z egzaltacją Jędrusik;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Intrygujesz mnie Miro coraz bardziej! :) Skuszę się na tą książkę, tego jestem pewna!
    I mówiła już, że uwielbiam Cię czytać??!! Naprawdę uwielbiam :)

    Pozdrawiam Cię serdecznie :)
    Mariola:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Słoneczka Wy moje, lećcie i szukajcie, bo warto... Buziole.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mireczko:
    Wiedz jedno: Zawsze "Cie czytam", choc nie zawsze slad po bytnosci swej zostawie...... Piszesz pieknie i "po ludzku" z lekkoscia musnieta skrzydlem motylu o rzeczach konkretnie ziemskich i....tych ulotnych....czasem na moment nam przez los podarowanych..........
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  12. TAK TAK TAK bardzo proszę o recenzję męskiego odpowiednika. Juz mi sie buziol cieszy, bo jak sobie zakończenie filmu przypomne i role jaka panowie w nim zagrali to ach jaki łądny jest świat za oknem. Buziole w nocha-może być wypudrowany a co tam.

    OdpowiedzUsuń
  13. No to masz moja ulubiona "Belgijko" jak w banku :))) Tylko nie od razu, nie dziś, bo mam takie zaległości w blogowych obiecankach, że już się sama boję jak ja im podołam. Prawda, że w pudrowany też fajnie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Miro, właśnie czekam na tę książkę. Lada dzień powinna już być u mnie.. Tak mnie zaczarowałaś jeszcze tym postem, ze zaczynam się już niecierpliwić na tą przesyłkę.. a płyta Nosowskiej, którą śpiewa Osiecką, moim zdaniem jest bardzo udana. Słucham jej często :) hm..tak sobie myślę, czytając Twoje posty o tej niezwykłej korespondencji..czy jeszcze tak się kocha we współczesnym świecie ?

    OdpowiedzUsuń
  15. Myślę Tabu, a nawet jestem pewna, że naokoło nas pełno jest podobnie zakochanych. Może nie pozostawią oni po sobie takiej korespondencji, może nawet żadnej nie pozostawią, ale czy miłość jest mniejsza gdy nie zostają po niej materialne ślady? Herbata podana wieczorem, otulenie kocem ... tego nie widać, ale to takie same "słowa" miłości jak te na papierze.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...