wtorek, 12 października 2010

Ździebełko ciepełka ...*

Z chwilą nadejścia kalendarzowej jesieni nie opuszcza mnie myśl, że oto przede mną pół roku chodzenia w grubych butach, opatulania się swetrzyskami, owijania szalikami, wpadania do domu z czerwonym od zimna nosem i dopadania pierwszego lepszego źródła ciepła - kominka, kaloryfera, kubka kakao. Nie będę specjalnie oryginalna, gdy przyznam się, że nienawidzę wiatru. Deszcz jest do zniesienia - parasol, kalosze i można nawet wyjść na spacer. O ile nie wieje. Bo wtedy deszcz zacina z boku, wywija parasol na wszystkie strony i zamiast maszerować dziarsko i cieszyć się świeżym powietrzem walczy człowiek z powykręcanymi drutami kuląc się w poszukiwaniu "zawietrznej". No nie lubię! Nienawidzę wycia wiatru. Nie wiem, czy to jakaś ukryta w podświadomości trauma z dzieciństwa, czy inny czort... Nie lubię, źle mi z tym i uciekam jak najszybciej pod dach. A ostatnio tak właśnie wiało u nas wieczorami. Po mroźnych i mglistych porankach przychodził całkiem sympatyczny "babio-letni" dzień, ale wieczorami - prawdziwe wyścigi w powietrzu. Brrrr! Gdyby to było możliwe, przespałabym ten czas jak niedźwiedzie i obudziła się dopiero pierwszego dnia wiosny. Niestety, nie ma tak dobrze :(( Nie moszczę sobie legowiska i nie obrastam w tłuszczyk (chociaż... cholerka ... a jednak!), za to szykuję sobie maleńkie ździebełka ciepełka którymi zamierzam się muskać przez najbliższe miesiące.

Najpierw coś dla ciała. Wspominałam już, że zamierzam przypomnieć sobie starą umiejętność i znowu coś sobie wydziergać na drutach i szydełkiem. Nakupiłam drutów, włóczek, robiłam, prułam, zmieniałam koncepcje aż w końcu... ta dam!!!! Machnęłam swoje pierwsze mitenki :)))




Zaczęłam ostrożnie, mała rzecz prostym ściegiem. Ale okazało się, że z drutami jest jak z jazdą na rowerze - tego się nie zapomina, więc nawet kciuk poszedł mi gładko i wyszedł we właściwym miejscu. Z rozpędu zrobiłam drugą parę i trzecią, którą jednak w trakcie przerobiłam na ... poszewkę na poduchę.

Tu zielone mitenki już jako poszewka zaś czerwone jeszcze w trakcie produkcji ...

Teraz do czerwonych dorabiam długaśny szalik, który mam nadzieję skończyć przed pierwszym śniegiem :)))) Oczywiście pochwalę się jak skończę.

A co dla domu ? Oczywiście świeczniki. Jesienne i zimowe wieczory nie mogą się obyć bez światła świec. Dlatego mam ich mnóstwo w latarenkach i świecznikach przeróżnych. Ostatnio niemal hurtem machnęłam kilka. Motywy nie całkiem jesienne, raczej przekornie coś w rodzaju "wspomnienia lata", ale tak mi właśnie pod koniec września w duszy grało. Oto one ...






A na koniec zostawiłam sobie jeszcze ciepełko dla duszy. Są nim Wasze odwiedziny na moim blogu, ciepłe słowa, które zostawiacie w komentarzach. Bardzo za nie dziękuję i proszę o jeszcze. Świadomość, że jest ktoś, kto chce tu zajrzeć i do tego jeszcze zaklikać grzeje mnie bardzo nie tylko o tej porze roku. Szczególnie zaś dziękuję za wyróżnienia, które ostatnio dostałam. Wiem, wiem, przyłączyłam się swego czasu do akcji "nie, dziękuję", ale wówczas przyznawanie wyróżnień zamieniło się w kłopotliwy łańcuszek. Nadal uważam, że komentarze są najlepszym wyróżnieniem, ale przecież nie będę wiśnia i nie odrzucę prezentu jaki dostałam od dziewczyn z sympatii do mnie i mojego bloga. Dlatego z serca dziękuję Marinie i Ivci a Was zapraszam na Ich blogi, naprawdę warto. Mam nadzieję, że dziewczyny wybaczą mi, że nie przekażę wyróżnień imiennie kolejnym osobom. To jest właśnie najtrudniejsze, wybrać dziesięć, gdy lubi się i odwiedza kilkadziesiąt blogów. Wszystkie są inspirujące, więc wszystkim przekazuję te urocze znaczki.



* - tytuł dzisiejszego postu ściągnęłam od Jonasza Kofty, z wiersza, który w całości można sobie przeczytać TU albo posłuchać TU
.

22 komentarze:

  1. Teoretycznie to ja nawet umiem robić na drutach. szalik np. Albo kołderkę dla lalki. W każdym razie coś prostego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówisz , że jak z jazdą na rowerze?? w takim razie muszę chyba spróbować, czy pamiętam jeszcze robić na drutach. Swego czasu to szalałam...Nie sądzę jednak,abym umiała zrobić taki koncertowy kciuk jak u Ciebie!:)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie!
    Rękawiczki boskie!

    OdpowiedzUsuń
  3. podpisuję się pod teoretycznie Nivejki :) ... tyle lat nie wiedziałam jak to nazwać ... to to robienie zakończone czyli szaliki i czapki ... reszta robienie do pewnego etapu a potem "pufowanie" ... Miruś fajne te prawie rękawiczki :) i ten Kofta ....:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdolniacha z Ciebie na kolejnej płaszczyźnie ! I to od razu takie ilości . No i oczywiście cudny różany lampionik.
    Dobrej nocy

    OdpowiedzUsuń
  5. piękne mitenki-w dodatku zrobione PROFESJONALNIE-idę szukać drutów , bo chora ambicja nie pozwoli mi zasnąć:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczny ten świecznik z lawendą:))

    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisałaś o tym wietrze dokładnie to, co ja bym napisała - mam identycznie!!! Nie cierpię, nienawidzę! Nie mogę spać, kiedy w nocy wyje, mam trudności z wyjściem z domu, kiedy duje we dnie;) A jak na złość, mieszkam prawie na "Wichrowych Wzgórzach" - niewiele jest tu spokojnych, bezwietrznych dni... Jesienią i zimą jest to niestety najbardziej dokuczliwe. Rozumiem więc potrzebę gromadzenia tych "ździebełek ciepełka", a te Twoje, w postaci mitenek, są słodkie i kochane! Bardzo mi się podobają:) Nigdy mitenek nie miałam i coraz większą mam na nie ochotę! Tylko gdzie znajdę takie fajne, jak Twoje? Sama to umiem wydziergać szalik ewentualnie;) Świeczniki też piękne - jak zwykle u Ciebie...
    Pozdrawiam gorąco (bo w piecu u mnie dziś buzuje;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Miruś kochana, piszesz o wietrze i zimnie,a mi się zrobiło tak ciepło i przyjemnie gdy przeczytałam twój post.Ja lubię jesień i zimę też, troszkę z przekory, choć to brzmi absurdalnie właśnie za te kalosze i rękawiczki. ;0)
    Zrobiłaś takie cudne rzeczy !!!Pamiętasz "Zimę muminka" ?
    Czasem nie warto przesypiać...

    OdpowiedzUsuń
  9. O, rany, ja też nienawidzę wiatru. Kiedy mocno wieje, nie mogę spać, czuję jakiś niewyjaśniony niepokój. A z drugiej strony, jako dziewczynie znad morza, na południu kraju szybko zaczyna mi brakować oddechu i ruchu powietrza...
    Jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich dzieł "drutowych"! To mają być próby?! To jest wyższa szkoła jazdy!:) Szkoda, że ja tak nie umiem, a w dodatku oferta sklepów mojego braku umiejętności nie rekompensuje:( Gdzież dostać ładny, błękitny komplet?:(
    Pozdrawiam Cię ciepło i serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie do końca się z Tobą, i poprzedniczkami zgadzam co do wiatru. Fakt, jak wieje w dzień, i to jeszcze deszczowy, to masakra, ale ja właśnie lubię słuchać deszczu lub silnego wiatru za oknem, siedząc z kocykiem i kubeczkiem ciepła w domu, robi się wtedy tak podwójnie przytulnie... Ale ja się wychowałam w starym, drewnianym domu, który wtedy właśnie zdawał się ożywać.
    Mitenki na drutach to dla mnie wyższa szkoła jazdy, ale chyba sobie takie na szydełku machnę, I Małżowi do kompletu.. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Na drutach kiedys robiłam sporo.Kupiłam sobie juz druty i włóczkę ale czasu wolnego kupić nie mogę i druty leżą na razie bezrobotne!
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  12. Mira świetne mitenki z fioletowymi paseczkami.
    Fajnie że wróciłaś do drutów,
    świeczniki bardzo ładne

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajne te "rękawiczki" mitenki (muszę przyswoić pojęcie). Wiatru i zimna też nienawidzę, chyba mało kto lubi?
    Świeczniki urocze!

    OdpowiedzUsuń
  14. a ja lubię wiatr i zawieruchy które robi...oczywiście lepiej mi wtedy być w domku!Twoje druciane robótki są śliczne - zresztą przy moim braku zdolność w tej dziedzinie każde poczynania na tym polu wywołują moje achy i echy!Świeczniki śliczne zwłaszcza ten długaśny. A wyróżnienie dla Ciebie zasłużone!!!:)Buziaki mgliste ślę!

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękne wyszły Ci te mitenki, bardzo fachowo ;) i idealnie pasuja na Twą dłoń madame ;)
    Ściskam i bezwietrznej pogody życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ślę Ci cieplutkie, cieplutaski. Jak ja nie cierpie parasoli, chocby nie wiem jak lało nigdy nie wezme popaprańca do łapy. Zaraz jadę do Polski, chyba uda sie podpisać połowe kredytu no iiiii może wróce z psem dla Hektora, taka malutka suczką. Buziole w nocha.

    OdpowiedzUsuń
  17. Cały wpis jest wspaniały, ja też nie lubię chodzić opatulona i gdy wiatr rujnuje mi fryzurę ;) Wspaniale robisz na drutach, chciałabym sama umieć sobie stworzyć tak piękne rękawiczki;) A świeczniki są zniewalające ;))) Uwielbiam takie cuda zimowa porą ;) Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  18. fajne te rekawiczki i w sam raz na te jesienna pogode.
    a swieczniki cudne. nie moge sie napatrzec na nie. Bardzo sliczne prace.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  19. Miro, jak Cię nie odwiedzać skoro u Ciebie panuje takie ciepełko!!:))Wszystko co stworzysz jest nastrojowe, a Twoje posty chce się czytać, bo bez względu na to jaki człowiek ma humor, czytając Twoje literki można się uśmiechnąć, emanujesz po prostu ciepłem:))
    ps. wniosek: tej zimy MUSISZ pisac naprawdę duzo, bo zima ma być mroźna;))

    OdpowiedzUsuń
  20. Fajne te mitenki, może i ja sobie zrobię:). Na razie muszę śmigać ze swetrem dla córki, a dla drugiej z czapką, bo z gołą głową biega. Świeczniki cudne, ten z różyczkami bardzo, bardzo...:))

    OdpowiedzUsuń
  21. Aaaaach, jaki piękny ten pierwszy zestaw mitenkowy! I w 100% w moich kolorach:):):) A kciuk to Ci kochana wyszedł super hiper profesjonalnie! Dla mnie bomba (podobanie jak pozostałe wyTworki).
    Buziaczki ślę:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Trafiłam pod dobry adres, bo widzę, że też "uprawiasz rękoczyny w dziedzinach wszelakich".

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...