Od kilku godzin siedzę przed monitorem. Przestałam już liczyć ile razy kliknęłam w okienko "Nowy post", ile razy wpisałam tytuł, pierwsze zdanie, drugie, raz nawet doszłam do trzech... I koniec. Ściana. Biała plama. Blokada. Zaćmienie. Zazwyczaj pierwsze dwa zdania były czymś na kształt wyjścia z bloków. Potem następował strzał startera i ... poszło! Raz był to szybki sprint, parę zdań dla okraszenia pliku fotografii przygotowanych zawczasu. Innym razem solidny bieg na 800 metrów lub nawet półmaraton. Ale zawsze biegłam i zawsze dobiegałam do mety, na której witał mnie napis "Publikuj". I pojawiał się post. Nie jakiś specjalnie mądry, piękny czy odkrywczy. Na pewno jednak szczery i na pewno bardzo "mój". Nigdy nie miałam problemu z przelewaniem tego, co tłucze mi się po głowie na papier. Wystarczyło tylko poczekać na właściwy moment, gdy treść sama ułożyła się w formę, złapać ją i zamienić w nieskomplikowany układ czarnych znaczków na białym tle.
Dlaczego więc dzisiaj męczę się nad każdym zdaniem jakbym wykuwała je maleńkim młoteczkiem w twardym granicie? Dlaczego najczęściej używanym klawiszem jest klawisz Backspace? Przecież w głowie wszystko już się poukładało. Piękne, krągłe zdania, wstęp, rozwinięcie, zakończenie... Gdzieś na trasie głowa-ręce to wszystko utyka.
Nalewam sobie lampkę wina. Podobno "in vino veritas" :)) Skoro więc rozwiązuje język, to może i te węzełki na drodze myśli rozsupła. To zabawne, ale supły się rozwiązują. Mniejsza o to, czy to zasługa wytrawnego chilijskiego Shiraz czy przypadkowy przebłysk, ale już wiem. Ten blogowy analfabetyzm nie pojawił się bez powodu. Nie przyniosło go ani zmęczenie, ani znudzenie. Nagle dociera do mnie, że przyczyną jest strach. Dlaczego się boję? Boję się, bo ... no właśnie... czego?
Gdy zakładałam blog widziałam w nim coś na kształt pamiętnika, dziennika zdarzeń, które chciałam utrwalić w namacalnej formie przede wszystkim dla siebie. Żeby za kilka lat, gdy drobiazgi, niuanse ulecą z pamięci znowu je sobie przypomnieć, żeby z pomocą tekstów i zdjęć poskładać sobie siebie sprzed lat. To pewnie naiwne, ale do niedawna wierzyłam, że tekst, który sznureczkiem liter zapełnia białe pole ekranu to tylko moja własność, że klikając w okienko "Publikuj" jedynie archiwizuję dla siebie kawałek mojego życia. Jak się okazuje naiwność nie mija z wiekiem :)) Oczywiście miałam świadomość, że publikowanie postów jest jak wieszanie wielkich afiszy na słupach ulicznych i że obok takiego afisza przechodzą różni ludzie, nie tylko Ci, którym bliskie są moje zainteresowania czy poglądy na życie. Zakładając jednak, że Ci INNI po prostu ominą mój afisz bez zainteresowania, nie zawracałam sobie nimi głowy. I pisałam. Dla siebie i dla tych, dla których było to z różnych powodów bliskie. I trzeba było mało przyjemnego zdarzenia, żeby uświadomić mi, że afisz nie przestaje być afiszem tylko dlatego, że ja o nim tak nie myślę. Że są tacy, którzy go tylko przeczytają, ale są też tacy, którzy go będą chcieli na przykład obrzucić zgniłymi pomidorami, albo tacy, którzy zauważywszy niedokładnie przyklejony róg oderwą go jednym szarpnięciem i zostawią z takim oddartym farfoclem. Jeszcze inni wyczytają w nim coś zupełnie opacznie i wielkim czarnym flamastrem nabazgrzą na nim swoje hasła. Czasem tylko głupie uwagi a czasem całkiem realne zastraszanie. Anonimowo, a jakże, bo przecież w sieci nie obowiązuje savoir vivre. Bo sieć to nie tylko wspaniały wynalazek dający ludziom całą masę pozytywnych możliwości. Sieć to także śmietnik, szambo i arena walki.
I ja, ze swoim blogiem czuję się na tej arenie bezbronna.
I ta świadomość mnie paraliżuje.
I dlatego znowu nie jestem w stanie napisać nic sensownego...
Wiem, że ta piosenka jest o czymś innym, ale tytuł "Eyes without a face" bardzo mi pasuje do tego, o czym napisałam.
Dobrej nocy...
Dobrej nocy...
Pamiętam,że kiedyś już pisałaś o granicach prywatności blogowej i była to dla mnie nie tylko ciekawa lektura ale i lekcja, teraz również dostarczyłaś mi " materiału" do przemyśleń- dziękuję:)
OdpowiedzUsuńkochana ...Twój post jest świetny...i chyba dotknął mojego czułego punktu...i przypomniał mi dlaczego mój blog jest taki trywialny.....i uświadomił mi ,że nadal taki będzie.....nie mam odwagi ,nie chcę pisać o swoich uczuciach....dlaczego ?-jestem jak Ogr....zanim zruciłabym te wszystkie warstwy..nie zliczyłabym chyba uderzeń od kochających inaczej Anonimów.....a na to w ogóle nie mam ochoty....Ściskam mocno......a pamiętnik to chyba lepiej pisać do szuflady...a może stworzyć bloga tylko z dostępem na najbliższych:)
OdpowiedzUsuńJa na szczęście należę do tych, którzy przystają i czytają z zainteresowaniem Twoje afisze.
OdpowiedzUsuńdlatego właśnie na moim blogu są głównie zdjęcia i naprawdę niewiele wynurzeń... choć zawsze znajdzie się ktoś, kto lubi sobie popluć jadem..
OdpowiedzUsuńMiro, machnij na to ręką. W naturze musi być równowaga; są ludzie życzliwi i są ludzie złośliwi.
OdpowiedzUsuńTych drugich z uśmiechem lekceważ, bo to nie oni są twoimi odbiorcami.
Pisz dalej śmiało, jeśli masz taką potrzebę. Zawsze zajrzę tutaj z ciekawością. Lubię twój blog, twoje przemyślenia i mądrą składnię.
Pozdrawiam ciepło
Świat byłby piękny, gdy chodzili po nim tylko ludzie ufni jak Ty (chciałam napisać "naiwni", ale byłoby to niezamierzone stanięcie po stronie tych obrywających afisze). Dobrze wiedzieć, że są jeszcze tacy ludzie jak Ty - jest jakaś szansa, żebyśmy nie musieli się bać każdego napotkanego człowieka.
OdpowiedzUsuńPodzielenie się tym, co mnie cieszy, pomimo niepisania o osobistych sprawach, również wywołuje u mnie strach - że ktoś obcy zapuka do drzwi, a nawet wejdzie bez pukania. Ja się boję spotkania w rzeczywistości, a nie słów zawieszonych w sieci. Ale chęć usłyszenia, że się komuś podoba to, co zrobię jest silniejsza. I naiwnie liczę ma to, że nie poniosę konsekwencji. Ale czy gdybym nie istniała w sieci, byłabym bezpieczna? Nie.
Nie można się bać tych plujących, bo oznaczałoby to że wygrali i a my stchórzyliśmy i sami odebraliśmy sobie szansę na dobro, choćby było tylko dobrym słowem od drugiej osoby.
Nie piszę o prywatności takiej, którą można by atakować. Czasem jakaś drobna uwaga, wspomnienie, cień się pojawi, wśród śmiesznotek małoznaczących. Moją prywatność zachowuję dla siebie, właśnie po to, by trolle internetowe nie robiły sobie z niej żarcia. Są ludzie, z którymi nigdy byś nie zamieniła słowa, spotykając ich w realnym świecie. Odpychają swą negatywną energią, pozbawieni pokarmu w najbliższym otoczeniu przenoszą się jak wirusy na sferę internetową przyciągani tym, że tak wiele z ludzi daje upust swej duszy właśnie w blogosferze.
OdpowiedzUsuńJak to się mówi? "Jeśli masz miękkie serce musisz mieć twardą dupę". ;/
Noooo, nie ma lekko. Uważam na to co piszę, w końcu to miejsce publiczne. Czasem i tak powiem o słowo za dużo, ale na szczęście mnie czyta niewiele osób:) Nie zrażaj się Mireczko, bo dobrze się Ciebie czyta i miło tutaj zagląda, ale rozwaga wskazana jak najbardziej:) Uściski przesyłam:)
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie powód, dla którego nie chcę założyć bloga - bardzo przeżywam krytykę (nieważne, słuszną czy nie) i okropnie łatwo wpędzić mnie w poczucie winy; najlepszym dowodem jest to, że zrobiło mi się przykro po przeczytaniu Twojego posta, jako że należę właśnie do grupy anonimowych. I choć nie zniżyłabym się do opisywanego przez Ciebie zachowania, i tak zrobiło mi się głupio. Nawiasem mówiąc zawsze się podpisuję i gotowa jestem się ujawnić np. podając e-mail.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło!
Ninka.
Mirko,gdybym miała wymienić trzy Bloginie budziące we mnie najwyższy szacunek a jednocześnie szczerą sympatię,byłabyś jedną z Nich.
OdpowiedzUsuńTwoja obecność w tym e-świecie daje mi poczucie,że nie jest to miejsce trywialne i sztucznie wykreowane jak wnętrza z gazet,a ludzie którzy prowadzą Swoje blogi mają naprawdę wiele do przekazania.
To o czym piszesz towarzyszy mi ilekroć chcę napisać "coś więcej od siebie".Niejednokrotnie dokonujemy emocjonalnego stip-teasu,który niestety uzależnia ,zwłaszcza gdy wierzymy ,że nasze słowa przeczytają głównie ludzie nam życzyliwi.
Chciałabym Ci napisać,żebyś nie zmieniała Swojego stylu ,bo jest świetny i bardzo mi bliski,z drugiej strony ,mam poczucie,że to jak namawianie kogoś do skoku na główkę.Jest super gdy nam się udaje,ale..
przytulam
Miro Miła nie jesteś sama w odczuwaniu tego sieciowego dyskomfortu psychicznego. Ja również często zadaję sobie pytanie, czy na pewno chcę opublikować daną treść... choć przecież powinno mi być łatwiej, bo piszę tylko o TFUrczych zmaganiach z materią, a ten temat nie wymaga ode mnie zbytniego uzewnętrzniania się.
OdpowiedzUsuńUściski serdeczne ślę. :) Miło, że znów "nadajesz".
Mireczko,lubię tu zaglądać ,poczytać
OdpowiedzUsuńTwoje przemyślenia i jest mi przykro że anonimowe złośliwe komentarze i ciebie dotknęły. Jak napisała Maria Par są ludzie życzliwi i złośliwi, zazdrośni,takie jest życie.Ja wierzę żę tych pierwszych jest większość.
Pozdrawiam bardzo serdecznie jaga
To, co napisałaś, to jakby moje własne myśli, moje własne przemyślenia. Ciągle nie mogę znaleźć dla siebie najbardziej odpowiedniego sposobu istnienia w sieci. Każdą z nas spotka to brutalne zderzenie z internetowym chamstwem, złośliwością, całym tym szambem (tak, to odpowiednie słowo). Kilkakrotnie miałam ochotę zlikwidować swoje blogi, ale jednak je pozostawiam (zmieniając ich kształt), bo górę bierze rozsądek - a niby dlaczego trolle i sieciowi szakale mają mnie pognębić? nie dawajmy im tej satysfakcji.
OdpowiedzUsuńOczywiście w jakiś sposób nas ograniczają i zmuszają do pisania kontrolowanego, ale to nieuchronny koszt publicznego zaistnienia.
Jednak nie poddawajmy się.
Pozdrawiam serdecznie :)
Ela
Z internetem jest tak,ze czujemy sie anonimowi i lekko bezkarni i jak chcemy to mozemy sobie troche na innych pouzywac.Dlatego ja rowniez wole nie rozpisywac sie o zyciu prywatnym,o emocjach czy o przekonaniach.Po co dawac pozywke zlosliwcom?Trzymaj sie kochana.Pozdrawiam Cie cieplutko!
OdpowiedzUsuńWitaj,jestem tu pierwszy raz i przyznaję, całkiem przypadkiem,ale na pewno nie ostatni raz.Ja, podobnie jak Ty czuję się całkiem obco na bloggerze.Może dlatego,że jestem nowicjuszką- od 5 tygodni zaledwie mam swój blog, ale na razie niewiele wiem, nie dotknęło mnie (jeszcze )nic przykrego, ale dalej czuję się samotna i zdezorientowana, nie znam zwyczajów, obserwuję z boku główny nurt, mam wiele problemów technicznych, ale główne pytanie mogłabym zadać sobie, co tak naprawdę skłoniło mnie do pisania w bloggerze.Kiedy sobie na nie odpowiem, będzie to znak,że uporałam się ze swoimi prawdziwymi problemami.Nie chodzi tu o akceptację, chęc powrotu z wyalienowania,brak spojnosci z tym co obserwuję...Och, zrobiło sie zbyt intymnie.Kończę.Na razie. I pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńLudzie i tu ( w necie) i tam (w świecie realnym) są po prostu różni...
OdpowiedzUsuńNiestety, wszędzie są ludzie (i tu, i tam), którzy mają satysfakcję, gdy ukradkiem tzn. anonimowo kogoś kopną. Tak po prostu. Sieć to nie jest miejsce na zbyt osobiste sprawy. Mój blog też w zamierzeniach miał być o wszystkim po trochu, ale od dawna stał się niemal tylko "techniczny". Chociaż nie miałam jeszcze przykrego zdarzenia, bo mam mało czytelników i komentarzy, wolę jednak być ostrożna. Ściskam mocno:*
OdpowiedzUsuńNie warto się tym przejmować, tak myślę. Czyż dla tylu wiernych czytelniczek (o czytelnikach nie wiem), nie warto podjąć ryzyka? Tak naprawdę, taki anonim nie jest w stanie Cię naprawdę zranić. Wredne typy mają w internecie używanie, a im bardziej popularne fora, blogi - tym takich typków pojawia się w tych miejscach więcej. Mam nadzieję, że nie zniechęci Cię to do pisania, bo lubię przeczytać coś naprawdę przemyślanego i mądrego...
OdpowiedzUsuńJa też lubię czytać Twoje refleksje, sa mi bliskie. Ja trochę z innej strony, ciągle mam problemy z blogiem, bo jestem mało "techniczna". Kupiłam nowy telefon, a i tak noszę też stary, bo nowy mam do odbierania, bo nie moge sie go nauczyć a ze starego dzwonię :-)
OdpowiedzUsuńŻyczliwych jest duuużo więcej.
Miłego dzionka i trzymaj się ciepło!
Mireczko, piszesz tak, jak ja chciałabym pisać.I dlatego tak dobrze czyta mi się Twoje słowa.
OdpowiedzUsuńI takich jak ja jest tu wiele....
Na blogu jak w realu,
OdpowiedzUsuńtylko jeszcze gorzej,
bo każde słowo trzeba zważyć :-)
Droga Miro, podziwiam Cię za odwagę, że potarfisz opisywać swoje uczucia, częściowo uzewnętrznić siebie. W sieci jest to coraz rzadziej spotykane...mam wrażenie, że coraz mniej jest tutaj wrażliwych osób...a coraz więcej tych tworzących wokół siebie iluzję, którzy karzą wierzyć nam, czytelnikom, w ich szczęśliwe, niesamowite i kolorowe życie - a czy tak jest naprawdę? Twój post każe się zatrzymać, pomyśleć chwilę...czym jest świat wirtualny i na ile autentyczny jest człowiek w sieci...?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Mirko nie przejmuj się, nie warto! Twój post porusza bardzo ważną kwestię dotyczącą wirtualnego świata, o której często zapominamy dzieląc się własnymi przemyśleniami czy wrzucając bez zastanowienia mnóstwo fotek.
OdpowiedzUsuńZ takich właśnie powodów mój blog jest zwyczajnie banalny:) Nie potrafię odsłonić się - tak do końca - w wirtualnej rzeczywistości. Moja wiedza na ten temat i zdobyte doświadczenia powodują, że za każdym razem zapala mi się czerwona lampka i wielki napis "UWAŻAJ!".
Pozdrawiam życząc pogodnego tygodnia
Tomaszowa
z tego powodu i ja wstrzymuje sie z blogowaniem :)
OdpowiedzUsuń"eyes without a face"-hmmmmmmmmmmm,uwielbiam. w wykonaniu Billiego Idola :)
pozdrawiam i zycze wytrwalosci
Aska