Upalna, leniwa niedziela układa się powoli do snu. Zanim i ja pójdę jej śladem muszę Wam koniecznie polecić film, na który się wczoraj wybraliśmy. To "Koneser". Jak zwykle mam dylemat, jak opowiedzieć, albo raczej ile opowiedzieć, żeby zachęcić, ale jednocześnie nie odebrać Wam przyjemności samodzielnego odkrywania historii krok po kroku. To może poprzestanę na nazwiskach. Reżyseria - Giuseppe Tornatore, scenariusz też jego, troszkę szkoda, bo gdyby to była adaptacja jakiejś powieści, to już bym gnała do księgarni. Obsada - Geoffrey Rush, aktor, który nie musi grać głównej roli, żeby zapaść w pamięć. Nauczyciel dykcji w "Jak zostać królem", kapitan Barbossa z "Piratów z Karaibów", czy Harry z jednego z moich ukochanych filmów "Siostrzyczki". Tym razem wciela się w rolę Virgila Oldmana, jednego z najlepszych znawców sztuki , człowieka docenianego i dobrze opłacanego, szanowanego i władczego, a jednocześnie pełnego lęków, fobii i przede wszystkim samotnego. Oldman prowadzi najbardziej prestiżowe aukcje dzieł sztuki, jednocześnie, przy pomocy swego przyjaciela (niesamowity jak zwykle Donald Sutherland) zdobywa dla siebie co smakowitsze kąski. A wybiera je według pewnego klucza. Na drodze Virgila staje Claire Ibbetson, klientka, która prosi go o przeprowadzenie wyceny majątku pozostawionego jej przez rodziców. Kobieta kontaktuje się z nim jedynie przez telefon, z czasem wyjaśnia się dlaczego ... Historia tej nietypowej znajomości rozwija się wśród niesamowitej scenografii, która, jestem pewna zachwyci nie tylko te z Was, które znają się na sztuce, ale też te, które jak ja uwielbiają tajemniczą atmosferę starych willi, zakurzonych strychów i zagraconych piwnic. To drugi dom po szkockim Skyfall Jamesa Bonda (choć dom to chyba nie najlepsze określenie dla tego miejsca), w którym chciałabym zamieszkać. Kolory ścian, meble, bibeloty, nie sposób tego wszystkiego opisać. Atmosferę buduje też nieziemska muzyka samego Ennio Morricone. Nie bójcie się, nie ma w niej ani jednej nutki kojarzonej ze spagettti westernami z lat 60-tych. Dźwięki są raz nostalgiczne i niemal pastelowe, innym razem dramatyczne i drapieżne, za każdym razem idealnie oddają nastrój chwili. I przenoszą nas w świat ludzkich lęków, nadziei, niespełnionych pragnień i ambicji. Nie jest to, jak opisują to niektóre recenzje melodramat, przynajmniej nie w tym ckliwym znaczeniu tego słowa. Bo też tego melo- nie ma aż tyle, jest dramat, jest tajemnica, jest psychologia, jest ... znowu muszę zmilczeć, żeby nie zdradzić zbyt wiele. Powiem tylko, że to jeden z nielicznych filmów, po obejrzeniu których miałam ochotę wrócić do kasy kina i kupić bilet na kolejny seans, jeden z nielicznych, w których zatopiłam się tak, że nie zauważyłam upływu czasu (a film trwa niemal dwie i pół godziny), jeden z nielicznych, którym wybaczam drobne "mogłobyćlepiej", film, który wciąż "oglądam" w mojej głowie... Polecam Wam kochane, z całym przekonaniem, zaufajcie mi.
A gdzie tytułowa debiutantka ?
To ja moje Kochane :))) Zebrałam się w końcu i zamiast zazdrościć innym i marudzić, że "chciała bym, ale boję się" chwyciłam za szydełko i... tadam!!! Mam swoją pierwszą, własnoręcznie wydzierganą poduszkę z "granny square". To znaczy pół poduszki, ale skoro te szesnaście kwadracików śmignęłam w weekend w tak zwanym międzyczasie, to myślę, że drugie szesnaście powstanie równie szybko i już w przyszły weekend będę mogła pokazać Wam całość. Proszę przymknąć oko na niedoskonałości warsztatu, jak na pierwszy raz to i tak nieźle wyszło. Zwłaszcza, że musiałam dopasować nie tylko kolory, żeby się nie powtarzały, ale też powalczyć z grubością nitki, bo fioletowa i turkusowomorska włóczka były niemal dwa razy grubsze niż pozostałe. Cud, że przy tak różnych grubościach nitki kwadraty wyszły w miarę równe. Kolory raczej nietypowe, ale właśnie takie poduchy potrzebne mi są do mojej odmalowanej właśnie na szaro sypialni.
Babcine kwadraciki wciągają jak diabli, więc na poduszkach się raczej nie skończy . Marzy mi się teraz taki bardzo, bardzo kolorowy pledzik. Szkoda tylko, że tak trudno o niedrogie włóczki dobrej jakości w ładnych kolorach. Ale przecież dla chcącego ...
A na dobranoc zostawiam Wam muzykę ...
Mira, to witaj w klubie zakręconych :))
OdpowiedzUsuńTwoje kwadraty super;)
Fajne kolorki wybraałaś.
Nie stresuj się grubością nitki, też tak miałam:))
Oby tylko była podobna ta grubośc.
Potem wszystko niknie w kwadratach.
Pled też dasz radę, trzymam kciuki:)
K.
Kochana, jesteś jedną z Mistrzyń, których szydełkowe cudeńka z zachwytem oglądam. Marzą mi się afrykańskie kwiaty, w kolorach, które u Ciebie podejrzałam. Są nieziemsko piękne. Pozdrawiam ciepło i bardzo dziękuję, że do mnie zajrzałaś.
UsuńW kinie bywam średnio... raz na 5 lat ;)
OdpowiedzUsuńPodusie będą cudne, już to widzę! :)
Do szarych ścian idealna kolorystyka.
Dobrej nocki Miruś :)
Dzień dobry Alutku, nocny marek z Ciebie :))) Buziaki!
UsuńFilm koniecznie do obejrzenia, a poducha, że ho, ho !
OdpowiedzUsuńUściski
Poranne uściski i uśmiechy dla całej wesołej gromadki. Na film gorąco namawiam.
Usuńu mnie tez od poduszek zaroiło się na blogu ale jeśli mogę cos podpowiedzieć, to spód poduszki podszyj bawelna i przód tez naszyj na bawełnę po praniu poduszka zachowa swój kształt i nie rozciągnie się :)
OdpowiedzUsuńU Ciebie Joasiu tak pięknie, kolorowo, pastelowo, poduszkowo. Zawsze zaglądam i się "zapatrzam". Dzięki za dobrą radę, niestety, z szyciem u mnie kiepsko, ale może spróbuję.
UsuńTeraz, zaraz! chcę do kina!!!! Recenzja mnie bardzo wciągnęła, klimat i muzyka - coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńPodziwiam dzierganki - to już nie dla mnie (2 lewe ręce do drutów i szydełek), bardzo mi się podobają takie pledy z babcinych kwadratów.
Ukłony do ziemi :-)
Jak miło Cię widzieć Bestyjeczko. Buziaki!
UsuńZagoszczę na dłużej ;-) A widziałaś może "Blue Jasmine"? ciekawa jestem Twojej recenzji Miro!
UsuńWybieram się, od kiedy zobaczyłam zapowiedź. Postaram się napisać dwa słowa po obejrzeniu.
Usuńja właśnie przycupnęłam ..maluje sypialnię na szaro:))))...wczoraj 1.raz oglądałam skyfall...i hiihih byłam zauroczona tym domem...a na film zrobiłaś mi wielkiego smaka:))
OdpowiedzUsuńNo to będziemy mieć obie sny w odcieniach szarości :))) Jeśli dom Bonda Ci się podobał, to willa Claire będziesz zachwycona. Uściski!
Usuńsuper! gratuluję Ci serdecznie:))) wygląda ślicznie i ma bardzo ładne kolorki:)
OdpowiedzUsuńDziękuję !!!! Jak miło!
Usuń