9:00
Zrobiłam sobie wolny dzień. Bez planów na wyjazd, czy wyjście gdzieś konkretnie. Dzień na posnucie się z kąta w kąt i robienie tego, co mi przyjdzie do głowy. Żeby odetchnąć, żeby się zatrzymać, żeby niczego nie musieć. Żeby nie zwariować, żeby poczuć, że jestem i że mam jakieś inne życie niż to związane z pracą. Chociaż tak do końca od pracy nie uciekłam, nie umiem się całkiem wyłączyć i odciąć i troszeczkę doglądam "wirtualnie". Ale świadomość, że wcale nie muszę tego robić jest cudowna i bardzo odprężająca.
11:00
Z samego rana zagniotłam ciasto na jagodzianki. Myślałyście, że odpuszczę? W żadnym wypadku! Wciąż mam niedosyt i wciąż poszukuję smaku z dzieciństwa. Ciasto już urosło, właśnie podzieliłam je na małe porcje i zgodnie z sugestią Margarytki "zostawiłam do napuszenia", za kwadrans będę nadziewać... Dziś wypróbowałam ten przepis. Tym razem mąkę odmierzyłam z iście aptekarską precyzją, może dlatego ciasto dość długo kleiło się do rąk zanim uzyskało idealną konsystencję.
12:00
Czas jest jednak wielką zagadką. Wciąż pędzi jak szalony by nagle przystanąć ... na kwadrans ... niemiłosiernie długie piętnaście minut.
12:15
Kręcę lukier. Magiczna czynność. Zwykły cukier, zwykła cytryna, zwykła woda. Niezwykły, lekko kwaskowy smak, by zrównoważyć słodycz jagodowego nadzienia.
To jest to!!!! Udały się! :))) Są idealnie puszyste, trochę za słodkie, ale takie były jagody ze słoika.
Jestem z siebie dumna. Pierwszą połowę wolnej środy uważam za udaną. Druga, mam nadzieję, nie zepsuje tego wrażenia, choć zgodnie z planem ma być bardziej gospodarczo-porządkowa.
17:00
Gdybym normalnie poszła do biura już bym była w domu po pracy. Teraz w biegu podgrzewałabym ulepiony wieczorem obiad a po nim, także pędem gnałabym na zakupy. Wszak jutro dzień wolny także dla sklepów, trzeba więc nakupić chleba, mąki, cukru itp. Czy w Waszej okolicy też widać u ludzi taki przedświąteczny przymus zrobienia zapasów na "dzień bez sklepu"? Tego się chyba nigdy nie oduczymy i na zawsze pozostanie w nas strach, że "chleba zabraknie". Korzystając z niespieszności wybrałam się dziś do Lidla dużo wcześniej niż zwykle, a i tak zastałam półki z pieczywem i lodówki z grillowymi gotowcami przetrzebione przez pierwszy poranny, czy przedpołudniowy szturm. Nie będę się wybielała, sama też nakupiłam więcej, niż potrzebowałam, zapomniałam tylko o ... chlebie.
Zanim jednak przyłączyłam się do tego rytuału wstąpiłam do mieszczącego się po w tym samym budynku Pepco. Rzadko odwiedzam ten sklep, bo odnoszę wrażenie, że prawie nic tam się w asortymencie nie zmienia. Dlatego im rzadziej bywam, tym większą mam szansę na jakieś odkrycie, zwłaszcza na półkach z wyprzedażą. Tym razem oko szperacza zawędrowało ku wieszakom z ozdóbkami i zatrzymało się na wisiorku-zegarku. Nie wiem czy pamiętacie, ale wisiorki i zegarki ( razem i z osobna) to mój bzik, nie mam ich nigdy dość i przyznam szczerze nie gardzę nawet egzemplarzami z pogranicza kiczu i tandety, jeśli tylko mnie czymś ujmą? W tym wypadku odezwał się we mnie pierwiastek męski, którego ostatnio odkrywam w sobie nadmiar i najzwyczajniej w świecie rzuciłam się na "fajną laskę". Ikona kobiecego stylu i urody w wersji słodko seksownej czy seksownie słodkiej, kobieta, z którą łączą mnie niestety jedynie inicjały, czyli boska Marylin Monroe.
Mój egzemplarz jest grafitowy z czarnymi cyferkami i wskazówkami. Była jeszcze wersja w złocie, ale to nie mój styl. Drażnią mnie tylko te kolorowe wzorki, które widać na pierwszym zdjęciu. Pojawiają się tylko, gdy patrzy się na zegarek pod pewnym kątem i nie zauważyłam ich w sklepie, dopiero moja Ola-sroczka wypatrzyła "śliczne serduszka i gwiazdki" na szkiełku. No ale nie będę grymasić, mam śliczny biżutek za jedyne 15 złotych
Nie sądzicie, że będzie idealny do wąskich spodni i małego czarnego sweterka?
19:00
Świadomość, że nic nie muszę sprawia, że chcę wziąć się za całkiem przyziemne zajęcia. Myję dwa okna, spoglądam zza czystych szyb na chylące się ku zachodowi słońce. Czy wiecie, że dzień jest już krótszy od najdłuższego o ponad godzinę?
22:00
Środa powoli dobiega końca. Wieczór spędzamy rodzinnie. Dobry film, lampka czerwonego wina, ciepłe światło świec i druty. Kolejny ciepły szal, który już dawno powinnam była skończyć, ale trzydziestostopniowe upały nie sprzyjały bliskim kontaktom z wełną.
To był bardzo dobry, zwyczajny dzień. A jutro wszyscy leniuchujemy. Jak miło...
17:00
Gdybym normalnie poszła do biura już bym była w domu po pracy. Teraz w biegu podgrzewałabym ulepiony wieczorem obiad a po nim, także pędem gnałabym na zakupy. Wszak jutro dzień wolny także dla sklepów, trzeba więc nakupić chleba, mąki, cukru itp. Czy w Waszej okolicy też widać u ludzi taki przedświąteczny przymus zrobienia zapasów na "dzień bez sklepu"? Tego się chyba nigdy nie oduczymy i na zawsze pozostanie w nas strach, że "chleba zabraknie". Korzystając z niespieszności wybrałam się dziś do Lidla dużo wcześniej niż zwykle, a i tak zastałam półki z pieczywem i lodówki z grillowymi gotowcami przetrzebione przez pierwszy poranny, czy przedpołudniowy szturm. Nie będę się wybielała, sama też nakupiłam więcej, niż potrzebowałam, zapomniałam tylko o ... chlebie.
Zanim jednak przyłączyłam się do tego rytuału wstąpiłam do mieszczącego się po w tym samym budynku Pepco. Rzadko odwiedzam ten sklep, bo odnoszę wrażenie, że prawie nic tam się w asortymencie nie zmienia. Dlatego im rzadziej bywam, tym większą mam szansę na jakieś odkrycie, zwłaszcza na półkach z wyprzedażą. Tym razem oko szperacza zawędrowało ku wieszakom z ozdóbkami i zatrzymało się na wisiorku-zegarku. Nie wiem czy pamiętacie, ale wisiorki i zegarki ( razem i z osobna) to mój bzik, nie mam ich nigdy dość i przyznam szczerze nie gardzę nawet egzemplarzami z pogranicza kiczu i tandety, jeśli tylko mnie czymś ujmą? W tym wypadku odezwał się we mnie pierwiastek męski, którego ostatnio odkrywam w sobie nadmiar i najzwyczajniej w świecie rzuciłam się na "fajną laskę". Ikona kobiecego stylu i urody w wersji słodko seksownej czy seksownie słodkiej, kobieta, z którą łączą mnie niestety jedynie inicjały, czyli boska Marylin Monroe.
Mój egzemplarz jest grafitowy z czarnymi cyferkami i wskazówkami. Była jeszcze wersja w złocie, ale to nie mój styl. Drażnią mnie tylko te kolorowe wzorki, które widać na pierwszym zdjęciu. Pojawiają się tylko, gdy patrzy się na zegarek pod pewnym kątem i nie zauważyłam ich w sklepie, dopiero moja Ola-sroczka wypatrzyła "śliczne serduszka i gwiazdki" na szkiełku. No ale nie będę grymasić, mam śliczny biżutek za jedyne 15 złotych
Nie sądzicie, że będzie idealny do wąskich spodni i małego czarnego sweterka?
19:00
Świadomość, że nic nie muszę sprawia, że chcę wziąć się za całkiem przyziemne zajęcia. Myję dwa okna, spoglądam zza czystych szyb na chylące się ku zachodowi słońce. Czy wiecie, że dzień jest już krótszy od najdłuższego o ponad godzinę?
22:00
Środa powoli dobiega końca. Wieczór spędzamy rodzinnie. Dobry film, lampka czerwonego wina, ciepłe światło świec i druty. Kolejny ciepły szal, który już dawno powinnam była skończyć, ale trzydziestostopniowe upały nie sprzyjały bliskim kontaktom z wełną.
To był bardzo dobry, zwyczajny dzień. A jutro wszyscy leniuchujemy. Jak miło...
Dobrej nocy.
PS
22:30 - zostały cztery jagodzianki. Teoretycznie mamy jutro szansę na słodkie śniadanie dla każdego. Teoretycznie ;))
udanego świętowania!:)
OdpowiedzUsuńUściski Olu!
UsuńUwielbiam takie niezwykle zwyczajne dni:)))u nas wczoraj urwanie chmur:)) jeszcze dziś rano około 5 padało...mam nadzieję na słonko..bo mamy akcję krzak...tzn pomagamy przyjaciołom przesadzać krzaki....przeprowadzają się do nas za płot i mają kilka rzeczy do zabrania ze starej działki:))Na obiad mamy w planie grilla:)))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję Qrko, że weekend był udany, bo pogoda była wspaniała. Zapowiada się równie piękny tydzień. Buziaki.
UsuńBardzo lubię takie dni kiedy nic nie muszę:)robię to co chcę i lubię:)))wtedy i świat jest piękniejszy:)))
OdpowiedzUsuńOj tak, tak... niby nic a od razu człowiekowi lepiej. Pozdrawiam.
UsuńHmmm, znowu bułeczki, jagodzianeczki...
OdpowiedzUsuńI po co ja tu wlazłam, w dodatku tuż przed 3 w nocy!
Gdzie ja teraz jagodziankę dostanę? ;)
Takie dni są bezcenne. Zegarek cudny, i skoro tak trudno dopatrzeć się kolorowych zdobień na szkiełku, to wcale się nimi nie przejmuj. Sama też z pewnością bym go kupiła :)
Szal już niedługo się przyda, czuję w powietrzu jesień...
I choć ma przyjść jeszcze fala jednodniowego upału, to noce są juz chłodne.
Dobranoc :)
Jesień idzie, nie ma na to rady ... Ale póki co, przed nami upalny tydzień, więc cieszmy się latem i nie myślmy o jesieni. Buziaku Aluś!
Usuń