Pierwszy raz chyba nie mam pomysłu na tytuł. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe zaćmienie umysłu, zrzucam je na karb późnej pory ... trzeciej lampki wina ... zmęczenia. Może zanim skończę ten post coś mi zaświta, a jeśli nie, to trudno. Czy zawsze musi być tytuł? Brak tytułu też jest pewnego rodzaju tytułem. Bo jak nazwać to, co się ostatnio dzieje? Paradoksalnie niby nie dzieje się nic nowego, nic ciekawego ale to, co jest absorbuje mnie całą. Ciało i umysł. Porwała mnie firmowa rzeczywistość. I niestety nie jest to romantyczny rapt (czy ktokolwiek jeszcze kojarzy to słowo?) zakochanego młodzieńca, zorganizowany za przyzwoleniem porywanej panny, ale brutalne porwanie dla okupu, niestety w moim przypadku z marną szansą na ten okup... Kiepskie perspektywy nie pozwalają na spokojny sen. Budzą mnie koszmary. Wczoraj śniła mi się moja babcia. Widziałam ją taką maleńką, siwiutką...siedziała u lekarza, nie była chora, była po prostu słaba, bardzo zmęczona... rzadko pamiętam tak dokładnie szczegóły snu, ten jednak został we mnie wyraźnym obrazem i dźwiękiem. Zdanie, które babcia powiedział do lekarki ... "wiem, że już nie będę biegać, ale żeby choć jeszcze siłę mieć w garnkach pomieszać, krowę wydoić" ... obudziłam się zlana łzami. A dziś znowu śniło mi się jak płakał mój syn, wielkie szklące się w słońcu łzy na jego policzkach... Czy te sny niosą jakieś znaczenia? Wierzycie w takie znaki?
Myślicie czasem o końcu? Pewnie niespecjalnie. Większość z Was, to młode, pełne życia dziewczyny. Dopiero zaczynacie. Budujecie domy, macie małe dzieci. Wtedy myśli się o przyszłości w kategorii realizacji planów. Są siły, jest energia, są marzenia do spełnienia. Koniec , śmierć jest abstrakcją, czymś, co dotyczy innych, starszych. Ale przecież ona wpisana jest w nasze życie od dnia narodzin. Nasze baterie wyczerpują się. Zastanawiacie się czasem nad tym, jak to jest? Czy to można wyczuć, czy można się na to przygotować?
Dlaczego właśnie dziś naszły mnie takie myśli? Czy to tylko przez sny z ostatnich nocy? Ostatnio moje myśli wciąż krążą wokół tego tematu. Irracjonalne uczucie, że wszystko, co miało mi się przydarzyć mam już za sobą, że choć wstaję co rano, wykonuję swoje codzienne obowiązki, oddycham, to jest już raczej wegetacja, nie prawdziwe życie. Że częściej myślę o przeszłości, że przestałam marzyć. Kilka dni temu szłam ulicą i jakoś tak uderzyła mnie świadomość, że mam już 46 lat. Nie chodzi o to, że nagle policzyłam to sobie i mnie oświeciło, nie. Uświadomiłam sobie, że do tej pory, w środku wcale tego nie czułam, że myśląc o sobie widziałam kogoś innego. Nie tą kobietę w wieku mocno balzakowskim, z siwymi odrostami, coraz głębszymi zmarszczkami i bolącym kręgosłupem. Tak widziało mnie lustro i mijający mnie ludzie. Nie ja. I nagle, właśnie wtedy na ulicy zobaczyłam te swoje 46 lat, zderzyłam się z nimi niemalże. I przeraziłam się, że przecież to już rzeczywiście bliżej niż dalej, że czas powoli sprzątać swój bałagan, zbierać zabawki ... Mam dziwne przeczucie, że nie pojadę już do Irlandii, że już nie nauczę się grać na pianinie, że już nie zdążę schudnąć tak, by włożyć wymarzone skórzane spodnie. Zostawiałam te wszystkie rzeczy na bliżej nieokreślone "kiedyś". Tylko czy to "kiedyś" nastapi?
* - ilustracje pochodzą z książki M. Grzebałkowskiej "Beksińscy. Portret podwójny" , dawno nie dostałam tak trafionego prezentu. Mam nadzieję, że Wam o niej niedługo napiszę.
Miro Kochana ,no muszę Ci to powiedzieć "zjedz snickersa, bo nie jesteś sobą " :-)
OdpowiedzUsuńnie ma żadnego "bliżej niż dalej" owszem ze śmiercią trzeba się pogodzić, bo jest wpisana w nasze życie, ale nie można dla niej żyć. Jestem młodsza od Ciebie o 14 lat, pomyślisz, że młody wiek wszystko można...można ale trzeba chcieć tak w sobie, wewnętrznie, ale nie na siłę, jest czas w życiu, kiedy troszkę trzeba poukładać przeszłość i zostawić ją za sobą. 4 lata temu pochowałam męża po długotrwałej walce z chorobą, trudnym roku po jego śmierci i nauczyłam się jednej ważnej rzeczy, życie ma się tylko jedno i niczego nie da się cofnąć, powtórzyć...i choć wydaje nam się czasami, że życie się dla nas skończyło, dopóki możemy oddychać wszystko może się zdarzyć..nawet to najmniej oczekiwane...dzisiaj mam drugiego męża, oczekuję naszego maleństwa, jestem szczęśliwa, ale też się martwie, też widzę złe scenariusze, żeby być gotowym na ciężkie doświadczenia. Wsadzam je do mojego czarnego pudełeczka i zamykam, bo nie da się przewidzieć przyszłości i szkoda tracić tego co dzisiaj na zamartwianie się...Kochana poukładaj wszystko w swojej duszy, posprzątaj na wiosnę i zrób miejsce dla słońca! I najważniejsze 46 lat to ma Twoja życiowa mądrość, a Ty podwijaj rękawki, wciągaj dresiki i bierz się za siebie, żeby przywdziać spódnicę w czerwcu:-)))
Mireczko kochana, strasznie smutny ten wpis. W sny wierzę, zwłaszcza w te, które chcą nam coś przekazać. Twoje takie są, chyba czas na zmiany... Zastanów się, czego byś bardzo chciała, a czego na pewno nie. Stwórz sobie plan działania i małymi (!) kroczkami go realizuj. Dojdziesz tam, gdzie chcesz i odnajdziesz swoje szczęście. O śmierci myślę często, chyba nawet za często, ale pewnie w tym wieku tak już jest. Ale to nieprawda, że ludzie widzą nasz faktyczny wiek, choć my czujemy się młodo. Jeśli czujemy się młodo, to tak właśnie nas inni postrzegają. Nawet lustro nam to pokaże. Nie siwe włosy ani zmarszczki czynią nas starymi, a umęczona dusza. Usiądź, Mireczko, na słoneczku, ogrzej ciało, a i w duszę wleje się ciepełko:) Popatrz na zielone listki i pomyśl, ile fajnych rzeczy się zdarzyło, a drugie tyle jeszcze przed Tobą. Bo życie jest piękne, a każdy dzień dobry. I tego się trzymaj:) A Beksiński jest zbyt dołujący, zostaw go na później;) Ściskam Cię mocno i posyłam dużo, dużo pozytywnej energii:***
OdpowiedzUsuńMirus, podpisuje sie pod "czarnym kotem"- zjedz snikersa :)
OdpowiedzUsuńchociaz nie zawsze jeden baton jest w stanie oslodzic nasze mysli...sa chwile w zyciu, kiedy po prostu jest nam smutno...smutno i juz!!! przeciez nie zawsze musimy sie usmiechac i wciaz powtarzac, ze jest OKAY, skoro nie jest...a to, ze mamy prace, domy, samochody, kochanych mezow, wspaniale, madre dzieci (ktore tez czasem potrafia wejsc nam za skore!!!), pelna lodowke, wcale nie kwalifikuje nas do katergorii SZCZESLIWYCH!!! ja mysle, ze Twoje sny sa odzwierciedleniem rzeczywistosci, nie chodzi tu o doslowne tlumaczenie, ale o uczucia jakich doznajesz podczas takiego snu...gdzies keidys przeczytalam, ze jak sie ma zle sny to trzeba rano zapalic kadzidelko i swiece (moze byc taka malutka),ale nie pamietam juz dlaczego (ot starosc nie radosc, pamiec szwankuje :) )a marzenia....nigdy, ale to nigdy, przenigdy nie rezygnuj z marzen...bo to tak jakbys juz przestala oddychc!!! buziaczki gorace i moze to nie Irlandia, ale jesli mialabys kiedys ochote, mozliwoc to zapraszam do Bocholtu (i Holandii, Amsterdam, dom Anny Frank, Volendam, Madurodam, wiatraki, poffertjes, itd.itd....wprawdzie nie mam pianina w domu ale jest gitara :) :)
Droga Miro, myślę,ze to wypadkowa zmęczenia, obaw i lektury. Beksińscy nie są wzorem do powielania w kwestii optymizmu i siły psychicznej. Lepiej sobie w chwilach słabszej kondycji odpuścić takie poniekąd genialne obrazy, czy frapujące życiorysy.
OdpowiedzUsuńkobieto! MASZ DOPIERO 46 lat, ja jestem starsza, ale nigdy nie pomyślałabym,że mam już kończyć z marzeniami. Właśnie na odwrót, bo kiedy jeśli nie NA CUDOWNY I NIEPOWTARZALNY MÓJ JEDYNY KONIEC życia zafundować sobie ( a mam to w planie jak najbardziej) kolejny kurs języka, naukę salsy i choćby podstaw brzdąkania na pianinie (zawsze, zawsze od dziecka miałam do tego pociąg:). Ponadto mam zamiar nigdy nie mówić NIGDY!!! Za to: JA WAM JESZCZE POKAŻĘ! Szczególnie tym wszystkim młodym, biuściastym, długonogim narcystycznym gęsiom, które myślą, że świat im legnie u stóp jak zatrzepią rzęsami. ALE JA MAM TO COŚ czego żadna z nich nie ma - DOŚWIADCZENIE ŻYCIOWE I HART DUCHA!!!!
Tak sobie o sobie myślę i tym się podtrzymuję w pionie, choć niejedno podgryza mą pewność siebie i wiarę w bezproblemowe jutro. I mam jeszcze coś,co nie pozwala rezygnować i pakować swoich manatków- RODZINA! Czyż to mało?
Mam zamiar umrzeć kiedyś tam ubawiona życiem po pachy, choćby się udało tylko częściowo zaspokoić ten głód życia - nie chcę zgnuśnieć i zgorzknieć. Jak się jedno nie udaje - biorę się za co innego, dla odmiany. I pojadę do Irlandii i jeszcze dalej!!! O!
No, i wybierz się na jakąś komedię do kina czy teatru. Taką nawet bardziej bezmyślną. Buźka!!!
Mira:))chyba wino było skwaśniałe:)))Czy myślę o śmierci-myślę,chyba nawet za często,po pierwsze jestem od Ciebie o 11 lat starsza,a po drugie walczymy z śmiertelną chorobą córki.Walczymy to dobre słowo,a jeszcze lepsze zwalczyliśmy chorobę.Za dużo było tych złych myśli przez ostatnie lata,więc teraz ich do siebie nie dopuszczam,a jeśli się pojawiają,bo myśli lubią być natrętne,to zwalczam je swoim szczęściem,że żyjemy,że jesteśmy zdrowi,że znów udało mi się zrobić coś ładnego,że świeci słońce,że mam fajną rodzinę,że mam świetnych przyjaciół:))i tego się trzymaj:))buziaki:))
OdpowiedzUsuńBeksińskiego spal, podejrzewam, że przez niego masz koszmary!
OdpowiedzUsuńOd wczoraj jestem kobietą w średnim wieku i jak widzę na mieście dziewczyny, krótko odziane, radośnie paplające i wybuchające śmiechem z byle powodu wiem, że to już dawno za mną. Też czasem mam takie czarne myśli, bo tak naprawdę nikt nie zna dnia ani godziny. Nawet ci młodzi.
Dobrze radzi Lewkonia, wybierz się gdzieś, oderwij, wygrzej na słońcu a humor i optymizm wrócą. Uściski!
Oj Miruś :) widzę, że dopadły Cię chmurne myśli :) przemyślenia smutne acz życiowe... cóż zrobić, każdy je miewa, tak myślę. Jeśli nie takie, to inne...
OdpowiedzUsuńJedyne co mnie uderzyło to to, że myślisz, że nie zrobisz już tego czy owego. Kochana, sami się ograniczamy takimi właśnie myślami. Nakładamy sobie kajdany... a po co? Kto Ci zabroni nauczyć się na pianinie? Kto Cię powstrzyma jeśli nie Ty sama? ;) nie rób sobie tego :)
A za Snickersem i ja jestem :)
P.S. ;) nie znalazłam czasu po sushi.. nie umyłam auta ;) ale świat się nie zawalił, auto wciąż jeździ ;D w wolnej chwili umyję!
A może wspomnienia zamienić też w marzenia i w ten sposób podróżować w czasie. Uświadomienie, też mi się to zdarzyło tak na dniach, ale jest ktoś, myślenie o kim przywraca mi radość życia i powoduje przeświadczenie o spełnieniu (i choć jest daleko to przecież jednak jest)
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam wszystkim. Za to, że jesteście wtedy, gdy dopada mnie dołek i za to, że wyciągacie mnie z niego swoimi słowami. To niesamowite uczucie, wiedzieć, że jesteście gdzieś tam, daleko, a jednak blisko. Ściskam cieplutko.
OdpowiedzUsuń