Ależ to zleciało! Przecież dopiero co były Walentynki i zapraszałam Was do zabawy a tu proszę bardzo, mamy wiosnę i to nie tylko kalendarzową, ale prawdziwą, wyczuwalną każdym zmysłem. Jak ona pachnie! Tego zapachu nie można nie poczuć ... jest tak cudownie świeży, wdycham go wychodząc rano do pracy i od razu mi lepiej, od razu mi się chce chcieć. Wiosna ma w sobie niesamowitą moc, nie sposób opierać się tej radości, nadziei, optymizmowi, jakie niesie ze sobą. Te pączki malutkie na drzewach, te kwiateczki pierwsze niewielkie, to ćwierkanie szalone dochodzące z bezlistnych jeszcze krzaczorów. No magia po prostu! Dziś po pracy wyszłam do ogródka, dwa tygodnie tam nie zaglądałam a tu zamiast rachitycznej pozimowej trawiny łąka stokrotek i fiołków. Stokrotki mam wrażenie jak zastygły w pełnym rozkwicie w listopadzie, tak zahibernowane zostały pod śniegiem i teraz obudziły pełne, białoróżowe. A fiołki? Nie mam pojęcia skąd się wzięły. Nie siałam, nie sadziłam, zerknęłam za płoty sąsiadów... u nich nie ma... skąd więc u mnie nagle. Znikąd! Magia. Wiosna po prostu.
Skoro więc wiosna, to czas zakończyć zabawę "od Walentynek do wiosny". Trochę mi smutno, że nie porwałam do niej zbyt wielu osób. Może nie lubicie zwierzać się publicznie ,a może zaproponowane przeze mnie książki nie wydały Wam się zbyt ciekawe, nie wiem. W każdym razie pod postem z 15 lutego wpisało się tylko osiem osób, tylko siedem podzieliło się ze mną swoją muzyką. Ale nie zamierzam biadolić nad marną frekwencją, bo przecież to tylko zabawa. Dziękuję tym, które miały czas i chęci wrzucić link i dodać kilka słów na temat swoich muzycznych wspomnień. Wymyślając tę zabawę postanowiłam, że "serduchowy pakiecik" trafi do osoby, której muzyka w jakiś sposób poruszy też moje wspomnienia, że może będzie to piosenka, która przywoła jakieś osobiste skojarzenie, może zatarte przez lata, może schowane głęboko. Może gdyby było ich więcej ... może. Dziś jednak postanowiłam, że zrobię inaczej i wybór tej jednej pozostawię losowi. Ale przecież nie byłabym sobą, gdybym trochę przedtem nie pogadała ;)) No to pogadam...
Pierwsza napisała Irenka (1). Smutny komentarz, bez linku do nutek, ale z dużym ładunkiem emocji. Jej jednej odpisałam od razu. Irenko, jeśli tu jeszcze wracasz... ściskam Cię bardzo mocno.
Lusi (2) przypomniała mi "Ostatni" Edyty Bartosiewicz. Niezwykle smutna piosenka ... i taka prawdziwa. Ileż razy chciałam, by ten ostatni taniec trwał w nieskończoność? Ile razy żałowałam, że chwili nie można zatrzymać, albo przynajmniej rozciągnąć w czasie? A teraz to, co wtedy chciałam tak bardzo zatrzymać jest tylko wspomnieniem. Ciepłym wspomnieniem.
Palmette (3) zmieniła nastrój. Przyznaję, że nigdy nie przepadałam za tą piosenką, ani za stylistyką tamtych lat, ale w kontekście, który przywołała Kasia ta piosenka wydaje się być idealna. Jako tło i jako komentarz do sytuacji. Kasiu, człowiek ma w sobie ogromną moc. I jeśli uwierzy w siebie przetrwa najtrudniejsze doświadczenia, jakie ześle na niego życie. "I will survive" Gloria Gaynor.
KaaDeeFee (4) i Karolina W. (5) przypomniały Richarda Marxa. Agusia napisała o swojej wakacyjnej miłości, która nie przetrwała. Karolina trwa w swojej do dziś. U obu dziewczyn pojawiła się cyfra 17 ... cudowny zbieg okoliczności. Wakacyjne miłości to osobna szufladka w moim sercu. Wówczas najważniejsze na świecie, jedyne i "na zawsze". Minęły tak szybko jak wakacje. Pozostały bardzo mgliste obrazki ... jezioro na Mazurach, asfaltowa droga zlana deszczem, pociąg ...
Aguś, mam nadzieję, że nie pogniewasz się, że wybrałam inną wersję tej piosenki.
Razem z ystin cofnęłam się do lat osiemdziesiątych. Sal Solo ze swoim "Never, never comes" zajmował sporo miejsca nie tylko w moim pensjonarskim sercu, ale też na ścianach mojego pokoju. W tamtych latach plakat z podobizną idola nie był tak łatwo dostępny jak dzisiaj. Pamiętam, że kupowałam "Razem" i ... no właśnie... wyleciał mi z głowy tytuł drugiej gazety, w której też były takie rozkładówki. Uzbierałam ich tyle, że starczyło na wyklejenie wszystkich wolnych ścian pokoju od podłogi do sufitu ( że Mama się na to zgodziła ...). Kogo tam nie było? I Limahl i OMD i Shakin Stevens i A-ha, Maanam, Perfect, Lady Pank, ale pamiętam też plakat zespoły W-C (nazwa pozostała w pamięci, choć muzyka umknęła)
Qra Domowa (6) mnie zaskoczyła. Poszła na całość i przesłała mi prawdziwy miks muzycznych skojarzeń. Bo i nastrojowy Sting (świetny teledysk) i G.Turnau, którego darzę czymś w rodzaju siostrzanej miłości, ze względu na wiek podobny i na to, że oboje zaczynaliśmy w tym samym czasie zwoje przygody, On ze sceną, Piwnicą pod Baranami a ja z Krakowem. A co do pierwszej piosenki, to też gdzieś tam pojawia się w moich wspomnieniach, bo w moim rodzinnym domu była i wciąż jest płyta pani Haliny, której od dziecka słuchałam i na okładce której było zdjęcie małego Marcina Kydryńskiego, którego trójkowa "Sjesta" jest obowiązkowym punktem mojego niedzielnego popołudnia.
I wreszcie "last but not least" jak mawiają anglosasi ;)) Anonimowy gość (7) z utworem, który gdybym wytrwała w pierwotnym postanowieniu, byłby zwycięzcą w tej zabawie. Ponieważ jak nikt z pozostałych trafił idealnie. Piosenka "Jesienna dziewczyna" z tekstem Jeremiego Przybory była, jest i pewnie będzie jedną z najbardziej moich z moich piosenek. Gdy byłam jeszcze młoda, głupia i zahukana lubiłam myśleć o sobie jak o dziewczynie jesiennej, innej, dziwnej, odstającej od tych wszystkich wiosennych i letnich. To mi pomagało znieść samotność, kompleksy i dawało nadzieję, że gdzieś jest ktoś, kto szuka dziewczyny jesiennej... i że ten ktoś mnie w końcu odnajdzie ...
A i to wykonanie... zdecydowanie wolę gdy śpiewa Pan Przybora ... zauważyłyście jak drży mu głos? Kto czytał "Listy na wyczerpanym papierze" może próbować snuć domysły dlaczego.
pisane w sobotę 22.03 dość wcześnie rano ...
Spojrzałam jeszcze raz na ten tekst. Wygląda trochę jak przedstawienie nominowanych do Oscara :))) w kategorii muzyka z moich wspomnień.
And the winner is ...
Tak jak mówiłam, zaufam losowi. Metoda tradycyjna, karteczki (nie napracowałam się), cyferki (od 1 do 7), zawijanie (składałam a jakże), mieszanie (solidnie, w obie strony), losowanie (uczciwie, o poranku, zaspaną łapką)
And the winner is ... ślepy los uznał, że moje pierwotne założenia dotyczące wyboru powinny zostać zachowane, bo włożył do łapki losującej karteczkę z numerem (7)
:))))
Anonimowy Gościu proszę odezwij się do mnie na maila (poukladanyswiat@interia.pl). Mam nadzieję, że opowiadania, które do Ciebie pojadą dostarczą Ci wielu wzruszeń.
Bo piękne one są.
A pozostałym dziękuję za zabawę, za to, że mogłam spędzić cudowny kawałek weekendu w towarzystwie muzyki i wspomnień. Za oknem rozkwita piękny, słoneczny dzień, niech Wam upłynie na samych przyjemnych zajęciach.
Miruś:)) dziękuję za zabawę:)))
OdpowiedzUsuńBuziaki Qrko.
UsuńMirko pozdrawiam wiosennie:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Bartosiewicz (jej teksty i muzykę) i oczywiście satynowy głos oraz nietuzinkowy styl Stinga.
PA! Słonecznego weekendu!
Tomaszowa
Odwzajemniam pozdrowienia. Słonecznego i ciepłego weekendu.
UsuńJak zwykle u Ciebie spędziłam dłuższą chwilę w dobrym towarzystwie, na dobrej lekturze, z miłymi skojarzeniami. I choć ślepy los wybrał innego zwycięzcę, nic a nic nie ujęło to dobremu nastrojowi wywołanemu przez słowa, dźwięki i obrazy. A "Jesiennej dziewczyny" i ja wysłuchałam z ogromną przyjemnością. :)
OdpowiedzUsuńZwycięzcy gratuluję, a Tobie Miro dziękuję za miłe towarzystwo przy porannej kawie. :)
Skoro "Jesienna dziewczyna" i Tobie się podoba tym bardziej należy przyznać rację "ślepemu". Mam nadzieje, że będziesz zaglądać do mnie i przy porannej kawie i przy wieczornej lampce wina. Buziaki.
UsuńMirus kochana, jakze Ci zazdroszcze bogactwa pisowni...potrafisz w niesamowicie piekny sposob ubrac mysli w slowa...czytanie Twoich postow to prawdziwa pszyjemnosc!!! moja polszczyzna, niestety, po 17-stu latach emigracji, jest obskubana niczym kura do rosolu...ale coz, maz Holender, kolezanki rowniez, sasiedzi Niemcy, telewizja niemiecko/holenderska, i ksiazki niderlandcka trzcinka pisane....
OdpowiedzUsuńale wracajac (bo jak zwykle znow zjechalam na moj temat, sorry :)), do twojego postu, to pragne podziekowac Ci za mila zabawe i umozliwienie mi, choc na chwile, podrozy do przeszlosci :)
a nowa wersja Richarda podoba mi sie bardziej od poprzedniej!!!! buziaczki niedzielne
Kochana Agusiu, ani moja polszczyzna nie jest tak doskonała ani Twoja tak kiepska jak piszesz. Wiem co mówię, bo przecież zaglądam do Ciebie regularnie (mimo, że wciąż widzę Twoje posty z opóźnieniem ...). Dzięki za wyrozumiałość w kwestii Richarda. Rzadko nowsza wersja bywa ciekawsza od tej pierwszej, która zapadła nam w serca. Buziaki.
Usuń:) czytając Twój wpis przypomniałam sobie o tamtej rozmowie. U mnie też czas popędził jak szalony. Przerwa w blogu długa. Dobrze, że można nadrobić zaległości. Dobrego weekendu :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie... zaglądam, zaglądam a u Ciebie nic nowego do poczytania. Czyżby świat realny nie zostawiał choćby chwilki wolnego czasu na blogowanie?
UsuńNo nareszcie się odezwałaś :) Wiosna szaleje! :) Kydryńskiego również lubię słuchać... nie mogę się doczekać kiedy będę go słuchała w nowym domu... ale to jeszcze troszkę przyjdzie mi poczekać :)
OdpowiedzUsuńP.S. Ja do tej pory ucinałam ogonki od supełków w moich bransoletkach ;) i po prostu przeciągałam samym węzełkiem. Wkładanie tych bransoletek bywa średnio wygodne, ale warto się troszkę "pomęczyć" ;) w nowych bransoletkach, próbuję ogonki zostawiać. Takie małe. Będę potem nosiła i zobaczę czy bardzo będą mnie drażnić wizualnie :)
Doczekasz się i Ty sjesty w nowym domu, chociaż ... nie masz czasem wrażenia, że ta audycja pasuje akurat do wnętrz w stylu retro? Nawet język, jakiego Pan Marcin używa jest taki "vintage". Sama nie wiem, czy wolę słuchać jego, czy muzyki, którą prezentuje.
Usuń