Mamy wreszcie wiosnę! Po pierwszej euforii, zachwytach nad pięknym słońcem, bezwietrznym niebem i cudownie plusową temperaturą czas wrócić na ziemię i zabrać się za wiosenne porządki. Nie tylko na trawnikach i w ogródkach, które wyszły spod śniegu marniutkie i zszarzałe. Pograbimy, posiejemy, wyjdzie "zielone" będzie ślicznie i świeżo.
Niestety na oknach "zielone" nie wykiełkuje i trzeba je po prostu umyć. :(((( Mycie okien to jedna z czynności domowych, których chronicznie nie cierpię. Trauma z dzieciństwa. Drugie to rozmrażanie lodówki, nawet nie wiem dlaczego tak tego nie znoszę... na szczęście lodówki teraz rozmrażają się same, a okna można myć po jednym, żeby zminimalizować stres :) Okna odhaczone. Przy okazji jest pretekst do zmiany ich wystroju, kupna nowych firanek, czy zmiany dekoracji. To tygrysy lubią najbardziej.
Potem szafa. Po wyniesieniu zimowych ubrań i butów na strych okazuje się najczęściej, że oczywiście "nie mamy co na siebie włożyć". Dzieci wyrosły z butów, nam by się przydał nowy płaszcz, czy kurtka. Nie ma rady, ruszamy na zakupy. Niestety, okazało się, że nie my jedni wpadliśmy na chytry plan zrobienia wiosennych zakupów w centrum handlowym. W sobotę chyba cały Kraków ruszył na łowy. Jak zobaczyłam te tłumy przy kasach, to mój zeszłoroczny płaszcz wydał mi się całkiem ładny a noszone od kilku lat ulubione pantofle wzruszały miękkością i dopasowaniem do stopy. Trudno, tę Wielkanoc przywitam w starym anturażu, aż taka zdesperowana nie jestem. Oczywiście coś tam kupiliśmy, bo znowu aż taka twarda też nie jestem, żeby się zaciąć i wracać z trzygodzinnych zakupów z pustymi rękami.
Wiosna!!!
Tak trochę z rozpędu a trochę, żeby się za te nieszczęsne okna nie brać posprzątałam też w komputerze. Strasznie spowolniał ostatnio, ale co się dziwić, jak przechowuje biedaczek setki a może tysiące zdjęć, każde ogromnych rozmiarów. Ściągane z aparatu "jak leci", dobre, niedobre, prześwietlone i nieskadrowane leżą na dysku i go zajmują. Jak ciachnęłam jednym zręcznym ruchem i bez sentymentów prawie połowę zasobów, to niemalże usłyszałam takie uff! które wydobyło się z mojego laptopa. Od razu zaczął śmigać jak trabant po liftingu :). Przy okazji postanowiłam pochwalić się ostatnimi przednówkowymi decou-wytworkami, żeby móc z czystym sumieniem i prawdziwie wiosenną weną zabrać się za zmalowywanie kolejnych. To to po kolei...
Jajka. Myślałam, że tylko ja mam jakąś blokadę na robienie wielkanocnych ozdób. Ale przeczytałam na kilku blogach, że nie jestem osamotniona. To chyba jakiś rodzaj wrodzonej przekory, że jak wszyscy malowali bombki, to mi się chciało kwiatów, jak teraz wszędzie kury jajka i bazie, to ja znowu w prowansalskie obrazki poszłam. Popełniłam raptem pięć pisanek i to tylko dlatego, że już dawno obiecałam je na wielkanocny kiermasz w szkole mojej Oli. Co się przy tym naklęłam to moje. Bo oczywiście wybrałam sobie jajeczka drewniane, pięknie utoczone, tyle że bez żadnej dziurki na patyk, bez żadnego "trzymadełka". Malowałam po połowie, lakierowałam takoż. Nawet nie powiem ile razy nurkowałam pod kanapę w poszukiwaniu jaja, które świeżo pociągnięte lakierem wymykało mi się z rąk jak Gustlikowi na proszonej kolacji i toczyło się w najbardziej zakurzony kąt. Nigdy więcej pisanek, zdecydowanie wolę oglądać cudeńka na Waszych blogach.
Potem szafa. Po wyniesieniu zimowych ubrań i butów na strych okazuje się najczęściej, że oczywiście "nie mamy co na siebie włożyć". Dzieci wyrosły z butów, nam by się przydał nowy płaszcz, czy kurtka. Nie ma rady, ruszamy na zakupy. Niestety, okazało się, że nie my jedni wpadliśmy na chytry plan zrobienia wiosennych zakupów w centrum handlowym. W sobotę chyba cały Kraków ruszył na łowy. Jak zobaczyłam te tłumy przy kasach, to mój zeszłoroczny płaszcz wydał mi się całkiem ładny a noszone od kilku lat ulubione pantofle wzruszały miękkością i dopasowaniem do stopy. Trudno, tę Wielkanoc przywitam w starym anturażu, aż taka zdesperowana nie jestem. Oczywiście coś tam kupiliśmy, bo znowu aż taka twarda też nie jestem, żeby się zaciąć i wracać z trzygodzinnych zakupów z pustymi rękami.
Wiosna!!!
Tak trochę z rozpędu a trochę, żeby się za te nieszczęsne okna nie brać posprzątałam też w komputerze. Strasznie spowolniał ostatnio, ale co się dziwić, jak przechowuje biedaczek setki a może tysiące zdjęć, każde ogromnych rozmiarów. Ściągane z aparatu "jak leci", dobre, niedobre, prześwietlone i nieskadrowane leżą na dysku i go zajmują. Jak ciachnęłam jednym zręcznym ruchem i bez sentymentów prawie połowę zasobów, to niemalże usłyszałam takie uff! które wydobyło się z mojego laptopa. Od razu zaczął śmigać jak trabant po liftingu :). Przy okazji postanowiłam pochwalić się ostatnimi przednówkowymi decou-wytworkami, żeby móc z czystym sumieniem i prawdziwie wiosenną weną zabrać się za zmalowywanie kolejnych. To to po kolei...
Jajka. Myślałam, że tylko ja mam jakąś blokadę na robienie wielkanocnych ozdób. Ale przeczytałam na kilku blogach, że nie jestem osamotniona. To chyba jakiś rodzaj wrodzonej przekory, że jak wszyscy malowali bombki, to mi się chciało kwiatów, jak teraz wszędzie kury jajka i bazie, to ja znowu w prowansalskie obrazki poszłam. Popełniłam raptem pięć pisanek i to tylko dlatego, że już dawno obiecałam je na wielkanocny kiermasz w szkole mojej Oli. Co się przy tym naklęłam to moje. Bo oczywiście wybrałam sobie jajeczka drewniane, pięknie utoczone, tyle że bez żadnej dziurki na patyk, bez żadnego "trzymadełka". Malowałam po połowie, lakierowałam takoż. Nawet nie powiem ile razy nurkowałam pod kanapę w poszukiwaniu jaja, które świeżo pociągnięte lakierem wymykało mi się z rąk jak Gustlikowi na proszonej kolacji i toczyło się w najbardziej zakurzony kąt. Nigdy więcej pisanek, zdecydowanie wolę oglądać cudeńka na Waszych blogach.
Te dedykuję Jasnobłękitnej, bo jakoś mi się cały czas z Nią kojarzyły. :)
Zrobiłam też kilka wieszaków...
I dwa obrazki, takie troszkę prowansalskie w stylu.
Hi, hi, jak ja Cię rozumiem z tym dekorowaniem jajek, zdecydowanie wolę oglądać niż sama robić, ale Tobie mimo przeszkód wyszły piękne, takie delikatne i iście wiosenne :)
OdpowiedzUsuńUściski
Piękne prace... wszystkie bez wyjątku ;)
OdpowiedzUsuńMilá Mira, tak to se ti povedlo, krásné kousky, hlavně věšáky a srdíčko a vajíčka. Prostě nádhera. Krásný den. Iva
OdpowiedzUsuńAch, wchodzę sobie na bloga, patrzę a na bocznym pasku, na miniaturce zdjęcia, cud pisanki. Myślę sobie "jakie piękne, jakie w moim guście, jakbym już jajka miała robić, to właśnie takie". Wchodzę, czytam post a tu dedykacja:):):) Dziękuję Ci ślicznie:) Dziś jestem jajeczną jasnobłękitną;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle zachwycił mnie lawendowy komplecik. A, zresztą! Wszystko mnie zachwyca!:)
Pozdrawiam serdecznie!
P.S. Aha! Witam towarzyszkę buntu jajecznego;)
Jednym słowem: bomba !
OdpowiedzUsuńFantastic work! Congratulations!!!
OdpowiedzUsuńKwiatuszkowo Ci? Lubie takie motywy:)))
OdpowiedzUsuńhaha..ja poszłam na łatwiznę i w drewnianych wywierciłam otworki na patyczki :P
OdpowiedzUsuńPosílám sposty pozdravů Miru - máte to nádherné, opravdu krása! Martina
OdpowiedzUsuńPisaneczki super, wieszaczki śliczne, obrazki i serducho ekstra. Ale najbardziej podoba mi się - poza Twoim opisem wiosennych porzadków i sobotnich zakupów w centrum handlowym - zestaw zakładkowy... To chyba dlatego, że ja czytacz jestem namiętny, hihihi...
OdpowiedzUsuńBuziaczki:)
Możemy się zamienić, ja umyję u Ciebie okna, a Ty u mnie poprasujesz???Okna mogę myć, zresztą dzięki Osłowi , robię to codziennie:)), więc mam wprawę, ale prasować...brrrr...to moja trauma z dzieciństwa:)
OdpowiedzUsuńJajeczka śliczne i choc uwielbiam róze i lawendę, to jednak te delikatne kwiatuszki przypadły mi do serca:) Będą mieć powodzenie na kiermaszu jak nic!
Pozdrawiam cieplutko
Powiem krótko...piękne prace!!!Wiosenne, subtelne!!!:)buziole
OdpowiedzUsuńIko, Jagno, Ivo, MarioPar, oggy-, Martino, Ago - dziękuję Wam za ciepłe słowa.
OdpowiedzUsuńZbuntowana jajecznie Jasnobłękitna - no nie może być inaczej, niezapominajkowe jajka nie mogły mi się skojarzyć nikim innym :))
Nivejko - kwiatuszkowo mi ... tak długo czekałam na wiosnę
AgoB - miałam nadzieję, że obejdzie się bez patyczka. O naiwności debiutanta!!!
deZeal - z tego co wiem, jest nas tu, czytaczy, dużo więcej :)))
Elisse - z przyjemnością! Zawsze lubiłam prasowanie a od kiedy mam swoją "prasowalnię" i nie muszę za każdym razem składać i rozkładać sprzętu, odpadł jedyny minus tego zajęcia. Do tego obowiązkowo książka do słuchania (ostatnio "Dom nad rozlewiskiem" czytany przez Martę Klubowicz) i mogę prasować pól dnia.
Przy okazji witam najnowsze "stałe oglądaczki" mojego bloga - Czarna, Hafija, Cleo i Marisa, rozgośćcie się proszę, zostawiajcie czasem dwa słowa, będzie mi bardzo miło.
Miro, jajeczka poczyniłaś przecudniste!!!
OdpowiedzUsuńNo strasznie mi przypadły z tym wzorem i kolorem. Napatrzeć się nie mogę :)
Zakładeczki i wieszaczki, oraz serdusia też są bardzo urodziwe.
Widać, że włożyłaś w prace mnóstwo serca.
Pozdrawiam bardzo serdecznie i bardzo wiosennie :)
Decu śliczne,do jajek tez nie mam serca w tym roku;)A przy okazji sprzedam Ci mój patent na przyklejanie całej serwetki. Dekorowana powierzchnię smaruję dosyć grubo klejem, klej musi podeschnąć tak,żeby był jeszcze sprężysty, (palec powinien zostawiać odciśnięty ślad) Na tak przygotowaną powierzchnię przykładam serwetkę, potem, papier do pieczenia, śliską stroną do serwetki i przyprasowuję żelazkiem. Serwetka równiutko się przykleja , potem już smaruję klejem po wierzchu i koniec:)Pozdrawiam wiosennie:)
OdpowiedzUsuńBlokadę na świąteczne ozdoby mam ja - nadal mam a za pasem Wielki Tydzień.
OdpowiedzUsuńJednak niezapominjkowe jajka mnie zauroczyły ! Są przeurocze :-) Zresztą uwielbiam niezapominajki i nigdy nie mogę na nie napatrzeć i nimi nacieszyć :-)
Wieszaczki i ostatnie serduszko też piękne ( cudny motyw na tym ostatnim).
Pozdrawiam
Wszystko cudne !!! Jajeczka, serducha, a w wieszakach jestem po prostu zakochana !!!
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę.
Uśmiałam się z tego trabanta po lifftingu!!!!
OdpowiedzUsuńA Twoje prace piekne!Wieszaczki mnie bardzo urzekły!!
Pozdrawiam
Sliczne rezultaty dobrej roboty ;) Serduszko dla mnie, zakladki dla mnie, wieszaczki dla mnie...ale jestem pazerna, no co, dziwic sie nie trzeba,skoro tyle cudeniek wokol :)
OdpowiedzUsuńTo znowu ja!!!Jakie zmiany na blogu...dechy super!!!A co z Aniołem...czyżby się pobił?Jak tak to przykro mi i przytulam smutna buzię!!!
OdpowiedzUsuńAguś, aniołek rzeczywiście po sześciu latach mieszkania na kominku zrobił zgrabnego fikołka w powietrzu (niestety przy współudziale mojego Małża)i spadł na kamienną podłogę. Efekt - głowa w trzech kawałkach. Teoretycznie do sklejenia, nie mam serca wyrzucić, ale blizny pozostaną. I pomyśleć, że to był ostatni dzień sezonu kominkowego... szkoda :(((
OdpowiedzUsuńA dechy rzeczywiście są super! To kolejny etap "dopieszczania" bloga, żeby był bardziej "mój". Nowe zdjęcie i nowa, pasująca do niego tapeta. Polecam ta stronkę, mają naprawdę duży wybór fajnych teł (tłów.. tyłów) ;).
A jeszcze, gapa niegrzeczna, witam Cyryllę i Savannah w moich skromnych progach. Dzięki za ciepłe słowa, proszę o częściej ;)))
OdpowiedzUsuńJolanno, Aagoo - buziaki!
Jak u Ciebie pracowicie. Aż zazdrość berze. Też chciałabym mieć porządki z głowy. A tych w komputerze,to z całego serca zazdraszczam,bo ja nie byłam taka mądra. Mój laptop zabałaganiony dokumentnie wkońcu się wziął i wysiadł chyba na amen.Az się boje jechać do naprawy.
OdpowiedzUsuńA na te drewniane jajeczka nie narzkaj, bo sobie wyobraź jaka zabawa jest jak spadnie podczas lakierowania wydmsuzka gęsia zdobiona tym samym sposobem. Do niedawna wszystkie wydmuszki zajpierw zaklejałam apotem męczyłam po połówce. Jak taka się wymsknie z ręki,to juz nie ma sensu po nia nurkować.Pozostaje tylko zmiotka z szufelką ;)
Witam serdecznie! Oj na porządki wiosenne to mnie też wzięło. Okien to jeszcze nie myłam miałam zamiar dzisiaj myć, ale okazało się, że deszczyk sobie pada od rana. I z mycia okien zrezygnowałam. Ogródek tez czeka na porządki tylko na chwilę do niego zajrzałam. Jajka wielkanocne wyszły Ci cudownie i te wieszaki i zakładki. Super!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i miłego wieczoru życzę
Przecudne jajeczka... szkoda że nie odważyłam się zagadnąć o nie przed świętami...
OdpowiedzUsuńJa bym miała piekne piski... a Tobie wpadłoby kilka złotych:)
Przy dużej dozie konsekwencji w niemyciu nawet i szkło się zazieleni
OdpowiedzUsuńKonsekwencja... a cóż to takiego? Chyba nie dostałam tego w wyposażeniu podstawowym, tak jak wielu innych pożytecznych cech charakteru. Dlatego zanim wyhoduję sobie zieleń na szybie ( bo ta wizja brzmi nawet kusząco) poszukam jej raczej ZA szybą. Pozdrawiam najcieplej. :)
OdpowiedzUsuń