Byłyście w Wenecji? Niektóre pewnie tak, może nawet kilka razy. I ja byłam. I to w czasach głębokiego PRL- u, kiedy otrzymanie paszportu było cudem porównywalnym z zamianą wody w wino. Kto nie był, tego zapraszam.
Woda, ruiny zamku diabła weneckiego i muzeum kolejki wąskotorowej. Kolejka w Wenecji? Nie, nie, nic mi się nie poplątało, upał nie zagotował mi tej części mózgu, która odpowiada za wspomnienia. To nasza Wenecja. Leży sobie blisko słynnego Biskupina i jest zakątkiem, do którego zawitałam w młodości. W czasach, gdy moje dzieci fascynują się komputerami i coraz szybszymi pojazdami (zwłaszcza dziecię płci męskiej), ja myślami wracam do tego "stuk, puk, stuk, puk..." słyszanego w trakcie przejażdżki odkrytym wagonikiem kolejki wąskotorowej. Do niesamowicie barwnej opowieści przewodnika, który z pasją i przejęciem opowiadał nam o muzeum i eksponatach stojąc na stopniach starej lokomotywy.
Dlaczego o tym piszę?
Przypomniało mi się to, gdy w moich dłoniach znalazły się ocynkowane wiaderka, na których dokonałam decou-eksperymentu. Znów bez związku? Nie całkiem. Kto w tamtych czasach, czyli dwadzieścia-trzydzieści lat temu bywał na obozach wędrownych, harcerskich wypadach czy koloniach (niekoniecznie karnych) wie czym była wędrówka z plecakiem po bocznych albo wręcz polnych drogach. Właśnie w czasie takich wędrówek zaglądaliśmy często do gospodarskich zagród w poszukiwaniu czegoś do picia. Podwórko, studnia z korbą, a na końcu łańcucha ocynkowane wiadro, które opuszczało się na dno by nabrać jak najzimniejszej wody. Teraz prawo własności do takiej krystalicznej, zimnej wody można nabyć jedynie drogą wymiany towarowo-pieniężnej w pobliskim markecie a i tak nie będzie ona miała tak cudownego, orzeźwiającego smaku. Powiedzcie teraz swoim dzieciom, aby napiły się z takiego wiadra, albo uprały skarpetki w strumieniu przy pomocy szarego mydła. Zdziwienie w oczach pacholęcia - bezcenne!
Ja jednak tęsknię za tamtą epoką. Oczywiście nie za wszystkim, ale właśnie za tymi chwilami, w których nasz zachwyt budził drewniany wiatrak, czy stary młyn a nie wypasiony apartamentowiec z metalu i szkła. Ocynkowane wiadro, a nie woda w butelce Pet z jakichś tam cudownych źródeł, po której znikają zmarszczki i podnosi się biust ;)) I tak sobie myślę, że fajnie by było wrócić na tamte szlaki, znaleźć tamto podwórko i podarować uśmiechniętej gospodyni jedno z moich decou- wiaderek w podzięce za wodę.
No i zrobiło się sentymentalnie ... A jak sentymentalnie, to może Ela Adamiak. A jak Ela Adamiak to oczywiście ta piosenka... Niestety nie znalazłam ładniejszej wersji.
I tym sposobem ta troszkę przydługa opowieść zatoczyła koło. A poniżej kilka zdjęć "sprawców" tej sentymentalnej podróży dookoła świata. Dwa pierwsze skończone i do wzięcia (różane wiaderko też ma siostrę bliźniaczkę)...
A to czeka jeszcze na szlifowanie i lakier, ale wklejam, bo potem nie będzie już "w temacie".
Woda, ruiny zamku diabła weneckiego i muzeum kolejki wąskotorowej. Kolejka w Wenecji? Nie, nie, nic mi się nie poplątało, upał nie zagotował mi tej części mózgu, która odpowiada za wspomnienia. To nasza Wenecja. Leży sobie blisko słynnego Biskupina i jest zakątkiem, do którego zawitałam w młodości. W czasach, gdy moje dzieci fascynują się komputerami i coraz szybszymi pojazdami (zwłaszcza dziecię płci męskiej), ja myślami wracam do tego "stuk, puk, stuk, puk..." słyszanego w trakcie przejażdżki odkrytym wagonikiem kolejki wąskotorowej. Do niesamowicie barwnej opowieści przewodnika, który z pasją i przejęciem opowiadał nam o muzeum i eksponatach stojąc na stopniach starej lokomotywy.
Dlaczego o tym piszę?
Przypomniało mi się to, gdy w moich dłoniach znalazły się ocynkowane wiaderka, na których dokonałam decou-eksperymentu. Znów bez związku? Nie całkiem. Kto w tamtych czasach, czyli dwadzieścia-trzydzieści lat temu bywał na obozach wędrownych, harcerskich wypadach czy koloniach (niekoniecznie karnych) wie czym była wędrówka z plecakiem po bocznych albo wręcz polnych drogach. Właśnie w czasie takich wędrówek zaglądaliśmy często do gospodarskich zagród w poszukiwaniu czegoś do picia. Podwórko, studnia z korbą, a na końcu łańcucha ocynkowane wiadro, które opuszczało się na dno by nabrać jak najzimniejszej wody. Teraz prawo własności do takiej krystalicznej, zimnej wody można nabyć jedynie drogą wymiany towarowo-pieniężnej w pobliskim markecie a i tak nie będzie ona miała tak cudownego, orzeźwiającego smaku. Powiedzcie teraz swoim dzieciom, aby napiły się z takiego wiadra, albo uprały skarpetki w strumieniu przy pomocy szarego mydła. Zdziwienie w oczach pacholęcia - bezcenne!
Ja jednak tęsknię za tamtą epoką. Oczywiście nie za wszystkim, ale właśnie za tymi chwilami, w których nasz zachwyt budził drewniany wiatrak, czy stary młyn a nie wypasiony apartamentowiec z metalu i szkła. Ocynkowane wiadro, a nie woda w butelce Pet z jakichś tam cudownych źródeł, po której znikają zmarszczki i podnosi się biust ;)) I tak sobie myślę, że fajnie by było wrócić na tamte szlaki, znaleźć tamto podwórko i podarować uśmiechniętej gospodyni jedno z moich decou- wiaderek w podzięce za wodę.
No i zrobiło się sentymentalnie ... A jak sentymentalnie, to może Ela Adamiak. A jak Ela Adamiak to oczywiście ta piosenka... Niestety nie znalazłam ładniejszej wersji.
I tym sposobem ta troszkę przydługa opowieść zatoczyła koło. A poniżej kilka zdjęć "sprawców" tej sentymentalnej podróży dookoła świata. Dwa pierwsze skończone i do wzięcia (różane wiaderko też ma siostrę bliźniaczkę)...
A to czeka jeszcze na szlifowanie i lakier, ale wklejam, bo potem nie będzie już "w temacie".
Dokładnie wiem o czym piszesz. Do dzisiaj pamiętam smak wody z babcinej studni.
OdpowiedzUsuńTwoje wiaderka są śliczne, te z różyczką podoba Mi się najbardziej.
U moich dziadków na podwórku była zielona, skrzypiąca pompa. Cudo do pojenia i pryskania dzieciarni w upalny dzień:)
OdpowiedzUsuńCzasami aż nie chce się wierzyć, że to ze studni/pompy i to z niebieskiej, pół-przezroczystej butelki to to samo;) Jak z mlekiem - niektóre dzieciaki nie wierzą, że to w kartonie bierze się od krowy, tak samo jak to ciepłe we wiadrze.
A takie wiadereczka to czekają i u mnie na wakacje i swoją kolej:) Nawet pomysł już jest. A Twoje są super, zwłaszcza lawenda:)
Pozdrawiam serdecznie!
oj doskonale pamietam obozy wedrowne ,boze jak ja to kochalam ,juz w pociagu rozgladalo sie za przystojnymi chlopakami a juz w trasie z plecakiem lapalo sie stopa.ja nawet mam gdzies w ogrodzie jeszcze taki aluminiowy duzy kosz na smieci jak z ulicy sezamkowej i nawet sie zastanawialam jak go przyozdobic moze takie roze jak ty zrobilas :)
OdpowiedzUsuńJeździłaś na obozy harcerskie? Kto wie, może nawet się kiedyś spotkałyśmy na jakimś zgrupowaniu lub rajdzie:)Aleś Ty chyba sporo młodsza ode mnie, a może pamiętasz jak jakaś sporo starsza zastępowa wlokła Cię nocą po lesie , zgubiła się z całym zastępem dzieciaków i przespała z nimi resztę nocy w miłej stodole, zamiast jak kto głupi wlec zmęczone dzieci po lesie?;)Który to był rok, chyba 1979, Orzysz.Rano piliśmy mleko od gospodarza, zimną wodę z cynowego wiadra i jedliśmy ciepły wiejski chleb. Te czasy, ach. Ładnie Ci decu na cynowych doniczkach wyszło:) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńno to znalazłam bratnią duszę bo na obozach, rajdach, drużynach artystycznych wychowana jestem :) jako Harcerka występowałam w Kadzielni w Kielcach... a teraz we wrześniu będę tam ponownie ale już zawodowo..ależ to wszystko dziwnie się plecie.W Wenecji byłam ale nie tej polskiej...;(
OdpowiedzUsuńI najważniejsze: Wiadereczka przecudnej wprost urody:)
Oj, znam Wenecję, byłam tam na wycieczce w szkole podstawowej, choć mało już pamiętam (Biskupin bardziej):). Właśnie z tamtych stron jestem :D. Na obozy wędrowne też w liceum jeździłam, super było. Na studiach w każde wakacje jeździliśmy z przyszłym Panem Mężem z plecakami w góry i chodziliśmy od schroniska do schroniska. Do dziś wspominamy najwspanialszą śmietanę w szklanej butelce kupioną w małej budce w Kletnie (tam, gdzie Jaskinia Niedźwiedzia). Czegoś tak pysznego nie piliśmy ani wcześniej, ani później. To były wspaniałe czasy:).
OdpowiedzUsuńA wiaderka cudne, najbardziej podoba mi się to ostatnie, świetnie dobrane tło, rewelacja:)). Pozdrawiam baardzo gorąco. Hania
Byłam tam na obozie wędrownym. Dokładnie ten sam kolejarz widoczny na zdjęciu opowiadał jak to kolejka pędzi z zawrotna prędkością 30 kilosów na godzinę:D Miął cudownie duuuuuuże uszy:D
OdpowiedzUsuńKolejka jeździła zdaje się z Wenecji przez Bagdad do Rzymu (albo jakoś tak )
Pozdrawiam :)
:-) uśmiechnęłam się do starych czasów....Poruszyłaś wspomnienia u wielu osób i za to dziękuję.
OdpowiedzUsuńŚlicznie ozdobione wiaderka.
Cudowne są wspomnienie, zapachy i smaki z dzieciństwa, niezapomniane widoki dla oczu, których nikt nie odbierze a które sprawiają tyle radości.
OdpowiedzUsuńNie byłam w Wenecji i nie byłam nigdy na obozie wędrownym, ale przeżyłam cudowne chwile na innych obozach i OHP-ach zagranicznych.
Oj, jest co wspominać:)
Wiadereczka prześliczne, "zabieram" to lawendowe :)
bardzo dziękuję za książkę, przed chwilą przyszła;)
OdpowiedzUsuńa co do wiadereczek - cuuudne!
MarioPar - dziękuję, to różane chyba najbardziej do mnie pasuje.
OdpowiedzUsuńJasnobłękitna - współczesne dzieci już nigdy nie poznają wielu "prawdziwych" smaków. Ja sama bezskutecznie szukam prawdziwego masła, białego sera czy młodych ziemniaków. A zapach TAMTYCH pomidorów mam wciąż w pamięci, niestety tylko tam.
blogu niedzielny - oj tak, tak...przecież obozy to nie tylko odciski na stopach i mycie pod pompą. To także pierwsze zauroczenia, pierwsze odkrycia i zachwyty...ech!
kaprysiu - to nie ze mną się zgubiłaś Kochana, a szkoda, bo takie historie wspomina się po latach najlepiej. Wszystko inne pasuje, i to mleko od krowy i ciepły chleb. kto wie, czy drogi naszych grup się kiedyś nie skrzyżowały. Warto by było dotrzeć do kronik, jakie wypełnialiśmy w każdym schronisku młodzieżowym na trasie. Ciekawe, czy przetrwały.
tabu - ja w Kielcach akurat nie śpiewałam, ale Kadzielnia to też ważny element tamtych czasów. Za to w tej nie naszej Wenecji byłam i trochę się zawiodłam. Widać zbyt dużo sobie obiecywałam przed wyjazdem i potem rzeczywistość przegrała z wyobraźnią.
hanutko - bo to było piękne, proste, siermiężne czasem, ale bardzo prawdziwe. Niestety "se ne wrati". Winogronowe wiaderko czeka jeszcze na dopieszczenie, ale niestety lakier mi się skończył.
Nivejko - zakochałam się w staruszku i Jego uszach od pierwszego wejrzenia. Mam jeszcze jedno zdjęcie w Jego objęciach, ale choć przekopałam komputer, nie znalazłam tamtych skanów. Tą fotkę miałam na szczęście w swoim folderze na naszej-klasie. Oryginały (1988 rok - stara Smiena)już powoli żółkną :(((
Bestyjeczko - bo wspomnienia, to nasza baza, czasem warto je odkurzyć.
Ivciu - no właśnie! Smaki, zapachy czy obrazy nigdy już nie powrócą, ale we wspomnieniach są z nami na zawsze.
Kollorek - miłej lektury, mam nadzieję, że będzie Ci się fajnie czytało. To akurat taka lekka powieść na upały :))
jezusicku !!!! Mira ja chce te Twoje wiaderka z lawendą !!!!!!!!!!!!! I te co mają być lakierowane :)))
OdpowiedzUsuńBłagam sprzedaj albo cos dla Ciebie uszyje - jak wolisz, ale ja je muszę mieć :))))
buziaki :**
A obozy ? doskonale pamiętam :)
OdpowiedzUsuńNajczęściej brałam udział w obozach wędrownych - czyli pamiętam tez obtarte pięty :))))
Ale za to ile wspomnień:)
działałam ostro w PTTK-u - a góry kocham do dzisiaj :))
Hej
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę,że w ońcu się ujawniłaś:):):)
Dzięki temu mogłam Cię odwiedzić i juz zostanę.
Piękne prace i śliczny blog.
Ale czemu nie zapisałaś się na Candy???
http://zamotanalacrima.blogspot.com/2010/06/candy-po-raz-3.html
Pozdraiwma Lacrima
Artambrozjo - ależ połechtałaś moją próżność ta propozycją! Jeśli nadal masz ochotę na te osłonki daj znać na emalię, coś wymyślimy. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńLacrimo - też się cieszę, że tu zajrzałaś i zostałaś. Na Twoje candy też się z przyjemnością wpisuję :)))
Opisałaś świat, którego już nie ma! I ja dobrze znam takie czasy- bezinteresowne. Wiaderka- małe dzieła sztuki. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOj, wspomnienia.... ja co prawda na obozach wędrownych nie bywałam (chyba za bardzo mięczakiem byłam, hehehe), ale i ja miło wspominam dawne czasy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
PS> A zapomniałabym... cudne wiaderka:)
Dla mnie okres lat 80-tych jest niemal relikwią, którą noszę głęboko w sercu i nigdy jej kochać nie przestanę.
OdpowiedzUsuńWiaderka są cudowne!
Decoupage na cynie wygląda REWELACYJNIE!
Jesteś genialna Miro :)
Mam do Ciebie Kochana jeszcze pytanie natury czysto technicznej...
Jak zrobić, by na blogu zamiast linka prowadzącego do filmiku z You Tube, pojawił się właśnie od razu filmik, jak u Ciebie?
Będę wdzięczna za podpowiedź.
Ściskam serdecznie :*
Bea - To były czasy!
OdpowiedzUsuńdeZeal - nie wyglądasz na mięczaka, ale ponoć ludzie się zmieniają ;))
Alexo - bo to były najlepsze lata :) a muzyka z lat 80-tych wzrusza mnie do dziś.
A teraz kursik przenoszenia filmiku na blog ;)). Gdy już otworzysz sobie filmik, to pod głównym okienkiem, po prawej stronie jest prostokącik z napisem "UMIEŚĆ". Klikamy na niego i otwiera się większe okno, które u mnie (pewnie u Ciebie też) od razu zaznacza na niebiesko kod. Ten kod właśnie trzeba skopiować i wkleić na blog w trakcie pisania postu. Powinno zadziałać, jeśli nie, to daj znać, spróbujemy on-line.
Miruniu, dziękuję serdecznie. Faktycznie teraz tam jest link do umieszczania filmiku na innych stronkach. Kiedyś jak próbowałam wstawić to pamiętam, że takiego udogodnienia jeszcze nie było.
OdpowiedzUsuńA w sumie to takie teraz proste :))
Pozdrawiam serdecznie :)
A ja właśnie zobaczyłam pięny lawendowy motyw decoupage'u na wiaderkach :)))
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten rysunek :)))
Pozdrawiam serdecznie :)))
Może to była droga najkrótsza, może optymalna, nie wiem tego faktem jednak jest ,że nawigator przeniósł mnie niespodziewanie kilkadzieści lat wstecz. Zbliżające się z oddali ruiny zamku , górujące nad okolicą, teraz wydawały sie nawet większe niż kiedyś. Droga to wznosząca się, to opadająca, urozmaicona zakrętami, nawet dla samochodu stanowiła wyzwanie stąd też coraz większy szacunek wzbierał we mnie dla pieszej wędrówki w turystycznym oprzyrządowaniu której uroków dane mi było zaznać przed laty. Zastanawiałem się czy jest jeszcze pierwsze nasze "nocowanie" bo już wówczas mała wiejska szkółka chyliła się ku upadkowi. Ku mojemu zdziwieniu ukazała się pięknie odnowiona i wystylizowana budowla, która zapewne w poniedziałek przywita swoje dzieci, wieszcząc koniec wakacji. Tak,tak droga dalej snuje się wśród wzniesień a prządki zaklęte w kamień snują swoją nić i tylko pytanie wciąż nieodgadnione czy dane będzie znów znaleźć się razem w tej krainie na nici danego nam czasu.....
OdpowiedzUsuńDobrze usłyszeć, że komuś udało się nie tylko trafić na dawne ścieżki, ale też odnaleźć na nich ducha dawnych przeżyć. Moje ostatnie "powroty do przeszłości" kończyły się niestety przykrym rozczarowaniem...
Usuń