"...Tu latający słój który mówi...
- Dokąd lecisz słoju?
- Do Salonik
- A dlaczego do Salonik?
- Bo szukam mieszkania..."
- Dokąd lecisz słoju?
- Do Salonik
- A dlaczego do Salonik?
- Bo szukam mieszkania..."
Przypomniał mi się ten dialog, jeden z wielu z cudownej audycji trójkowej "Nie tylko dla Orłów", kiedy wczoraj sprzątałam bałagan po zabawie pod tytułem " Chwilowo odpoczywam od decou-, może bym coś poprzestawiała w domu". Absolutnie przypadkiem zabawa owa odbywała się w Dniu Dziecka, gdyż pewien rodzaj zdziecinnienia towarzyszy mi nieustannie, co akurat mi nie przeszkadza a wręcz przeciwnie. Tym razem jednak impulsem do działań powiedzmy "wnętrzarskich" był zakup w osiedlowym markecie spożywczym sporej paczki muszli niewiadomego pochodzenia (plastikowe nie są na szczęście, ale pachną chińszczyzną na odległość), zapakowanych w gustowny, niestety marnej jakości koszyczek wiklinopodobny. Cena owego zestawu była tak powalająca, że żadne rozterki moralne kupić-nie kupić nie wchodziły w grę. Za te pieniądze kupić a potem "się zobaczy" po co. Nawet dość szybko "się zobaczyło", bo koleżanka Bestyjeczka pochwaliła się podobnym nabytkiem i zmobilizowała mnie do uruchomienia wyobraźni i zaaranżowania czegoś z muszelek. Ściągnęłam z półki mój ulubiony słój, który z racji rozmiarów poza sezonem ogórkowym robi za tło dla martwej natury z białych i zielonych naczyń przeróżnych, wsypałam muszle do słoja eksponując przede wszystkim przecudnej urody czerwoną rozgwiazdę. W wersji wypasionej miała być jeszcze gruba warstwa piasku na spodzie, ale ponieważ piasku w pobliżu niet na razie mam wariant "przed urlopem w Złotych Piaskach". Ponieważ po wakacjach w Grecji zostało mi całe mnóstwo maleńkich muszelek, a do tego wiele z nich miało nie wiadomo jak i po co zrobione dziurki, to dołożyłam słojowi sznurkowo-muszelkowy chwościk. Tak przygotowany słój rozpoczął swój lot "do Salonik" w poszukiwaniu docelowego, choć jak znam siebie raczej tymczasowego miejsca pobytu. Osiadł w łazience dla gości, bo tylko to pomieszczenie od biedy da się wpasować w morskie i letnie klimaty. Zdjęcia najlepsze, jakie można zrobić w pomieszczeniu o wymiarach ... a nie chce mi się mierzyć, naprawdę małe jest.
Z pozdrowieniami od mojej czerwonej rozgwiazdy dla jej niebieskiej siostry mieszkającej u Bestyjeczki.
* - po przeczytaniu komentarza MariiPar zmieniłam tytuł posta na powyższy. Porannej Muzie dziękuję za inspirację. :)))
Cudo ,język i styl jaki rzadko się dzisiaj spotyka ... Słój też cudowny
OdpowiedzUsuńPiękny słój i opowieść.A Chinolskie muszelki są wszechobecne-nawet nad Bałtykiem.Ja uzbierałam trochę sercówek ale pasowałyby raczej do słoika po koncentracie pomidorowym.
OdpowiedzUsuńTwoje muszelki prezentują się odlotowo-zainspirowałaś mnie:)
NO nieeee wymiękam. Czekałam na tego posta a tu słój marzeń. Teraz będę na podobny chorować i ten chwościk jak wisienka na torcie. Wspaniała inspiracja!
OdpowiedzUsuńNiebieska rozgwiazda pozdrawia siostrę w czerwieni ;P Jak się rozgości u mnie i zagospodaruje to da znać o sobie. Hehe.
A i dodam jeszcze, ze jak jestem nad Bałtykiem to mam ochotę napakować piachu do wora i przywieźć do domu. W sam raz do takiego słoja by się znalazł...
OdpowiedzUsuńMiro :) jak ja lubię czytać Twoje posty - tak pięknie piszesz :)
OdpowiedzUsuńsłój rewelacyjny:) no właśnie u Bestyjeczki widziałam podobne muszelki:)
Świetna aranżacja :))
buziaki :**
Aś pojechała po bandzie z tym muszelkowym chwościkiem:) Bestyjeczka ma rację - wisienka na torcie! Ekstra!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł...wakacje w słoju !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z rańca
Anonimowy(-a) - bardzo dziękuję za miłe słowa. Szkoda, że anonimowe. Uśmiecham się na zachętę i zapraszam częściej :))))
OdpowiedzUsuńOLQA - myślisz, że piasek z plaż nadbałtyckich też kontenerami z Chin przywożą? Ja już we wszystko uwierzę. A co do słoiczków po koncentracie, widziałam chyba na hiszpańskich blogach jakie z nich można wyczarować cuda!
Bestyjeczko - czerwona siostra czeka na wieści od Niebieskiej.
Ambrozjo - dziękuję bardzo! Buziak!
deZeal - wypasiony wyszedł, prawda? ;)) szkoda, że nie umiem robić tych prawdziwych. W tej dziedzinie Bestyjeczka wymiata.
MariaPar - witaj ranny ptaszku! :)) Dziękuję za inspirację i świetny pomysł na tytuł.
I tak właśnie powstała klimatyczna dekoracja ;)
OdpowiedzUsuńBardzo podobna zdobi moja łazienkę.
Pozdrawiam
No to mnie, czarodziejko, zawstydziłaś;) Ja mieszkam nad morzem i nigdy mi muszelkowy słój czy chwościk nie tylko nie przyszedł do głowy, ale nawet w okolicy nie przechodził... W ogóle nie mam w domu nic morskiego, chyba że sobie piasku w butach naniosę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Och, Miruś, straszne skutki weekendowego korzystania z jednego komputera - ten poprzedni komentarz to ode mnie, tylko z konta mojego K. ;)Przepraszam i pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńKamilo - szukałam, szukałam aż...znalazłam! :)) Pięknie się prezentują Twoje muszle zwłaszcza w towarzystwie tych nieziemsko wielkich świec.
OdpowiedzUsuńJasnobłękitna - a już się zaczęłam zastanawiać, co to za men nie tylko znalazł mojego bloga ale zadał sobie trud napisania komentarza przy użyciu uroczego skądinąd słownictwa. Ale dobrze, że napisałaś sprostowanie, bo bym się musiała Małżowi ostro spowiadać z tej czarodziejki ;)
Wspaniałe :) Do tej łazieneczki pasują jak ulał :) a co!
OdpowiedzUsuńi rozgwiazdę czerwoną pozdrawiam i Ciebie :)
Miruś ja właśnie w tamtym roku wywiozłam wiaderko piachu z plaży ...jakiś pan mnie pogonił ale zdobyczy nie oddałam...i podobny słój z muszelkami mam w łazience u siebie...ja jeszcze nie nauczyłam sie blogować...że tez nie wpadłam na to pierwsza:(A twój jest super i przypomina wakacje nie ma co...szczególnie, że dziś słonki i upał:)Papatki
OdpowiedzUsuńPrzepięknie piszesz Miro, czytam z wypiekami na twarzy i żałuję tylko, że tak krótko... :)) naprawdę, aż by się chciało jeszcze!
OdpowiedzUsuńŚwietnie ubrałaś ten słój, nie tylko w opowieść :) na dodatek fajnie się złożyło, bo jestem akurat w fazie zmian w mojej kuchni i słoi mam od groma, nie tak dużych jak Twój, ale czuję się bardzo zachęcona i zainspirowana, i spróbuję też coś z tych moich słoi wyczarować :))) może nie z muszelkami w roli głównej, bo jakoś mi do kuchnie pasować nie będą, ale pomyślę i się zobaczy... :)))
Dziękuję Ci serdecznie i pozdrawiam cieplutko :))
Tak sobie skaczę po Twoim blogu, to tu to tam, i trafiłam na to: http://poukladanyswiat.blogspot.com/2010/02/w-bekicie.html
OdpowiedzUsuńJest czadowe. Teraz siedzę i myślę domek w fiolecie czy to? Ja chcę jedno i drugie buuuu.
Elle - dziękujemy za pozdrowienia, ja i rozgwiazda oczywiście :)))
OdpowiedzUsuńAguś - wiaderko piasku to ja sobie mogę co najwyżej z osiedlowej piaskownicy przynieść, ale on chyba nie taki sam jak ten nadmorski. Z Grecji prócz muszelek przywiozłam sobie całą masę ślicznych niebieskich kamyków. Przed wylotem musiałam podjąć salomonową decyzję - co spakować, co zostawić i jak myślisz? Oczywiście, że w hotelu zostały nasiąknięte słoną wodą sandały, ręcznik a kamyczki przyleciały z nami do Krakowa. :)))
Moiro - wypieki to mam ja, gdy czytam Twoje komplementy. Już się nie mogę doczekać zdjęć Twoich słoikowych aranżacji. Jak ja lubię zaglądać ludziom do domów!!!!
jerzy_nko - może mi być tylko baaaaaardzo miło, że Twoje dylematy dotyczą moich wytworków. Wieszak z sercowymi zawieszkami wisi u mojej Oli na szafie z ... białą płócienną sukieneczką, ale jest oczywiście do wzięcia jeśli się zdecydujesz. :)
Miro, prawda, jak niewiele do szczęścia potrzeba? :)
OdpowiedzUsuńWakacje w słoju są urocze i bardzo pomysłowe. Tym bardziej, że za każdym razem można je inaczej wspominać, robiąc inną aranżację.
Może w tym roku przywieziesz sobie prawdziwie morski piasek do kolekcji?
Serdecznie pozdrawiam :)
Dzięki za pomysł! lecę po muszle:)))
OdpowiedzUsuń