Chyba już można iść spać
dziś pewnie nic się nie zdarzy
Chyba już można się położyć
marzeń na jutro trzeba namarzyć..."
Jeszcze jest dziś. Już niedługo. Zaraz przejdzie w jutro, ale póki jeszcze trwa to zanurzona w ciszę , otulona światłem świec zaglądam tu na chwilkę...
(najnowszy świecznik upolowany na garażowej wyprzedaży u Iki)
Czasami podczytując blogi natykam się na coś, co autorki nazywają "listą wstydu". Najczęściej na takiej liście są rozmaite robótki. Szydełkowe, szyciowe, albo jeszcze inne prace pozaczynane i porzucone. Tak sobie myślę, że ogłoszenie publicznie takiej listy to świetny sposób na zmobilizowanie się do skończenia tych zarzuconych projektów. No bo co innego wzdychać (fuczeć, przeklinać, itp. w zależności od nastroju) w samotności na widok takiego "wyrzutu sumienia", co innego łajać się w myślach i obiecywać sobie, że "jutro, to już na pewno..." (i mija tak jutro za jutrem, tydzień za tygodniem), a co innego pokajać się na forum i jeszcze od razu złożyć mocne postanowienie poprawy poparte konkretnym terminem. Nawet jeśli inni mają w nosie nasze zaległości i do głowy im nie przyjdzie nas poganiać, to Pani Sumienna, która siedzi w większości nas zaczyna się przejmować. No bo obiecała, że skończy i pokaże. I czuje się zobowiązana. I zabiera się za to odwlekane w nieskończoność COŚ i kończy je ku swojej przede wszystkim radości.
Bo łatwo poszło...
Bo wystarczyło zacząć ...
I dziwi się sobie samej, że już dawno tego nie zrobiła.
Ja robótkowych zaległości nie mam. Postanowiłam, że już nie będę robić nic na zamówienie ani na termin i tego się trzymam. No prawie, bo raz złamałam dane sobie słowo i zgodziłam się. A potem było mi tylko wstyd, bo Pani J. czekała i czekała i czekała... Należy jej się za tę cierpliwość nie tylko publiczne podziękowanie (co niniejszym czynię), ale medal ogromny. Gdzieś w edycji mam nawet zaczęty post na temat tego zlecenia. Przerwany w połowie czeka na wenę.
Gdybym chciała upublicznić moją "listę wstydu", to jedno hasło znalazło by się na niej na pewno
-kolczyki-
Niby nie mam ich jakoś strasznie dużo ... pewnie mogłabym mieć więcej ... taka ze mnie kolczykowa sroka, nie przepuszczę żadnemu wieszakowi z biżuterią... popatrzeć, przymierzyć, czasem kupić. No lubię! Nie jestem jakoś szczególnie trendy, jeśli chodzi o ciuchy, ale nawet chodząc w dżinsach i koszulce lubię mieć coś widocznego w uszach. Lubię długie, dyndające przy policzkach, ale mam też kilka par takich krótszych tuż przy uchu. Żadnego złota, raczej srebro, miedź i inne metale absolutnie nieszlachetne. Żadnych drogich kamieni, tylko sztuczne kamyczki, drewienka i filcowe kulki . Można powiedzieć, że takie biżuteryjne barachło, ale ja tak właśnie lubię. Poza tym, że wybór takiej biżuterii jest ogromny, to jak mi jakiś kolczyk zginie (a wciąż mi się to niestety zdarza), to nie ma tragedii.
Kolczyki na "liście wstydu" znalazły się jednak nie dlatego, że takie tanie ;))), ale dlatego, że mam w nich zawsze straszny bałagan. Wrzucane do pudełka tworzyły malownicze i poplątane kłębowisko w którym znalezienie drugiego do pary bywało czasem po prostu niemożliwe. Zwłaszcza w pośpiechu, gdy już jedną nogą byłam za progiem, gdy jedną ręką już przekręcałam klucz w zamku... Trzymanie w wiklinowym koszyczku było jeszcze głupszym pomysłem. Nie dość, że się mieszały i plątały ze sobą, to jeszcze zaczepiały o plecionkę i ... wiadomo. Od dawna więc powtarzałam sobie, że potrzebny mi jest jakiś wieszaczek na kolczyki. Niestety te, na które natrafiałam były albo zbyt małe, albo porażały ceną. W końcu postanowiłam sama coś zmajstrować.
Pomysł podsunął mi zapewne niezawodny internet, może podpatrzyłam go u którejś z blogowych koleżanek. Nie podejrzewam żebym sama na to wpadła.
Na początku były zwykłe żaluzjowe drzwiczki z marketu budowlanego. Najmniejsze jakie były. Potem była oliwkowa bejca.
A potem trzy miesiące przerwy...
Potem nagły zryw (bo znowu nie znalazłam drugiego kolczyka) i tym razem bejca kasztanowa.A po niej już bez zbędnych mecyi - lakier (przez pomyłkę wyjęłam taki z połyskiem, no trudno...) szlif, lakier szlif, stary aniołek z odłamanym skrzydłem i starczy!
No i teraz mam kolczyki w idealnym porządku. I w parach.
Na razie stoi na komodzie w przedpokoju, jeszcze nie wiem, gdzie mu ( i mi z nim) będzie najwygodniej.
A przy okazji okazało się, że gdzieś mi wcięło moje ulubione kolczyki...
Czas na kolejny punkt na liście wstydu
Czas na kolejny punkt na liście wstydu
- porządki w torebkach-
Ale to już nie dzisiaj.
Bo dzisiaj ...
Dobranoc
Moje kolczyki ciągle poplątane w szkatułce...
OdpowiedzUsuńUściski ślę
Fajny pomysł, ja też mam z tym problem:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię cieplutko
Ojjj, chyba każda ma coś na sumieniu....ja półtora roku zabierałam się (wraz z Mężem oczywiście) do malowania kuchni, zalanej wcześniej przez sąsiadów. Wystarczył pierwszy dzień urlopu i kuchnię pomalowałam sama, Mąż miał niespodziankę, a ja 2 dni stękałam na plecy :)
OdpowiedzUsuńPomysłowy wieszak, teraz to już na pewno nic nie zginie.
Pozdrawiam
Aneta
Moja lista wstydu jest tak dluuuga,ze nawet nie zabieram sie za jej sporzadzanie:)A "Dziewczyne z perla" uwielbiam!Jest zaraz po Madonnie Muncha:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za podpowiedż jak okiełznać kolczykowy bałagan!!!Super pomysł....
OdpowiedzUsuńMuszę się rozejrzeć za takimi drzwiczkami...A kolczyków to Ty masz trochę!!!
Pozdrowionka
MarioPar - ja już miałam dosyć tego przekopywania :))) Uściski odwzajemniam :)
OdpowiedzUsuńUlotne Chwile - oj fajny, fajny. Proste pomysły są najfajniejsze.
-mamon- pomysł nie jest mój, więc nie mam wyłączności. Na pewno taki wieszak w wersji białej widziałam u kogoś z mojej listy blogów. Jak się przyzna, to natychmiast Go (Ją) zalinkuję jako inspiratorkę. Dzięki za miłe słowa, ale pisanie idzie mi wciąż bardzo kulawo...
kesler - chyba pójdę w Twoje ślady i sama pomaluję ścianę w kuchni. Jedną tylko, więc pracy za dużo przy tym nie będzie. Tylko trzeba impulsu, który mnie popchnie :)))
Jaddis - Dziewczynę z perłą mam też w sypialni na wielkiej reprodukcji przywiezionej z Czacza. Ten obraz mnie nieustannie zachwyca. Pozdrawiam.
Aga - Do Twoich pięknych i romantycznych wnętrz świetnie by pasował taki wieszaczek w wersji shabby chic. Idealny w towarzystwie koronkowych obrusów i białych bibelotów. Buziaki.
Pomysł baaardzo fajny :) i gdybym nosiła wiszące kolczyki, to chętnie bym go "odgapiła". :) Ech... lista wstydu... U mnie to już chyba zaczyna być nie tyle lista, co długaśny ZWÓJ! ;)))
OdpowiedzUsuńUściski ciepłe ślę Miro Miła :)