Upływ czasu najlepiej widać po dzieciach... i po kotach :) Gdy pisałam o nich ostatnio (o kotach nie o dzieciach ), to poza nieudolnym gramoleniem się z kosza i do kosza nic więcej nie umiały. A dziś? Dziś to szalona banda, która biega po całym domu, wspina się na co tylko można i broi do potęgi. Chociaż maminy cycuś wciąż jest w użyciu, to dzieciaki wiedzą już do czego służy miska i wyczuwają kiedy jest pełna pędząc ku niej zgodnie całym stadem. Oprócz jednego, zwanego Chudziną, który owszem, przybiega razem z rodzeństwem, ale ignoruje zawartość miski i korzystając z tego, że mama jest wolna "dopina" się na stojąco do cycucha. Trochę mnie to martwi, bo Chudzina jest jedną z dwóch zamówionych kotek i choć Pan Doktor mówi, że siedem tygodni to dobry czas na oddzielenie od matki, to przecież nie oddam kota, który wciąż jest do niej przyssany. A skoro ta musi jeszcze zostać, to i drugiej nie oddam, bo mają iść do jednego domu, gdzie czekają bardzo już stęsknione dwie małe dziewczynki. Na "podwójnym zasilaniu" brzuszki się całej czwórce zaokrągliły i tylko Chudzina straszy sterczącymi spod skóry żebrami. Ale nic to, odkarmimy i ją. Przed chwilą dałam im miskę jogurtu (Luna uwielbia jogurt typu greckiego z Lidla ) i Chudzina dostała najpierw na palcu, potem drugi raz na palcu a potem palec powędrował blisko miski i mała załapała o co chodzi. Czyli umie, tylko nie chce :)))
Luna dogląda ...
... obserwuje
... i dokarmia Chudzinę
Jak samodzielne jedzenie, to i sikanie. Tu postępy idą wolniej i niestety trudno sprawdzić kto celuje do kuwety a kto uporczywie obsikuje kąt za telewizorem. Staramy się zanosić do kuwety każdego, który zaczyna dziwnie przykucać i wtedy jest OK, ale nie sposób pilnować ich cały czas, więc niespodzianki się niestety zdarzają. Na szczęście coraz rzadziej. Za radą z komentarza Aśki kupiłam maluchom osobną kuwetę z drobnym żwirkiem i postawiłam (na początku) za wywleczonym niemal na środek pokoju telewizorem, obok malowniczo skłębionych kabli od wszystkich możliwych sprzętów RTV, które to kable z taką lubością od kilku dni obsikiwały. Poza regularnym wycieraniem kałuż zaliczyliśmy już wywalenie korków, bo oczywiście kabelki są też ulubionym obiektem do podgryzania. W desperacji oprócz kuwety kupiłam jeszcze kocimiętkę do zachęcania i odstraszacz w sprayu do zniechęcania. Nie wiem czy to kocimiętka zadziałała, czy po prostu małe rozumki szybko załapały o co chodzi, grunt, że suche dni zdarzają się już coraz częściej. Za to odstraszacz w sprayu zupełnie nie zdał egzaminu. Miał być niewyczuwalny dla nas a wstrętny dla kotów. Jest raczej odwrotnie, nam śmierdzi a kotom nie przeszkadza.
Dni są takie piękne i ciepłe, że towarzystwo spędza je w ogródku. Trochę się bałam, bo nasze ogrodzenie ma otwory przez które przełazi spokojnie nawet duży kot a za płotem same atrakcje - ogródki sąsiadów i park szkolny. Bałam się, że kociaki tam przejdą a potem nie znajdą drogi powrotnej. Po raz kolejny jednak okazało się, że i w tym przypadku Luna dała sobie doskonale radę Eksperyment się udał, kociaki rozłaziły się tylko na bezpieczną odległość matczynego głosu i dość szybko załapały którędy trzeba wracać. Teraz nawet jeśli zawędrują do sąsiadów, to znają drogę powrotną i zawsze w komplecie meldują się na kolacji. :))
W międzyczasie zaliczyliśmy wizytę całej szóstki u pana Doktora. Dwóm czarnym zaczęły strasznie ropieć oczka, wielokrotne przemywanie rumiankiem przestało pomagać i konieczny był antybiotyk. Przy okazji wszystkie odrobaczyliśmy i poprosiliśmy o fachowe sprawdzenie płci. Tu niestety potwierdziło się to, co "wybadał" mój Małż. Mamy tylko dwie czarne dziewczynki. Trzeci czarny kotek miał zapewniony dom, pod warunkiem, że będzie dziewczynką. A tu niestety dziewczynką okazała się być moja bura Shiva a jej już na pewno nie oddam. Nie wiem jeszcze co powie Pani, która chciała czarną dziewczynkę, gdy się dowie, że mam do oddania dwa czarne kocurki. Obawiam się, że zrezygnuje, bo ma już w domu kota-włóczykija. Muszę więc na gwałt szukać domu dla dwóch czarnych łobuzów.
Może ktoś ma ochotę na czarnego słodziaka z cudnymi szarymi oczkami???
jak się kota wykastruje to jest spokojny, przytulasty i nigdzie się nie włóczy, bez obaw, ja to nie powinnam oglądać takich zdjęć bo od bym wszystkie brała, z miejsca:)). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Pani jednak się zdecyduje. Widziała je, tuliła, po czymś takim trudno jest powiedzieć NIE. Tej myśli się trzymam. Pozdrawiam Cię ciepło.
OdpowiedzUsuńwzięlabym wszystkie , ale mam trzy psy w tym jednego, który nie toleruje kotów i już :)
OdpowiedzUsuńPiękne stadko futrzastych pupilków.
OdpowiedzUsuńCiężko będzie ci się z nimi rozstać :-)
Usciski
Jakie spryciule:)))) Niestety, nasz Pies nie oddałby ani skrawka ziemi nowemu kociemu przybyszowi. Nie wiem skąd się to u niego wzięło, ale na widok kota wyskakuje ze skóry, choć uczymy go tolerancji międzygatunkowej.
OdpowiedzUsuńNa pewno chętni się znajdą, bo są zadbane i mądre, jak na swój smarkaty wiek:)
Ja chcę je wszystkie, ale Ci zazdroszczę że je masz:))
OdpowiedzUsuńCudowna rodzinka.Ja wszystkie bym przygarnęła,ale czekam już na jednego rudzielca kiedy zostanie odłączony od mamy.
OdpowiedzUsuńAle cudne te Wasze kocięta:) Pracy macie przy nich co nie miara, ale radości na pewno też:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie:)
Witaj
OdpowiedzUsuńJa jestem zdecydowanie ,,psiarą,, ale urzekły mnie Twoje kociaki cudne są:)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na urodzinową czekoldakę:)
Joasiu - trzy psy? Podziwiam! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń- mamon- będę Twoje (i Klarki) słowa powtarzała wszystkim, którzy będą upierać się przy dziewczynkach. Może kogoś przekonam. Oby!
MarioPar - z każdym upływającym tygodniem czuję, że będzie bardzo ciężko. One wszystkie są takie słodkie!
lewkonio - mądre to one bywają :), póki co, to stado łobuzów. Słodkich łobuzów.
Anko Wrocławiano - wszystkie może nie, ale dwa możesz brać od dziś :)))))
jago - rudzielce też są słodkie. Twój na pewno będzie kochany.
fredko - radości jest sporo, jak to przy kocie x 5 i czasem żałuję, że nie mogę zostawić sobie wszystkich. Wiadomo, że to nierealne, zwłaszcza, że już Małż patrząc na nasze codzienne zakupy mówi (żartem), że na kocie jedzenie, żwirek itp. wydajemy więcej niż na dzieci. Maluchy mają coraz większy apetyt :))
Ulotne Chwile - dzięki za zaproszenie, już zaglądam. Buziaki!
jejku jaka słodka ta Twoja "rodzinka"!!!!i co znalazłaś dla wszystkich dom???I jeszcze chcę pochwalić Twój pomysł na przechowywanie kolczyków...świetny!!!:( Buziaki Kochana!:)
OdpowiedzUsuńMirko jak ja Ciebie lubię za te pokłady kociej czułości :)
OdpowiedzUsuńKociaki niesamowite! Mam w domu pięć w tym jeden młody łobuz. Istne szaleństwo. Jest wesoło, więc wyobrażam sobie co dzieje się u ciebie:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
klarka marację ..ja zawsze chciałam kotki...a dziś wiem ,że wykastrowany kot to przemilasek większy i domownik ,niz nie jedna kotka:))))...ale one piękne w tym ogrodzie:)))
OdpowiedzUsuńNooo to mój Jaś byłby w siódmym niebie w takim towarzystwie. Pozdrawiam. Ania:)
OdpowiedzUsuńAguś - niestety nie znalazłam jeszcze domu dla wszystkich i bardzo mnie to martwi :(( Ale nie tracę nadziei.
OdpowiedzUsuńmadziko - nie sposób nie kochać takich kruszynek
Zielicho - podziwiam!
Qrko - oby, oby...
Radziejowe Zacisze - pozdrowienia dla Jasia ... i Ciebie Aniu.
Twoje kociaki są przesłodkie i to niezależnie od płci. :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń