niedziela, 19 października 2014

Pled, którego miało nie być ...



 Czy ktoś jeszcze pamięta, szaroniebieskie "african flowers", którymi chwaliłam się w jednym z postów? Pewnie nikt. I nic dziwnego, sama musiałam zerknąć do archiwum, żeby sprawdzić kiedy dokładnie zaczęłam je robić. Było to w ... lutym, dziesięć miesięcy temu.

23 lutego 2014 roku napisałam, że wracam do szydełkowania i pokazałam Wam kwiatki, które miały się stać wiosenną chustą. No cóż... jak się pewnie domyślacie chustą wiosenną się nie stały. W międzyczasie zaświtał mi bowiem pomysł, żeby może pójść dalej i zrobić mały pledzik do przykrycia kolan w czasie letnich, nocnych posiadówek w ogrodzie. Dokupiłam trzeci motek kolorowej Alize i dorobiłam kolejne kilkadziesiąt kwiatków, a potem te wszystkie kwiatki obwiodłam jeszcze naokoło na czarno. Gdyby w pewnym momencie nie zabrakło mi czarnej włóczki  zakończyłabym narzutkę z "afrykanów" choćby siłą rozpędu. Bo te kwiatuszki robiły się niemal same, elementów przybywało szybciutko, endorfinki wydzielały się na sam widok rosnącej górki. Jednak gdy zużyłam wszystkie zgromadzone motki włóczki, to się okazało, że nie mam już czym tych kawałków obwodzić. Trzeba było dokupić przynajmniej dwa czarne motki. Niestety akurat wtedy, zabrakło w sklepie tej mojej czarnej włoczki . Inne nie chciałam, więc odłożyłam robótkę do czasu nowej dostawy. 

Trochę to trwało, a ja codziennie patrzyłam na te kawałeczki, układałam je sobie w kompozycje, oglądałam, zmieniałam, znowu oglądałam. I tak jakoś odwidział mi się ten pledzik. Zaczęłam rozmyślać, czy jest mi w ogóle potrzebny. No bo mam kilka pledów przeróżnych , po co mi kolejny? Wprawdzie kolejny, w szarościach i błękitach idealnie pasowałby do sypialni, ale tam, leżałby tylko jako element "martwej natury" na zaścielonym łóżku. No więc czy ja chcę takie coś mieć? Przecież miałam się tym otulać, choćby siedząc przy komputerze w chłodne, zimowe wieczory. Ale w gabinecie, w którym pracuje wieczorami królują oliwkowe zielenie i ciepłe brązy. Szarość i błękity nijak tam nie pasują, zgrzytać będą okrutnie... no to na co mi taki otulacz, który bym musiała gdzieś chować, czy wynosić na czas nieużywania. Patrzyłam tak na tą ponad setkę kawałeczków i coraz większą niechęć do nich czułam, coraz mniej chętnie wyjmowałam je z koszyka. No to może poduszki z nich zrobię ? Rzucę je w sypialni na łóżko, a może kiedyś na kanapy w salonie. Na pewno będą tam pasowały. Tylko najpierw salon muszę przemalować na szaro i kupić wreszcie nową kanapę z grafitowym obiciem. Tak... wtedy te poduchy będą idealnie pasować. Ale zaraz, wtedy też będzie pasował pled ! To może jednak pled a nie poduchy? Ta gonitwa myśli powoli stawała się przykrywką dla zwykłego zniechęcenia robótką. Zanim czarna włóczka pojawiła się w sklepie zdążyłam schować  kwiatki w wielkim pudle i przestałam o nich myśleć. Gdy zamówione kłębki dotarły domu nie miałam już najmniejszej ochoty na ich używanie. Przeszło mi.

Przez długie miesiące moje śliczne "african flowers" były stertą elementów, które zaczynały powoli pokrywać się nie tylko symbolicznym, ale tym całkiem realnym  kurzem. 

I nagle nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo skąd przyszedł impuls. Jakieś zdjęcie w sieci, rzut oka na smutne, szare pudełko wciśnięte w kąt, żółty uśmiech szydełka, które mignęło mi wśród długopisów na biurku i  już wiedziałam. Jednak chcę mieć pled ! Wielki, ciepły i jedyny w swoim rodzaju.

No to zrobiłam. Trwało to kilka kolejnych tygodni, bo brak czasu i kiepski wzrok pozwalały na szydełkowanie tylko w weekendy, ale od wczoraj mam. Pierwszy, samodzielnie wymyślony, własnoręcznie wydziergany pled na długie zimowe wieczory. Po dość pochmurnym i mokrym tygodniu słońce zaświeciło tak pięknie, że mogłam sfotografować go w plenerze.

Voila !

Na kolejny zapewne nie zdecyduję się zbyt szybko, bo o ile szydełkowanie było prawdziwą przyjemnością i relaksem, to zszywanie tych stu kilku elementów było koszmarnym i nudnym procesem. Podziwiam cierpliwość wszystkich, którzy robią takie pledy w większych ilościach. Za zszywanie tych wszystkich babcinych kwadratów czy afrykańskich kwiatuszków macie dziewczyny mój wielki szacunek.

A teraz jak zwykle garść technicznych danych ku (mojej zwłaszcza) pamięci:
turecka włóczka Alize Cotton Gold - bawełna 55% , akryl 45%, motek 100 g/330 m
nr 3251 (różne odcienie błękitu i szarości) - 3 motki
nr 60 (czarna) - 6 motków
szydełko nr 3,75

Pled ma wymiary 230 x 85 cm  , składa się ze 108 elementów.


Kot, żywo zainteresowany tematem pomagał mi na każdym etapie pracy ... 



Chociaż czasem mieliśmy odmienne wizje ...
 


Tydzień temu, też było pięknie, więc  choć nie wszystko było zszyte zrobiłam pierwsze zdjęcie...



Żegnam Was owinięta moim pledem i otulona muzyką, która ostatnio znowu do mnie wróciła...





Do następnego wpisu!

26 komentarzy:

  1. Pled jest absolutnie cudowny! Podziwiam twoją wytrwałość ... i te kolory .... bardzo elegancki
    A muzyka do leżenia pod pledem, zwłaszcza przy takiej pogodzie jak dziś u mnie
    Pozdrówka ciepłe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :))) Wytrwałość, to cecha, której mi często brakuje, ale tym razem się odnalazła. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Wyszedł czadowo...ja swój pledzik robiłam kilka miesięcy i to była bardzo systematyczna wieczorowa praca...doskonale Cię więc rozumiem kiedy piszesz, że zajęło Ci to trochę czasu. Efekt jednak świetny więc było warto ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Olu, miło to słyszeć od kogoś, kto też "dzieje". Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Jak dobrze, że nie zrezygnowałaś z jego zrobienia... jest doskonały! Cudne kolory. Bardzo mi się podoba :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Doskonały to słowo mocno na wyrost, zwłaszcza, gdy zerkam na jego lewą stronę, której widoku Wam oszczędziłam. Na razie mi się nie chce, ale czeka mnie jeszcze chowanie sporej ilości wiszących nitek. Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Pięęękny! Jesteś miszczyniom! Ściskam Cię, Mirrusiu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żem jest? A skąd! Gdzież mi do Ciebie Królowo zamotów i przeplotów. Ściskam również, a jakże!

      Usuń
  5. Cudnie wyszedł Ci ten pled. Taki szlachetny. Odczekał swoje na finał, ale widocznie czekał na ten najlepszy czas. ;)
    Ty to masz dobrze, że szydełko "samo" robiło te kwiatki. No, moje szydełka (owszem mam ich kilka) nie chcą nic same :/
    Pozdrawiam Cię serecznie nucąc sobie pod nosem muzykę, która i Ciebie otula :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Penelopo kochana, Twoje szydełka nie muszą same śmigać, bo Ty sobie radzisz z nimi wspaniale. Podobnie jak z igłą, pędzlem a ostatnio, jak widziałam z większymi narzędziami też. Oj zmieniasz Ty świat wokół siebie w piękna bajkę, czego Ci zdrowo i z życzliwością zazdroszczę. Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Śliczny pled, dobrze, że powstał. Kolory piękne. Też mam apetyt na pledzik, ale to zszywanie...
    Niestety, Mireczko, z moich listopadowych planów - nici:((( Może będzie następna okazja. Przykro mi bardzo.
    Ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :((((( - to w związku z informacją o zmianie planów. No jak to? A ja tak się cieszyłam na nasze spotkanie! :((( Bardzo, bardzo szkoda.

      Usuń
    2. Ja też się bardzo cieszyłam i jest mi strasznie smutno. Niestety, okazało się, że Pan Mąż musi być w pracy i moje plany upadły:( Może jeszcze kiedyś się uda?
      Buziaki

      Usuń
    3. Musi się udać, nie ma innej opcji. Wypatruj Haniu jakiegoś fajnego koncertu w Krakowie, to może się razem wybierzemy. Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Jest boski i w moich kolorach...podziwiam Twój wkład, bo pracy to tam ogrom widać...
    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Cieplutko pozdrawiam.

      Usuń
  8. Wart swojej pracy! Jest piękny! Miro a takie zniechęcenie to ja znam doskonale i najgorsze jest dla mnie to, co odkładam na później. Zazwyczaj kończy się to zmianą koncepcji, albo ogólnym stwierdzeniem, że to beznadziejne. Cieszę się, że u Ciebie nie nastąpiło poddanie się i pledzik powstał. Jest piękny i jeśli Ty uważasz, że gdzieś Ci nie pasuje, to kocio razem z kocykiem stworzą wyśmienity duet w każdym miejscu Twojego domu:-)
    serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak!! Kot od początku zachowywał się jak właściciel koca. Najpierw zalegał uporczywie w koszu z włóczkami, potem regularnie "sprzątał" poskładane elementy a teraz śpi na tym pledzie i nie ma szans, żebyśmy my się nim przykrywali. od razu widać kto w naszym domu ustala reguły :))) Ściskam.

      Usuń
  9. Ooo przepraszam - african flowers pamiętam i nawet zastanawiałam się, co z nimi się podziało. :) No i moja ciekawość została właśnie zaspokojona. Pled na zimę? Jak dla mnie: bom-becz-ka! :) Dobrze, że nie skończył jako poduchy. Z pewnością w tej formie będzie mu z Tobą (i Tobie z nim) lepiej, bo co jak co, ale zimna to my obydwie nie lubimy, więc ciepłe koce i pledy są nam w chłodne miesiące wprost niezbędne. Prawda? :) Uścisków moc przesyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty Kasiu wiesz dobrze, jak u mnie bywa z planami i przedsięwzięciami przeróżnymi. Niektóre gasną niedługo po zapłonięciu, inne kisza się miesiącami w fazie pomysłu, jeszcze inne ewoluują nieustannie, przeobrażają się i wiją nigdy nie osiągając fazy finałowej. Z litości dla siebie samej nie będę wymieniać. Tym bardziej jestem dumna, że pled powstał i że nie zamienił się w stosik poduszek. Ale, ale ... właśnie się biorę za poduszki :))) Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
    2. Myślę, że w tym płonięciu, kiszeniu, ewoluowaniu i przeobrażaniu także tkwi sedno Twojego uroku osobistego. :) Wnoszę zatem o pozostawienie tych spraw takimi, jakimi są bez uczucia litości. Duma natomiast jest wskazana szczególnie, że nie zrażona ogromem pracy nad pledem, zabrałaś się za poduszki. Czekam zatem na cdn. szydełkowania, uściski serdeczne jak zawsze przesyłając. :)
      PS. Zapomniałam wcześniej dopisać, że muzyka Pani Maryli idealnie wpasowuje się w jesienny wieczór z herbatą i pogaduchami, na kanapie, pod pledem. :) I tylko szkoda, że nasze kanapy stoją za daleko, by przedreptywać między nimi w kapciach. :)))

      Usuń
    3. I ja żałuję, że te kanapy taki szmat drogi od siebie. Musimy w końcu otworzyć tę planowaną "gorącą GG linię", bo w tej kwestii (jak to u mnie, niestety) tylko na planach i obietnicach się kończy. Może nie będziemy "przedreptywać"między naszymi miastami, ale skypowe pogaduszki przy herbacie/kawie pod pledem da się przecież zorganizować na odległość. Ja jestem za!

      Usuń
  10. Mirus, CUDO!!!! zazdroszcze zdolnosci...tak bardzo chcialabym "zszydelkowac"sobie jakos fajna chuste na zime....niestety....za kazdym razem wychodzi mi jakis sztywny pled....anyway, twoj pledzik jest naprawde sliczny!!!! buziaczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agusiu, pochlebiasz mi, a siebie, przez skromność nie doceniasz. Znam Twoje zdolności i wiem, że taki pled, to dla Ciebie bułka z masłem. Kilka wieczorów i mnie zawstydzisz jakimś kolorowym cudeńkiem.Ściskam mocno!

      Usuń
  11. Miruś!!!! on jest cudnie obłędny:)))))))))...moja szafa jest pełna nieskończonych druciano-szydełkowych pomysłów:(((

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...