Czytam książki. Nie tak dużo, jak w czasach licealnych i studenckich, nie tak intensywnie, jak bym chciała, ale pocieszam się, że na emeryturze znowu nadrobię. O ile dożyję do emerytury. Póki co pozostaję w tej kwestii optymistką i książki znowu kupuję. Znowu, bo był czas, że ze względu na potrzebę mocnego zaciśnięcia pasa zrezygnowałam z zakupów niekoniecznych i przerzuciłam się na biblioteki. Teraz też regularnie wypożyczam, ale od czasu do czasu, bez poczucia winy pozwalam sobie zaszaleć w księgarni. Zwłaszcza, gdy witryny kuszą obniżkami o 30, 50 a nawet 70%. Grzech nie skorzystać. No to ostatnio skorzystałam i na półce pojawiły się kolejne pozycje. Niektóre, jak na przykład "Szepty gwiazd" Anny Łajkowskiej czy "Pracownia naprawiania życia" Valerie Tong Cuong kupiłam ze względu na niską cenę. Nie znam autorów, opisy z okładki brzmiały zachęcająco. Ale kupiłam też obrzydliwie drogą "Black Out" Marca Elsberga, bo wiem, że na rabat w najbliższym czasie nie ma większych szans a recenzje tej książki rozbudziły mój apetyt na tyle, że wysupłałam te ponad cztery dyszki.
Nowe książki są koszmarnie drogie, nie da się ukryć, że przy średniej cenie 35 zł. za dość cienką powieść i powyżej 50 za solidniejsze tomy to cena, która raczej nie spowoduje wzrostu czytelnictwa wśród Polaków. Ceny są zaporowe nie tylko dla przeciętnego Kowalskiego, ale też dla bibliotek, w których, nie łudźmy się, większość półek zapełniają książki wydawane kilka dekad temu, zaś nowości pojawiają się w ilościach homeopatycznych. Dlatego z rzadka pozwalam sobie na zakup hitów, ale przyznaję, że zdarza mi się czasem popaść w szaleństwo i ostatnie pieniądze wydać w sklepie na E. albo na M. W sklepach z ciuchami coś takiego mi się raczej nie zdarza. Może to dlatego, że w księgarniach nie ma przymierzalni, w których najpiękniejszy ciuch zdjęty z długonogiego manekina zamienia się w tajemniczy sposób w źle układającą się na moich obłościach szmatę. Te lustra! ;)))
Książki nie muszę przymierzać, żeby wiedzieć że będzie pasowała.
Czasem jednak książka nie pasuje i wcale nie mam na myśli nieciekawej, czy nudnej zawartości. Przeciwnie, te ciekawe, wciągające, z długą opowieścią, w której zatapiam się szybko i z której nie chce wychodzić to książki, przez które dzisiejszy post ma właśnie taki tytuł. Dlaczego? Bo są strasznie grube! Powiecie, w czym problem, skoro książka jest pasjonująca to każda dodatkowa setka stron, to dodatkowe sto stron emocji. Jasne! Podpisuję się obiema rękami. Tylko, że ja czytam głównie w nocy, w łóżku i niestety na leżąco. W tej pozycji utrzymanie kilkucentymetrowego tomiszcza w ręku, to prawdziwe wyzwanie. Zwłaszcza początek i koniec, gdy trzeba ujarzmić nierówny ciężar. Myślałam, że "Beksińscy" to gruba książka, myślałam, że "Pan Mercedes" Kinga to gruba książka, ale gdy przez kilkanaście ostatnich nocy ćwiczyłam nadgarstek i biceps czytając "Pod Kopułą" (też Kinga, a jakże), gdy nie raz, nie dwa budziłam Małża łomotem książki wypadającej mi z ręki na podłogę, gdy rozmasowywałam nos obolały po tym, jak przysypiając upuszczałam sobie te 0,8 kg (zważyłam!) na twarz stwierdziłam, że czytanie to też sport ekstremalny.
Kto wymyślił, że książka powinna mieć sześć-siedem centymetrów grubości? Rozumiem encyklopedia, rozumiem słownik, ale lektura lekka (!), łatwa i przyjemna? Czy wydawcy zapomnieli już, że można powieść podzielić na dwa tomy? Wiem, że to dodatkowe koszty, że druga okładka, że nie mam pojęcia co jeszcze, ale kurcze kiedyś było można. Sama mam w swojej biblioteczce dwuczęściowe powieści.
Kto wymyślił, że książka powinna mieć sześć-siedem centymetrów grubości? Rozumiem encyklopedia, rozumiem słownik, ale lektura lekka (!), łatwa i przyjemna? Czy wydawcy zapomnieli już, że można powieść podzielić na dwa tomy? Wiem, że to dodatkowe koszty, że druga okładka, że nie mam pojęcia co jeszcze, ale kurcze kiedyś było można. Sama mam w swojej biblioteczce dwuczęściowe powieści.
Ktoś powie, nie czytaj, jak Ci rozmiar nie pasuje. No cóż, rezygnacja to żadne rozwiązanie. Ja chciałam przeczytać te powieści, tak jak chcę przeczytać "Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk, czy najnowszą biografię Johna Lennona. I chociaż tak tu Wam marudzę, to nadal będę uprawiała ekstremalne czytanie i wyginała nadgarstki i obijała nos. Albo ...
No właśnie, albo przemogę swoją niechęć do technologicznych nowinek i dam się namówić na czytnik e-booków. Do tej pory wszystkie argumenty "za", jakie słyszałam od entuzjastów tego ustrojstwa odbijałam jednym - książka musi szeleścić i pachnieć farbą drukarską, udowadniałam że czytanie bez przewracania kartek palcem, bez wkładania między strony ulubionej zakładki to nie jest czytanie ... Teraz zaczynam dostrzegać plusy... na razie widzę jeden - każda książka będzie tak samo lekka :))
I tutaj pytanie do tych z Was, które korzystają z czytnika, jakie są Wasze wrażenia z czytania książek w taki sposób? Czy żałujecie zakupu, czy przeciwnie, nie umiecie już bez niego funkcjonować? Czy ktoś, kto do każdego nowego sprzętu podchodzi jak pies do jeża, kto męczy się z grymaszącym starym laptopem, bo wie, że nowy będzie miał już nową okropną wersję Windowsa, ktoś, kto nie ma i nie chce mieć notebooka, i-phona a nawet dotykowego telefonu polubi taki czytnik? Opowiedzcie, proszę o swoich czytnikach co potrafią a co w nich "kuleje" i drażni. Pomóżcie mi podjąć decyzję. Może na urodziny zamówię sobie taki prezent.
Polecam czytnik. Jestem miłośniczką papierowych książek, lecz ograniczone miejsce do ich przechowywania, cena i alergia sprowokowały mnie do zakupienia czytnika. Początki- jak zwykle dla laika trudne.Plusy- mnóstwo książek w torebce , kosztem e-booka można się z kimś podzielić (pliki przesyła się mailem), biblioteczka nie puchnie.Minus- nie moża wykonać tego pieknego gestu-lekko posliniony palec i przewracamy kartkę;-)))
OdpowiedzUsuńDzięki za podpowiedź. Jeśli o mnie chodzi, to miejsca na książki wciąż jeszcze dość w moim domu, jak zabraknie regałów, to z przyjemnością machnę sobie nowe półki, zrobiłam już dwie, mogę zrobić kolejne. Dużym plusem jest to, że będę mogła zabierać swoje książki w torebce choćby do poczekalni u lekarza, albo w inne miejsca wymagające bezproduktywnego wysiadywania krzeseł. A ślinienia palca nie zamierzam zaniechać, bo podejrzewam, że tak całkiem papierowych książek nie odstawię. Pozdrawiam :)))
UsuńMireczko, mam ten sam problem przy ekstremalnym czytaniu :) i tak samo, od niedawna, rozważam czytnik ebooków. i tak samo jak Ty, kocham zapach farby drukarskiej, szelest kartek i nie wiem czy potrafiłabym czytać bez używania ukochanych zakładek!
OdpowiedzUsuńa co z zaznaczaniem tego, co ważne? musiałabym wyjąć ołówek z koka i oduczyć się zaginania rożków kartki, a zaopatrzyć się w kolejny notes!
nie wiem czy jestem na to gotowa... a do emerytury mam jeszcze daleko, mając na karku prawie 35lat!
sądząc po podejściu do technicznych nowości, jestem starsza niż moja metryka ;)
z przyjemnością będę śledzić ten wątek i może się chociaż z tym tematem oswoję ;)
ściskam Cię mocno Mireczko! :*
M.
Niestety, nawet takie techno sceptyczki jak ja muszą pogodzić się z tym, że nie można całkiem uciec od nowinek. Oczywiście nic na siłę, ale też bez wymachiwania kropidłem, okadzania dymem i zaklinania, że " ja to nigdy i za żadne skarby ...". Nauczyłam się już, że mój ośli upór i opór często zwraca się przeciwko mnie i sama sobie szkodzę obstając przy starych przyzwyczajeniach, ale też wiem, że szaleńczy pęd za coraz to nowszym sprzętem to tylko efekt ciężkiej pracy specjalistów od marketingu i sprzedaży wmawiających nam, że jest ona nam koniecznie i że "jesteśmy tego warte". Dlatego bez specjalnego spinania, z rozwagą pomyślę sobie o czytniku. Ściskam również.
Usuńbyłam przeciwniczką czytnika do czasu, aż dostałam kindle na gwiazdkę. Prosty w obsłudze, można ustawiać sobie wielkość czcionki, dla mnie to ważne bo drobne litery w książkach bardzo mnie zniechęcają, samo się zaznacza gdzie skończyłam czytać, jest lekki i mieści się bez problemu do torebki. Gorąco zachęcam.
OdpowiedzUsuńDzięki Klarko. Z tą czcionką to dobra wiadomość, można dostosować do pory dnia. A jak instrukcja obsługi? Teraz to byle telefon ma instrukcję wielkości powieści. Sam rozmiar zniechęca :)
UsuńNiezłe pozycje. jest co robić nocą :-)
OdpowiedzUsuńNiestety, nie korzystam z czytnika, natomiast często kupuję e-booki. I światło mężowi nie przeszkadza.
Pozdrawiam
A no właśnie! Światło! Ja często czytam w środku nocy (niestety) i wtedy lampka rzeczywiście może przeszkadzać współspaczowi. Czyżby czytnik był wystarczająco jasny sam w sobie? To by był kolejny duży argument za. Pozdrawiam cieplutko.
UsuńTez twierdziłam, że książka tylko papierowa, a teraz? A teraz korzystam z czytnika i rzadko z papierowej książki :) bez problemu udało mi się przestawić na kindla i mój kręgosłup nie cierpi przez noszenie dodatkowego ciężaru w torbie, bo czytnik leciutki (a przy noszeniu torby z milionem potrzebnych dzieciom rzeczy jest to dla mnie istotne). Co do zaznaczania tego co ważne - da się w kindlu tworzyć zakładkę i zaznaczać istotne fragmenty :) a i ceny ebooków mimo wszystko są nieco niższe niż papierowych książek ( chociaż nie wszystkich i nie zawsze). Podsumowując, czytnik dobra sprawa i przyzwyczaić się jest dosyć łatwo ;) Ja juz nie potrafię z niego zrezygnować :)
OdpowiedzUsuńCenom e-książek troszkę się przyglądałam. Podobnie jak przy tych tradycyjnych nowości bywają drogie, ale i dostęp do tych tanich, czy wręcz darmowych jest spory. Najważniejsze jednak z tego, co napisałaś, to "przyzwyczaić się jest dosyć łatwo..." To do mnie przemawia, bo ja się ciężko przyzwyczajam. Niektórzy już wiedzą, jak alergicznie reaguję na najdrobniejsze zmiany w ustawieniach laptopa i że kosztuje to przynajmniej tydzień "cichych dni" ;))) Pozdrawiam.
UsuńNie mam , nie znam się, ale myślę, że czasem korzystanie z czytników stanie się naszym nawykiem, jak pisanie na klawiaturze, zamiast piórem. Ważne, żeby czytanie nie ustąpiło grom i gapieniu sie bez sensu w telewizor, co obserwuję zarówno wśród młodych, jak i starych ( moja "geriatria potrafi spędzić 12 godzin na biernym siedzeniu przed tv). A co do słabosci nadgarstków - sama mam często niezłą gimnastykę zwłaszcza w pozycji półleżącej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z zaśnieżonego zadupia:)))
Nas też zaśnieżyło tej nocy. Krajobraz stał się bajkowy i cudowny, oczywiście pod warunkiem, że jest się w domu i patrzy na to zza szyby grzejąc ręce kubkiem herbaty z sokiem imbirowym. Na myśl, że jutro będę musiała ruszyć w tę "bajkę" autem skóra mi cierpnie. Ale ja nie o tym chciałam.
UsuńMyślę, że lepsze czytanie z czytnika niż nie czytanie wcale, więc jeśli to zachęci młodzież, to jestem za. Ale raczej nie łudzę się, że ten akurat gadżet przyciągnie tych, którzy już uzależnili się od bezmyślnego wgapiania się w tv albo internet.
Ściskam!
sama się zastanawiam nad czytnikiem,chociaż w sumie też trzeba zapłacić tyle co za książkę papierową:)))jakiś czas temu wymyśliłam sobie książki do słuchania-myślałam-założę słuchawki na uszy wezmę robótkę do ręki i dwa w jednym:)eche!jak tylko zakładam słuchawki to ogarnia mnie jakaś niemoc,że muszę się położyć,a kojący głos lektora tak mnie usypia,że nie udało mi się dosłuchać żadnej powieści do końca:))))))
OdpowiedzUsuńU mnie audiobook sprawdził się jedynie przy prasowaniu. Niestety ostatnio sprzęt odtwarzający odmówił współpracy i powróciłam do radia. Słuchanie książek na przykład w aucie, albo przed snem zupełnie mi nie wychodzi. W tym pierwszym przypadku za bardzo odpływam w treść, co jest dość niebezpieczne na drodze. A "mruczenie" książki przed snem niestety szybko mnie w ten sen wprowadzało i miałam potem problem ze znalezieniem miejsca, na którym przerwałam.
UsuńStaramy się nie kupować książek tylko korzystać z biblioteki. Na szczęście nasza ma b.dużo nowości, na które normalnie zapisuje sie w kolejkę. Trochę to trwa ale zawsze można upolować upatrzoną pozycję. Co do czytników nie poradzę, nie miałam w ręku - ale przyjaciółka ma i sobie chwali (też mól książkowy). Mówi tylko, że od czasu do czasu lubi dostać papierową pozycję, żeby się nawąchać i nacieszyć szelestem.
OdpowiedzUsuńMoje pokolenie chyba nigdy nie wyleczy się z papierowej książki. Ale przed nowinkami technicznymi nie uciekniemy. Buziaku Bestyjeczko!
UsuńPolecam sprawdzoną podkładkę pod książkęGood Grips-OXO, cena 98zł,kupioną w sklepie www.aledobre.pl.Sprawdziła się nawet przy ''Księgach Jakubowych''.Miłego czytania pachnących farbą drukarską książek.
OdpowiedzUsuń:)) Jakiż inteligentny "przemyt" treści reklamowych. Jestem pod niekłamanym wrażeniem i dziękuję za podpowiedź.
UsuńJestem widać nadgorliwa, chciałam być po prostu miła.Naszukałam się takiej podkładki,podałam adres strony,by ułatwić poszukiwania,bez żadnego podtekstu.To tyle.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, bo chyba poczułaś się urażona moją odpowiedzią. Chyba poczucie humoru mamy ustawione na innych falach, bo mam wrażenie, że odczytałaś ją zupełnie serio. Dziękuję, że się naszukałaś, doceniam to. Gdybyś jeszcze kiedyś miała ochotę zostawić komentarz, podpisz go chociaż imieniem, jakoś tak niezręcznie mi jest zwracać się do Ciebie "droga Anonimowa.." Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za trud, który sobie zadałaś.
UsuńEwuniu ..ja podobnie jak Bestyjeczka należymy z mężem do biblioteki-to jest nasze źródło książkowe....kocham czytać-ale chyba papier i u mnie nadal wygrywa:)) od kilku miesięcy mam tablet i ściągam na niego trochę literatury-czyta się nieźle...ale zostawiam ten "nawyk" na wakacje-o leż mniej do dźwiganie będzie w walizie:))
OdpowiedzUsuńps...czytanie z lapka jest rewelacyjne ....kiedy jedziesz w korkach autobusem-oczywiście jeśli masz miejsce siedzące-i u lekarza:))-sprawdziłam!!!
OdpowiedzUsuń