czwartek, 1 stycznia 2015

Ruszamy z jedynki, czyli refleksje noworoczne

Jeśli prawdą jest stwierdzenie, że jaki Sylwester taki cały rok to mój 2015 będzie spokojny. Zapanuje w nim równowaga pomiędzy pracą a życiem domowo-towarzyskim. Choć do biura nie poszłam, to podgoniłam troszkę papierkową robotę w domu a potem bez specjalnego spinania się przygotowałam kameralną kolację dla Sąsiadów, z którymi postanowiliśmy żegnać stary rok przy kilku partyjkach remika. Po raz kolejny przekonałam się, że gdy wkraczam do kuchni bez poczucia, że muszę, to potrawy, nawet te nowe, albo troszkę bardziej skomplikowane wychodzą mi niemal idealnie. Im mniejsze mam wobec nich oczekiwania i im mniej się przejmuję efektem końcowym (co oczywiście nie oznacza, że mi na nim nie zależy) tym bardziej udany jest efekt końcowy. Tym razem przebojem stołu były nie faszerowane jajka, nie paszteciki z farszem grzybowym (w tym przypadku o stres przyprawiła mnie jazda od sklepu do sklepu w poszukiwaniu ciasta francuskiego, ale tak to jest, jak sobie człowiek przypomina o tym o szesnastej), nie sałatka z paluszków krabowych (stały punkt każdej imprezy od kiedy Jola "sprzedała" mi przepis - Joluś, ściskam mocno!) i nawet nie bigos. Przebojem, ale też mistrzem pozytywnego zaskoczenia było ciasto bananowe według przepisu z zabranej od niechcenia ostatniej gazetki Biedronki. Zrobiłam je tylko dlatego, że w koszyczku zaczynały już smętnie brązowieć cztery banany, którym,  jak na perfekcyjną panią domu przystało ;)) nie mogłam pozwolić się zmarnować. Przepis okazał się ułomny, ponieważ na liście składników nie było mąki, natomiast w opisie wykonania stało czarno na białym "dodać mąkę". OK, dodać mąkę, ale ile???? Tego już nie napisano, ale na szczęście wujek Google znał milionpięćsetstodziewięćset przepisów na ciasto vel chlebek bananowy, więc z pierwszego z brzegu zaczerpnęłam potrzebną wiedzę i szybkimi ruchami trzepaczki, bo ciasto nie wymaga nawet użycia miksera, sporządziłam miksturę, która po 45 minutach pieczenia i udekorowaniu polewą czekoladową została królową stołu. 
Gdyby porzekadło "jaki Sylwester taki cały rok" analizować dalej, to spędzę go w towarzystwie życzliwych mi i sympatycznych osób. Tradycją naszej części ulicy jest sylwestrowe spotkanie tuż po północy pod garażem jednego z sąsiadów, gdzie popijając szampana i oglądając okołoosiedlowe pokazy fajerwerków składamy sobie życzenia i gawędzimy przez godzinkę. Nawet, jeśli na co dzień nasze kontakty ograniczają się do "dzień dobry", czy zdawkowych rozmów gdzieś w przelocie, to tego dnia jesteśmy wielką osiedlową rodziną. Potem albo wracamy do swoich domów, albo, co nierzadkie ktoś kogoś porywa do siebie, dwie-trzy małe domówki łączą się w jedną większą, grupy przemieszczają i tak impreza rozpoczęta u jednego sąsiada kończy się o świcie u kogoś innego. Takie niewymuszone, spontaniczne imprezy sa zwykle najbardziej udane. Nasza skończyła się grubo po czwartej rano.

Jest jednak inne powiedzenie, że cały rok będzie taki, jaki Nowy Rok. Jeśli ono jest prawdziwe, to mój 2015 będzie niespieszny i leniwy. Mój 1 stycznia zaczął się w okolicach południa. Mocne postanowienie niemieszania trunków uchroniło mnie przed bólem głowy i efektem tańczących ścian. W szlafroku i ciepłych skarpetach, z resztkami wczorajszej fryzury wypiłam poranną (południową?) kawę, zagryzając ostatnim kawałeczkiem bananowej pyszności.


Ogarnąwszy delikatnie teren wczorajszych karciano-tanecznych zabaw, zapędziwszy zmywarkę do pracy osiadłam na czas dłuższy na kanapie ograniczając swoją aktywność do czynności niekoniecznych. Dawno nie miałam okazji tak po prostu pomarnotrawić czasu. Stary katalog IKEI, przekartkowany kiedyś pobieżnie teraz przejrzałam bardziej dokładnie. Złapałam się na tym, że coraz bardziej podoba mi się coś, co jest chyba podstawową cechą stylu tego sklepu - totalny miks stylów, kolorów, faktur mebli, które na pierwszy rzut oka kompletnie różne tworzą zaskakująco spójną i klimatyczną całość. Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że mogłabym mieć w jednym pomieszczeniu meble np. z różnych kompletów. Jak kupowałam stół z bejcowanej na ciemno sosny, to logicznym wyborem wydawały się takie same krzesła, komoda, stolik pod telewizor itp. Tylko taki "zestaw" wydawał mi się oczywisty. Spokojny, dopasowany, ale ... nudny. Teraz łapię się na tym, że podoba mi się zupełnie przeciwna koncepcja. Meble z różnych parafii, różne faktury drewna, miks wzorów. To oczywiście wymaga większego skupienia i wyczucia koloru, bo łatwo popaść w chaos i bałagan, ale jeśli zachowa się proporcje i nie przedobrzy, efekt może być niesamowity. Popatrzcie na to zdjęcie.


 Meble z różnych serii, białe, szare, czerwone. Fotel w paski, zasłona w kratę, salonowy uszak obok z założenia kuchennego pomocnika...ale całość - dla mnie idealna. Nic nie zgrzyta, chociaż mogłoby. Tak właśnie widzę nasz przyszły salon, którego remont mamy nadzieję szczęśliwie zakończyć w tym roku. Może już nawet w tym miesiącu. To chyba najdłuższy remont jednego pokoju w historii tego osiedla. Pamiętam, że gdy dwa lata temu rodził się pomysł gdzie zorganizować Sylwestra dla dość sporej liczby osób rzuciliśmy - róbmy u nas, zaczynamy remont salonu, to możemy szaleć. Potem nasi ówcześni goście pytali nas, no jak tam salon? skończyliście? Coraz niezręczniej było odpowiadać, że nawet nie zaczęliśmy. Rok temu znowu pytanie, gdzie robimy Sylwestra? No jak to gdzie? U nas, bo wiecie, zaczynamy remont ... W końcu jednak pomysł nabrał "mocy urzędowej" i  jakieś dwa miesiące temu przestaliśmy o tym mówić a ZACZĘLIŚMY działać. 

Siedziałam sobie dzisiaj na kanapie i ogarnęłam wzrokiem (i obiektywem aparatu) stan aktualny. Zdjęcia z dziś byłyby idealne do sesji before-after, ale ponieważ znam siebie i wiem, że taka sesja i taki wpis nigdy nie powstanie, to dziś dla swojej i mężowskiej mobilizacji pokażę publicznie jak ściany wyglądają teraz:

 



Prawda, że uroczo? To białe na pierwszym zdjęciu, to nie skutek sylwestrowych szaleństw ale to, co trzeba było zrobić ścianom przed malowaniem, bo niestety po 10 latach ujawniło się sporo spękań tynku. Dom się rusza i niestety pęka. Te ozdobne wzory w kilku odcieniach brązu na kominku i za choinką, to próbki pięciu odcieni farby, które rozmieściłam w kilku miejscach, żeby się upewnić jaki ostatecznie chcę mieć. Bo, że będzie to czekoladowy brąz, to wiedziałam od początku, ale w życiu nie myślałam, że tych brązów jest aż tyle. Po dwóch miesiącach wpatrywania się w te próbki pozostał wybór między dwoma najciemniejszymi odcieniami, które różnią się od siebie naprawdę nieznacznie. Zanim Małż wykona cała czarną robotę - przeniesienie lamp w inne miejsca, usunięcie kinkietów, pociągnięcie kabli tam, gdzie ich dotąd nie było a usunięcie innych z miejsc niepotrzebnych, ... to w końcu się zdecyduję i wtedy już będzie z górki. Bo malowanie to fraszka w porównaniu z tym wszystkim, co robi się przed nim. A po malowaniu to już same przyjemne rzeczy, zakup nowej kanapy, krzeseł, malowanie tych mebli, które zostają, przerabianie innych, nowe karnisze, nowe zasłony, nowe lampy, obrazki, półeczki, durnostojki. Będzie zupełnie inaczej, mam nadzieję, że lepiej i że wreszcie salon stanie się taki, jak sobie wymarzyłam.

Tymczasem jednak zanurzam się w beztroskim nicnierobieniu, w tle snuje się kolejna odsłona trójkowego Topu Wszechczasów, pachnie trzecia już kawa, trzaskają drwa w kominku. 
Jest cudnie!


Gdyby taki miał być cały najbliższy rok, to ja nie mam nic przeciwko temu. 

I Wam również tego życzę.

21 komentarzy:

  1. To się będzie działo u Was w tym roku. Wymarzonego salonu życzę i oby remoncik przebiegł bez większych niespodzianek ;) Różne mam doświadczenia remontowe ;))
    A Nowy Rok niech będzie przede wszystkim przepełniony szczęściem, wiarą, nadzieją i miłością. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Penelopo za życzenia. Na niespodzianki związane z remontem jestem przygotowana, wolałabym jednak, żeby były miłe i żeby zaskoczenia wynikające z naszego amatorstwa w tej dziedzinie były pozytywne. Gdyby nie to, że ręce zajęte pędzlami i innymi narzędziami, to sami za siebie trzymalibyśmy kciuki.

      Usuń
  2. Spelnienia wszystkich planowanych zamierzen w tym Nowym 2015 Roku zycze...
    (I wcale sie nie dziwie ze remonty dlugo trwaja, bo u nas nie lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia, Tobie też życzę spełnienia marzeń i planów. W remoncie jak w życiu, co nas nie zabije, to nas wzmocni :))) Zamierzamy wzmocnieni doświadczeniem zasiąść niedługo w naszym nowym salonie i powiedzieć .... taaaaaaak, to właśnie tak miało wyglądać.

      Usuń
  3. Wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku! :-) Spełnienia marzeń! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Dla Ciebie również wszystkiego co najlepsze.

      Usuń
  4. I tak trzymaj kochana ! Ja tez dzisiaj snuję się po posprzątanym domu posuwistym i leniwym krokiem. Z aparatem w łapie. I pstrykam co się da nowym obiektywem.
    I niech ten stan błogości i chwilowej beztroski trwa :-)
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kalendarz był dla nas łaskawy u schyłku grudnia i na początku stycznia, wolne dni cudownie się poukładały, nawet jeśli się nie wykorzystywało urlopu, to tych kilka "przerywników" w pracy nie doskwierało aż tak bardzo. Trwaj chwilo, trwaj, jesteś taka piękna ...

      Usuń
  5. Hm, to niezły pomysł, sfotografować nasze wszystkie czekające od lat niedoróbki, zaniechane projekty, niedokończone i zawisłe w czasie realizacje świetnych pomysłów, pt "to się zrobi", miejsca z którymi nie wiadomo, co będzie dalej, bo raz pada hasło "burzyć" a innym razem " domurować" a potem je wszystkie upublicznić,żeby się wreszcie zmobilizować, zdecydować, i aby odwrotu nie było. Post, który by wtedy powstał (kto wie, może i powstanie) zajął by mi kilka dni, a oglądający musieliby się zaopatrzyć w kanapki i termos orazkoc na noc:)

    Miro,życzę Wam, aby wymarzony czekoladowy nie okazał się różowobeżowym, albo zielonkawo-khaki, jak mój "kolor lnu" sraczkowatym beżem, i aby wszytskie lampy pojawiły się na odpowiednich miejscach nie później, niż w najbliższej pięciolatce, a nie tak, jak u mnie - minęło lat siedem , a ja mam wciąż kable sterczące ze ścian i zupełnie inną koncepcję tychże, łącznie ze ścianami:)

    Jeśli chodzi o meblowy misz masz, to u mnie go jak najbardziej spotkasz, nie jest tak monotonnie, wystarczy coś przestawić w inne miejsce i pokój nabiera innego wyrazu.Polecam
    Ściskam noworocznie i do dzieła!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ujawnienie remontowo-wnętrzarskich niedomagań to, być może ryzykowne posunięcie, ale ma działać przede wszystkim na mnie. Obiektyw aparatu jest bezduszny, to, na co przymykamy oko zupełnie inaczej wygląda "na żywo", w szerszym planie. Aparat wyciąga tylko to, co razi, czasem dopiero na zdjęciu zauważamy jakiegoś mega-knota. Dlatego odważnie rzucam wszystkim na pożarcie moje "before" i gonię by przybliżyć upragnione "after".
      Kolor ścian to moja podstawowa obawa. Dlatego właśnie aż pięć kolorów próbek (może to za mało???) Sraczkowaty beż odpadł w przedbiegach, choć tez nazywał się jakoś tak czekoladopodobnie. Efekt końcowy przeważnie bywa niespodzianką, ale jestem dobrej myśli.
      Twój misz-masz meblowy uwielbiam, bo gust mam chyba podobny do Twojego. A i podobnie patrzę na temat zasłon - nie zamierzam wyskakiwać z ogromnych pieniędzy na nowe i szukam czegoś ładnego z odzysku, co niełatwe, gdy jedna ściana to ponad 20 metrów2 okien.
      Trzymaj kciuki!

      Usuń
  6. Mireczko nie mogę się odczepić od Twoich postów:) Kiedyś je czytałam namiętnie, potem nieco przestałam ze względu na brak czasu, teraz próbuję nadrobić zaległości, niemniej jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego plastycznego języka i tego jak z najprostszych przedmiotów potrafisz wydobyć poezję. A Twoja kawa o poranku nawet u mnie pachnie:) Pozdrawiam serdecznie i gorąco i dziękuję za piękny wpis u mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aguś, zawstydzasz mnie, naprawdę. Bardzo Ci dziękuję, że zaglądasz i bardzo, bardzo ciesze się, że też weszłaś w ten blogowy świat, bo Twoje kartki i inne scrapki są naprawdę piękne. Ściskam mocno od całej naszej czwórki, zwłaszcza od Oli, która wciąż pamięta Panią Agnieszkę z wakacji. A to przecież już tak dawno było...

      Usuń
    2. Żartujesz, że Olka mnie pamięta;) Ale mi się miło zrobiło. Pozdrów ją bardzo serdecznie i uściskaj, liczę na Wasze odwiedziny, poznacie wtedy naszą Olkę:) W każdym razie zapraszamy serdecznie, byłabym w siódmym niebie, gdyby doszło do spotkania:) Buziaki dla Waszej czwórki od naszej trójki

      Usuń
  7. dobrze, że cały rok zapowiada się spokojny. I wpis taki spokojny kojący. piękny. pomyślności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dla Ciebie Karolino! Niech w 2015 każdy dzień przynosi dobro i miłość.

      Usuń
  8. W takim klimacie i ja chętnie spędzę cały rok. :) A jeśli zostało Ci jeszcze trochę kawy, to chętnie posiedzę z Tobą przy kominku i niespiesznie porozmawiam, ciesząc się spokojem chwili i radością towarzystwa. :) Uścisków moc i wszystkiego dobrego w nowym roku. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc "w takim klimacie" nie masz zapewne na myśli odrapanych ścian i kabli pozwijanych pod sufitem, ale niespieszność i zapach świeżo zaparzonej kawy. Zapraszam! Może w tym roku uda nam się wreszcie spędzić sobotni szlafrokowy poranek przy kawie i skypie ( i jest to wyjątek od mojego postanowienia nie robienia postanowień). Ściskam mocno!

      Usuń
  9. Mirus Kochana, przede wszystkim szczesliwego Nowego Roku, niech to bedzie udany, pelen wspanialych chwil rok, dla Ciebie i calej Twojej rodziny!!! (masz piekna choinke, i wogle bardzo przytulny domek i KOMINEK - co jest moim marzeniem...i chyba marzeniem pozostanie...)Powodzenia w remoncie, jestem ciekawa efektu koncowego, na pewno bedzie super!!! Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dla Ciebie mnóstwo noworocznych, ciepłych życzeń. Efekt końcowy, o ile nie okaże się wnętrzarskim niewypałem pokaże na pewno, choćby po to, by zatrzeć wrażenie jakie zrobił ten pokaz zdjęć. Dzięki za komplement dla naszej zielonej panny. Chyba już ostatni raz ubrałam ją w ten sposób, niezmienny od 10 lat. Czas na zmiany kolorystyczne także na choince. Buziaki!

      Usuń
  10. Witam serdecznie

    Dawno już myślałam nad zmianą nazwy swojego bloga. Do tej pory nazwa "Sielankowe dzierganie" była powiązana z nazwą domu, który budowałam z bliską mi kiedyś osobą. Nadszedł czas aby i od samej nazwy się odciąć. W związku z tym iż mamy Nowy 2015 rok, może to i odpowiedni czas na powyższe zmiany. Zmieniłam nazwę na blogu i w adresie. Obawiam się jednak, że przez to mogę utracić dużo znajomych, których miałam zapisanych. Będę pisała do tych, których adresy blogowe posiadam. Może jednak wszystko
    wyjdzie na dobre. Będę jednak musiała być na nowo dodawana do obserwowanych. Zapraszam wszystkich. Za parę dni Sielankowe dzierganie zostanie zlikwidowane.

    Witam w Sielskim domu na Groniu!
    http://sielskidomnagroniu.blogspot.com/2015/01/zmiana-nazwy-bloga.html

    Rozgość się proszę.
    Pozdrawiam serdecznie. Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Dorotko za podanie namiaru. Już sobie wszystko przestawiam, żeby móc Cię nadal odwiedzać. Życzę Ci mnóstwa radości związanej z blogowaniem, ale też wszystkiego dobrego w realnym życiu. Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...