środa, 14 kwietnia 2010

Wszystko przez Muńka ...



Poryczałam się przez Muńka. Staszczyka oczywiście, bo tylko dwóch znam Zygmuntów, którzy by mnie mogli ewentualnie o łzy przyprawić. Drugi to mój Tata, ale jego imię zdrabniamy powiedzmy klasycznie. No więc ten Muniek niedawno popełnił płytę solową i owa płyta promowana jest właśnie za pomocą piosenki "Święty". Ja taką znowu straszliwą fanką T.Love nie jestem, ale wzrastałam i edukowałam się muzycznie w latach 80-tych, więc sentyment do tych, co wtedy zaczynali mam duży. Choć słucham już teraz raczej muzyki klasycznej i filmowej, to gałki radia nie szukam, gdy polski rock słyszę. No więc gdy Muniek zabrzmiał solówką swą ochrypłą wsłuchałam się w tekst (bo ja muszę Wam powiedzieć mam taką skazę, że lubię wiedzieć o czym ktoś śpiewa, co nie zawsze jest oczywiste nawet przy "produkcie" polskojęzycznym). A jak się już wsłuchałam, to oczy mi się jakoś tak pocić zaczęły i smętek taki mnie ogarnął i nostalgia niezrozumiała...

No bo On tam śpiewa o kolegach z osiedla, co to wyjechali, o blokowisku w dużym mieście, o ruskim szampanie. A ja sobie w małym miasteczku bez bloków wyrosłam, to ja ten raj opuściłam ledwo po maturze, zostawiwszy tego czy tamtego "kolegę" . Tylko szampan ruski pasuje, ale i to już później i nie z nimi. Skąd więc ten smętek?


Jak widać, nie musi być jota w jotę. Wystarczy potrącić jedną strunę, mgliste wspomnienie wywołać i tak jakoś chce się na chwile choćby, żeby znowu było WTEDY. Nie tak jak wtedy, bo nie zawsze było różowo i część wspomnień boli, ale taki mały wyrywek TAMTEGO na chwilkę.

Znowu pojechać na biwak do T. i ganiać nocą po lesie. Znowu być na obozie wędrownym i w jakimś prowincjonalnym kinie oglądać "Wejście Smoka". Znowu bawić się na swojej studniówce. Znowu być w liceum... a nie, bo jeszcze trafię na lekcję chemii. ;)

Na fali tej nostalgii za przeszłością zrobiłam coś dla mojej najstarszej stażem przyjaciółki, z którą znamy się od zawsze. Różnie między nami bywa, raz jesteśmy bliżej, raz dalej, ale to ONA jest na większości zdjęć z WTEDY. Nie tylko tych na czarno-białej kliszy, ale przede wszystkim tych nie utrwalonych, które przewijają mi się przed oczami.

Buziak Joluś! Wiem, że dostałaś już paczkę, więc mogę pokazać innym co dla Ciebie zrobiłam.




Wizytownik, praktyczny prezent dla businesswoman i do kompletu bransoletka z tym samym motywem. Bo nawet w gumiaczkach na budowie można być 100% kobietą.

10 komentarzy:

  1. O! I to mi się podoba... :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobre Przyjaciółki w cenie, jak najbardziej warte obdarowywaniem TAKIMI cudeńkami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, nie rycz, mała! Takie śliczne rzeczy robisz i masz fajnych ludzi dookoła do obdarowywania. Sentymentalne rozmazywanie makijażu dozwolone tylko od czasu do czasu;)Wykorzystałaś limit do końca wiosny;P
    Pozdrawiam słonecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wieloletnia przyjazń jest bezcenna.

    Ostatni czas sprzyja odgrzebywaniu wspomnień i rozczulaniu się nad własnym życiem.... bo ważny jest ten cień za nami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny podarunek dla kogoś szczególnego. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyjaciółka od zawsze to ktoś kto zna mnie dłużej niż inni-rozumiem tez Twoją nostalgię-a co do chemii-łączę się w brrrrr...

    OdpowiedzUsuń
  7. Czas taki chyba na sentymenty i zamyślenie...to co pozostaje w nas to nasze wspomnienia, osoby , doświadczenia...dobrze, że masz do czego wracać a Przyjaciółka to skarb nawet kiedy raz jest dalej a raz bliżej!!!Piękne rzeczy dla Niej zrobiłaś Miruś...buziaki i podaje chusteczka do noska!

    OdpowiedzUsuń
  8. A i jeszcze chciałam pogłaskać Cię za Komódkę z poprzedniego posta!!!SUPER!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny prezent przygotowałaś. Miło być tak obdarowywanym.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Znów wędrujemy ciepłym krajem...na fioletowo szarych łąkach , niebo rozpina płynność arkad, pejzaż w powieki miękko wsiąka, zakrzepła sól na nagich wargach...

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...