Nie wiem kto wpadł na to pierwszy, ale pomysł jest według mnie przedni. Nie dość, że okazja do przejrzenia swoich zasobów zdjęciowych (nawet nie wiedziałam, że tyle ich mam) to jeszcze sposób na poznanie Was nie tylko od strony "hendmejdowych" produkcji, ale tak bardziej prywatnie.
Kiedy się już zabrałam za poszukiwanie owego dziesiątego zdjęcia od końca, to niestety okazało się, że i w tym przypadku moje "poukładanie" odbije mi się czkawką. No bo oczywiście zdjęcia mam posegregowane w sposób bibliotekarski, podzielone na foldery i podfoldery. Żeby jeszcze chronologicznie, ale gdzież tam! Jakiś sens i logika w tym jest, ale widać nie takie jak trzeba ;)))) Nie ważne. Ponieważ do zabawy zaprosiły mnie dwie osoby, to wybrnę podobnie jak DeZeal i pokażę Wam dwa zdjęcia. Jedno z pliku ze skanami starych, papierowych fotografii, drugie z pliku ze zdjęciami powiedzmy reportażowymi :).
Kiedy się już zabrałam za poszukiwanie owego dziesiątego zdjęcia od końca, to niestety okazało się, że i w tym przypadku moje "poukładanie" odbije mi się czkawką. No bo oczywiście zdjęcia mam posegregowane w sposób bibliotekarski, podzielone na foldery i podfoldery. Żeby jeszcze chronologicznie, ale gdzież tam! Jakiś sens i logika w tym jest, ale widać nie takie jak trzeba ;)))) Nie ważne. Ponieważ do zabawy zaprosiły mnie dwie osoby, to wybrnę podobnie jak DeZeal i pokażę Wam dwa zdjęcia. Jedno z pliku ze skanami starych, papierowych fotografii, drugie z pliku ze zdjęciami powiedzmy reportażowymi :).
Na początek staroć z przełomu lat 60/70-tych.
Ten mały pulpet w bibułkowym kapeluszu i ciężkich trzewikach to ja :)), obok moi rodzice. Mam na tym zdjęciu jakieś 3 lata. To jakaś zabawa w internacie szkoły, w której uczyli moi rodzice. Może choinka dla dzieci pracowników, raczej nie Sylwester ani bal karnawałowy, bo na takie okazje moja mama zawsze ubierała piękne, długie suknie. Internat mieścił się w pięknym pałacu, w którym zresztą przez pierwsze kilka lat życia mieszkałam. Mam z tego okresu mnóstwo pięknych wspomnień, bo można sobie wyobrazić jakim baśniowym miejscem dla dziecka jest pałac z marmurowymi schodami, salą balową i mnóstwem, mnóstwem zakamarków. Do tego ogromny park, no bajka po prostu. Teraz ta "bajka" z powodu komplikacji własnościowych jest niestety walącą się ruiną i coraz trudniej jest, patrząc na to jak wygląda, wyczarować sobie pod powiekami tamte obrazy.
Kolejne zdjęcie nie jest stare.
Kolejne zdjęcie nie jest stare.
To co widzicie, to stadion Wisły Kraków w wieczór, kiedy drużyna ta zdobyła mistrzostwo Polski. "Pańcia" tyłem na pierwszym planie to ja :)). Bilet na ten mecz był moim prezentem na 41 urodziny. Tak tak, dobrze czytacie, moim, dla mnie, od Małża. Bo w naszym domu to ja jestem fanką piłki nożnej, ja oglądam mecze w tv (spokojnie, nie wszystkie, polską ligę sobie już odpuściłam), odróżniam Real Madryt od Barcelony i wiem nie tylko kto to jest Christiano Ronaldo ;).
Śmiesznie wyszło z tym moim wyjściem na mecz, bo owszem, nudziłam nienachalnie Małżowi już od lat, że bardzo bym chciała, przyjmując do wiadomości informację, że kiedyś..., że może..., że na jakiś "bezpieczny" mecz. Bezpieczny, czyli najlepiej z zaprzyjaźnioną drużyną, żeby nie było zadymy. Bilety na TEN właśnie mecz, który był już tylko formalnością i wiadomo było, że na końcu będzie feta i fajerwerki to była prawdziwa niespodzianka. Do tego stopnia, że dostałam je w ostatniej chwili i poszłam na stadion prosto z pracy, pańcia w żakiecie i z broszką :)))))) Dobrze, że nie siedzieliśmy w sektorze dla najbardziej bojowych fanów. Tam było niebiesko-biało-czerwono od szalików. A ja owszem, w szaliku, ale oczywiście "pańciowym" zielonym łapałam coraz więcej zdziwionych spojrzeń. Odczytywałam je jako "po co Ty tu ciociu przyszłaś, festyn ludowy za tydzień" i oczywiście miałam w nosie. Do czasu jak zobaczyłam, że zapełnia się sąsiedni sektor, przeznaczony dla dowiezionych właśnie pod eskortą policji kibiców drużyny przeciwnej. Wszyscy w ZIELONYCH szalikach. Zrozumiałam, że wrogie spojrzenia dotyczyły nie mojego mocno po-poborowego wieku, ale moich barw, w które się tak radośnie oblekłam. Na szczęście przeżyłam, owrzeszczałam się za wszystkie czasy i stwierdziłam, że jednak wolę mecze oglądać w tv, bo tam są przynajmniej zbliżenia i replaye :)))). A przecież w piłce nożnej nie o to chodzi, żeby patrzeć jak ta piłka sobie lata, tylko żeby pooglądać sobie piłkarzy. A z trybun to oni wszyscy jacyś tacy... nijacy. ;)))
Śmiesznie wyszło z tym moim wyjściem na mecz, bo owszem, nudziłam nienachalnie Małżowi już od lat, że bardzo bym chciała, przyjmując do wiadomości informację, że kiedyś..., że może..., że na jakiś "bezpieczny" mecz. Bezpieczny, czyli najlepiej z zaprzyjaźnioną drużyną, żeby nie było zadymy. Bilety na TEN właśnie mecz, który był już tylko formalnością i wiadomo było, że na końcu będzie feta i fajerwerki to była prawdziwa niespodzianka. Do tego stopnia, że dostałam je w ostatniej chwili i poszłam na stadion prosto z pracy, pańcia w żakiecie i z broszką :)))))) Dobrze, że nie siedzieliśmy w sektorze dla najbardziej bojowych fanów. Tam było niebiesko-biało-czerwono od szalików. A ja owszem, w szaliku, ale oczywiście "pańciowym" zielonym łapałam coraz więcej zdziwionych spojrzeń. Odczytywałam je jako "po co Ty tu ciociu przyszłaś, festyn ludowy za tydzień" i oczywiście miałam w nosie. Do czasu jak zobaczyłam, że zapełnia się sąsiedni sektor, przeznaczony dla dowiezionych właśnie pod eskortą policji kibiców drużyny przeciwnej. Wszyscy w ZIELONYCH szalikach. Zrozumiałam, że wrogie spojrzenia dotyczyły nie mojego mocno po-poborowego wieku, ale moich barw, w które się tak radośnie oblekłam. Na szczęście przeżyłam, owrzeszczałam się za wszystkie czasy i stwierdziłam, że jednak wolę mecze oglądać w tv, bo tam są przynajmniej zbliżenia i replaye :)))). A przecież w piłce nożnej nie o to chodzi, żeby patrzeć jak ta piłka sobie lata, tylko żeby pooglądać sobie piłkarzy. A z trybun to oni wszyscy jacyś tacy... nijacy. ;)))
Teraz moja kolej na wciągnięcie do zabawy nowych osób. Chętnie zobaczę, co kryje dziesiąte (od końca) zdjęcie z komputerowych zasobów Fili z "mojej prowansji", Agi z "ku pełni", Hanutki z "pocomito", Ivci Anioła z Zieleńca i Gabrysi z "moje tutaj". Mam nadzieję, że przyjmiecie zaproszenie.
Po pierwsze - fantastyczne historyjki wyciągnęłaś na światło dnia. Też mam takie zdjęcie w czerwonych, ciężkich trzewiczkach i wiechciem bibułowym na głowie - widocznie taka moda była ;-) Pałac i bieganie po parku...mhhh marzenie każdej małej księzniczki.
OdpowiedzUsuńTą fanką piłki nożnej mnie zaskoczyłaś! U mnie w domu w ogóle się meczy nie ogląda, a jak już od wielkiego dzwona to tenis. A żeby pójść na stadion i wśród szalikowców usiąść?! ech masz jaja kobito! :P
Buziaczki, słonecznego weekendu życzę!
Aaaa po drugie - fajnie że wciągnęłaś dziewczyny, których bloga jeszcze nie miałam okazji oglądać.
No coś podobnego, u nas w domu to także ja oglądam mecze piłkarskie:)Na żywo byłam raz na meczu Legii Warszawa z Górnikiem Z, wtedy jeszcze spokojnie można było wybrać się na stadion, ale w TV znacznie lepiej widać, a naszej ligi już od dość dawna nie oglądam, bo szlag mnie trafia;)Fajny pulpecik byłaś:) Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję ,że jesteś drugą fakną fudbolu , jaką znam.
OdpowiedzUsuńMiło bliżej Cię poznać,pozdrawiam
Bardzo fajne zdjęcia :) to niesamowite, że kobieta może się tak fascynować piłką nożną :))
OdpowiedzUsuńBuziole
Super zabawa ze zdjęciami ! Fajnie jest powspominać z nutką sentymentu przyjemne chwile.
OdpowiedzUsuńCo za niespotykana rzadkość; kobietka, zagorzałym kobicem !
Pozdrawiam serdecznie
Oj, Mireczko fajne zdjęcia i piękne opisy ich historii...a te zdjęcie z lat 70 to naprawdę urocze:)"pulpet w bibułkowym kapeluszu i ciężkich trzewikach" - dobre! (ja też taka byłam)
OdpowiedzUsuńa tymi meczami to mnie zaskoczyłaś:) cenna pamiątka i piękny prezent na urodziny:)
(ja oglądam tylko te z mistrzostw świata) ja osobiście piłki mam dość, mam w domu dwóch kibiców każdego meczu chyba i to mi wystarczy - POZDRAWIAM CIEPLUTKO
ps. dziękuję za zaproszenie do zabawy
Super fotki:) Ad 1 - Ależ miałas fajnie, że sie w królewny w prawdziwym pałacu mogłaś bawić:) No słodka historia po prostu - szkoda, że "Twój" pałac w ruine teraz popada:(
OdpowiedzUsuńAd 2. - ja też lubie piłkę, ale na mecze nie chadzałam i nadal nie chadzam. Tak jak Ty wole w telewizorniku pooglądać, bo przynajmniej zbliżenia sa i można sobie popatrzeć na... umięśnione nogi na przykład:)
Buziolki:)
Miro, dzięki Tobie "japa" mi się cieszy od ucha do ucha :))
OdpowiedzUsuńCudnie opisałaś obydwie historie.
Dzieciństwo miałas jak na księżniczkę przystało prawdziwie królewskie :)
Aż serce dzisiaj się ściska, gdy człowiek patrzy jak niszczeją nasze najpiękniejsze, polskie zabytki :(
Opis meczu pierwsza klasa!!! :)
Ściskam serdecznie :*
Ale fajne historię!!!Miruś dzięki tej zabawie troszeczkę siebie poznajemy z poprzednich lat, dni, przygód!!!1I dzięki za zaproszenie do tej zabawy muszę poszperać w kompie!!!I zapomniałam pogratulować wygranej w candy i pochwalić Twoje brąz bransoletki Kobieto ty masz złote rączki!!!Buziaki:)
OdpowiedzUsuńPOdobne mam zdanie na temat tej zabawy. Przynajmniej prowokuje nas do sięgnięcia w te przepastne zbiory starych fotek. I od razu człek się usmiecha do wspomnień :)
OdpowiedzUsuńSepiowe zdjęcie dowodzi, że już wtedy damą wielką byłaś i w kapeluszach się nisiłaś :) ...tylko jakim cudem ta dama znalazła się "parę" lat później na meczu piłki nożnej??? To dopiero jest pytanie.
ps Ważka wyleciała z Gdyni w wielkim popłochu w czwartek wieczorem poleconym priorytetem... bez żadnej karteczki i paru słów na niej. No wstyd mi trochę... ale mam nadzieję, że mi wybaczysz to bucostwo :/
No coś Ty, Penelopo! Strasznie się cieszę, że ją już mam. Nie wiem tylko jak długo będzie w takim stanie, bo "palcuję" ja bez przerwy zachwycając się precyzja wykonania i dopieszczeniem szczegółów. Nawet "plecki" są śliczne, no cudo po prostu. Buziak wielki!
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie ...gdy się takie komplementa słyszy ;)
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam relacją z meczu. Musiałaś się czuć dziwnie we "wrogich" barwach. Ale przynajmniej we wspomnieniach jest się z czego pośmiać ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Moje Kochane, że tym razem nie odpiszę na każdy komentarz osobno, ale w zasadzie do każdego pasuje to co poniżej. Historia "mojego" pałacu to materiał nie na jeden a na kilka postów. To całe moje dzieciństwo, bo nawet gdy już tam nie mieszkałam to bywałam niemal codziennie. A piłka nożna... przywykłam już do zdziwienia jakie wzbudza moja znajomość tego tematu. Uwielbiam ten wyraz niedowierzania w oczach facetów, kiedy po jakimś meczu potrafię powiedzieć nie tylko ile było, ale też kto, w której minucie i z czyjego podania. Rozgryzłam też fenomen "spalonego" :))) Ale to też opowieść na cały post, może kiedyś opowiem Wam jak to się zaczęło. Teraz chcę tylko podziękować za to, że zaglądacie i zostawiacie komentarze, to bardzo, bardzo miłe.
OdpowiedzUsuńUfff... to dobrze, że żyjesz, Kibicko, bo kogo ja bym czytała?!:)
OdpowiedzUsuń