I znowu nie było mnie kilka dni. Przy okazji odbierania dzieci od babci zrobiliśmy sobie krótki wypad w górę mapy i spędziliśmy kilka dni w Trójmieście. Niestety akurat w tym czasie pogoda postanowiła się zepsuć. Chmury i deszcz ( a w pewnym momencie nawet paraliżująca Gdańsk ulewa) pozwoliły nam jedynie na krótki spacer po sopockiej plaży. Humor poprawiła dzieciom wizyta w Aquqparku. Ja, na pożegnanie dostałam kilka godzin słońca, w sam raz by wybrać się na Jarmark Dominikański. O nim jednak napiszę potem. Dziś pora na kolejną porcję wspomnień z Czacza.
Zupełnie niechcący zrobiło się jak u mistrza Alfreda, który mówił o filmie, że powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi a potem napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. Krzesło z poprzedniego posta zrobiło za "wabik" przed kolejną odsłoną, wzbudziło ciekawość dalszym ciągiem i ... obawiam się że zamiast wzrostu napięcia spotka Was zawód niestety. Pozostałe moje zdobycze bowiem, choć cenne dla mnie i przecudnie wpasowane w mój cynamonowo-karmelowy świat nie są specjalnie fotogeniczne. Dlatego z góry przepraszam tych, którzy nastawiali się na "niewiadomoco", bo na zdjęciach będą klamoty. Klamoty, które zachwyciły mnie od pierwszego wejrzenia i które po prostu musiałam przytargać absolutnie nie ze względu na ich bezwstydnie niską cenę.
Zaczęło się od ...
Zupełnie niechcący zrobiło się jak u mistrza Alfreda, który mówił o filmie, że powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi a potem napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. Krzesło z poprzedniego posta zrobiło za "wabik" przed kolejną odsłoną, wzbudziło ciekawość dalszym ciągiem i ... obawiam się że zamiast wzrostu napięcia spotka Was zawód niestety. Pozostałe moje zdobycze bowiem, choć cenne dla mnie i przecudnie wpasowane w mój cynamonowo-karmelowy świat nie są specjalnie fotogeniczne. Dlatego z góry przepraszam tych, którzy nastawiali się na "niewiadomoco", bo na zdjęciach będą klamoty. Klamoty, które zachwyciły mnie od pierwszego wejrzenia i które po prostu musiałam przytargać absolutnie nie ze względu na ich bezwstydnie niską cenę.
Zaczęło się od ...
... małej doniczki, którą znalazłam w pierwszym "namiocie". Jeszcze wtedy nie wiedziałam ile sezamów mam przed sobą, więc z językiem na brodzie (co widać na zdjęciu w poprzednim poście) grzebałam dokładnie półka po półce. Doniczka zamrugała do mnie pięknym odcieniem zieleni i rozczulającymi "niedociągnięciami" tu i ówdzie. Zaopatrzona w grubą świecę udaje kuchenny świecznik.
W tym samym miejscu wypatrzyłam świecznik...
W tym samym miejscu wypatrzyłam świecznik...
... który na razie czeka na decyzję - bielić czy postarzać. Póki co robi za podpórkę do książek, zupełnie niechcący wpasowując się w klimat "Sklepiku z marzeniami" S.Kinga.
Kolejne zdobycze:
Kolejne zdobycze:
- bambusowy wieszak za całą złotówkę , który dopóki nie nadejdzie sezon kurtkowy będzie elementem martwej natury w przedpokoju ;))
- kolejny świecznik - ten kupiony z myślą o decou-metamorfozie
- także do zdekupażowania - drewniany gazetownik. Tu trzeba było mocno "powalczyć" z właścicielką, by zechciała obniżyć cenę. Stanęło na 10 zł, oczywiście dzięki talentom Negocjatora, ja bym dała i początkowe 25 zł.
- i u tej samej Pani ogromny (nie widać tego na zdjęciach, ale pomieścił dwa spore koce) kosz z grubej wikliny
Kolejne znalezisko nie zdziwi tych, którzy mnie znają. Zobaczyłam i już musiało być moje, nawet bez negocjacji. Ale Małż przywołany z oddali jako " Ten, który dla bezpieczeństwa przechowuje gotówkę" i tak utargował dwie trzecie ceny. "Dziewczyna z perłą" w drewnianej ramie (do przemalowania) za całe 10 zł. Na kominku tylko pozuje do zdjęcia. Docelowo zawiśnie w korytarzu na wprost mojego biurka, żebym mogła sobie na nią patrzeć podczas pracy.
No i to tyle moich zdobyczy z pierwszej, ale mam nadzieję nie ostatniej wizyty w Czaczu. Nie zniechęcił mnie zapach starzyzny, ani to, że czasem trzeba przedzierać się przez zwały śmieci. Przy odrobinie szczęścia można znaleźć prawdziwe perełki, chociaż rzeczywiście, kiedy się przemierza, jak my pół Polski, to chciałoby się mieć pewność, że nie wyjedzie się z pustymi rękami. Ale taka też uroda Czacza, nigdy nie wiadomo co dla nas skrywa.
Teraz powinnam nadrobić zaległości blogowe. Niestety zanim znowu wskoczę w niespieszny rytm czytania i komentowania Waszych postów czeka mnie sprint na trasie pralka-żelazko i pakowanie Oli na jej pierwszy w życiu wyjazd na kolonie. Obie mamy lekkiego pietra, więc trzymajcie, proszę kciuki.
Teraz powinnam nadrobić zaległości blogowe. Niestety zanim znowu wskoczę w niespieszny rytm czytania i komentowania Waszych postów czeka mnie sprint na trasie pralka-żelazko i pakowanie Oli na jej pierwszy w życiu wyjazd na kolonie. Obie mamy lekkiego pietra, więc trzymajcie, proszę kciuki.
Jak zwinnie potrafisz wpasować te drobiazgi w swój Świat.. podziwiam..a obrazu, bardzo Ci zazdroszczę.. to jeden z moich ulubionych..tego samego malarza zachwyca mnie jeszcze "Mleczarka".. uwielbiam jego światło..
OdpowiedzUsuńA Mnie złapały za serce terrakotowe serducha :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
wszystko przepiękne i teraz już wiem dlaczego wszyscy o Czaczu opowiadają, a tu jeszcze Gdańsk z jarmarkiem -zazdrość mnie zeżarła doszczętnie . Kolonie? da radę dziewczyna ( gorzej z mamą-znam z autopsji)pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA ja mam słabość do gazetowników.W domu mam trzy ale podejrzewam ,że na Twój tez bym się skusiła.
OdpowiedzUsuńNie ma jak nowe łupy ! Zrobisz z nich dobry użytek :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Obraz "Dziewczyny z perłą" wspaniały,to chyba najwspanialsza zdobycz,ale Mireczko wszystkie Twoje zdobycze są cenne.Nie muszą się podobać nam,odwiedzającym Tego bloga,one maja cieszyć Ciebie i Twoich domowników,bo pewnie powstaną z nich cuda,czego z serca życzę...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie opowiedziałaś o swoich zdobyczach. Jak zauważyłaś- tak właśnie z Czaczem jest... Dobrze, że miałaś negocjatora ;-)
OdpowiedzUsuńTabu - wszystkie obrazy Vermeer'a czarują światłem, ale ten mnie nieustannie hipnotyzuje. Żeby było zabawniej, miałam tego dnia w uszach moje "dziewczynowe" kolczyki. Na szczęście pan sprzedający nie dostrzegł mojej desperacji i poddał się negocjacyjnym talentom Małża.
OdpowiedzUsuńMariaPar - oj i mnie złapały :)))
OLQA - z każdym dniem mamy obie coraz większego pietra. Podejrzewam jednak, że wraz z odjazdem pociągu Ola zajmie się koleżankami, kolegami i plecakiem z wałówką a ja będę rozmyślać całą noc i wydzwaniać co chwila.
Gosia - gazetowniik już rozebrałam na części i "wietrzę ;))
Jolanna - dziękuję, nawet takie pierdółki cieszą oczy a przy okazji są miłą pamiątką niezwykłego weekendu
basia - jak mawiała moja babcia, nie to ładne, co ładne, ale co się komu podoba. Dzięki Bogu za różnorodność gustów, bo by się nudno zrobiło na świecie, gdyby wszystkim podobało się to samo :))
Aga - Negocjator to podstawa!!
Cudna jest ta zielona doniczka-świecznik:) ale dziewczyny z perłą to Ci naprawdę zazdrrroszczę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Wspaniałe zdobycze, szkoda, że wszystkich nie mogę obejrzec, bo mi się nie wszystkie zdjęcia wyświetlają:(. Obejrzę w domu, a na razie pozdrawiam z cudnej Toskanii, gdzie się "natycham":))). Niezły rajd po Polsce zrobiliście! Przy okazji - czy możesz, Mireczko, mi zdradzic, skąd pochodzisz, bo coś mi się wydaje, że i tu coś nas łączy:)
OdpowiedzUsuńCudowne drobiazgi:)
OdpowiedzUsuńWieszaczki i serducha rozpłynęłam się nad nimi!Reszta też niczego sobie!To trzymam te kciuki za Was obie- to ważne wydarzenie w życiu córy i Twoim!Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńTaki okap zawsze mi się marzył... Sercami tez bym nie pogardziła;)
OdpowiedzUsuńHurtowo nadrabiam zaległości w komentarzach:) Trafiły Ci się skarby, że ho ho. Ja bym sie też skusiła na taki kosz...
OdpowiedzUsuńJak miło widzieć że szal cię oczarował :)
OdpowiedzUsuń