Aż się boję napisać, że wszystko wraca do normy, bo chociaż nie jestem przesądna to jednak nie chciałabym zapeszyć. No to tylko tak cichutko szepnę zainteresowanym i zaniepokojonym moim milczeniem (nie tylko na blogu), że moje życie wskoczyło już na normalne tory, "pociąg" zwolnił do standardowej dla mnie prędkości i znowu zamierzam poukładać sobie moją codzienność tak, by wystarczyło w niej czasu i na pracę i na dom i na przyjemności. A jeśli przyjemności to oczywiście decou-. Stara stolnica, która jest moim "warsztatem" wróciła z całym bałaganem puszek, słoiczków miseczek itp. na honorowe miejsce w salonie i pewnie zostanie tam przynajmniej do kolejnej "oficjalnej" wizyty. Bo ci mniej oficjalni goście i tak zwykle przesiadują w kuchni nie zwracając uwagi na biurowo-warsztatową stylizację za ścianą.
Rzuciłam się więc na decou jak zgłodniały rekonwalescent na pierwszy po szpitalnej diecie obiad. Od razu dwa spore przedmioty, ale na razie sza!, bo to niespodzianki. Pochwalę się nimi jak tylko dotrą na miejsce. W kolejce czekają następne lusterka i komódki, bo w przypływie euforii i "wolności" pojechałam do IKEI i skusiłam się na promocyjna ofertę - sklejkowa komódka z czterema szufladkami za niecałe 20 zł to prawdziwa okazja. Na razie nie mam na nie jakiegoś konkretnego pomysłu, lubię mieć takie "golaski" pod ręką i czekać na inspirację. Niektóre przedmioty czekają bardzo długo na swój czas, ale ja tak wolę, bez pośpiechu, bez presji terminów...pomału.
Przy okazji czyszczenia komputera z niepotrzebnych foto-śmieci odnalazłam kilka przedmiotów, których nie pokazywałam na blogu.
Zdjęcia poniżej można by podpisać jednym zdaniem - " z jednej serwetki, czyli szkocka oszczędność", bo do oklejenia tych wszystkich drobiazgów zużyłam tylko jedną serwetkę. Zazwyczaj nie wyrzucam nawet małych skrawków i ścinków, chowam je w osobnym pudle i każdą nową pracę zaczynam od grzebania w tych maleństwach. Szkocka, czy poznańska natura odzywa się we mnie najbardziej, gdy mam pojedyncze egzemplarze serwetek, no bo jak kupuję całą paczkę to i zamach przy wycinaniu mam jakby szerszy. :))) A tę serwetkę miałam tylko jedną. Powiem jeszcze, bo chyba nie zrobiłam tego wcześniej, że dostałam ją od wspaniałej dziewczyny. Marta, autorka bloga Deco-pasja zorganizowała u siebie candy, którego nie wygrałam, ale w ramach "podziękowania za podziękowanie" zostałam obdarowana całym pakietem rozmaitych serwetek i co ciekawe ani jednej nie miałam w swoich niemałych w końcu zbiorach. Dziękuję Ci jeszcze raz Martusiu za piękny gest.
A wracając do serwetki, to kiedy po raz pierwszy podeszłam do niej z nożyczkami za oknami była bardzo wczesna i bardzo szara wiosna. A mi się już tak bardzo chciało słońca i ciepła...
No więc na pierwszy ogień poszło serducho do zawieszenia gdziekolwiek, byle w zasięgu spragnionego kolorów wzroku.
Po wycięciu serduszek zostało jeszcze troszkę serwetki na zakładkę,
a potem okazało się, że wystarczy jeszcze na bransoletki (cieniutkie, ale za to dwie) i kolczyki do kompletu.
Gdybym się uparła, to jeszcze bym ze ścinków wymodziła wisiorek, ale się już nie upierałam :)))).
A potem zaświeciło słońce i mogłam zrobić tym cudnym kwiatom sesję zdjęciową w plenerze. I takiego słońca Wam życzę na nadchodzące dni, bo maj nas w tym roku jakoś nie rozpieszcza.
Rzuciłam się więc na decou jak zgłodniały rekonwalescent na pierwszy po szpitalnej diecie obiad. Od razu dwa spore przedmioty, ale na razie sza!, bo to niespodzianki. Pochwalę się nimi jak tylko dotrą na miejsce. W kolejce czekają następne lusterka i komódki, bo w przypływie euforii i "wolności" pojechałam do IKEI i skusiłam się na promocyjna ofertę - sklejkowa komódka z czterema szufladkami za niecałe 20 zł to prawdziwa okazja. Na razie nie mam na nie jakiegoś konkretnego pomysłu, lubię mieć takie "golaski" pod ręką i czekać na inspirację. Niektóre przedmioty czekają bardzo długo na swój czas, ale ja tak wolę, bez pośpiechu, bez presji terminów...pomału.
Przy okazji czyszczenia komputera z niepotrzebnych foto-śmieci odnalazłam kilka przedmiotów, których nie pokazywałam na blogu.
Zdjęcia poniżej można by podpisać jednym zdaniem - " z jednej serwetki, czyli szkocka oszczędność", bo do oklejenia tych wszystkich drobiazgów zużyłam tylko jedną serwetkę. Zazwyczaj nie wyrzucam nawet małych skrawków i ścinków, chowam je w osobnym pudle i każdą nową pracę zaczynam od grzebania w tych maleństwach. Szkocka, czy poznańska natura odzywa się we mnie najbardziej, gdy mam pojedyncze egzemplarze serwetek, no bo jak kupuję całą paczkę to i zamach przy wycinaniu mam jakby szerszy. :))) A tę serwetkę miałam tylko jedną. Powiem jeszcze, bo chyba nie zrobiłam tego wcześniej, że dostałam ją od wspaniałej dziewczyny. Marta, autorka bloga Deco-pasja zorganizowała u siebie candy, którego nie wygrałam, ale w ramach "podziękowania za podziękowanie" zostałam obdarowana całym pakietem rozmaitych serwetek i co ciekawe ani jednej nie miałam w swoich niemałych w końcu zbiorach. Dziękuję Ci jeszcze raz Martusiu za piękny gest.
A wracając do serwetki, to kiedy po raz pierwszy podeszłam do niej z nożyczkami za oknami była bardzo wczesna i bardzo szara wiosna. A mi się już tak bardzo chciało słońca i ciepła...
No więc na pierwszy ogień poszło serducho do zawieszenia gdziekolwiek, byle w zasięgu spragnionego kolorów wzroku.
Po wycięciu serduszek zostało jeszcze troszkę serwetki na zakładkę,
a potem okazało się, że wystarczy jeszcze na bransoletki (cieniutkie, ale za to dwie) i kolczyki do kompletu.
Gdybym się uparła, to jeszcze bym ze ścinków wymodziła wisiorek, ale się już nie upierałam :)))).
A potem zaświeciło słońce i mogłam zrobić tym cudnym kwiatom sesję zdjęciową w plenerze. I takiego słońca Wam życzę na nadchodzące dni, bo maj nas w tym roku jakoś nie rozpieszcza.
Cieszę się, że już wróciłaś;)U mnie podobnie mam swój kącik do pracy, ale zawsze ze wszystkim przenoszę się do salonu:)serca naszego domku;)
OdpowiedzUsuńMotyw przecudny, bardzo mi się podoba;)
Pozdrawiam serdecznie
Oj, jak się cieszę, Mireczko, że wszystko wróciło do normy i już jesteś. Dobrze, że warsztat znowu na miejscu, bo czekam na nowe prace:). Ja też pracuję w salonie, ale niestety, na jedynym stole, więc przed każdym posiłkiem muszę wszystko zbierać, a częściej w ogóle nie rozkładać, bo nie warto, więc zwykle zaczynam, kiedy wszyscy idą spać (jeśli mam jeszcze siłę). I też mam taką poznańską naturę (choć tam tylko studiowałam:P), że chowam nie tylko najmniejsze ścinki, ale nawet te drugie (a i trzecie, jeśli duże - do przekładania schowanych gotowych tworów) warstwy serwetek:))) Komplecik śliczny, chyba nie widziałam takiej serwetki. Ściskam.
OdpowiedzUsuńDecu jest dobre na wszystko. No może nie na wszystko, ale na wiele i skutecznie odcina od świata i jego problemów. Dekupażystki mają wiele ze sobą wspólnego i myślę, że często czytamy więcej w naszych wypowiedziach niż mogłoby się wydawać i nie chodzi o dosłowne informacje ani o wścibstwo. Po prostu pasja łączy.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Grażyna
I oczywiście zapomniałam napisać z powodu mych "głębokich myśli", że śliczny komplecik zrobiłaś. A że z jednej serwetki to gratulacje - może w totka zagraj.
OdpowiedzUsuńpostrzelona Grażyna po raz drugi.
Faktycznie oszczędna jesteś Mireczko skoro z jednej serwetki tyle piękności zrobiłaś :) iście po poznańsku ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że do nas wróciłaś!
Pozdrawiam
podpisuję się pod tym co powiedziała Grażyna:)))a że komplecik wyszedł śliczny,to dowód na to że deku wprawia w radośc:)))tak w ogóle to ja nie spotkałam takiej pięknej serwetki:))))
OdpowiedzUsuńPiękne kwiatuszki - wesołe, wiosenno - letnie nawet:)
OdpowiedzUsuńNo tak... Ja też chyba mam Szkota wśród przodków, ewentualnie z Poznania - wszystkie ścinki zbieram, łącznie z materiałowymi, bo a nóż-widelec będzie potrzebne;) Zazwyczaj się przydają, ale zapasik już jest chyba zbyt duży;)
Pozdrawiam najcieplej, Miruś:)
Jak wiosennie u Ciebie się zrobiło:)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Aż przyjemnie poczytać tak optymistyczny pościk!!Cieszę się, że u Ciebie wszystko się normuje, stagnacja w życiu bywa baaardzo komfortowym stanem, więc Ci jej życzę, przynajmniej na jakiś czas;)
OdpowiedzUsuńPrace przeurocze, bardzo pozytywne, sama radość!:))Pozdrawiam
ps. A co z"krakoSkOM"oszczędnością?:>Koleżanka się nie zasłania Poznaniem...Po prostu jesteś po "krakoSku"- gospodarna i oszczędna!To same zalety Miruś:)))
Szalenie optymistyczny ta "kwiatuszkowa" seria - i we wzorach i w kolorystyce. Pozdrawiam:-))
OdpowiedzUsuńFajnie że już jesteś z nami. Prace jak zwykle urzekająco piękne i kolorowe. O tak masz racje takich kolorów nam potrzeba na te pochmurne i bure dni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Śliczne wytworki, wiosna a nawet lato pachnie! Ja robię teraz deskę do serów ze starej kijanki? albo coś takiego - taka deseczka do prania. Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńIwona
To dobrze, ze dobrze, sciskam i buziole w noch.
OdpowiedzUsuńHej! Piękności komplecik - tym bardziej podziwiam, bo u mnie z manualnymi zdolnościami kiepsko:) A wzór serwetki - niespotykany,w istocie:) Pozdrawiam pięknie!
OdpowiedzUsuńprzecudny komplet :) zapraszam czasem do siebie ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę cieszę się z powrotu do normalności i oby już nic "nie wyskoczyło" !!!
OdpowiedzUsuńJesteśmy podobne w tym "szkockim" zachowaniu do resztek wszelakich :)....też nie wyrzucam, bo a nóż się przyda ! Lubię to, ale co kilka miesięcy muszę zrobić porządek, bo inaczej przepadłeś człowieku w śmieciach :))))
Radosne i wiosenne "rękoczyny", bardzo ładne !
Buziaki :)
Wszystko takie wiosenne i kolorowe. Bardzo ładne prace. Brązoletki są super.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
To dobre wieści :-)! Cieszę się, że wszystko wróciło do normy. A komplecik bardzo świeży, cudne kolorki, optymizm w pracy optymizm w życiu. Pozdrawiam Mireczko!
OdpowiedzUsuńbardzo wiosenny komplecik.
OdpowiedzUsuńMira ja tez muszę zwijać się jak przyjeżdżają dzieci i wnuki oraz goście,,po wyjeżdzie rzucam się na prace jak wygłodzony wilk.
Trzymam kciuki za to żeby dozwolona prędkość pociągu została na stałe;-)
OdpowiedzUsuńCo do bałaganu dekupażowego to ja chyba nigdy do końca nie posprzątam ... ciągle gdzieś coś po kuchni się wala, zatem witaj w klubie ;-)
Kwiatuszkowy komplecik bardzo urokliwy !!!
Pozdrawiam Aga
Bardzo dobre wieści :-)
OdpowiedzUsuńBuziaki ślę
Miło to czytać;)
OdpowiedzUsuńI taką Cię lubię :) z optymizmem, weną, słońcem i kwiatami. Deku śliczne :) Uściski serdeczne
OdpowiedzUsuńŚliczne wytworki tak zdolnych rąk. I takie radosne. nic tylko patrzeć i cieszyć się. Ja dopiero stawiam pierwsze kroki w decoupage. Często mi jeszcze brakuje odpowiedniego wzoru serwetki do zamierzonego efektu. Jeśli masz ochotę to zajrzyj do mnie. Moja żaba ciągle zmartwiona bo nie może się doczekać aż jej kupię szuwary.
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji - postanowiłam zrobić candy. Zapraszam.
Oj zdolniacha z Ciebie, przepiękny ten komplet stworzyłaś!
OdpowiedzUsuńMireczko, fajnie, ze jestes!!!!!
OdpowiedzUsuńZ ta serwetka to....chyba ja naciagnelas nieco??????
Bo jakos duzo rzeczy stworzylas!
I to jakich: zakladka, super, szczegolnie koraliki przy niej, bo nie zawieruszy sie byle gdzie:-)
Serduszko, rzeczywiscie w takiej szacie, musi przyciagnac maj w cieplejszej niz dotychczas odslonie ( u mnie szaro i pada)
Bransoletki i kolczyki swietnie wpisza sie w komplet ciuszkow "niebem malowanych", o ktorych nie tak dawno pisalas i pokazywalas!
Pozdrawiam Cie Mireczko i ciesze sie , ze masz czas na swoje pasje!!!!!
Mireczko, jak miło czytać, że już jesteś :) i, że lepiej....:) nie mogę się doczekać tych niespodzianek!
OdpowiedzUsuńPiękne pracki zrobiłaś z tej serwetki! Prawdziwie wiosenne i bardzo radosne :) no śliczne!
Jeśli sobie życzysz, to doślę Ci jeszcze kilka tych serwetek, żebyś rozszerzyła komplecik :)Ja kiedyś kupiłam całą paczkę i jakoś nie miałam pomysłu... a tu proszę!
Pozdrawiam serdecznie :)
M.
Ty-Poznanianka,no nie w życiu !!!
OdpowiedzUsuńNo chyba,że jakaś wyjątkowo hojna i rozrzutna!!!!(my z Manią wiemy coś o tym )
buziaki Mirasku,fajnie,że fajnie.
p.s.decu bajkowe ,ach te sielskości.
Drogie moje!
OdpowiedzUsuńI ja się cieszę, że już jest normalnie. Widzę, że nie tylko ja lubię pracować w miejscu niekoniecznie będącym pracownią, w centrum życia rodzinnego, nie izolując się ale słuchając (i inspirując się troszeczkę) gwaru domu. Do tego, że stół w części jadalnianej stał się biurem a stolik przy kanapie warsztatem przyzwyczaili się już wszyscy i nawet przestaliśmy nazywać to bałaganem :))). Epidemia ścinkowa też ma szerszy zasięg, więc chyba nie wypada mi już określać jej geograficzną genealogią. Mam nadzieję, że żadnego Szkota czy Poznaniaka nie uraziłam, w końcu oszczędność, to chyba nic wstydliwego. Lejdiku, "krakoska" gospodarność u mnie jeżeli już, to też tylko mocno nabyta, bo ja element mocno napływowy jestem. Dlatego okresy oszczędzania i ściubienia wszystkiego "na zaś" przeplatam z huraganami nagłego i bezlitosnego wyrzucania wszystkiego na śmietnik. Sama za sobą nie nadążam :)))
Dziękuję Wam jeszcze raz, przede wszystkim za to, że jesteście. Cieplutko witam te z Was, które pojawiły się u mnie po raz pierwszy. Zapraszam częściej.
super, ze już wróciłaś...:) mam nadzieję na dobre bo przyznaję, ze uwielbiam nie tylko Twoje posty ale również i Twoje prace.. a jak widzę jesteś teraz w transie... Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńciesze sie,ze wszystko sie uklada:) a zakupy w Ikae,to przyjemne zakupy,wiem cos o tym;)
OdpowiedzUsuńnic tak nie poprawia humoru,jak wlasne pasje i czas na nie co?:) efekty wspaniale,wiosennie sie zrobilo,bo u mnie tez nijak,wiosny nie widac,a tu juz druga polowa maj...milego weekendu!
Cieszę się, że wszystko wróciło u Ciebie na właściwe tory:D
OdpowiedzUsuńSprawdź, czy Twoje korzenie nie zachaczają o Szkocję albo nieco bliżej o Poznań. Twoje oszczędne "podejście" do serwetek ujawnia pewne powiązania z mieszkańcami wspomnianych terenów:))))
Dekupaż bardzo kolorowy i taki pełen radości.
Pozdrowienia od polskiej Szkotki
czyli od Tomaszowej:)
Wspaniałe kolory, niebieskie bratki czerwono-różowe stokrotki i cudne wykonanie.
OdpowiedzUsuńCiepłe zdjęcia.