niedziela, 22 maja 2011

The day after ...


Poranek nazajutrz po "końcu świata" przywitał mnie ożywczą świeżością wiosny wpadającą przez uchylone okno, wariackim świergotem ptaków i słońcem, które o siódmej rano świeciło tak, jakby chciało zagrać na nosie wszystkim wieszczącym jakiekolwiek zakończenia. Niby normalny niedzielny poranek, a jednak w pewnym sensie pierwszy...

Dziś już łatwiej mi jest oceniać te "rewelacje" ze zdrowym rozsądkiem. Irracjonalność mojej reakcji była niewytłumaczalna nawet dla mnie samej. Nie przyznawałam się do niej nawet moim najbliższym. Mąż, któremu powiedziałam o tym dopiero wczoraj wieczorem chyba nie do końca uwierzył, ciągle powtarzając "no chyba sobie żartujesz". No jasne, jego racjonalna do bólu i poukładana żona i strach przed przepowiednią jakiegoś oszołoma, który w swojej pysze (bo jak to określić inaczej) przejrzał boski plan, wykradł Bogu notatnik z zakreśloną na czerwono datą 21 maja 2011 i wykrzyczał nam z dumą jak się wykrzykuje słowo Bingo! w czasie loteryjki. Powierzenie moich lęków blogowi, a więc w pewnym sensie Wam było taką moją dość egoistyczną próbą zagadania tematu. Wyrzucenia go z siebie, może trochę złożenia na cudze barki. Przepraszam zwłaszcza tych, którzy dopiero czytając mój wpis dowiedzieli się o tej "przepowiedni".

A swoją drogą to za rozpowszechnianie takich wiadomości ktoś teraz powinien Panu Campingowi porządnie zmyć głowę (nie chcę wyjść na bardzo mściwą, ale przypiekanie stóp żywym ogniem albo wrzucenie do basenu z krokodylami też przemknęło mi przez głowę). Mediom, które je powtarzały i odmieniały przez wszystkie przypadki też. Ja wiem, że temat chwytliwy i każda stacja radiowa, każda gazeta musiała swoje trzy grosze na ten temat dorzucić, ale czy ktoś się zastanowił nad konsekwencjami. Czy komuś przyszło do głowy, jak taka informacja może przerazić dzieci? Moja Ola, choć w rozmowach z nią bagatelizowałam temat jak tylko było można, im bliżej osiemnastej tym częściej powtarzała, że się boi. W kolejce do atrakcji chorzowskiego Wesołego Miasteczka (bo tam w końcu wylądowaliśmy) słyszałam kilka razy jak dzieci zagadywały rodziców na ten temat. No i jak wytłumaczyć takie coś dziecku, gdy człowiek sam tego nie ogarnia? Bo czymże miałby być ten koniec świata? Chyba raczej nie materializacją średniowiecznych wizji o rozstępowaniu się chmur, szaleństwie żywiołów i zrzucaniu grzeszników w otwartą nagle otchłań rozpalonego piekła. Może to tylko wielka przenośnia określająca nasze małe końce świata? Naszego indywidualnego świata. Może to ostrzeżenie przed zostawianiem spraw, rzeczy i ludzi na bliżej nieokreślone "potem"? Może to symboliczne nawoływanie do bycia w porządku wobec siebie, ludzi czy Boga już dziś, już teraz?
Kilka dni temu w rozpędzonym porsche zginął znajomy naszych sąsiadów. Jego świat skończył się właśnie tamtego wieczora, w pewnym sensie był to koniec świata także dla jego bliskich, których życie już nigdy nie będzie takie jak dotąd. Komuś umiera dziecko, ktoś traci w pożarze dorobek całego życia, ktoś dowiaduje się, że jest śmiertelnie chory... dla nas to informacja, jakich wiele w necie, dla nich w wielu przypadkach koniec świata, w jakim żyli do tej pory. Jaki ma więc sens przeszukiwanie Biblii, kalendarza Majów czy innych znaków na niebie i określanie na ich podstawie dokładnej daty.?

Dziś, dzień po ogłoszeniu końca, świat istnieje dalej. Z deszczowymi chmurami na niebie, komarami gryzącymi po nogach, zmywaniem naczyń po obiedzie, autostradami pełnymi śmigających w obu kierunkach samochodów, panami policjantami zaczajonymi za zakrętem z lizakiem w ręku i milionem innych małych zwyczajności , które się na ten świat składają. Każdego dnia rodzi się ponad sto tysięcy ludzi i ponad sto tysięcy umiera. Życie niemal po równo daje światu radość i smutek. Nie ominie nas ani jedno ani drugie. Czy musimy znać datę i minutę tych zdarzeń, by żyć szczęśliwiej i pełniej?

Nie wiem jak inni. Ja nie muszę.

18 komentarzy:

  1. To jednak nie jest taki normalny dzień, to pierwszy dzień lata!!!
    (chyba)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż chciałoby się krzyknąć po przeczytaniu Twojego posta....święte słowa !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie musimy.. wykrzyczę to nawet; NIE MUSIMY!!!! wręcz nie powinniśmy.. bo cóż to zmieni, Miro Kochana, poza udręczeniem swojego, i tak z trudem wyrwanego z niełatwej codzienności, spokoju.. Żyjmy zawsze jakby miał być to dzień ostatni a pracujmy jakby jutro miał być dzień następny...znasz??? stare jak świat.. ale jakie wciąż aktualne.. ściskam Cię ze słonecznej mazowieckiej ziemi... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiesz, że ja tak jak do tej pory takie rewelacje puszczałam mimo uszu (kilka ich już słyszałam w swoim życiu) to tym razem też przejęłam sie bardziej niż zwykle. Może to wina właśnie tego nagłośnienia przez media, może kilku katastroficznych filmów obejrzanych ostanio. Niby udawałam, że mnie to nie obchodzi, a jednak w środku odczuwałam niepokój. No bo tyle jeszcze rzeczy chciałabym zrobić, a tu ma być koniec swiata, więc po co? I tak ostatnie dni przed koniecem świata spełzły mi na niczym i nawet nie wiem do kogo mam mieć o to pretensje.
    Serdeczności przesyłam
    Anula z Chaty pod Wiatrakami

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie ubrałaś w słowa to co ja również myślę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie to napisałaś wszystko! święta prawda!

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie. Nie musimy. ja to nawet nie chce wiedzieć ani znać:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie musimy. Ta wiedza jest nam niepotrzebna. Nie wiem czy umielibyśmy ją nawet sensownie wykorzystać.
    Chwilo trwaj i zaskakuj nas, jak przez całe nasze życie !
    Pozdrawiam cieplusio

    OdpowiedzUsuń
  9. nie przyjmuje takich przepowiedni ,bo są absurdalne.
    Dzień jest piękny i trzeba cieszyć sie każdą chwilą

    OdpowiedzUsuń
  10. W niektórych przypadkach niewiedza jest błogosławieństwem.
    Pozdrowienia słoneczne :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mireczko, masz rację. Taka wiedza nie jest do niczego potrzebna i tylko budzi niepokój. Rzeczywiście, każdy ma swój własny koniec świata, bo osobiste tragedie są znacznie bardziej bolesne. Dlatego cieszmy się każdym dniem, zanim ten koniec nastąpi:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Miło było przeczytać Twoje refleksje. Ja też myślę, że każdy z nas przeżywa swoje końce świata. Zdarzenia po których wydaje się już nieistnieć. Na szczęście to nie od nas zależy, kiedy chcemy swój świat zakończyć.
    Pozdrawiam ciepło!
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  13. wiedzieć czy nie wiedzieć... oto zawsze będzie pytanie! cóż, co ma być to będzie, kiedyś tam...
    Miro kochana, ja tez spoglądałam na zegarek w okolicach godz. 18, mimo wszystko... :) i też się trochę bałam, bo wszystko fajnie, ale jakby faktycznie cuś pierdutnęło, to by wszystkim niedowiarkom do śmiechu nie było wcale!
    Jednak żyjemy dalej, a całego Kempinga czy jak mu tam :) sam Pan Bóg 'rozgrzeszy' jak czeba ;)))

    Zastanawia mnie tylko jedno, co tak naprawdę media 'przykryły i zagłuszyły' tą sprawą 'końca świata'?!!

    Buziaki dla Ciebie! :***
    :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiesz Mireczko...
    Wczoraj stojac na swiatlach, z reka na dzwigni skrzyni biegow - myslalm o tym "co mialo sie stac"...Choc polwiedzma, polczlowiek ze mnie;-)))) pomyslalam sobie, ze koniec swiata - podobnie jak smierc - przyjdzie nieoczekiwanie i...jak Siostra Smierc -nie w pore. I nikt, ale to nikt z nas, nie przewidzi daty...Nawet Majowie, choc Ich cywilizacja wywarla mnie najwieksze (momentami nienajlepsze) - ale jednak - wrazenie.....
    Koniec swiata zalezy od nas -" LUDZI" i tego wszystkiego , CZYM sie otaczamy, namacalnoscia materialna naszego "jestestwa", czy raczej....jego biologicznymi skutkami.....
    Pozdrawiam Cie cieplutko!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Mirciu kochana:) jestem...nie ucieklam od wirytualnego swiata:) tylko czasem...chyba kazdy z nas tak ma...jest taki przestoj...i nic nam sie nie chce...kanapa...telewizor...lub dobra ksiazka..tabliczka czekolady...i tylko ja i moje mysli:)
    przez pare dni omijalam komputer szerokim lukiem (i widze, ze przepowiednie o koncu swiata mnie ominely...w kazdym badz razie w Holandii nic na ten temat nie mowiono:)- moze dlatego, ze i tak nikt by tu w to nie uwierzyl:)))
    a omijalam komputer bo jest on niestety zlodziejem czasu, ktorego ostatnio coraz bardziej mi brak....praca...nadgodziny...narady...kursy...dom....pranie...prasowanie..obiady..DZIECI...itd...
    ale mysle, ze juz niedlugo zwolnie tempa...musze!!!I odswieze moj,juz z lekka zakurzony, Swiat kaDeFee:)
    sciskam Cie kochana i bardzo, bardzo dziekuje za wiadomosc:)
    buziaczek
    aga

    OdpowiedzUsuń
  16. No wiec konca swiata nie bylo ale ja napisalam ci piekny komentarz i go jakies tornado wywialo ..to moze byl wlasnie ten koniec.. ale raczej nie bo inni jak widze sa i dalej komentuja..:9

    OdpowiedzUsuń
  17. troche sie martwilam :) i staralam sie tak zaplanowac,zeby nasza mala rodzina byla w sobote razem.
    ale moj koniec swiata zaczal sie w srode po poludniu,kiedy to moj tata mial wylew podczas prowadzenia samochodu(wraca do zdrowia,ale bedzie jeszcze dlugo wracal) a ja tysiace kilometrow od niego-nic nie moglam zrobic....

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...