Gram! Masz zielone? Mam?
Czy ktoś jeszcze wie skąd się wzięło to zapytanie? Jest na pewno starsze niż ja, bo pamiętam, że gdy Mama je powtarzała za moich szczenięcych lat, to już wtedy pachniało lamusem. My już nie grywaliśmy w zielone, ale jeszcze rozumieliśmy metaforę zawartą w tekście W.Młynarskiego. Moim dzieciom musiałabym to już wytłumaczyć... gdyby kiedyś, przypadkiem miały ochotę pochylić się nad tym tekstem. Tylko, czy to pokolenie "pochyla się" jeszcze nad jakimkolwiek tekstem? Nie mówię o poezji, takiej prawdziwej, ale nawet nad tekstem piosenki, którą słyszy z radia. Czy zastanawia się o czym ona mówi? Wątpię, zwłaszcza, że czasem, gdy słucham takiego "hitu" to mam wątpliwości, czy ten, który napisał tekst sam się nad nim pochylił. Czy on sam wiedział o czym pisze, czy może tylko liczył sylaby żeby pasowały do długości dźwięków?
Ja mam taką skazę, że wsłuchuję się w tekst i lubię podumać nad tym, co autor chciał przez to powiedzieć. A ponieważ teksty piosenek atakują mnie zewsząd, to nad nimi zdarza mi się głównie popastwić. Kiedy jeszcze pracowałam w biurze, miałam przyjemność przebywać te osiem godzin i pięć dni w tygodniu z bardzo fajnymi, inteligentnymi dziewczynami. Z nimi, a zwłaszcza z jedną Ewą, w przerwach pomiędzy plotkami o domu, dzieciach i zakupach (oczywiście w tym czasie klikałyśmy dzielnie w klawiaturki służbowych komputerów pchając nasz codzienny służbowy wózek zadań do przodu) rozbierałyśmy na czynniki pierwsze jakiś tekścik z mruczącego w tle radia. To była cudowna gimnastyka dla umysłu, gdy na podstawie bzdurnych czasami do bólu linijek budowałyśmy nowy sens i nową opowieść. Oj brakuje mi tego teraz bardzo, bo sama ze sobą to się już tak nie poprzekomarzam, sama siebie nie zainspiruję do spojrzenia na zdanie z innej strony, sama sobie nie podsunę pomysłu na ... Nie zapomnę jak wałkowałyśmy przez kilka dni popularny wówczas hit Moniki Brodki "Nawet mnie nie znasz" . Kto jest podmiotem lirycznym? Czy tajemniczy On, to on, czy może ten drugi, co z nią? No i te cudowne "lek przestanie trwać", "prawda rozstrojona" i śpiewanie do "innego niego" ... jakież to pole dla wyobraźni :))) Od razu dodam, że nic nie mam do Moniki B. i bardzo lubię jej słuchać i że to był tylko taki pierwszy tekst, który mi przyszedł dziś do głowy (tak sobie myślę, że mogło paść na Piaska, ale już niestety nie pamiętam jakim jego tekstem się wówczas zajmowałyśmy,wiem tylko, że był równie inspirujący).
Ale przecież ja nie o tym chciałam!!!!!
No właśnie! Bo może powinnam teraz zanalizować swoją pisaninę pod kątem pojawiających się nagminnie dygresji oraz dygresji do dygresji, nawiązań do skojarzeń i wtyków nagłych nie na temat, które powodują, że sam autor, czyli ja zapomina z jakiego powodu zasiadł do klawiatury. Bo ja chciałam z lekkim poślizgiem opowiedzieć o naszym niedzielnym spacerze. Oczywiście dzisiaj, po dwóch dniach poziom euforii związanej z tym wydarzeniem oklapł nieco i gdybym pisała na gorąco, zaraz po powrocie do domu, to tych ochów, achów i wow-ów byłoby więcej a tak... A tak będzie jak będzie, raczej już tylko w tonie kronikarskim, ku pamięci (mojej , bardzo dziurawej). Wszystko oczywiście przez tą całą blogową "linię technologiczną", a zwłaszcza przez zdjęcia. No bo przyznasz, że ściąganie zdjęć z aparatu na komputer, zapisywanie, wybieranie odpowiednich ujęć z miliona pięćset stu dziewięćset, które robimy (na wszelki wypadek), zmniejszanie ich i fotoszopowanie (tu ramka, tam szlaczek) i ... zamiast przyjemności przelania na monitor wrażeń i przeżyć mamy żmudną robotę edytorską. Przynajmniej dla mnie żmudną, bo ja niestety drygu do fotografowania nie posiadam, ustawieniami w aparacie się nie ekscytuję, uparcie używam tylko jednego "obrazeczka" na pokrętełku, który oznacza NIECH SIĘ TA CHOLERNA LAMPA NIE WŁĄCZA! no i zdjęcia mam jakie mam. A do postu to i te byle jakie by się przydały, bo tekst bez obrazków jest jakiś taki pustawy. A że niechęć do obróbki jest większa niż potrzeba pisania bloga to i posty coraz rzadsze i jeśli chodzi o wydarzenia opisywane, lekko przeterminowane.
No dobrze, ale ja znowu zbaczam a tu owo tytułowe "zielone" czeka. No bo "zielone" jest tyleż przypadkowym co wspaniałym efektem wyprawy na Rynek Główny, na którym już od paru dni trwają XXXV Targi Sztuki Ludowej. Sztuka mniej lub bardziej ludowa, rękodzieło przeróżne na kilkudziesięciu straganach wystawiane to pokusa wielka i MUSIAŁAM tam być. Dlatego ku niezadowoleniu małolatów, które zdecydowanie wolały basen i przy średnio euforycznym, ale jednak poparciu Małża pojechaliśmy na Rynek. Ja oczywiście od razu zanurkowałam między stragany by popatrzeć, nasycić się i zainspirować po prostu . Z ilości budek można było wywnioskować, że najbardziej popularnym rękodziełem wśród twórców ludowych jest ... pandorkowa biżuteria :) Stoisk z ową biżuterią i półproduktami było więcej niż garncarzy, wikliniarzy i tkaczy razem wziętych. Ale kto powiedział, że artysta ludowy to musi być koniecznie babunia z szydełkiem albo wąsaty rzeźbiarz z dłutkiem, nieprawdaż? Sama też wypatrywałam stoisk z dekupażem spodziewając się, że i ten rodzaj twórczości ludowej znajdzie się na targach. Był, owszem, całe dwa stragany. Jeden bogaty w różne różności, herbaciarki, skrzyneczki i pudełeczka. Motywy serwetkowe znane, ale podane bardzo fajnie i przede wszystkim porządnie wykończone - widać że były szlifowane, dopieszczane i lakierowane wiele razy. Drugie stoisko, to kompletna amatorszczyzna - takie decou- to potrafi robić moja Ola - troszkę farby (ponoć przecierki !!!), główka aniołka i bejca. Ani grama lakieru i zadry na palcach od samego trzymania. O cenę nie pytaj... ludzie cenią swoją pracę, oj cenią.
Pobuszowałam też troszeczkę w dekupażowej biżuterii, bo chociaż sama sobie potrafię zrobić kolczyki czy bransolkę, to jednak czasem mi oczy wychodzą z zachwytu nad niektórymi motywami. Prawie kupiłam piękne duże kółka z motywem podobnym do tych, jakie ostatnio pokazywała Noa TUTAJ !!. Te wielkie oczy i ta melancholia wypisana na twarzy. Ale nie kupiłam, bo moja córcia całkiem na głos uświadomiła mi, że chyba lepiej będzie jak sobie kupię coś, czego sama na pewno nie zrobię i pokazała mi stoisko z biżuterią ceramiczną. Po kim to dziecko jest takie rozsądne? No nie mam pojęcia.
W każdym razie odłożyłam już prawie moje kolczyki i poszłam za dzieckiem. Oj miała malutka czuja, miała. Od razu rzuciły mi się w oczy kulki na długich biglach w niesamowitym odcieniu zieleni. Całkiem proste, ale miały w sobie to COŚ, co sprawiło, że po przymiarce przed małym lusterkiem już zostały na moich uszach.
Ja mam taką skazę, że wsłuchuję się w tekst i lubię podumać nad tym, co autor chciał przez to powiedzieć. A ponieważ teksty piosenek atakują mnie zewsząd, to nad nimi zdarza mi się głównie popastwić. Kiedy jeszcze pracowałam w biurze, miałam przyjemność przebywać te osiem godzin i pięć dni w tygodniu z bardzo fajnymi, inteligentnymi dziewczynami. Z nimi, a zwłaszcza z jedną Ewą, w przerwach pomiędzy plotkami o domu, dzieciach i zakupach (oczywiście w tym czasie klikałyśmy dzielnie w klawiaturki służbowych komputerów pchając nasz codzienny służbowy wózek zadań do przodu) rozbierałyśmy na czynniki pierwsze jakiś tekścik z mruczącego w tle radia. To była cudowna gimnastyka dla umysłu, gdy na podstawie bzdurnych czasami do bólu linijek budowałyśmy nowy sens i nową opowieść. Oj brakuje mi tego teraz bardzo, bo sama ze sobą to się już tak nie poprzekomarzam, sama siebie nie zainspiruję do spojrzenia na zdanie z innej strony, sama sobie nie podsunę pomysłu na ... Nie zapomnę jak wałkowałyśmy przez kilka dni popularny wówczas hit Moniki Brodki "Nawet mnie nie znasz" . Kto jest podmiotem lirycznym? Czy tajemniczy On, to on, czy może ten drugi, co z nią? No i te cudowne "lek przestanie trwać", "prawda rozstrojona" i śpiewanie do "innego niego" ... jakież to pole dla wyobraźni :))) Od razu dodam, że nic nie mam do Moniki B. i bardzo lubię jej słuchać i że to był tylko taki pierwszy tekst, który mi przyszedł dziś do głowy (tak sobie myślę, że mogło paść na Piaska, ale już niestety nie pamiętam jakim jego tekstem się wówczas zajmowałyśmy,wiem tylko, że był równie inspirujący).
Ale przecież ja nie o tym chciałam!!!!!
No właśnie! Bo może powinnam teraz zanalizować swoją pisaninę pod kątem pojawiających się nagminnie dygresji oraz dygresji do dygresji, nawiązań do skojarzeń i wtyków nagłych nie na temat, które powodują, że sam autor, czyli ja zapomina z jakiego powodu zasiadł do klawiatury. Bo ja chciałam z lekkim poślizgiem opowiedzieć o naszym niedzielnym spacerze. Oczywiście dzisiaj, po dwóch dniach poziom euforii związanej z tym wydarzeniem oklapł nieco i gdybym pisała na gorąco, zaraz po powrocie do domu, to tych ochów, achów i wow-ów byłoby więcej a tak... A tak będzie jak będzie, raczej już tylko w tonie kronikarskim, ku pamięci (mojej , bardzo dziurawej). Wszystko oczywiście przez tą całą blogową "linię technologiczną", a zwłaszcza przez zdjęcia. No bo przyznasz, że ściąganie zdjęć z aparatu na komputer, zapisywanie, wybieranie odpowiednich ujęć z miliona pięćset stu dziewięćset, które robimy (na wszelki wypadek), zmniejszanie ich i fotoszopowanie (tu ramka, tam szlaczek) i ... zamiast przyjemności przelania na monitor wrażeń i przeżyć mamy żmudną robotę edytorską. Przynajmniej dla mnie żmudną, bo ja niestety drygu do fotografowania nie posiadam, ustawieniami w aparacie się nie ekscytuję, uparcie używam tylko jednego "obrazeczka" na pokrętełku, który oznacza NIECH SIĘ TA CHOLERNA LAMPA NIE WŁĄCZA! no i zdjęcia mam jakie mam. A do postu to i te byle jakie by się przydały, bo tekst bez obrazków jest jakiś taki pustawy. A że niechęć do obróbki jest większa niż potrzeba pisania bloga to i posty coraz rzadsze i jeśli chodzi o wydarzenia opisywane, lekko przeterminowane.
No dobrze, ale ja znowu zbaczam a tu owo tytułowe "zielone" czeka. No bo "zielone" jest tyleż przypadkowym co wspaniałym efektem wyprawy na Rynek Główny, na którym już od paru dni trwają XXXV Targi Sztuki Ludowej. Sztuka mniej lub bardziej ludowa, rękodzieło przeróżne na kilkudziesięciu straganach wystawiane to pokusa wielka i MUSIAŁAM tam być. Dlatego ku niezadowoleniu małolatów, które zdecydowanie wolały basen i przy średnio euforycznym, ale jednak poparciu Małża pojechaliśmy na Rynek. Ja oczywiście od razu zanurkowałam między stragany by popatrzeć, nasycić się i zainspirować po prostu . Z ilości budek można było wywnioskować, że najbardziej popularnym rękodziełem wśród twórców ludowych jest ... pandorkowa biżuteria :) Stoisk z ową biżuterią i półproduktami było więcej niż garncarzy, wikliniarzy i tkaczy razem wziętych. Ale kto powiedział, że artysta ludowy to musi być koniecznie babunia z szydełkiem albo wąsaty rzeźbiarz z dłutkiem, nieprawdaż? Sama też wypatrywałam stoisk z dekupażem spodziewając się, że i ten rodzaj twórczości ludowej znajdzie się na targach. Był, owszem, całe dwa stragany. Jeden bogaty w różne różności, herbaciarki, skrzyneczki i pudełeczka. Motywy serwetkowe znane, ale podane bardzo fajnie i przede wszystkim porządnie wykończone - widać że były szlifowane, dopieszczane i lakierowane wiele razy. Drugie stoisko, to kompletna amatorszczyzna - takie decou- to potrafi robić moja Ola - troszkę farby (ponoć przecierki !!!), główka aniołka i bejca. Ani grama lakieru i zadry na palcach od samego trzymania. O cenę nie pytaj... ludzie cenią swoją pracę, oj cenią.
Pobuszowałam też troszeczkę w dekupażowej biżuterii, bo chociaż sama sobie potrafię zrobić kolczyki czy bransolkę, to jednak czasem mi oczy wychodzą z zachwytu nad niektórymi motywami. Prawie kupiłam piękne duże kółka z motywem podobnym do tych, jakie ostatnio pokazywała Noa TUTAJ !!. Te wielkie oczy i ta melancholia wypisana na twarzy. Ale nie kupiłam, bo moja córcia całkiem na głos uświadomiła mi, że chyba lepiej będzie jak sobie kupię coś, czego sama na pewno nie zrobię i pokazała mi stoisko z biżuterią ceramiczną. Po kim to dziecko jest takie rozsądne? No nie mam pojęcia.
W każdym razie odłożyłam już prawie moje kolczyki i poszłam za dzieckiem. Oj miała malutka czuja, miała. Od razu rzuciły mi się w oczy kulki na długich biglach w niesamowitym odcieniu zieleni. Całkiem proste, ale miały w sobie to COŚ, co sprawiło, że po przymiarce przed małym lusterkiem już zostały na moich uszach.
Przy okazji stworzyły taki komplet-nie-komplet z moim ulubionym pierścionkiem. Świetnym tłem dla nich wydają się być surowe w kolorze domki od Jolanny.
A tak przy okazji...
Pierścionek kupiłam dawno temu przez internet. Może na allegro, może w jakiejś galeryjce... nie pamiętam. Pamiętam tylko, że to była miłość od pierwszego wejrzenia i do dziś robi na oglądających duże wrażenie swoim nietypowym kształtem i kolorem. Jeszcze mi się wtedy nie śniło blogowanie i nie miałam pojęcia o istnieniu tylu fantastycznych dziewczyn robiących biżuterię. I tak się czasem zastanawiam. Może ktoś, kto tu zagląda rozpozna w nim swoje dzieło.
Pierścionek kupiłam dawno temu przez internet. Może na allegro, może w jakiejś galeryjce... nie pamiętam. Pamiętam tylko, że to była miłość od pierwszego wejrzenia i do dziś robi na oglądających duże wrażenie swoim nietypowym kształtem i kolorem. Jeszcze mi się wtedy nie śniło blogowanie i nie miałam pojęcia o istnieniu tylu fantastycznych dziewczyn robiących biżuterię. I tak się czasem zastanawiam. Może ktoś, kto tu zagląda rozpozna w nim swoje dzieło.
Strasznie długi ten mój dzisiejszy post, ale powiem Ci, że to jeszcze nie koniec spaceru i nie koniec zielonych zdobyczy. Bowiem z drugiej strony Sukiennic, obok kościółka Św.Wojciecha rozlokował się targ staroci. No to skoro już tam byłam... wiadomo. Trzeba było chociaż rzucić okiem. No to rzucałam, bo na więcej nie pozwalały niestety wybujałe żądania cenowe sprzedawców. Pomacałam, powzdychałam i odkładałam z bólem serca. Do czasu aż... No właśnie. Do czasu aż okiem swoim sokolim dostrzegłam coś, co mnie najpierw wmurowało w ziemię, potem kazało łapką po siebie sięgnąć. Rzecz magiczna, bo od pierwszego spojrzenia nań (i to nie jest żadna figura stylistyczna) słyszałam bardzo wyraźne CZEKAM WŁAŚNIE NA CIEBIE. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale od samego początku miałam dziwne uczucie, że to, co trzymam w ręku już kiedyś do mnie należało. Wyglądało znajomo a ja czułam coś jakby radość z odnalezienia zguby. Nie wiem, czy to mój Tata miał kiedyś dokładnie taki zegarek, czy ktoś inny, na tyle ważny, że ten zielony cyferblat tak bardzo wbił mi się w pamięć. A może w poprzednim wcieleniu nosiłam go na ręce. Niesamowite uczucie deja vu w stosunku do kawałka starego przedmiotu.
Tysiąc osób wyrzuci zdezelowany grat do śmieci, kilka odnajdzie w nim inspirację i zamieni w coś pięknego, jedna odzyska zaklęte w zieleni niejasne wspomnienie czegoś dobrego.
I to by było na tyle... Jesteś tu jeszcze? Nie zanudziłam Cię? Wiem, było długo, ale czasem po prostu nie umiem inaczej. Na zakończenie jeszcze kilka dźwięków. Wydają się pasować...
Jeśli prawdą jest ,że przedmioty potrafią się chować, to dlaczego nie miałyby czasem dla odmiany ( jakże miłej ) się odnajdywać.
OdpowiedzUsuńNawet jeśli po latach,nawet gdy niedokładnie u swoich właścicieli,ale u kogoś kto ich w danym momencie życia bardzo potrzebuje.Ta zuchwała hipoteza zdaje się być krzepiąca,a może się mylę ?
Pięknie mnie zaczarowałaś na resztę wieczoru,już nie poprasuję tylko będę dumać i dumać i może nawet coś sobie chlapnę ,buziak
po prostu uwielbiam Cię czytać:) i cieszę się jeszcze bardziej bo mam identyczne kolczyki tylko pomarańczowe:)
OdpowiedzUsuńMadziko - bardzo mi się podoba podsumowanie Twojej wypowiedzi. No to może chlapniemy sobie razem, chociaż jedynie wirtualnie? Ja czerwone wytrawne... najchętniej chilijskie (nie ma to jak wybierać wino ze znawstwem ;))
OdpowiedzUsuńTabu - a ja ze wstydem przyznaję, że już drugi dzień trzymam Twój blog otwarty i wciąż mnie coś od niego odciąga. A tak bym chciała już skomentować Twój ostatni wpis. Bo dziewczyny są niesamowite w swoich interpretacjach a Ty jak zwykle cudowna! Ale nic to! W końcu to zrobię! Tymczasem ściskam!
Wspaniała podróż:)Lubię podczytywać Twojego bloga:)
OdpowiedzUsuńKolczyki wspaniałe w moim ulubionym kolorze:)
pozdrawiam serdecznie
z tekstów piosenek..zawsze bedę pamiętac słowa...." bólowi zadać ból "...czemu? nie mam pojecia ..a zielone same cudności....wpadłam w zachwyt:))
OdpowiedzUsuńCo do tekstów piosenek, to jest moją udręką masochistyczną niemożność słuchania bez zrozumienia, co autor miał na myśli, klecąc teksty typu " Pokaż na co cię stać, ale nie jeden raz
OdpowiedzUsuńsłuchaj, słuchaj, jaj jaj..."
lub podobne.Cierpię na chroniczną i bolesną "asensozę", odkąd takie "utwory" zawojowały większość stacji radiowych i masowych imprez, na które, jak nazwa wskazuje, prą masy ludzi w bezmyślnym zachwycie papugujące to "jaj jaj".
A ja to mimo bólu jeszcze rozkładam na części i doszukuję się, idealistka, jakiegoś drugiego dna, które być może istnieje, tylko ja już stara i ślepa na symbole nowej epoki i tej nowej "poezji"?
Co do przedmiotów rzucających się człowiekowi w ramiona - miałam w ręce na podobnym targu w sobotę piękny drewniany kałamarz, rzeźbiony jakby ręką naturszczyka, ozdobiony figurką niedźwiadka, jak żywego. Piękny i niedrogi, bo 20 zł. Miał może z 50 lat, a może więcej. Nie kupiłam, bo nie wiedziałam,co z nim zrobić w domu, ale przez głowę, gdy go tak trzymałam, z oczami jak pięciozłotówki i rozdziawioną w niemym zachwycie buzią, latały mi obrazki w sepii i kolorze,sugerujące jakobym kiedyś w mym bujnym życiu dziecka wałęsającego się po różnych własnych i przyszywanych ciotkach, babkach, sąsiadkach i znajomych mojej rodzicielki, takim samym się bawiła pragnąc go mieć na własność. Nie wiem, doprawdy, ile w tym było snu, ile teżewe,ale wiem,że misia skrzywdziłam, nie "uszczęśliwiając go" jak mi radził sprzedający, i mi się od trzech dni śni, że jednak... Dlatego Miro, cieszę się, że poddałaś się intuicji i wewnętrznemu głosowi. Bo ja zapomniałam na chwile że lubię spontanicznie "grać w zielone", a potem myśleć :)I przepraszam za tak długi komentarz, który powinnam właściwie sobie zapisać jako post ku pamięci o własnej głupocie. Może jeszcze kiedyś i ja tego misia spotkam znów....
Aha, ja też mam takie zielone kulki - kolczyki :)))))
Miro, gram w "zielone" ! "Zielony kuferek" to nie przypadek :-)
OdpowiedzUsuńBiżuteria niezwykle oryginalna.
Pisz długo. Chłonę każde słowo, z lekkością wyklikane.
Ściskam
pisz, pisz takie dluuugie posty , bardzo je lubie :)
OdpowiedzUsuńWspaniała lektura do porannej kawy...tak miło czyta się Twoje posty.
OdpowiedzUsuńTeż gram w "zielone"...Maria ma "Zielony kuferek" a ja osiedle "Zieleniec".:))))strasznie tu zielono:))))
Śliczne kolczyki, faktycznie tworzą niesamowity komplet z pierścionkiem.
A ten zielony - tajemniczy zegarek, zapewne będzie teraz twoim talizmanem, bardzo wyjątkowy przedmiot i do tego z duszą.
Buziaki
Oj Mira... Też mam zielone kolczyko - klipsy, bardzo podobne do Twoich:) Gram w zielone... (..."jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam spełnią piękne sny, marzenia, plany...")
OdpowiedzUsuńKiedy widzę nowy wpis u Ciebie, wcale nie oczekuję zdjęć! Przynoszę sobie tylko herbatkę, lub ...coś innego;) i delektuję się czytaniem. Śmiać mi się chciało, kiedy dotarłam do fragmentu o tekstach piosenek - nie dziwi Cię pewno, że mam to samo;) zwłaszcza podczas jazdy busami - eh, kierowcy mają różne upodobania;)
Chyba nie uda mi się odwiedzić Targów sztuki Ludowej, bo uziemiona jestem od kilku dni i trudno mi się przemieszczać, więc dobrze, że zdałaś z nich relację;)
Aha, jeszcze ten zegarek... Jest piękny. Pozdrowienia:)))
Jeśli chodzi o teksty piosenek jestem osobą pogodzoną z ich niekoniecznie mądrym przesłaniem choć kiedyś słuchałam kogoś kto pisze takie teksty i rzeczywiście nie jest to łatwe, bo trzeba się wstrzelić w odpowiednie ramy, które powodują dziwaczność zresztą czasami coś sklecę dla żartu i naprawdę trzeba się trochę nagimnastykować żeby znaleźć odpowiednie słowo, co oczywiście świadczy o "jakości" talentu. Natomiast wynajdywanie rzeczy, które ma się wrażenie, że się je widziało albo, że zna się od zawsze jest to niezwykłe przyjemne uczucie, które wiąże się mnie osobiście z dzieciństwem, smutkiem i niespełnieniem, więc jeśli przydarzyło Ci się to i mogłaś po to po prostu kupić to chyba wygrałaś los na loterii, bo często są to rzeczy zwykle nieosiągalne albo tak ulotne, że nie do przygarnięcia.
OdpowiedzUsuńUwielbiam zielone! I gram! Mam zielony salon, a dziś kupiłam zielony obrus. Gobelinowy! Tylko z biżuterią jakoś mi nie po drodze. Mam, lubię ale nie nosze, bo zapominam :D
OdpowiedzUsuńJeszcze było"żywo zielone nie podnoszone,nie urywane raz,dwa,trzy"...do tekstów mam takie odczucia jak lewkonia "jaj,jaj"lubię czytać długie ,mądre posty:))))
OdpowiedzUsuńUlotne Chwile - dziękuję Ci bardzo za dobre słowo. A kolor kolczyków dopiero na żywo jest obłędny!
OdpowiedzUsuńQro Domowa - czasem zapadają nam w pamięć zwrotki piękne a czasem te głupie nie chcą z głowy wyjść. Najgorzej, jak przyczepi się do człowieka jakiś fragmencik i człowiek chce czy nie chce nuci. Czasem nawet na głos :)
lewkonio - oj czuję, że my byśmy mogły pracować biurko w biurko. najlepiej przy tak zwanej biurowej "głupiego robocie", która wymaga jedynie zajęcia palców rąk pozostawiając umysł wolnym i gotowym do zmagań ze "sztuką słowa". A za długi komentarz nie przepraszaj, to ja Ci dziękuję za to, że jest długi. A z tym rozbieraniem tekstów to może jeszcze coś wymyślimy. Materiału do badań w eterze jest moc :))
MarioPar - bo w zielonym tkwi nadzieja i życie. Znam ludzi, którzy nie trawią niebieskiego czy pomarańczowego, ale jeszcze nie spotkałam nikogo, kto by nie lubił zieleni.
JOASIU - dziękuję, że zaglądasz i czytasz i piszesz. Pozdrawiam.
Ivciu - jak mi miło, że towarzyszę Ci przy porannej kawie. Tym bardziej, że dla mnie pierwsza kawa pita jeszcze na spokojnie, zanim zacznie się codzienny młynek to niemal rytuał.
OdpowiedzUsuńA z tym zegarkiem, to w pierwszej chwili też pomyślałam o nim jak o talizmanie. Potem jednak przestraszyło mnie przypisywanie mu jakiejś mocy, nie dlatego, że nie wierzę w siłę talizmanów i symboli ale raczej dlatego, by nie przerazić się, gdybym ten "talizman" nagle straciła.
Sunsette, moja kochana, targi sztuki ludowej się zaraz skończą a ani się obejrzymy zacznie się kramarzenie przedświąteczne. Z tym samym asortymentem, tylko muzyka ze sceny będzie inna :) Mam nadzieję, że Ciebie nie uziemiło nic poważnego. Nie złamałaś niczego, broń Boże?
Graszynko - co do tekstopisania, to domyślam się, ze to nie jest lekki kawałek chleba. kiedyś dla żartów próbowałyśmy pisać teksty do melodii discopolowych i przyznam, że poczułam duży szacunek dla tych, którzy potrafili spłodzić kilkadziesiąt hitów z tekstem lekkim, łatwym i przyjemnym. Ale dlaczego każdy wokalista od razu CHCE być poetą?
A z tym losem na loterii to masz rację. Uczucie "skreślenia szóstki" towarzyszy mi za każdym razem gdy zerkam na ten wisior. :))
Nivejko - kolczyków nigdy dość. Nawet, gdyby miały tylko czasem zawisnąć
Bozenas - jak nic trzeba założyć "kącik wnikliwego interpretatora". To mogłaby być świetna zabawa.
Idąc za przykładem Roger'a LeClerc (z Allo! Allo!) unoszę okulary i mówię: "To ja, LeClerc" ;) czyli: to ja i choć ciszej teraz u mnie (bo urlop, bo remont, bo nareszcie kawałek lata za oknami), to wciąż tu zaglądam i jak zawsze zjadam pyszny deser ze słów do ostatniego okruszko-literka. :)
OdpowiedzUsuńCzy gram w zielone? Miro, z Tobą zagram w każdy kolor.
Biżu upolowałaś bardzo udane, tylko jednego mi w tym wszystkim brak - zdjęcia choćby jednego ucha udekorowanego w zielony kolczyk. :)
Teksty piosenek... taaaak... :) to bardzo ciekawy temat i wart niejednego słowa i niejednej myśli... Obecnie coraz więcej jest piosenek, które nie zawierają przemyślanych treści. Niektóre z nich tworzone są pod "dyktando" nieistniejących języków (jak piosenka Urban Trad pt. "Sanomi" http://www.youtube.com/watch?v=Yj79OoDk7PI ), inne wychwalają pod niebosa... powiedzmy... pośladki ( http://www.youtube.com/watch?v=zfC35SJ0gzQ ) ... :))) Cóż... często w czasie słuchania przebojów lansowanych w eterze mam ochotę zaśpiewać na wzór Danuty Rinn "Gdzie te piosenkiiiii prawdziwe takie... mmmm... orły sokoły eteru!" ;) albo po prostu i po cichu zanucić za Turnauem "Po cichu, po wielkieeemu cichu, iiiiiidu sobie ku ra-a-diu na zwia-a-du i szu-kam i słu-cham... nie ma Mickiewicza i nie ma Miłosza..." ;)
Pomysł "kącika wnikliwego interpretatora" dobrym jest. :)
Uściski serdecznie Miro :)
Palmette - Twoje komentarze pod moimi postami to prawdziwa uczta dla lubiących zabawę słowem. Uwielbiam Twoje językowe poczucie humoru. Czuję, że nie pogniewasz się, gdy Cie wciągnę kiedyś do tego wymyślonego naprędce "kącika".
OdpowiedzUsuńA ucho może kiedyś się napatoczy przed obiektyw ;))
Pogniewam się?... Kobieto! Niechże zakrzyknę ku radości mej :) Toż to zaszczyt będzie dla mnie, gdy zasiędę z Tobą i innymi zacnymi Damami na szczycie ze słów, pod girlandami z liter i pić będę do społu z Dobrodziejkami ambrozję poetycznych pień i bajań. ;) A już tak między nami... swój swojego zawsze znajdzie :) Ty lubisz moje zabawy słowami, a ja Twoje słowami malowanie. Czy wiesz, że nawet teraz (gdy biegam między remontowaną kuchnią, a pracownią gdzie param się tworzeniem nowych dodatków do niej) mam na podglądzie Twój blog? :)
OdpowiedzUsuńI tak mi z nim dobrze, że dobrze mi tak! :D
Miruś kochana, toś mi przypomniała, jak lata temu w ojczystym kraju, za czasów pracy biurowej tez mialam taką koleżankę - Gabrysię. I tez różne ciekawe rzeczy interpretowałyśmy, z tym że my bardziej retro.... o bluzeczce lila róż było i innych takich... ach, to były czasy:)
OdpowiedzUsuńA Twój zielony pierścionek jest cudny! Ja z kolei z zielonym to nie za bardzo, bom niebeskooką osobą jest, więc mi lepiej w blękitach, różach, wrzosach. fioletach i śliwkach:) O! Ale za to zielone oliwki lubię:)
Buziolki Ci ślę, niestety bardzo deszczowe dzisiaj:) Cmok!!
to za jakis czas proszę o opis wycieczki pod Halę Targową;)Kocham zielone, pół szafy zielonego!
OdpowiedzUsuńChociaż właśnie mi sie przypomniało, że noszę codziennie i nie ściągam wcale srebrny pierścionek z malachitem. Zielone oczko znaczy się ma:):)!!! Ale to zaręczynowy pierścień mojej rodzicielki więc wartość sentymentalną ma:)
OdpowiedzUsuńPozdrówka!
...Kiedyś Ci już cytowałam...
OdpowiedzUsuńJeszcze w zielone gramy,
Jeszcze nie umieramy,
Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany,
"Jeszcze wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną,
Jeszcze zimowe śmieci na ogniskach wiosny spłoną,
Jeszcze w zielone gramy,
Jeszcze wzrok nam się pali,
Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali
My możemy być w kłopocie,
Ale na rozpaczy dnie jeszcze nie
Długo nie..."
I takie teksty to ja rozumiem, mogę się z nimi utożsamiać i czaję bazę, oraz kumam...
ale...
Niestety mam świadomość tego, że stacje radiowe MUSZĄ promować jakieś badziewia, bo mają z tego KASĘ...
...a to co ich podnieca, to się nazywa kasa...;)
Pozdrawiam Mireczko i spalam się normalnie dzisiaj ...oraz wytapiam z gorąca:)
Palmette - w takim razie "Kącik wnikliwego obserwatora" uważam za otwarty. Trzeba tylko będzie skrobnąć coś na ten temat i możemy się wyżywać ;). A co do tego biegania po domu przy moim blogu na ekranie to uważaj kochana, w poprzednim poście nogi podstawiam, jeszcze upadniesz ;)
OdpowiedzUsuńdeZeal - Niebieskooka, wrzosowa tancerko. Zawsze wokół człowieka jest jakaś zieloność. Choćby na maleńkim oczku pierścionka, choćby na talerzu. A słonko Ci posyłam, u nas od tygodnia nadmiar.
Klarko - a wiesz, że była RAZ! od kiedy mieszkam w Krakowie i to sto lat temu, chyba jeszcze za studenckich czasów. Tam cholercia tramwajem łatwiej niż samochodem, a ja taki burżuj jestem, że się autem wożę. Ale plany są. Poważne bardzo, więc kto wie, kto wie...
Lejdiku - no wiem, że muszą, wiem, że "sieczka" napędza słuchalność a słuchalność, to reklamy itp.
Na szczęście już nie musimy słuchać tylko jednej stacji ... A gorąco u mnie straszliwe od kilku dni. I komary. I meszki wredne choć małe. Ale nic to! Jeszcze w zielone gramy!
Lejdiku ten tekst o zielonym jest fantastyczny, a Twoja uwaga o kasie jest bardzo trafna :) tak... kasa... to ich faktycznie podnieca ;)
OdpowiedzUsuńMiro - spokojna Twoja uczesana, dla bezpieczeństwa szuram kapciami ;)))
Mireczko, jak się cieszę widząc Twój post:) Taki mądry i ciepły jak zwykle. Zielony kolor to od zawsze mój ulubiony, nic dziwnego - mam go w oczach:D Kolczyki śliczne, ale ten zegarek zupełnie wyjątkowy. To wspaniale, że czekał właśnie na Ciebie. A teksty piosenek - cóż, wszystko dziś jakby obniżyło loty... Posty możesz zamieszczać nawet bez zdjęć, sama przyjemność czytania jest ogromna i pewnie wiele osób tu zaglądających się ze mną zgodzi.
OdpowiedzUsuńUściski jeszcze urlopowe z cichego Bryzgla nad Wigrami:)
Ładne zielone. Szczególnie to, co kiedyś tykało. A teksty, no tak:) Może kiedyś sobie jakiś porozbieramy na forum? Jak myślisz, uda się taka zabawa wirtualnie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam w zachlapany deszczem wieczór:)
Palmette - no skoro tak, to miej otwarte. Dla mnie to zaszczyt. A'propos zaszczytu przypomniało mi się, jak kiedyś koleżanka przyszła do pracy z synkiem, prosto z przychodni, gdzie młodego na coś szczepiła. Młody nie był zbyt szczęśliwy, jakiś taki spuchnięty pod oczami, no to pytamy co się tam działo u tego lekarza. A on na to "Dluba baba lobiła mi zaszczyt". Boskie!
OdpowiedzUsuńHaniu, Hanutko - jak ja wypatruję Twojego powrotu z tych wakacji!!! No nie żałuję Ci, ale czy to nie przesada, tyle wypoczywać? ;))
kaprysiu - nabieram coraz większej pewności, że to się uda. Przecież nie musimy ograniczać się do pastwienia nad tekstami piosenek. Możemy spróbować pobawić się słowem na różne sposoby... Deszcz? Jaki deszcz?
Mireczko, jeszcze tylko 2 dni, a potem trudny rok (matura, studia i oby tylko tyle:). A tu przestrzeń, cisza, gwiazdy jak w planetarium - cudnie tu, polecam!
OdpowiedzUsuńHaniu - Bryzgiel nad Wigrami...to nawet brzmi jak bajka! A komary Cię nie gryzą?
OdpowiedzUsuńBo tu jest jak w bajce - inny świat. Tu rzeczywiście czas płynie inaczej - dzień jest taki długi... A komary są, ale jakieś spokojniejsze:) W dzień się nie pokazują, a wieczorem wystarczy zamknąć okno.
OdpowiedzUsuńa ja chętnie czytam Twoje słowa...są zabawne i do dumania zarazem... wiesz ja też tak czasami mam że dana rzecz którą widzę po raz pierwszy tym pierwszy nie jest!Uwielbiam to uczucie choć czasami jest takie tajemnicze... :)Pierścionek jest boski i kolczyki zresztą też!JA mam słabość do zieleni:)Buziaki!
OdpowiedzUsuńBuziaki Aguś :)) Masz rację, takim "odnalezieniom" towarzyszy pewien niepokój, bo przecież niby czujemy, że już kiedyś, gdzieś... ale nie wiemy ani kiedy ani gdzie.
OdpowiedzUsuńKOBIETO!!! szacun za ten post! no podziwiam:) Ja ostatnio tak marniutko,pisac mi sie nie chce,wena uleciala,sama nie wiem....a Ty,tyle tego jest,ze nie wiem od czego zaczac!
OdpowiedzUsuń-pierscionek -uwielbialabym tez,a kolczyki,jak z kompletu,cudne! zakupy udane:)
-piosenki -ja bardzo muzyczna jestem,jesli chodzi o sluchanie:) wiec Cie rozumiem.Czasem sie zastanawiam,kto to napisal,ile mial lat i o co w ogole chodzi...np Chylinska,ta dawna i zespol ONA...uwielbialam,teksty mialy sens,byly o czyms,a teraz: "chce bys mnie mial..."?? nooo tez jest w sumie o czyms:)
masakra;)
-"grasz w zielone" czyli pochylenie sie wspolczesnego pokolenia...przypomnialo mi sie co ostatnio widzialam na jednym z blogow.Rzecz ma sie w Moskwie! W ramach przyjazni miedzynarodowej,w tamtejszym metrze zamiescili w wagonach utwory wloskich poetow...chcacy nie chcacy jedziesz,siedzisz,nudzisz sie,czytasz? swietny pomysl uwazam:) podsylam link dla potwierdzenia swoich slow
http://moscowdailyshot.blogspot.com/
pozdrawiam Cie serdecznie,ale fajnie do Ciebie zagladnac:) ufff rozpisalam sie...
p.s to byla Emocja;)
http://moscowdailyshot.blogspot.com/2011/08/poetry-in-subway.html
OdpowiedzUsuńto link prawidlowy:)
Edito vel Emocjo - końcówka zabrzmiała jak słynne "to byłem ja, Jarząbek ;)))". A teraz do meritumu (wiem, że Ty mnie nie poprawisz, bo wiem, ze wiesz, że to specjalnie). Akurat wspomniałaś kawałek Chylińskiej, który "uwielbiam" i który nazywam "Zenuś". Zenuś mnie miał, Zenuś mnie miał... Zenuś, to musi być niezły GOŚĆ, skoro fakt, że ją miał wart jest wykrzyczenia. Że niby jak ON ja miał, to tak jakby jej wypalił na czole znak jakości Q. To taka moja próbka pastwienia się nad tekstem. Kto ma ochotę rozwinąć wątek, to zapraszam.
OdpowiedzUsuńA pomysł z wierszami w miejscach publicznych już się rozszerza. Gdzieś (nie pamiętam gdzie) będą w ten sposób wyświetlane na murach wiersze naszych poetów - Szymborskiej, Miłosza,Świetlickiego (chyba). fajny pomysł, by wbić przypadkowemu przechodniowi w oko słowo, które coś znaczy. Bo niby czemu na płotach i murach ma być tylko poezja "k..." i "h..." (z błędem ortograficznym, a jakże).
Emocjo, kocham Twoje zdjęcia i twardo ćwiczę angielski na podpisach pod nimi. Bo warte są tego, by je rozumieć.
Wpadłam niechcący szukając informacji o grze w zielone (wiem że się w szkole bawiliśmy i chyba po prostu mogli się bawić ci co mieli coś zielonego - ale nie pamiętam zasad)a tu taki sympatyczny post ;) fajnie się czyta :) baardzo ładne kolczyki :) ja też lubi zielony
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Zielona
Zielona - powinnam podziękować Google wyszukiwarce, że "wyskoczyłam" gdy szukałaś gry w zielone :))) Witam Cię u siebie i dziękuję za wpis. Fanek zieleni jest jak widać sporo, niektóre są bardzo, bardzo wierne temu kolorowi. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń