Korzystając z pretekstu, jakim były urodziny Małża zrobiliśmy sobie wczoraj jednodniowe wagary od obowiązków i pojechaliśmy wreszcie do Tatralandii. Wreszcie, bo mieliśmy już dwa podejścia do tej wyprawy. Pierwszy raz zapowiadałam nawet na blogu, ale nie wiem, czy to z powodu "końca świata" czy innego "przekleństwa" wylądowaliśmy wtedy tylko w parku Rozrywki w Chorzowie. Za jakiś czas było drugie podejście i znowu falstart. Synio dzień wcześniej poszalał na rolkach zbyt długo i jego stopy po kilku godzinach zamknięcia w plastikowej klatce butów rolkowych pokryły się jakąś dziwną bąblowatą sinicą, która bolała, piekła, szczypała i oczywiście wykluczyła szaleństwa wodne na czas wykurowania. Wczoraj znowu zanosiło się na zmianę planów, bo pogoda zapowiadana na ten dzień dla Słowacji nie wyglądała zbyt optymistycznie. A Tatralandia to głównie atrakcje plenerowe. Pod dachem jest tylko mała część basenów, reszta na wolnym powietrzu i fajnie jest tam być, gdy jest słonecznie i ciepło. Jednak moje chłopaki były tak zdesperowane na wyjazd, że z okrzykiem "jakoś to będzie" zapakowali do auta kąpielówki, ręczniki i mnie i pomknęliśmy na południe.
Z Krakowa ruszyliśmy w towarzystwie słońca i temperatury w miarę zachęcającej. Im dalej w góry i głębiej w Słowację robiło się zimniej, pochmurniej. Na miejsce dotarliśmy w deszczu i temperaturze 12 stopni. No nic, tylko wskakiwać w kostium kąpielowy ! :))))
Dla mnie to jest prawdziwie magiczne, niemal sensualne odkrycie. W tym jednym utworze słyszę inne, które znałam wcześniej. Nie na zasadzie skopiowania dźwięków, ale jakiegoś niewytłumaczalnego, ulotnego wrażenia, że kompozytor dotyka muzyki, która już gdzieś była, nastraja się nią, chłonie a potem to wszystko pisze po swojemu. Słyszę nastrojowe piosenki Barbry Streisand (zwłaszcza na początku), przez moment słyszę jakieś delikatne fado a za chwilę ścieżkę dźwiękową do Desperado ( ta trąbka!), cień "Dzieci Sancheza" Chucka Mangione... i wiele innych, których teraz już nie umiem nazwać, a które przyszły do mnie gdy z półprzymkniętymi powiekami zastygłam w zasłuchaniu. Chyba jeszcze nigdy w jednym utworze nie odnalazłam tyle odniesień, skojarzeń i wspomnień muzycznych. To tak, jakby przez tych kilka minut przewinął się przez przestrzeń motyw złożony z moich dotychczasowych muzycznych zachwytów i uniesień. To oczywiście bardzo subiektywny odbiór, ciekawa jestem czy i na Tobie ta muzyka zrobi takie wrażenie i czy Ty usłyszysz w niej "swoje" muzyczne wspomnienia.
Z Krakowa ruszyliśmy w towarzystwie słońca i temperatury w miarę zachęcającej. Im dalej w góry i głębiej w Słowację robiło się zimniej, pochmurniej. Na miejsce dotarliśmy w deszczu i temperaturze 12 stopni. No nic, tylko wskakiwać w kostium kąpielowy ! :))))
Kawa w papierowym kubku to obowiązkowy element każdej wyprawy . Oczywiście mój jest ten większy. :)))
Oczywiście nie ma tego złego... brzydka pogoda, to mniejszy tłok w basenach i krótsze kolejki do zjazdów. Synio, przeszczęśliwy z tego powodu, śmignął ku pierwszej zjeżdżalni z mocnym postanowieniem zaliczenia wszystkich, łącznie z najnowszym wynalazkiem zwanym "bumerang". Nie będę się wdawać w szczegóły techniczne, wszystko można sobie obejrzeć na stronie Tatralandii, jednak u mnie nawet patrzenie na zjazd z tego cudu powodowało zawroty głowy. Na szczęście dla tych, którzy do szczęścia nie potrzebują wielkiej adrenaliny też znajdzie się coś ciekawego. Są baseny z ciepłą i bardzo ciepłą wodą, w których można sobie przysypiać, ale jest też wellness, czyli raj dla poszukujących relaksu w cieple, ciszy i cudownych aromatach. Godzinka-dwie spędzona w saunach to prawdziwy odpoczynek dla ciała i ducha. Kilka takich "przybytków" zdarzyło mi się odwiedzić i muszę przyznać, że ten w Tatralandii jest bardzo przyjazny. Bo nie zawsze tak jest. Nie jestem specjalnie pruderyjna i rozebranie się w saunie nie jest dla mnie problemem, ale ... no właśnie... czasem mam wrażenie, że nie wszyscy przychodzą do sauny w tym samym celu. Trudno to wytłumaczyć, ale zazwyczaj wystarczy rzut oka, by stwierdzić, że w pomieszczeniu jest aż lepko, ale nie od naturalnego w takim miejscu potu, tylko od spojrzeń, śliskich i lubieżnych. Gdy widzę panów z dziwnym wyrazem twarzy, rozłożonych w miejscach, które nie są przeznaczone do "polegiwania", ale są dla nich świetnym punktem obserwacyjnym to po prostu wychodzę. Tak było niestety w Aquaparku we Wrocławiu. Wyjątkowe zagęszczenie "obserwatorów" na metr kwadratowy, połączone z jaskrawym światłem bijącym zewsząd skutecznie zniechęciło mnie od skorzystania z przyjemności wellness. W Tatralandii na szczęście nie musiałam wycofywać się w pół drogi :))). Aromaterapia ziołowa i solna, sauna sucha i mokra a potem ochładzające bąbelki w wielkim jacuzzi, wszystko przy delikatnych dźwiękach muzyki relaksacyjnej i odgłosach natury... mogłabym tam siedzieć i siedzieć. Ale niestety to, co miłe mija najszybciej. Zbliżał się wieczór a nas czekał powrót do Krakowa i do rzeczywistości.
Nie lubię jeździć nocą, zwłaszcza po górskich zakrętach, ale tym razem dzięki radiowej Trójce i audycji MO droga minęła nam szybko i przyjemnie. Oczywiście natychmiast po powrocie musiałam sprawdzić cóż to za dźwięki ubarwiły nam podróż. Dzięki YT mogę się nimi z Wami podzielić.
Nie lubię jeździć nocą, zwłaszcza po górskich zakrętach, ale tym razem dzięki radiowej Trójce i audycji MO droga minęła nam szybko i przyjemnie. Oczywiście natychmiast po powrocie musiałam sprawdzić cóż to za dźwięki ubarwiły nam podróż. Dzięki YT mogę się nimi z Wami podzielić.
Dla mnie to jest prawdziwie magiczne, niemal sensualne odkrycie. W tym jednym utworze słyszę inne, które znałam wcześniej. Nie na zasadzie skopiowania dźwięków, ale jakiegoś niewytłumaczalnego, ulotnego wrażenia, że kompozytor dotyka muzyki, która już gdzieś była, nastraja się nią, chłonie a potem to wszystko pisze po swojemu. Słyszę nastrojowe piosenki Barbry Streisand (zwłaszcza na początku), przez moment słyszę jakieś delikatne fado a za chwilę ścieżkę dźwiękową do Desperado ( ta trąbka!), cień "Dzieci Sancheza" Chucka Mangione... i wiele innych, których teraz już nie umiem nazwać, a które przyszły do mnie gdy z półprzymkniętymi powiekami zastygłam w zasłuchaniu. Chyba jeszcze nigdy w jednym utworze nie odnalazłam tyle odniesień, skojarzeń i wspomnień muzycznych. To tak, jakby przez tych kilka minut przewinął się przez przestrzeń motyw złożony z moich dotychczasowych muzycznych zachwytów i uniesień. To oczywiście bardzo subiektywny odbiór, ciekawa jestem czy i na Tobie ta muzyka zrobi takie wrażenie i czy Ty usłyszysz w niej "swoje" muzyczne wspomnienia.
QRCZE NIE MOGĘ ODSŁUCHAC TEJ MUZYCZKI...JAKIS BŁAD..WIĘC WRÓCĘ PÓŹNIEJ...ŚWIETNA WYCIECZKA....
OdpowiedzUsuńQro Domowa - poprawiłam kod i chyba już jest OK. U mnie już widać i słychać dobrze. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTrójka zawsze niezawodna:) też słuchałam w sobotę:) muzyka piękna:)
OdpowiedzUsuńCieszę się,że wycieczka udana!
pozdrawiam!
Muzyka piękna, pełen relaks, ale nie przy komputerze tylko w basenie z bąbelkami bym jej posłuchała. Zazdroszczę wycieczki. Ja w tym roku jestem bez urlopu a właściwie mam ... macierzyński. Też fajny :-) Ale w przyszłym pojadę z rodzinką do tego raju, bo też od dawna się wybieramy.
OdpowiedzUsuńGorące pozdrówka!
Iwona
Też jadę na wagary. I to w Twoje strony:)
OdpowiedzUsuńNo Miro, a gdzie ty w stroju kąpielowym?? ;)
OdpowiedzUsuńFajne są takie wypady, wtedy nawet kawa w papierowym kubeczku smakuje wyśmienicie :))
Pozdrawiam
Jedno mnie zaskakuje, jakim cudem wybierając się z Krakowa na Słowację można trafić do Zoo w Chorzowie????:D:D:D
OdpowiedzUsuńJa należę do tych, co to ze zjeżdżalni nie schodzą dobrowolnie, więc w Tatralandii sauny nie zwiedzałam, ale zabawki mają cudne!!!:D:D:D I doskonale się tam bawimy (czasami);):D
Pozdrawiam:)i proszę złóż Mężowi życzenia Wszystkiego Najlepszego od blogowych koleżanek Żony!!!:))
Oj....podziwiam:-) Mireczko ja w gory to tylko zima i tylko narty...wedrownik ze mnie do d...py:-((((((
OdpowiedzUsuńI...tez "spadam" na wagary do cieplejszych miejsc, gdzie -mam nadzieje, bedzie woda, slonce...i cappucino:-)
Sciskam Cie serdecznie i wspanialego weekendu Kochana Ci zycze!!!!!
"Trójka" nigdy nie zawiedzie :-)
OdpowiedzUsuńDeszcz, nie deszcz, ale fajnie jest wyjechać choćby na parę dni.
Pozdrawiam ciepło
Muzyka bardzo elektryzująca :) Pozdrawiam miło i życzę udanego weekendu :)
OdpowiedzUsuńTak, bardzo ciekawy kawałek, prawdziwy mix emocji! Cieszę się, że udało Ci się gdzieś wyrwać i spędzić miło czas. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOla_83 - Trójka trzyma poziom od lat, mam do niej wielki sentyment, chociaż już nie słucham regularnie. Ale audycje Pana Marka N. ZAWSZE!
OdpowiedzUsuńiwona-b-30 - dla dzieci, nawet tych malutkich to prawdziwy raj. Jedźcie koniecznie :))
Nivejko, a o Kraków zahaczycie?
Ikuś - he, he, he...mam nawet jakieś zdjęcie w stroju z poprzedniego pobytu w Tatralandii, ale żeby tak publicznie się "morsem" chwalić to nieeeeeeeeeeee
Lejdiku - można i do Chorzowa i można na Mazury :))) Tak to jest jak plany sobie, życie sobie a pomiędzy jeszcze koniec świata się wkręci. najważniejsze, że wcześniej czy później, ale "cel zostanie osiągnięty" jak mówi nasza GPS-owa Maryśka.
Za życzenia dla Małża dziękuję.
Margott - cappuccino to podstawa :) i latem i zimą. Miłego weekendu i wyjazdu dla Was.
MarioPar - oj tak tak, nawet jeden dzień spędzony z dala od przyziemnych myśli potrafi zdziałać cuda.
Palmette - ciesze się, że Ci się podobało. Miłego weekendu
Bestyjeczko - wciąż go słucham, chociaż przyznam, że w nocy brzmiał dużo bardziej magicznie. Ściskam.
OdpowiedzUsuńśliczna stópka,Twoja jak mniemam :)
OdpowiedzUsuńwyprawa świetna, zazdroszczę ,buziaki
Wyjazdu zazdroszczę jak nie wiem co, bo to super relaksacja a muzyka jest rzeczywiście super. Nie odbierzemy jej tak jak Ty w lepszym sprzęcie, ale jest magiczna i wprowadzająca w niezwykły klimat.
OdpowiedzUsuńWspaniale jest odpocząć od wszystkiego i wybrać się na wędrówkę;)To miły czas:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny na blogu i miłe słowa.
Ale miałaś cudowne wagary !!!
OdpowiedzUsuńNie ważna pogoda, deszcz - to było istne szaleństwo z rodzinką :)
Tatralandia marzy mi się i marzy i nie mogę dojechać...a przecież to nie koniec świata :)zazdroszczę Wam tego wypadu.
Buziaki
Świetne miejsce, oczywiście daleko ode mnie, a jakże;) Ale może kiedyś, kto wie:)Teraz lato łaskawsze, to może powtórzycie wypad, tylko pewnie tłok będzie, ale zawsze coś za coś.Muzyki posłucham jak sobie głośniki naprawię, buuu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)