piątek, 30 września 2011

Szewc ma wreszcie buty...

Mało ostatnio dekupażuję. I może właśnie z powodu tych niemal homeopatycznych dawek, jakie funduję sobie wieczorami , decou- jest dla mnie teraz prawdziwym lekarstwem na zmęczenie firmowymi i domowymi obowiązkami. Godzinka skupienia nad przedmiotem, szukanie pomysłu na ozdobienie, odreagowanie przy wycinaniu wzorów z serwetek czy nakładaniu kolejnych warstw lakieru, to prawdziwy reset dla głowy, w której jeszcze szumią telefony i migają maile. Dla tych minut wyciszenia i zatrzymania po pędzącym dniu trzymam na środku salonu cały mój warsztat zwany mało subtelnie "pierdolnikiem". Wiem, że doprowadzam tym do szału mojego M., ale muszę, no po prostu muszę mieć pod ręką te wszystkie słoiczki i buteleczki, stosy serwetek i "golaski". Próbowałam kiedyś to wszystko ogarnąć, słowo honoru. Całą "chemię" poukładałam pięknie w skrzynkach i ustawiłam równiutko w garażu. Drewniane przedmioty ułożyłam w pudłach i też wyniosłam. Na serwetki, sznurki, rzemyki i koraliki wymodziłam nawet komodę na kółkach, żeby pochowane w szufladach nie rozłaziły się po domu. Stolik kawowy odzyskał swoją funkcję (niestety nadgryzionej lekko pryskającymi farbami i klejami urody już nie), ale ja w tym porządku czułam się zagubiona. Nie przeszkadzał mi ład, to akurat lubię, ale lubię też, gdy od czasu do czasu zamacha mi nad głową Wena, mieć pod ręką wszystko, co jest mi do dekupażowania potrzebne. A tu trzeba było rozłożyć deskę, przynieść "golaska", za chwilę iść po bejcę, potem po serwetkę, wstawać, siadać, szukać, przynosić. A tymczasem Pani Wena zmęczona moim dreptaniem na trasie garaż -salon rzucała mi słodkie Adieu! i znikała. No więc po jakimś tygodniu czy dwóch dyscypliny porządkowej i abstynencji twórczej bałaganik znowu opanował stolik, serwetki malowniczo rozłożyły się na kanapie a drewienka znowu leżały na wyciągnięcie ręki za fotelem. I wrócił cowieczorny rytuał odreagowywania.

Ale miało być o szewcu i jego butach :))

Chustecznik sobie zrobiłam! Jakoś do tej pory nie było okazji o sobie pomyśleć, chusteczniki przeróżnej maści rozchodziły się po ludziach a ja wciąż upychałam w szufladzie biurka zwykłe pudełko w sklepowej wersji sote. A ponieważ miałam ostatnio znowu fazę na zmiany i przewróciłam swój gabinet do góry nogami, to przy okazji dopieszczania go w szczegółach zapragnęłam mieć chustecznik pasujący do całości. No to mam! I jest on w stu procentach "mój" jeśli chodzi o estetykę, co oznacza, że pewnie nikomu poza mną się nie spodoba :))) Taki już mój pokręcony gust. Jest więc mocna bejca w odcieniu oliwkowej zieleni, są kwiaty w przybrudzonym patyną różu, są ważki z masy szpachlowej mocno przetarte, żeby nadać im wygląd nadgryzionych zębem czasu. I najważniejszy element, w zasadzie motyw przewodni, do którego cała reszta musiała się dopasować, czyli ..."stara pomarańczarka" . A dokładnie "Żydówka z pomarańczami" Gierymskiego, obraz, który urzekł mnie od pierwszego wejrzenia i którego kopie i wizerunki wycinałam skrzętnie z różnych gazet korzystając z medialnego szumu związanego z jej odnalezieniem i powrotem do Polski. Nie wiem co takiego jest w tym portrecie, ale mnie on wręcz hipnotyzuje . Smutek bijący z oczu starej kobiety, bezbronność a jednocześnie siła tkwiąca w tej drobnej kobiecie z magnetyczną siła przyciągają moje spojrzenia i myśli. Kim była? Czy sprzedając owoce utrzymywała rodzinę? Gdzie mieszkała?



Pudełko nie jest doskonałe.Jest wiele niedociągnięć, do których można by się było doczepić. Nie polakierowałam go jeszcze tyle razy ile powinnam, obrazek nie wtopił się w tło, powierzchnia nie jest jeszcze idealnie gładka. Może tak już zostanie, a może kiedyś dopieszczę szczegóły...nie wiem. Wiem, że jak najszybciej chciałam mieć swój chustecznik na biurku.


Mam to szczęście, że pracuję w domu. Pokój, który z założenia był pokojem gościnnym i jednocześnie gabinetem do pracy z komputerem stał się moim biurem. Po latach spędzonych w biurze, w pomieszczeniach wypełnionych przypadkowymi meblami, gdzie podstawowym kryterium urządzania było zmieszczenie jak największej liczby biurek i szaf na segregatory, gdzie jedynym prywatnym akcentem było zdjęcie dziecka czy kolorowy kubek na kawę postawione obok komputera doceniam fakt, że nie tylko mam ten pokój tylko dla siebie, ale że mogę go urządzić tak, by przebywanie w nim przez kilka czy kilkanaście godzin dziennie było prawdziwą przyjemnością. Domowe biuro jest pełne moich ulubionych brązów i oliwkowych zieleni. Bibeloty, książki i kwiaty sprawiają, że podnosząc wzrok znad ekranu laptopa natrafiam na "moje" obrazy, małe martwe natury. Wieczorem mogę zapalić świece i nasączyć potpourri ulubionym olejkiem cynamonowym. Z radia płynie muzyka, którą lubię. W takim otoczeniu nawet niezbyt miłe rozmowy służbowe dotykają mniej. Doszło do tego, że nawet przyjaciółkę-sąsiadkę wpadającą w ciągu dnia na szybką kawę przyjmuję w biurze. Troszkę z konieczności, bo kawka kawką, ale maile napływają na bieżąco i trzeba tak samo na bieżąco reagować , ale trochę też dlatego, że tu jest naprawdę przytulnie. Ja sobie coś tam klikam, ona się może rozłożyć wygodnie na kanapie i tak na pół biurowo na pół buduarowo miesza nam się praca z ploteczkami.


Miłego weekendu!



26 komentarzy:

  1. Gdzie tam do weekendu Mireczko... Trzeba jeszcze ze 2 godzinki popracować, ale...
    Fajnie się pracuje gdy można przy okazji oglądać tak fajne obrazki!:))super chusteczniczek powstał, a co do porządków domowych...oj, znam to, obecnie też jestem na etapie 'wyjścia do piwnicy' ...porządek w domu zagościł, ale czy ja przez to jestem szczęśliwsza?:>(((
    WCALE!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny gabinecik do pracy, miło się pracuje w otoczeniu takich drobiazgów. Bałagan przy tworzeniu to norma, ja to nazywam "twórczy nieład", który niestety nie znika nawet po położeniu ostatniej warstwy lakieru, bo właśnie w głowie znowu coś się zalęgło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam swój warsztat gdzie popadnie. W garażu, w szlifierni, w piwnicy i nawet w salonie, jak trzeba. Świetnie Cię rozumiem. Mały kreatywny bałaganik mile widziany.
    A chustecznik także przypadł mi do gustu. Jest w ciepłych brązach, postarzony. Tak jak lubię.
    Buziaki weekendowe

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja nie mam swojego kacika gdzie moglabym rozlożyc narzedzia do decu, scrapu czy szycia.i tak odkladam wszystkie robotki, bo wkurza mnie codzienne zbieranie wszystkiego, no bo jak to miec balagan w salonie, a nie daj Boze koty by się dorwaly do igiel albo jakiś klejow.juz raz mi wylaly cala puszke bejcy na wykladzine...bezowa..do dzisiaj jest 1m2 plama...bardzo ladny chustecznik, masz racje jest cos urzekajacego w tej Pani ze zdjecia.zazdroszcze pracy:)tak w domciu, u siebie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szewc to zazwyczaj butów nie posiada, ale gdy już je sporządzi to... GRATULUJĘ! Przepiekny chustecznik... Uwielbiam takie cudeńka.. tym bardziej, że wyobrażam sobie ile potrzeba pracy, by je zrobić.
    P.S. Jeszcze raz dziękuję za komentarz..

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga Mirko!
    Po pierwsze przesyłam uściski z okazji okrągłej rocznicy:))
    Po drugie chustecznik piękny, z klimatem. My mamy chustecznik w prawie każdym pomieszczeniu, tak mnie poniosło na początku przygody z decoupagem:)) Dzisiaj poprawiłabym niektóre z pudełek, ale rodzinka nie da tknąć ani jednego - są częścią rodzinnej historii, mówią. Muszę więc patrzeć na niedociągnięcia wyżej wspomnianych przedmiotów i z wymuszonym uśmiechem zgodzić się z ich stanowiskiem.
    Co do pracy w domu. Oboje z mężem od lat tak pracujemy i bardzo sobie to chwalimy. Szczególnie odpowiada nam czas jaki mamy dla rodziny i swoboda w organizowaniu planu pracy.

    Miłego wieczornego dekupażowania życzę i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz bardzo przyjemne miejsce pracy, a chustecznik ładnie komponuje się z resztą otoczenia. Uściski weekendowe :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj ja też odpoczywam przy decu..mam podobnie jak Ty z tym chowaniem...
    Jeśli chodzi o chustecznik, to bardzo mi się podoba, uwielbiam malarstwo...dlatego ten motyw podbił moje serce:)
    Ja też się zaliczam do szewca co bez butów chodzi...nie raz coś zrobiłam dla siebie, ale ktoś mnie odwiedził i już nie było przedmiociku...z biżuterią miałam takie zdarzenie, że zainteresowana osóbka dosłownie ściągnęła mi kolczyki z uszu:))))
    Piękny kącik:)
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  9. w takim otoczeniu praca idzie jak po maśle- fajnie masz!:)

    OdpowiedzUsuń
  10. W takim biurze to i ja bym chciała pracować :) ujął mnie Mireczko ten piękny krzyż, zdradzisz trochę jego historię?
    Hustecznik piękny i niepowtarzalny, nigdy nie próbowałam dekupazu na tak ciemnym, nie pomalowanym tle, muszę spróbować :)
    Buziaki
    PS skecz obejrzany, dzięki ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. To super sprawa moc pracowac we wlasnym domu i jednoczesnie we wlasnym biurze..a sprzatanie przydasi..ach,,chyba wszystkie mamy to samo..wszedzie ich pelno a bez nich weny brak,,znane uczucie..prace swietne..pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajne masz biuro:) A chustecznik oryginalny bardzo, fajnie się komponuje z otoczeniem. Nawiążę do Iki - krzyż bardzo jest śliczny, pamiętam podobny z dzieciństwa, z domu mojej Babci..

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja niby mam pracownię. A i tak biegam wciąż do piwnicy i wciąz cos "donoszę" ;) tworząc nie wiadomo kiedy niezły bajzelek. Właśnie dzisiaj stwierdziłam, że czas oddać piwnicy to co jej ..a więc wiertarkę, dłuta, śrubokręt, obcęgi, rozpuszczalniki różnej maści, jakies sklejki, zapasy papieru ściernego, folię boąbelkową, gąbki... i trochę jeszcze by trwało to wymienianie
    A praca w takim domowym gabinecie to musi byc dużym komfortem. NA dodatek sąsiadeczka może zawsze wpaść. Rewelka :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam tez takie miejsce w domu. Tylko że w moim pełno jest papierków, brokatu i ... no bałagan jest po prostu:D

    OdpowiedzUsuń
  15. MOJA PRACOWNIA OBECNIE JEST NA TARASIE,,,ALE GDZIE SIĘ PRZENIEŚĆ W NAJBLIŻSZYM CZASIE....ZNÓW DO KUCHNI....??..PIĘKNY TEN CHUSTECZNIK:))

    OdpowiedzUsuń
  16. tak to już z tą wena i pracownią...ja musiałam wszystko pochować do kartonów ze względu na małą rewolucje meblową w związku z niebawem mającym narodzić się synem...i powiem szlak mnie trafia jak mam to wszystko wyciągać i chować...Twój chustecznik mnie zaskoczył swoja innością i powiem że jest piękny!Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Milá Mira, tvoje krabičky jsou velmi originální. Máš v pracovně krásnou lapmu a krásné křeslo.
    Přeji hezkou neděli
    Iva

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzisiaj spotkałam mojego szewca,a właściwie widzieliśmy się przelotem...miał piękne czerwone lakierki..podobne do tych co mu rok temu oddałam na wieczne zatracenie i co powiesz na to ???
    A o Gierymskim rozmyślam czasami ,a właściwie o jego bracie co to w cieniu mistrza tworzył...
    O "pierdolniku" mogę napisać powieść,a nawet dramat w kilku aktach,pierwszy-kuchnia Madziki,drugi-pokój dzienny, trzeci...ech.przytulam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Masz świętą rację. Odkąd pochowałam serwetki w pudła, surówki do szafy, a lakiery i farby do regału nic z decu nie robię:( Ale przecież nie mogę mieć rozłożonej wełny, koralików, ceramiki i decoupage na raz, bo primo ,mąż mnie zamorduje, secundo kot to wszystko rozniesie w strzępy, tertio i tak nic nie mogę znaleźć;)Oj:) Chustecznik ładniutki. Pozdrawiam jesiennie:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Lejdiku - gdybyż tak można było ten cały majdan jednym ruchem różdżki chować i równie szybko wyjmować...A z drugiej strony... żeby człowiek miał tylko takie problemy na głowie, to by było idealnie.

    malgorzata mangosia - i o to właśnie chodzi, by gotowym być, gdy się "lęgnie" ;)))

    MarioPar - żeby to był tylko "mały kreatywny bałaganik", to może by nikt nie narzekał. Niestety pożeram przestrzeń salonu z prędkością eboli ;)))

    ABily - no to może jest myśl. Kot na stałe (bo mam takiego na przychodne, na spółkę z sąsiadką) to by był motywator. Ale z drugiej strony, nie trzeba mi kota, żeby co jakiś czas coś zalać albo opryskać. Ostatnio upaprałam kanapę, ale jej akurat nie lubię.

    Pani M. - dziękuje, że mnie odwiedziłaś :) I dziękuję za komplement wobec chustecznika.

    Tomaszowo - po pierwsze dziękuję (-my). Po drugie ja ostatnio dorwałam chustecznik, który dawno dawno temu zrobiłam dla mojej Oli i postanowiłam go "ulepszyć". Efekt mnie nie zadowolił niestety, bo malowanie na starych warstwach farb, serwetek i lakierów to nie był dobry pomysł. Jej się spodobał, ale dziecko chwali, bo ma dobre serducho i nie chce mi sprawić przykrości. Po trzecie - i ja sobie chwalę tę elastyczność jaką daje praca w domu i zdrowy dla psychiki płodozmian, gdy sprawy służbowe można przepleść choćby obieraniem ziemniaków na obiad dla tych, którzy znikają z domu na kilka godzin :)))

    Palmette - kocham to miejsce, choć niestety nie umiem pokazać go zdjęciami tak, jak na to zasługuje. Diabeł tkwi w szczegółach, które obiektyw gubi lub przekłamuje.

    Ulotne Chwile - to musi być bardzo miłe uczucie, gdy ktoś zachwycony przedmiotem decou- znalezionym w Twoim domu zapragnie go mieć na własność. nie dziwię się, ze wtedy ulegasz i znowu zostajesz "bosa".

    OLQA - oj mam, mam i chwalę sobie, choć czasem bym zagadała do kogoż przy sąsiednim biurku.

    Ikuś - krzyż ma swoją historię i niedługo ją opiszę. A ciemne tło nie przeszkadza, gdy motyw jest gruby, bo wycięty z gazety. Przy serwetkach niestety trzeba podmalowywać na biało :(

    Alicjo - chwalę to sobie bardzo i rodzina też... oczywiście pracę w domu a nie wieczny bałagan w salonie :)))

    Anex - dziękuję, krzyż jest z odzysku, resztę opowiem kiedyś w osobnym poście :))

    Penelopo - wychodzi na to, że jeśli się w czymś "dłubie", nie ważne czy to decou, czy szycie, czy robienie biżuterii to bałaganu nie da się uniknąć. Twórczego nieładu, który czasem wymyka się spod kontroli, a czasem znika na krótko. Niesamowite jest to, jak bardzo jesteśmy w tym do siebie podobne.

    Nivejko - wychodzi na to, że nie da się inaczej, tam gdzie się coś tworzy, tam nie ma miejsca na poukładanie w kancik ;))

    QRO DOMOWA - na tarasie...cudownie! Już Ci zazdroszczę.

    Aguś - to zrozumiałe, że masz teraz inne priorytety i inny "twórczy nieład" Cie czeka :))) Trzymajcie się zdrowo!

    Ivo- dziękuję. To wszystko to IKEA, jakoś nie mogę uwolnić się od tego zauroczenia.

    Madziko, chcesz powiedzieć, że on w tych Twoich lakierkach chodził? No to Ci powiem, że za odwagę bym mu darowała te buty. ;)))Ale pachnie mi tu bardzo ekscytującą historią o biednym warszawskim szewcu, którego zafascynowała tajemnicza Kobieta w czerwonych lakierkach. Pewnego dnia....

    Kaprysiu - jak nie kot to mąż, jak nie mąż to wizyta teściowej...i weź tu człowieku daj się ponieść Wenie. Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo mi sie podoba ten Twoj chustecznik! Swietna robota :) Cudownie pasuje do tych Twoich mebli w pokoju :) Ciesze sie ze w koncu zanalazlas czas aby dla siebie cos pieknego stworzyc!
    Pozdrawiam
    marta

    OdpowiedzUsuń
  22. ten cholerny szewc absolutnie nie jest biedny,a swój zawód traktuje bardziej jako ekscentryczne hobby, być może też jako wytrych do innych wstydliwych ekstrawagancji...buziaki

    OdpowiedzUsuń
  23. Chustecznik pełen wyrazu i uroku. Szewc bez butów, doskonale jest mi znajome :)
    Serdeczności posyłam :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Marzę o takim kącie dla siebie. Biurko na własność - luksus ;-)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  25. Piękny, piękny i jeszcze raz piekny! :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Chustecznik jest piękny i masz bardzo dobry gust oczywiście to moja opinia a te nasze pasjonatek porządki to raczej chęci niż rzeczywistość. A pracy w domu bardzo zazdroszczę, bo to wspaniałe nie zrywać się o poranku i w ogóle super.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...