wtorek, 11 stycznia 2011

Skoro już trwa ...

Zima oczywiście. I skoro nie mamy za bardzo wpływu na długość tego trwania, to poza upartym wypatrywaniem oznak wiosny (które nie łudźmy się, do marca jest tylko psychologiczną gierką z samym sobą) pozostaje nam odnalezienie jak największej ilości plusów tej pory roku. Nie jest łatwo, zwłaszcza dla kogoś, kto jak ja nie tylko nie lubi, ale wręcz nienawidzi zimy. Mój plan idealny na ten czas to albo przespanie go jak niedźwiedzie czy świstaki i pobudka wraz z pierwszymi pąkami na drzewach, albo ( to wersja oczywiście bardziej kusząca) zamieszkanie na ten czas w jakimś sympatycznym, cieplejszym kraju. Jedno i drugie niestety odpada z przyczyn różnych. Jeśli więc póki co zamiast w tunezyjskich turkusach przychodzi mi budzić się co rano w szaroburej bieli, to żeby nie popaść w całkowitą zimową depresję daję się czasem namówić na spróbowanie jednej z zimowych rozrywek.

Jakoś tak wstyd mi się zrobiło, gdy moi znajomi z lat szkolnych, tak samo jak ja "ludzie równin" zaczęli regularnie pokonywać te 400-500 kilometrów, żeby pojeździć na nartach. Póki to byli koledzy, to zbywałam to pobłażliwym "ech, faceci! , wieczne dzieci" , ale gdy dowiedziałam się, że również moje koleżanki, ryczące czterdziestki wskakują w ortaliony, przypinają deski do nóg i śmigają z górki, to mi się zrobiło głupio. To oni tłuką się przez pół Polski żeby choć przez weekend poszusować a ja mam góry niemalże pod domem i co? Saneczki czasem na osiedlowej górce? Lansik z torebeczką i popijanie grzańca pod stokiem? Cóż za marnotrawstwo okazji.


No to w końcu, żeby nie było, że powtarzam jak dziecko przy misce szpinaku że nie lubię nawet nie spróbowawszy, postanowiłam spróbować. Ale nie od razu hardcorowo narty, wyciąg góra... no aż tak to nie. Przy okazji rodzinnego wyjazdu na stok wyłuskałam Synia z buciorów, kazałam się przypiąć do deski i ... zjechałam. Nie powiem, ubaw był po pachy, endorfinki skoczyły , ale żeby zapałać... No nie zapałałam. I to wcale nie dlatego, że większość czasu spędziłam w tej wygodnej niezwykle pozycji.



Było miło, ale na powtórkę nie nalegałam. Ogłosiłam wszem i wobec, że owszem, pojadę, postoję, popatrzę, zdjęcia zrobię, ale nic poza tym. Sporty zimowe nie dla mnie i że uprasza się już nie namawiać. To było dwie zimy temu, temat przycichł, a moja zimowa depresja mogła się nadal bez przeszkód rozwijać. Do ostatniego weekendu, kiedy to koleżanka zaproponowała wspólny wyjazd z dziećmi na lodowisko. Pojechałyśmy z Olą i po pierwszym razie obie wpadłyśmy po uszy. Ola debiutowała na łyżwach, ale tak jej dobrze szło, że na drugi dzień pojechałyśmy kupić jej własne. Dla mnie to był kolejny "powrót do przeszłości", wspomnienie zimowych szaleństw na zamarzniętym stawie, powrotów po zmroku z nogami piekącymi z bólu i policzkami czerwonymi jak rozgrzane fajerki. Było super! Do tego stopnia, że poszłyśmy za dwa dni znowu i planujemy nadal chodzić. Wreszcie odnalazłam sport zimowy bez wad, niesamowitą radochę a moja córcia widząc banana nie schodzącego z mojej twarzy powiedziała "mamusiu, dawno nie widziałam cie takiej szczęśliwej".



Coś w tym jest. Tak samo jak w tym, że każdy człowiek musi po prostu odnaleźć zajęcie odpowiednie dla siebie. Pokusiłabym się o małą psychologiczna analizę jak się taki wybór ma do charakteru człowieka, ale to może innym razem ;)))

Pozdrawiam Was cieplutko.

26 komentarzy:

  1. No kochana, na tej desce wyglądasz "zjazdowo " ( czyt. odjazdowo :-)
    Pozdrawiam cierpliwie czekając na wiosnę :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż na desce można różnie hi hi.
    Podziwiam jazdę na łyżwach.kiedyś dawno temu jeżdziłam i to nieżle..

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ mi narobiłaś smaka na łyżwy! Będzie jakieś 15 lat już, jak nie jeździłam... Może uda mi się zmobilizować i pojeździć, jak będę pod koniec stycznia w Polsce. Bo u mnie to nie ma lodowiska :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Mirko jak dobrze Ciebie oglądać w pełnej krasie. Ja jestem z tych co przez pół Polski grzeją żeby na dechach śmigać.Może dlatego dla mnie zima ma taki urok( poza świętami rzecz jasna).Już marzę o szaleństwie na stoku w lutym ,buziak.

    OdpowiedzUsuń
  5. MarioPar - jak to mówią, co nie najeździłam, to nawyglądałam ;))) Podejrzewam, że patrzący z boku mieli taki sam ubaw jak ja.

    Jago - bo to jak jazda na rowerze, tylko im człowiek starszy tym bardziej boi się "piruety" kręcić.

    Magda - w Krakowie są przynajmniej trzy, wpadaj.

    Madziko - i Ty Brutusie...? No dobra, dopiszę Cię do listy. tak naprawdę to choć sama nie lubię, to takich jak Ty podziwiam... ale żeby przez pół Polski!?

    OdpowiedzUsuń
  6. Noo Mireczko, odważna z Ciebie kobitka, że Ty tak na tej desce "śmigałaś", nie ma co! ale z łyżwami Tobie jest bardzo do twarzy ;) i oblicze masz radosne, więc szusuj kochana, szusuj... :)
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  7. starszy jest wielkim fanem łyżew i otwarcie sezonu u nas w domu to święto narodowe ja niestety ze sportów to chyba... szachy a i to niekoniecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Skoro jest trzeba korzystać:D Ale... wole letnie sporty:D
    PeeS. I jak ta książka Oskarżona Wera Gran? Kupiłam i się przymierzam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. no to przybij piateczke:) bo ja tez chetnie zapadlabym w sen zimowy,az do marca;)
    Gratuluje odwagi,co do deski! Zdjecia cool:)) I tez stawiam na lyzwy,pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Mira zimowe sporty jak widać Ci służą :) ... ja w zeszłym roku próbowałam nart i ... nie wiedziałam, że nogi mogą się tak baaardzo od siebie oddalić :) ... znaczy jedna moja noga od drugiej mojej nogi w tym czymś ... zdecydowanie nie powtórzę ... ze sportów spacery i pilates a z zimowych ... hm siedzenie przed kominkiem można wcisnąć :) ... obiecane wydruki wyślę pod koniec tygodnia ... przechwalony sprzęt się zbuntował a serwis niestety wolniejszy niż ja na nartach :) ... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Miruś, cieszę się, że Twoja własna wrodzona ambicja Cię nie zabiła...;)))
    Bo (wg mnie) trzeba mieć naprawdę ułańską fantazję, aby nie potrafiąc jeździć na nartach- wskoczyć na deskę;)Na nartach spokojnie sobie śmigam, na desce śmignęłam raz...w dość przystojnego, nota bene współzjeżdżacza;):D:D
    Ale na łyżwach- prawdziwa Gracja z Ciebie, można pozazdrościć!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Noooooooooo Mireczko zaskakujesz coraz bardziej, Kochana:-))))
    Narty - to ze wszystkich sportow - a zadnego nie lubie, no poza nartami:-)))) - moje ulubione a....zaczelam jako...38 latka i....pokochalam! Ale zeby decha????? Czapki z glow, bo ja cykor jednak jestem.... Lyzwy moga byc ale narty...mniam:-)
    Podziwiam wiec Twoja odwage, jestes super!!!!!!
    Usciski:-)

    OdpowiedzUsuń
  13. No, no..... Szacuneczek;)))
    Ja tam ze sportów to uprawiam całoroczne marszobiegi, to znaczy biegnę od busa do pracy, potem z pracy do busa, zawsze to jakiś ruch - pół godzinki w szybkim tempie 2 razy dziennie;)))
    A to, co napisałaś na początku,to jakbyś w myślach moich czytała! Pozdrowienia serdeczne:))))

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja najbardziej ze sportów zimowych lubię łyżwy:)

    A Tobie do twarzy w tych sportach zimowych:)

    pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  15. Matko kochana, jak ja dawno nie miałam łyżew na nogach, a tak je lubię. Narobiłaś mi apetytu na jazdę no i na ten banan od ucha do ucha:))) Może następnym razem zobaczymy fotki z piruetami, kto wie...

    Pozdrawiam tryskającą radością!
    TCH

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochana super wyglądasz na desce i to w rożnych pozycjach:-))) Liczy się odwaga i chęci;-)
    ja tez lubię pojeździć na łyżwach bo umiem ale na deskę hmmmmmmm może bym się tez dała namówić i wiek tu na prawe nie gra roli.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj Mireczko w Nowym Roku !!!
    Lubię sport i ruch, ale tak jak ty, do nart i deski jeszcze się nie przekonałam i myślę, że nic z tego nie będzie.
    Myślę, że spowodowane jest to rzadkimi wyjazdami w góry, w porze zimowej.
    Łyżwy natomiast uwielbiam...to super zabawa i co najważniejsze - bezpieczna.
    Muszę przyznać, że na desce wyglądasz fantastycznie a na łyżwach jak szalona nastolatka.
    Miło popatrzeć :)
    Posyłam Ci buziaki i życzę cudownej jazdy na łyżwach.

    OdpowiedzUsuń
  18. Odwazna z Ciebie babeczka-deska juz opanowana na łyżwach jak zawodowiec zasuwasz. Podziwiam i zazdroszcze bo ja na jednym i drugim nie dałabym rady. Gips byłby u mnie murowany.
    :)Śliczne zdjecia.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  19. Drogie Moje! Kiedy tak czytam Wasze komentarze, to "banan" mi się robi jeszcze większy niż ten na zdjęciach z lodowiska. Bo o ile na łyżwach czuję się swobodnie i śmigam bez stresu te kółeczka i ósemeczki (przydaje się letni trening rolkowy), to epizod na desce był niczym innym jak tylko nieudolna wariacja na temat... Truli, truli, więc dla świętego spokoju, nieświadoma, na co się porywam (bo przecież Synio robi hop i jedzie, to co za problem ;) zjechałam na tej desce kilka razy. Jak widać na zdjęciach wybrałam sobie bezpieczna górkę, płaska niemalże, więc ryzyka wielkiego, że się połamie nie było. A już o co jak o co, ale o ułańską fantazję trudno mnie, Matkę Polkę, uosobienie nie tyle rozsądku co panicznego strachu podejrzewać. gdybyście widziały jak ja na ten stok dojeżdżam, oczywiscie jako pasażer, bo żadna siła mnie zimą za kółko nie posadzi. Zwinięta niemalże w kłębek, z zasłoniętymi oczami, piszcząca przy każdym "drifcie"... tylko anielskiej cierpliwości mojego Małża zawdzięczam to, że nie jadę w bagażniku :))). Podziwiam Was narciarki górskie i nizinne, ale wiem, że białe szaleństwo nie dla mnie. Buziaczki dla wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
  20. snowbord też nie dal mnie.. narty - jakoś daję radę chociaż raczej nie jeżdżę na kreskę bo życie mi miłe a i złamanie nogi to nic przyjemnego :)Ale łyżwy ...oooo to czysta przyjemność...do dzisiaj mam swoje stare figurówki ( z białymi skórzanymi butami, cienka łyżwa z ząbkami na czubku).. współczesne łyżwy stale mnie kuszą swoim designem, żeby wymienić sprzęt ale te stare budzą mój sentyment.. podmalowałam je trochę farbą bo but był zniszczony i hulam po lodzie nie bacząc, że może śmieszę młodzież.. Tak więc Mira mamy wspólne hobby:) i tak trzymaj bo z tym uśmiechem Ci wyjątkowo do twarzy...

    OdpowiedzUsuń
  21. Oj, i mnie ruch u nieco by się przydało, bo tłuszczem obrastam, oj:)Ładnie Ci w sportowo-zimowej scenerii:) Miłego jeżdżenia:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Buuu ja chce na nartym ja chce na łyżwy, buuuuuu.
    A tak tylko spie i spie-zwariowac mozna.

    OdpowiedzUsuń
  23. Miruś...jak Ci do Twarzy z dechą...i łyżwami też!!!Ja też lubię pośmigać ale tylko na łyżwach!!!Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Witaj
    Ah ja uwielbiam sporty zimowe zwlaszcza narty, i podziwiam Cie ze sprobowalas na "parapecie". Ja sie chyba nie odwaze na to stanac hihi.
    Z kolei lyzwy sa swiatna rozrywka mysle ze dla kazdego.
    Pozdrawiam niezwykle cieplo.

    OdpowiedzUsuń
  25. Tabu - a wiesz .. moja Ola bardzo chciała żeby jej kupić nie te wypasione, rolkopodobne, tylko właśnie te, jak ona mówi "baletowe", staroświeckie łyżwy. Niestety wygrała praktyczność i wybraliśmy takie, którym można regulować długość stopy.

    Kaprysiu - to "obrastanie" to jakaś epidemia czy co? :(((

    Hannah - Ty nie płacz tylko śpij, kiedy możesz i Mroźniaczka dopieszczaj. Buziol.

    Aguś - nie ma to jak łyżwy!

    Atenko - deski czy parapet ani jedno ani drugie nie dla mnie, podziwiam tych, którym to "coś" u stóp nie przeszkadza :)))

    OdpowiedzUsuń
  26. Fantastycznie, podziwiam! I wspaniale, gdy dzieci widzą szczęśliwych rodziców:D

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...