Wiem, że miał być ciąg dalszy fotoopowieści o cudownościach, jakie dotarły do mnie w ostatnim czasie z różnych stron i z różnych powodów. Myślę jednak, że dziewczyny, które sprawiły mi radość swoimi ślicznymi wytworkami nie będą mi miały za złe tego małego poślizgu. Przez niemal dwa lata przebywania w blogosferze zdążyłam przekonać się, że spotykam tu osoby nie tylko o wielkich zdolnościach i talentach, ale też obdarzone wielkim sercem i ogromną wrażliwością . Nie są to osoby małostkowe i dlatego ze spokojem zostawiam "napoczęty" temat i na momencik zbaczam z drogi.
Przyczyną jest film, któremu nie wróżę długiego pobytu na naszych ekranach. Chyba dystrybutor też nie był w tej kwestii optymistą, bo nie wiem jak w innych miastach, ale w Krakowie film ten wyświetlany jest zaledwie w kilku kinach, na dwóch -trzech seansach dziennie (oczywiście w weekend) w bardzo późnej porze. Gdy sprawdzaliśmy w necie repertuar i próbowaliśmy zarezerwować bilety, to mapa sali była tylko gdzieniegdzie pokryta czerwonym kolorem zajętych miejsc. A była to, trzeba powiedzieć, jedna z najmniejszych sal multipleksu. Z ciekawości rzuciliśmy okiem na rezerwację miejsc na "Wyjazd integracyjny" - pojedyncze wolne miejsca... Trudno się dziwić, że opowieść o człowieku, którego przerosło wyzwanie, jakie postawił przed nim Kościół przegrywa w weekendowy wieczór z wesołą opowieścią o tym co dzieje się na legendarnych już korporacyjnych wyjazdach integracyjnych. Goły tyłek Karolaka i Kasia Figura w stroju dominy kontra starzy kardynałowie odmawiający litanię do wszystkich świętych. Nie jest to film na wesoły początek wieczoru przy popcornie i coli przed wypadem do dyskoteki.
Z drugiej strony, nie jest to także film, na który księża katecheci będą zabierać swoich podopiecznych w ramach lekcji religii. Bo chociaż tytuł przywołuje od razu skojarzenie z Janem Pawłem II nie jest to kolejna historia o życiu naszego papieża. Co więcej, jest to opowieść o kimś, kto tym papieżem zostać nie chciał nakręcona przez reżysera, który delikatnie mówiąc jest z Kościołem jako instytucją i z samym Bogiem trochę na bakier. I choćby z tego powodu, Ci, dla których istnieją tylko dwa kolory - czarny i biały, Ci, którzy widzą ludzi jedynie przez pryzmat my-oni nie pójdą na ten film do kina. Już gdzieś przeczytałam kilka głosów, że jest to kolejny przejaw antykościelnej nagonki. Nic bardziej mylnego, ale oczywiście jest to moje absolutnie subiektywne odczucie i można się ze mną nie zgadzać.
Film Nanni Morettiego nazywany jest przez jednych dramatem, przez innych komedią. Rzeczywiście trudno jest go jednoznacznie określić, zaszufladkować. Bo to film niebanalny, ale komedią chyba jednak nie jest, chociaż kilka momentów rozbawiło mnie do łez (scena, gdy lekarz przegląda z kardynałami ich leki uspokajające i nasenne...). Dla mnie to po prostu bardzo mądry film o człowieku, starym człowieku, którego przygniótł ciężar oczekiwań, który w chwili, gdy ma się stać kimś drugim po Jezusie odczuwa tak silnie swoją małość i bezsilność, że jedyne, co przychodzi mu do głowy to ucieczka. I nie ma w tym moim zdaniem żadnego ataku na Kościół, żadnej obrazy moralności, żadnego szargania świętości. Przeciwnie, pokazanie ludzkiej twarzy tych, których zazwyczaj widzimy w oficjalnych strojach i oficjalnych sytuacjach nie uwłacza ani Kościołowi jako instytucji, ani religii ani Bogu. Czy z chwilą wyboru ten człowiek stanie się automatycznie kimś innym, czy strach jest aktem niewiary w boski plan, czy jest grzechem? Szczerze mówiąc nigdy dotąd nie zastanawiałam się nad tym, ale wczoraj, po wyjściu z kina długo myślałam czy moment ogłoszenia werdyktu konklawe różni się tak bardzo od momentu ogłoszenia werdyktu sądu o skazaniu na wieloletnie więzienie za nieumyślne zabójstwo, albo od wylewu, który unieruchamia kogoś na całe życie w szpitalnym łóżku . Proszę mnie nie linczować za to porównanie, chodzi mi jedynie o jeden aspekt. I w jednym i w drugim i w trzecim przypadku człowiek jest nagle wyciągnięty ze swojego dotychczasowego życia. Jedna chwila przenosi go ze świata, który zna, środowiska, w którym pracuje i żyje do kompletnie innej rzeczywistości, do obcych wnętrz, obcych ludzi. Do zależności i rytuałów, na które nie ma wpływu. Czy nie boimy się nagłej choroby, która nas skaże na zależność od innych?? Nie wiem jak Ty, ale ja się boję. Więzienie ... wystarczy chwila nieuwagi, tragiczny splot wydarzeń na drodze i możemy stać się sprawcą wypadku... nie boisz się? Kardynał przyjechał na konklawe, zostawił swoje sprawy na kilka dni. A tymczasem ma nie tylko zostać na zawsze w Watykanie, ale ma też stać się przewodnikiem dla całego katolickiego świata... czy to nie może przerazić? Nie musi, ale może.
I taką sytuację opowiada Nanni Moretti. A opowiada ją przy udziale wspaniałych aktorów. Michele Piccoli w roli kardynała wybranego na papieża, Jerzy Stuhr jako rzecznik prasowy Watykanu (świetna rola, zagrana w całości po włosku, poza maleńkim polskim akcentem, ale to już trzeba zobaczyć samemu), cała masa kompletnie nieznanych aktorów w rolach kardynałów - miniaturowe perełki aktorskie. Sam reżyser wcielił się w rolę psychoanalityka, sprowadzonego do Watykanu, by pomóc papieżowi zwalczyć strach. Najlepszego specjalisty w kraju, ale niestety ... ateisty. "Uwięziony" razem z innymi kardynałami (do oficjalnego ogłoszenia papieża wiernym żaden z nich nie może opuścić Watykanu) wnosi trochę pozytywnego zamieszania w życie świątobliwych staruszków.
Film współprodukował Canal +, więc pewnie niedługo będzie go można zobaczyć w telewizji. Ja z pewnością nie przegapię okazji, by zobaczyć go jeszcze raz.
Przyczyną jest film, któremu nie wróżę długiego pobytu na naszych ekranach. Chyba dystrybutor też nie był w tej kwestii optymistą, bo nie wiem jak w innych miastach, ale w Krakowie film ten wyświetlany jest zaledwie w kilku kinach, na dwóch -trzech seansach dziennie (oczywiście w weekend) w bardzo późnej porze. Gdy sprawdzaliśmy w necie repertuar i próbowaliśmy zarezerwować bilety, to mapa sali była tylko gdzieniegdzie pokryta czerwonym kolorem zajętych miejsc. A była to, trzeba powiedzieć, jedna z najmniejszych sal multipleksu. Z ciekawości rzuciliśmy okiem na rezerwację miejsc na "Wyjazd integracyjny" - pojedyncze wolne miejsca... Trudno się dziwić, że opowieść o człowieku, którego przerosło wyzwanie, jakie postawił przed nim Kościół przegrywa w weekendowy wieczór z wesołą opowieścią o tym co dzieje się na legendarnych już korporacyjnych wyjazdach integracyjnych. Goły tyłek Karolaka i Kasia Figura w stroju dominy kontra starzy kardynałowie odmawiający litanię do wszystkich świętych. Nie jest to film na wesoły początek wieczoru przy popcornie i coli przed wypadem do dyskoteki.
Z drugiej strony, nie jest to także film, na który księża katecheci będą zabierać swoich podopiecznych w ramach lekcji religii. Bo chociaż tytuł przywołuje od razu skojarzenie z Janem Pawłem II nie jest to kolejna historia o życiu naszego papieża. Co więcej, jest to opowieść o kimś, kto tym papieżem zostać nie chciał nakręcona przez reżysera, który delikatnie mówiąc jest z Kościołem jako instytucją i z samym Bogiem trochę na bakier. I choćby z tego powodu, Ci, dla których istnieją tylko dwa kolory - czarny i biały, Ci, którzy widzą ludzi jedynie przez pryzmat my-oni nie pójdą na ten film do kina. Już gdzieś przeczytałam kilka głosów, że jest to kolejny przejaw antykościelnej nagonki. Nic bardziej mylnego, ale oczywiście jest to moje absolutnie subiektywne odczucie i można się ze mną nie zgadzać.
Film Nanni Morettiego nazywany jest przez jednych dramatem, przez innych komedią. Rzeczywiście trudno jest go jednoznacznie określić, zaszufladkować. Bo to film niebanalny, ale komedią chyba jednak nie jest, chociaż kilka momentów rozbawiło mnie do łez (scena, gdy lekarz przegląda z kardynałami ich leki uspokajające i nasenne...). Dla mnie to po prostu bardzo mądry film o człowieku, starym człowieku, którego przygniótł ciężar oczekiwań, który w chwili, gdy ma się stać kimś drugim po Jezusie odczuwa tak silnie swoją małość i bezsilność, że jedyne, co przychodzi mu do głowy to ucieczka. I nie ma w tym moim zdaniem żadnego ataku na Kościół, żadnej obrazy moralności, żadnego szargania świętości. Przeciwnie, pokazanie ludzkiej twarzy tych, których zazwyczaj widzimy w oficjalnych strojach i oficjalnych sytuacjach nie uwłacza ani Kościołowi jako instytucji, ani religii ani Bogu. Czy z chwilą wyboru ten człowiek stanie się automatycznie kimś innym, czy strach jest aktem niewiary w boski plan, czy jest grzechem? Szczerze mówiąc nigdy dotąd nie zastanawiałam się nad tym, ale wczoraj, po wyjściu z kina długo myślałam czy moment ogłoszenia werdyktu konklawe różni się tak bardzo od momentu ogłoszenia werdyktu sądu o skazaniu na wieloletnie więzienie za nieumyślne zabójstwo, albo od wylewu, który unieruchamia kogoś na całe życie w szpitalnym łóżku . Proszę mnie nie linczować za to porównanie, chodzi mi jedynie o jeden aspekt. I w jednym i w drugim i w trzecim przypadku człowiek jest nagle wyciągnięty ze swojego dotychczasowego życia. Jedna chwila przenosi go ze świata, który zna, środowiska, w którym pracuje i żyje do kompletnie innej rzeczywistości, do obcych wnętrz, obcych ludzi. Do zależności i rytuałów, na które nie ma wpływu. Czy nie boimy się nagłej choroby, która nas skaże na zależność od innych?? Nie wiem jak Ty, ale ja się boję. Więzienie ... wystarczy chwila nieuwagi, tragiczny splot wydarzeń na drodze i możemy stać się sprawcą wypadku... nie boisz się? Kardynał przyjechał na konklawe, zostawił swoje sprawy na kilka dni. A tymczasem ma nie tylko zostać na zawsze w Watykanie, ale ma też stać się przewodnikiem dla całego katolickiego świata... czy to nie może przerazić? Nie musi, ale może.
I taką sytuację opowiada Nanni Moretti. A opowiada ją przy udziale wspaniałych aktorów. Michele Piccoli w roli kardynała wybranego na papieża, Jerzy Stuhr jako rzecznik prasowy Watykanu (świetna rola, zagrana w całości po włosku, poza maleńkim polskim akcentem, ale to już trzeba zobaczyć samemu), cała masa kompletnie nieznanych aktorów w rolach kardynałów - miniaturowe perełki aktorskie. Sam reżyser wcielił się w rolę psychoanalityka, sprowadzonego do Watykanu, by pomóc papieżowi zwalczyć strach. Najlepszego specjalisty w kraju, ale niestety ... ateisty. "Uwięziony" razem z innymi kardynałami (do oficjalnego ogłoszenia papieża wiernym żaden z nich nie może opuścić Watykanu) wnosi trochę pozytywnego zamieszania w życie świątobliwych staruszków.
Film współprodukował Canal +, więc pewnie niedługo będzie go można zobaczyć w telewizji. Ja z pewnością nie przegapię okazji, by zobaczyć go jeszcze raz.
Dziękuję za recenzję. Z wielką ciekawością obejrzę ten film.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam poniedziałkowo
Mirko,napiszę tylko tak-dla mnie możesz "zbaczać z drogi codziennie".buziaki
OdpowiedzUsuńPo Twoim komentarzu NA PEWNO obejrzę ten film; już wcześniej byłam nim zainteresowana. A co do poprzedniego wpisu - z pewnością byłaś bardzo grzeczna!
OdpowiedzUsuńNinka.
MarioPar - dla Ciebie też poniedziałkowe uściski.
OdpowiedzUsuńMadziko - no kocham Cię, wiesz, ale woreczek i tak pokażę ;)
Ninko - z przyjemnością Cię ponownie spotykam na moim blogu. A film naprawdę warto zobaczyć, jest w nim wiele ciepła.
dziękuję- zobaczę na dniach. jakbyś chciała to jest tutaj
OdpowiedzUsuńbuziole
http://www.ekino.tv/film,Habemus-papam-mamy-papieza-Habemus-Papam-2011-Napisy-PL,24292.html
Ja osobiście poczekam aż bedzie nadawany na Canal + , słyszałam, że film dość ciężki a. że z zzasady nie wychodzę z kina podczas seansu ( bo nieładnie ) , to poczekam i obejrze w domu, wszak zawsze mozna pilotem przełaczyć
OdpowiedzUsuńHannah - dzięki za link, dopisuję do listy, bo na pewno obejrzę sobie jeszcze nie raz.
OdpowiedzUsuńJOASIU - wprawdzie na tym seansie, było nas raptem jakieś 20 osób, ale nikt nie wyszedł przed końcem, co więcej, wszyscy wbici w fotele dotrwali niemal do końca napisów. Hania wrzuciła link, wiec możesz spróbować mając w pogotowiu klawisz Esc ;))
O ile rozumiem film zawiera proste i ogólnoludzkie prawdy związane z tematem kościoła i takie było jego przesłanie pokazać, że ludzie kościoła to też ludzie, którzy się boją choć nie do końca powinni a bycie papieżem ma swoje plusy i minusy. Dla mnie świat kościoła pozostał poza światem rzeczywistym a wybory kojarzą mi się z wyborami politycznymi tylko ceremoniał w innej oprawie. Stuhr na pewno był świetny, bo jakże mogło by być inaczej.
OdpowiedzUsuńDla mnie Mireczko Twoje recenzje są bezcenne! Uwielbiam je czytać. Dla mnie już sam Stuhr jest wystarczającym powodem, żeby obejrzeć ten film :-)
OdpowiedzUsuńdzięki za recenzję! Do kina to zapewne się nie wybiorę ale może jakimś innym sposobem...:)Buziaki!
OdpowiedzUsuńHm... jak tak dalej będziesz zbaczać, to staniesz się moim ulubionym Informatorem Kulturalnym :) Uściski Miro
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie. W ostatnich dniach na ekrany kin weszło kilka dobrych filmów z pewnością wartych zobaczenia, ale czy mam ochotę na ten akurat, sama nie wiem, chyba raczej poczekam na płytę lub emisje w tv. Tak trochę po kokardkę mam tematyki związanej z klerem, a jak tylko okoliczności pozwolą, wybieram się na "Służące". Kino niby babskie, ale głęboko osadzone w społecznych realiach lat sześćdziesiątych w USA, do tego świetnie grane. Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńKaprysiu - Na "Służące" ciągnie mnie mój Małż. Ja natomiast szukam kogoś, kto wybierze się ze mną na "Dom snów". Razem zaś wybieramy się na "Dług" (amerykański, nie polski).
OdpowiedzUsuńA co do "Habemus papam", obejrzyj a zobaczysz jak mało tam kleru w klerze ;)
Palmette -
Miejski
Informator
Rozrywkowo
Kulturalny
Aliści
do usług ;))
Aguś - ściskam!
Bestyjeczko, Graszynko - Stuhr, to jest marka po prostu.
Wspaniała recenzja. Mam wielką ochotę obejrzeć. Ściskam, Hania
OdpowiedzUsuńNo masz... :)
OdpowiedzUsuńI wszystko się zgadza!
:) Uściski serdeczne
Hanutko - cieplutko pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPalmette - jak by to powiedział Piernacki "taki żarcik!"