Nie ma się co łudzić, ciepło już nie będzie. Gorzej. Będzie coraz zimniej i paskudniej. Gdy rano odprowadzałam Olę do szkoły towarzyszył nam pierwszy śnieg. Jeszcze nieśmiały, drobniutki, jeszcze nie sypiący, a raczej tańczący w powietrzu, jeszcze nie docierał do ziemi... Lada dzień będzie go więcej a z nim lód... na drogach też... nie lubię, bardzo nie lubię. Trauma powypadkowa wraca każdej zimy i nie puszcza do roztopów, choć minęły już trzy lata. Nie wiem czy kiedyś się przemogę. Mam wrażenie, że z każdym rokiem jest coraz gorzej. Gdy na drodze jest śnieg, czy lód, to nawet jadąc jako pasażer wciskam się z całej siły w fotel i zaciskam nerwowo ręce. Nie wiem, czy czegokolwiek boję się bardziej. Może tylko latania.
Póki jednak nie stać mnie na domek w Hiszpanii albo innej Toskanii muszę trwać w tym szczękościsku i odliczać dni do marca. Na szczęście istnieją takie zimoumilacze jak kominek z buchającym żywym ogniem, jak kot mruczący na kolanach, jak grzane wino. I włóczka. Wraz z nadejściem pierwszych chłodów wyciągam druty, skupuję włóczki i śmigam. Czapki, otulacze, mitenki. Przymierzam się do wielkiej kamizeli a może nawet swetrzyska. W liceum byłam mistrzynią swetrów-gigantów. Potrafiłam w tydzień śmignąć sweter do kolan cały z kwadratów 10 x 10 w różnych kolorach i wzorach. Nie zachował się niestety :(( Podobnie jak sweter-płaszcz zrobiony podczas dość nudnej miesięcznej praktyki studenckiej w bibliotece w Zielonej Górze. Służył mi przez całe studia, niestety też gdzieś go wcięło :( Mimo upływu niemal dwu dekad idealnie wpisałby się w obecne trendy. Wszak wszystko powraca... grube sploty, warkocze, patchworkowe wzory... to wszystko było modne, gdy byłam licealistką. A może to nie była moda, tylko konieczność. Ratunek w czasach pustych półek i identycznych szarych ubrań. Kto potrafił sobie coś sam uszyć i wydziergać miał szansę się z tej szarzyzny wybić, o dziwo nie pamiętam, żeby był problem ze zdobyciem tkanin czy włóczek. A nawet jeśli, to przerabiało się stare ciuchy, albo szyło z czegoś, co było. Czy ktoś pamięta spódnice z tetrowych pieluch farbowanych w garnku na dowolny kolor, albo z chustek do nosa, super się do tego nadawały męskie... a baletki wycinane z tenisówek... jest co wspominać.
Nie wiem co mnie tak naszło na licealno-studenckie wspomnienia. Może to ta szarość za oknem, może wczorajsza rozmowa z J. przyjaciółką od zawsze, daleką teraz ale zawsze bardzo bliską...
Żeby jednak nie tkwić w tych szaroburych nastrojach i nie dać się wszechogarniającej ciemności wdałam się w romans. Flircik w zasadzie, chyba krótkotrwały, bo to jednak nie moje klimaty. Ja jednak jestem bardzo mocno osadzona w sepii, oliwkowej zieleni i brązie. Dlatego tylko na chwilkę, dla odświeżającej odmiany poflirtowałam z różem. Chociaż ten róż to też taki naznaczony moimi nastrojami, nie słodki, nie cukierkowy, nie barbiowy, jak mawiała moja Ola. To róż nostalgiczny, przygaszony, odarty z lukru. Zresztą, co ja tu będę gadać o nim, popatrz, proszę. Chociaż zdjęcia też jakieś takie odarte ze światła i życia.
Mini komódeczka na naprawdę mini skarby...
Serducha...
... to małe robiłam dużo wcześniej, widać, że ma w sobie więcej optymizmu :))
Małe serduszko jest zawieszką przy wieszaczku z podobnym motywem...
Do kompletu mam jeszcze spory piórnik... tu nasycenie różowością zdecydowanie większe...
I pojemnik na listy i karteluszki ...
Blogger znowu "ułatwia" użytkownikom życie. Zmienił całkiem formatkę pisania postów i mieszanie zdjęć z tekstem trwa dwa razy dłużej. Jak ja lubię te ulepszenia ;)) Nie, żebym była przeciwna technicznym nowinkom, nawet staram się ich nie unikać, ale jak już coś sobie obczaję na tyle, by posługiwać się tym szybko i sprawnie, to zaraz wyskakuje jakaś aktualizacja, która stawia wszystko na głowie i moje wyuczone, niemal automatyczne ruchy muszą się iść bujać. Wrrrr! Ale udało się i chyba nawet pobiłam swój rekord ilości zdjęć w poście.
Nie mdli nikogo od tego różu? Mam nadzieję, że nie. Jeśli tak, to zapraszam na kubek gorącej, gorzkiej kawy. Ja sobie idę zaparzyć, bo lekko przymarzłam ...
Popatrzyłam na mojego kota moszczącego się w tym niewygodnym pudełku na ołówki i na moje cztery kąty i na tę zaokienną szarość i taki mały muzyczny PeeSik mi się narzucił. Ta piosenka zawsze będzie mnie przenosić do kursu tańca, który przerwałam już dawno i który był fantastyczną przygodą, relaksem i odskocznią od codzienności. Każde zajęcia wolnym tańcem do spokojnej muzyki. Kilka razy właśnie do tej piosenki ...
"... W nocy i w dzień bez makijażu
wie jaka jest...on ją taką widzieć chce...
silną,upartą i wierzy bardzo,
w piękno, które wciąż odkrywa w niej
W nocy i w dzień bez makijażu
wie jaka jest... on ją taką widzieć chce....
pełną sprzeczności w każdym wydaniu
nigdy nie opuści jej...
Lubi nudzić się i tkwić w bałaganie wolnych chwil
(kocha sobą być)
Kocha niebanalny styl,
koci świat i dobry film,
(nikt nie mówi jej jak żyć)
Jest jak deszcz w upalny dzień
nieprzewidywalna tak.....
(bywa zmienna tak)
On to wie i gotów jest jej na kredyt siebie dać
całego siebie dać..."
wie jaka jest...on ją taką widzieć chce...
silną,upartą i wierzy bardzo,
w piękno, które wciąż odkrywa w niej
W nocy i w dzień bez makijażu
wie jaka jest... on ją taką widzieć chce....
pełną sprzeczności w każdym wydaniu
nigdy nie opuści jej...
Lubi nudzić się i tkwić w bałaganie wolnych chwil
(kocha sobą być)
Kocha niebanalny styl,
koci świat i dobry film,
(nikt nie mówi jej jak żyć)
Jest jak deszcz w upalny dzień
nieprzewidywalna tak.....
(bywa zmienna tak)
On to wie i gotów jest jej na kredyt siebie dać
całego siebie dać..."
Za oknem coraz mniej kolorów, a u Ciebie tak różowo-kolorowo:) Trochę jakby... wiosennie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Nie mdli, nie mdli moja droga:)) Westchnęłam sobie na ich widok. Piękny komplet powstał, a odcień różu bardzo ciekawy szczególnie w połączeniu z różami.
OdpowiedzUsuńMnie również dopadają wspomnienia, gdy za oknem robi się coraz zimniej. Aura zatrzymuje w domu, przy kozie i powoduje, że sięgamy po robótki, albumy rodzinne albo gry i tak spędzamy czas, bardzo rodzinny :)) Lubię ten okres za niepowtarzalne "ciepło", które generuje.
Pozdrawiam z kubkiem ciepłej herbaty (imbir i miód)
Tomaszowa
Milá Mira, motiv růží je krásný a s růžovou barvou na pokladu vyniknou ještě více.
OdpowiedzUsuńKrásný den
Iva
No mnie nie mdli;)udane prace:)
OdpowiedzUsuńA z tym blogerem no cóż....ja też wróciłam do starego schematu...bo nowy mi ,,nie leżał,,
Pozdrawiam cieplutko
Nie mdli. Właśnie idealnie słodko i ciepło się zrobiło. Ale na kawę i tak się wpraszam. Zawsze to lepiej smakuje w dobrym towarzystwie :)
OdpowiedzUsuńOj moja Kosiaczka by zwariowała kiedy by zobaczyła Twoje cuda!Fajnie że na zimowe wieczory masz kota i winko...no i zajmiesz ręce robótką...to szybko zleci Kochana!:)Buziaki!Ja jeszcze w duecie!!:(
OdpowiedzUsuńPamiętam tetrowe spódnice, swetry szyte z kawałków pociętych innych swetrów i te spódnice szyte z tysięcy metrów bawełnianej koronki :-)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię wspominać ten młodzieńczy czas :-)
A różany motyw jest "bardzo na temat", gdy za oknem obrzydliwie szaro i ponuro.
Ściskam ciepło
A mnie ostatnio bardzo podoba się wszystko ozodbione kwiatkami więc cała kwiatowa kolekcja jest przepiekna.
OdpowiedzUsuńsuper Kochana, super.
buziaki
Do not be sad, you made such a lovely set! Realy like it!
OdpowiedzUsuńCałkiem niezły ten różowy flirt! Pamiętam, pamiętam : tetrowe kiecki farbowane w domu, spódnice z chust, t-shirty z własnoręcznie przyszywanymi aplikacjami, koraliki we włosach... Fajnie się wspomina te siermiężne czasy!
OdpowiedzUsuńMiłe te róże:)dzięki za wspomnienia,bo przypomniały mi bluzki szyte z bawełnianego czyściwa do tokarek i malowane wilbrą do skóry- to było fashion show!:)
OdpowiedzUsuńJeśli róż, to tylko sentymentalny :) Zimo to także nie moje klimaty, więc stukam się z Tobą kubkiem herbaty imbirowej na rozgrzewkę :) Uściski serdeczne
OdpowiedzUsuńAleż się zaróżowiło:)))ślicznie:)))
OdpowiedzUsuńśliczne prace i kolorki i motyw, aż się od razu cieplej robi -tak wiosennie ;)
OdpowiedzUsuńcomplimenti sei bravissima
OdpowiedzUsuńOj, też miałam podobne czasy licealne i studenckie. Ile pomysłów się wtedy miało! Ciągle przerabiałam jakieś ubrania, zwężałam, doszywałam, potem już zaczęłam szyć od podstaw. Jadąc pociągiem (o ile miałam miejsce siedzące) zawsze robiłam na drutach. Pamiętam sukienki z tetry, choć sama takiej nie miałam. To były całkiem fajne czasy, byłyśmy młode:)
OdpowiedzUsuńChociaż róż też nie jest moim kolorem, komplecik wyszedł bardzo ładny i wcale nie za słodki. Zwłaszcza pudełko na listy mnie zachwyciło:) Ściskam mocno. Hania
Mnie tez ostatnio wzięło na róż, zresztą juz widziałaś na moim blogu ;) to kolor bardzo energetyczny, w sam raz na te szarugi :)
OdpowiedzUsuńBuziaki
Gdy Ci się kochana Mirko ta różana kolekcja znudziła to znam trzy osoby wielce zainteresowane-lat 2,10,34 ,he,he.Wrazie czego pisz ...
OdpowiedzUsuńbuziaki
p.s.w galerii nie ma w każdym bądz razie...
Gdy Ci się kochana Mirko ta różana kolekcja znudziła to znam trzy osoby wielce zainteresowane-lat 2,10,34 ,he,he.Wrazie czego pisz ...
OdpowiedzUsuńbuziaki
p.s.w galerii nie ma w każdym bądz razie...
A mnie wzięło na wspomnienia - spódnice z pieluchy miałam a i owszem, i na drutach robiłam oprócz swetrów i workowatych spódnic, hurtowe ilości czapek, których nikt nie chciał nosić :-) To były super czasy i ludzie bardziej kreatywni, i duże rodzinne imieniny, których tak mi brak :-(
OdpowiedzUsuńPiękne różowe wytworki!
POZDRAWIAM NOSTALGICZNIE!
Przy tej szaroburej scenerii za oknem, Twój róż dodaje trochę optymizmu. Sepia w tych dniach by zbytnio dołowała.
OdpowiedzUsuńA wspomnienia licealno -studenckie wywołały na mej twarzy szeroki usmiech. Oj, kombinowało się wtedy. Ciężkie były czasy, a chciało się kolorowo żyć. Puste sklepowe półki wyzwalały kreatywność... jeszcze jaką! ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Ja, ja farbowałam tetrę! I prułam z mamą stare swetry, żeby zrobić odlotowe nowe! Dobre czasy to były, wiesz, Mirruś, dobre... Czasem znów chciałabym mieć kilkanaście lat i tamtą głowę, tamten optymizm i w ogóle. Z naciskiem na w ogóle... Dobra, nie smęcę. Rzec jeszcze chciałam, żeś mnie różem zaskoczyła! :)
OdpowiedzUsuńOch widzę tu kawał dobrej roboty:-)
OdpowiedzUsuńśliczny jest ten motyw z rózyczka i drobnymi kwwiatuszkami. podziwiam Twoją cierpliwość w wycinaniu tych maleńkich gałązek.
Nabyłam kilka takich serwetek i myślę, że pójdę na łatwiznę i jak wreszcie zepnę sie do pracy, to wystąpią na białym tle:-)
serdecznie pozdrawiam
Też robię różową komodę i też to nie są to moje klimaty, ale stworzone zostały różne kolory na świecie i trzeba różnych rzeczy spróbować. Komplet Twój jest słodki, i chyba takie zadanie ma róż ma być słodko, ładnie, dziewczęco i nie ma w tym nic złego. Jest śliczny.
OdpowiedzUsuńGraszynka ma rację, różne kolory Bozia dała i każdy jest na swój sposób piękny i potrzebny. A że różowy się troszkę, powiedzmy ... zdewaluował, to trudno. Bardzo mi miło, że nie zemdliło Was po tej porcji różowości. Na razie nie zamierzam wracać do tej kolorystyki i grzebię się znowu w ukochanych buraskach.
OdpowiedzUsuńDzięki wam za wspomnienia z pieluchowych i przeróbkowych czasów. Wtedy handmade był wymogiem sytuacji, teraz jest przyjemnością, relaksem a czasem nawet małym snobizmem. I dobrze :))) Ściskam Was mocno w ten szary dzień i oby do wiosny!
Miło jest rozgościć się Miro w Twoim Poukładanym świecie.Jest ciepło, nostalgicznie, życiowo...Codzienność nie przytłacza tu szarością.Jest oswojona i pełna życia.
OdpowiedzUsuńPiosenka bardzo tu pasuje- podoba mi się.
Wspomnienie lat robótek ręcznych, dzięki którym mogłyśmy mieć niemal wszystko, robiąc to własnymi rękami, kreatywnie wykorzystując wszystko, co tylko można było wtedy zdobyć!Farbowanie ciuchów, szycie z pieluch, robienie wielkich swetrów i długich szalików, getry, kominy, torby ze sznurka - czy było coś, czego nie potrafiłyśmy zrobić? Dziś jesteśmy dzięki temu bardziej twórcze, zaradne, pomysłowe.
Dziękuję Ci Miro za to wspomnienie.
Pozdrawiam z mojej prowansji- tu też jest cieplutko i twórczo ;)
Filo - jak miło jest Cię znowu tutaj spotykać. Cudownie, że znalazłaś czas na odwiedziny u mnie i na wspominki starych, twórczych czasów. Przypomniałaś mi, że umiałam tez pleść makramowe torby, kurczę, my rzeczywiście wtedy umiałyśmy zrobić wszystko :))) Ściskam Cię mocno.
OdpowiedzUsuń