czwartek, 8 września 2011

Komórka, czyli znowu King


Złapałam się na tym, że rzadko "recenzuję" książki zaraz po ich przeczytaniu czy wysłuchaniu (nieustannie twierdzę, że audiobook to pełnoprawna forma książki). Celowo daję w cudzysłów słowo recenzja, bo ktokolwiek kiedykolwiek zaglądał na mój blog, wie, że z recenzowaniem ma to niewiele wspólnego. Opisuję raczej swoje wrażenia, emocje związane z tekstem czy wreszcie skojarzenia jakie mi przyniósł. Mając nieskromną świadomość, że kilka osób czyta moje wpisy unikam opisywania fabuły, aby przypadkiem nie wypaplać jakiegoś szczegółu, który zdradzony przedwcześnie popsułby potencjalnemu czytelnikowi całą przyjemność stopniowego wgryzania się w opisywaną historię. Stąd zapewne mała przydatność merytoryczna mojego blablania (ukłony dla Nivejki), naznaczonego olbrzymim subiektywizmem i przefiltrowanego przez mój pokręcony gust.

Z momentem przewrócenia ostatniej kartki książki czy chwilę po usłyszeniu charakterystycznego szzzzzzzz wydobywającego się z kieszeni czytnika CD w moim "bumboksie"zapadam w coś w rodzaju zadumania. Nie jest ono wcale głębokie, nie zastygam z zaświeconym nad głową znakiem zapytania. Owo zadumanie jest raczej płyciuśkie i byle sprawa codzienna mnie z niego wybija, więc trwać sobie musi pod powierzchnią nieco dłużej zanim na własny użytek uświadomię sobie coś więcej niż banalne fajne-niefajne, świetne-bez sensu. Zresztą z tym fajne-bez sensu też różnie bywa. Czasem już w połowie książki coś zaczyna zgrzytać, coś jest nie tak, coś nie pasuje. Jakaś postać staje się "papierowa", jakiś wątek mocno naciągany. Niekiedy zgrzyta już do końca, ale (na szczęście) wiele razy zdarza się jakieś "bum !" , zdarzenie, zdanie, które wszystko tłumaczy, wycisza zgrzyt. A jak jeszcze owo "bum!" jest logicznie usprawiedliwione a nie wprowadzone przez autora ot tak, (bo cholera tak się zaplatałem w wątki, że nie pamiętam jak to miało być) to już jest fajnie, bo się dzieje, bo jest nieprzewidywalność, niepewność końca, ale taka zmyślna a nie "od czapy". A czasem... i cholerka tym razem tak było... jest super pomysł, mocny początek, akcja, akcja, akcja i ... kicha na końcu. Przy kichowatym zakończeniu mam zawsze uczucie, że to ja czegoś nie zrozumiałam, że być może umknął mi jakiś ważny szczegół (zdarza mi się zasnąć przy czytaniu, więc kto tam wie jak przyswajam te strony tuż tuż przed opadnięciem książki na mój chrapiący nos), że może powinnam zacząć jeszcze raz i wtedy koniec wyda mi się jedynym logicznym i jasnym ze wszystkich możliwych zakończeń.

Ale!

Ale!

Ale przecież "Komórki" S.Kinga nie czytałam przed zaśnięciem. "Komórki" słuchałam na audiobooku z największym skupieniem do jakiego jestem zdolna podczas mojej ulubionej czynności, czyli prasowania. Słuchałam jej w świetnej, nienachalnej interpretacji Zbigniewa Zapasiewicza, we wczesnych godzinach wieczornych, gdy jeszcze nie padałam na dziób ze zmęczenia, więc nie było szans żebym zgubiła wątek. No więc może rzeczywiście "omskło się" coś królowi horroru, może goniły go terminy, wydawcy dzwonili i naciskali a wredna Wena nie robiąc sobie z tego nic wzięła i poszła precz.
Bo pomysł jest świetny (pamiętaj o moim pokręconym guście ;))). Boston, słoneczne popołudnie. Rysownik Clay Riddell podpisał właśnie kontrakt na wydanie swojego komiksu. Wraca do domu, by tą dobrą nowiną podzielić się ze swoją ex-, z którą pozostaje w przyzwoitych stosunkach ze względu na syna. W drodze na dworzec przystaje obok lodziarni. Niewielka kolejka, kilka osób... jakieś rozszczebiotane nastolatki, bizneswoman w eleganckim kostiumie, niespiesznie mijający ich przechodnie. Zwykły popołudniowy obrazek. I nagle dzwoni komórka jednej z dziewczyn. Krótka, banalna rozmowa. Jednak po jej zakończeniu z dziewczyną zaczyna się dziać coś dziwnego, wpada we wściekłość i bez mrugnięcia okiem ... No właśnie. :))) Clay dość szybko spostrzega, że napady szału i żądza mordu jaka opanowuje ludzi mają związek z rozmowami telefonicznymi. Wokół przybywa osobników o tępym spojrzeniu, ociekających krwią zatłuczonych czy wręcz zagryzionych przypadkowych ofiar. Clay nie ma przy sobie komórki, nie mają jej również ci, których spotyka w swojej pieszej już niestety wędrówce ku domowi i z którymi próbuje przeciwstawić się dziwnym gromadom ludzi-zombi zaprogramowanym na bycie bestią przez tajemniczy Puls przekazywany przez telefony komórkowe. Świetny, hitchcockowski wręcz początek. Niegłupi pomysł, bo przecież każdy, od przedszkolaka ( a już na pewno pokomunijnego drugoklasisty) po babcię emerytkę ma komórkę. Aż się prosi, by tę masowość wykorzystali terroryści, psychopaci czy inni popaprańcy. King wymyśla więc historię świata (no powiedzmy świata w rozumieniu Amerykanów, wiadomo, że wszystko, co ważne dzieje się jedynie u nich) po zainfekowaniu go wirusem nienawiści przy pomocy sieci telefonii komórkowej. Historię zaniku cywilizacji którą znamy i do jakiej przywykliśmy i historię gromadki "czystych", którzy dzięki przypadkowi akurat nie mieli przy sobie komórek i którzy teraz usiłują w tym chaosie przetrwać. Dłużyzny zaczynają się już w opisie ich wędrówki, najpierw ku miasteczku, w którym mieszka rodzina Claya (synek dostał w prezencie komórkę i chociaż ma zakaz zabierania jej do szkoły, to ... wiadomo jak to bywa z respektowaniem rodzicielskich zakazów), potem ku rejonowi, który znajduje się w sieciowej "czarnej dziurze" poza zasięgiem. Zaskoczeniem (dla mnie pozytywnym) jest fakt, że King nie chroni głównych bohaterów, a nawet uśmierca niektórych znienacka zaskakując tym nie tylko jego współtowarzyszy ale i czytelników. Niestety zakończenie totalnie zawodzi. Czy to rzeczywiście pośpiech autora i zanik pomysłów, czy może furtka dla ewentualnych part 2 czy part 3, ale faktem jest, że zakończenie nie dało mi odpowiedzi ani kto i po co to wszystko rozpętał, ani do czego tak naprawdę dotarli bohaterowie - do wyzwolenia i ratunku, czy przeciwnie, do sprytnie przygotowanej pułapki. I ta niewiedza mnie wkurza.

Obiecałam, że w tym poście ogłoszę do kogo pofruną pocztowym latawcem "Jasne błękitne okna". Postanowiłam wrzucić do losowania wszystkich, którzy nie napisali wprost że nie chcą, chociaż niektóre wpisy nie były dla mnie oczywistym CHCĘ. Gdyby się okazało, że wylosowana osóbka nie miała ochoty, to bym powtórzyła losowanie, ale padło na...


a Ona napisała "... z chęcią przeczytam :) oglądałam film i wzruszyłam się wtedy bardzo, pamiętamUsuń na zawsze... " , więc wszystko jest jasne. Joasiu, przeczytaj, porównaj z filmem, jeśli zechcesz, podziel się wrażeniami a potem puść książkę dalej. Niech krąży.


20 komentarzy:

  1. A wiesz Miruś, ja mam ostatnio problem z Kingiem. Kiedyś czytałam coś tam w tłumaczeniu na nasz język ojczysty i było super (nie pamiętam tytułu niestety); ostatnio wzięłam z biblioteki dwie ksiązki Kinga w oryginale (no bo tylko po angielsku w mojej bibliotece, niestety...) i.... zad! No nie jestem w stanie przebrnąć za żadne skarby. Jednej przeczytałam gdzieś prawie połowe i oddałam do biblioteki, a druga leży na stoliku przy łóżku i.. leży. Może ja zdolnośc czytania utraciłam, abo cóś????\
    Buziolki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miruś a jednak nie dla mnie ta lektura. Kiedys kochałam horrory, teraz omijam z daleka, ale uwielbiam czytać te Twoje recenzje :) A Czepielkę dorwę prędzej czy później :) napaliłam się i już :) buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Osobiście Kingiem jestem zawiedziona na całej linii od dobrych 10 lat...Mam wrażenie, że jego książki powstają tylko po to by się sprzedać, mało ważne kto kupi i czy w ogóle przeczyta. Kinga wielbiłam dziecięciem rządnym krwi horrorów będąc:))Przecież to BYŁ autor który potrafił przeprowadzić czytelnika przez tomiszcza horroru w którym kropla krwi się nie przelała, a człowiek był tak wystraszony, że ledwo nos spod kołdry wystawał. King ma u mnie nadal duży kredyt zaufania, przez Komórkę próbowałam przebrnąć, niestety poległam, nie spodobała mi się w ogóle fabuła, moim zdaniem KLOPS, a nie Komórka...;))
    Z Twojego opisu wnioskuję, że niczego nie straciłam:))

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja lubię Kinga, zwłaszcza przed zaśnięciem. W wykonaniu Zapasiewicza, rewelacyjnie. Właśnie mam na tapecie "Zorzę polarną"
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rodzaj ulotnego zadumania i mi jest bliski,czasem jednak nabiera głębi i...następny gar przypalony.
    Z resztą popadanie w zadumę towarzyszy mi przy wszystkich tzw.przyziemnościach,prasowanie jest wręcz idealne do tego :)
    Miruś ja za horrorami nie bardzo przepadam,ale za Twoimi przemyśleniami to już bardzo.I nie ukrywam ,że są mi bardzo bliskie,nawet ten miraż znaku zapytania jest jakby mój.
    przytulam porannie

    OdpowiedzUsuń
  6. Zachęcona Twoimi wcześniejszymi recenzjami sięgnęłam wakacyjnie po Kinga i poległam:( To jednak nie moja bajka... Ale Twoje recenzje czytam z ogromną przyjemnością:) Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  7. deZeal - a bo kto to widział Kinga w oryginale czytać! ;) Może to tak jak ze Shrekiem (np.)jest, że tłumacz to tak przekłada, że polskiej wrażliwości językowej dogadza. Nie wiem, ja tam niestety po angielsku to tylko piosenki rozumiem. I to raczej te z jedną, powtarzającą się przez trzy minuty linijką ;))))

    Mirelko - bo Ty jesteś delikatność i wrażliwość i dobro wcielone. Gdzież Ciebie horrorami straszyć. A "Jasne...." będą pewnie za czas jakiś u Joasi do wzięcia. Podlinkowałam ją, to się przyczaj kochana :))) Ściskam.

    Lejdiku - bratni gust wyczuwam. :)) Rzeczywiście nowy King, to nie to samo, co stary. Ja nawet zaczęłam podejrzewać, że gość ma od lat kryzys twórczy i kolejne "kingi" pisze Pani King. Jak masz namiary na jakieś dobre horrory wbijające człowieka pod kołdrę, to dawaj. Tylko nie takie wilkołaki i wampirze, bo te mnie jakoś nie kręcą. A czy coś straciłaś nie czytając "Komórki"? Powiedzmy, że pół książki :)

    MariaPar - poszukam przy okazji, zawsze dobrze mieć w pamięci coś poleconego przez zaufaną koleżankę-czytelniczkę. Pozdrawiam.

    Madziko - też mam na sumieniu masę przypalonych garów, chociaż u mnie winowajcą większym jest net. ten jak mnie złapie w swoje sidła, to dopiero fetor rozchodzący się po domu uświadamia mi, że ja chyba coś gotuję :) Miłego dnia, ma być ciepły :)))))

    OdpowiedzUsuń
  8. hanutko - wiadomo, że mamy swoje gusta i preferencje. Mam nadzieję, że oprócz Kinga miałaś na wakacjach coś jeszcze do czytania, bo już mam wyrzuty sumienia :))) Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dawno, dawno temu, jakoś tak po wielkim wybuchu, wymarciu mamutów i sukcesie Limahla ;) usłyszałam, że w życiu każdego człowieka przychodzi chwila zawodowego wypalenia. I właśnie to moim zdaniem dopadło S.K., którego książkami zaczytywałam się przez wiele lat. Cóż... w sumie, to całkiem naturalne... bo ile można pisać w dobrym stylu, co chwila wydając nowy hit? Przecież pisarska kariera S.K. na dobre zaczęła się 37 lat temu.

    Lśnienie, To, Misery, Sklepik z marzeniami, czy Zielona Mila nadal tkwią we mnie i są ikonami twórczości tego pisarza. Schody w odbiorze jego twórczości zaczęły się przy pierwszej części Mrocznej wieży... a później... poczułam duże rozczarowanie - właśnie przez Komórkę. Po niej przeczytałam jeszcze jedną książkę pt. Ręka mistrza. Troszkę zrehabilitowała ona twórczość S.K. w moich oczach. Co prawda nie są to jego górne loty, ale z pewnością lepsze, niż w Komórce.
    Aktualnie zapełniam pustkę po twórczości S.K. odnajdywanymi mozolnie w antykwariatach i na aukcjach gotyckimi powieściami angielskimi z XIX i początków XX wieku. :)

    Pozdrawiam weekendowo wszystkie czytelniczki duże i małe :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja mam tak,że albo czytam książkę w jeden dzień,np Millenium,albo nie mogę się wczytać np Apsara,leży przeczytane pół książki już parę miesięcy i się nie da.A cztery tomy o wampirach przeczytałam w cztery dni:)))Kinga nie czytałam.Ale jak mówisz że nic nie straciłam to dobrze:)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Bozenas - to nie tak, ze nic nie straciłaś :) Wcześniejsze książki Kinga naprawdę są dobre (choćby te wymienione przeze mnie w komentarzu powyżej). :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak tak, Bożenko, nie możesz skreślać całego Kinga. "Popsuł się", to prawda, ale wspomniane przez Palmette (kochana, jesteś niezastąpiona) tytuły to już klasyka gatunku. "Sklepik..." czytałam już tyle razy i nie mam dość. Tyle w nim prawdy o nas samych.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cóż Miro Miła :) takich trzech jak my dwie nie ma ani jednej, czyli: my wiemy, co w książkach spisano ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. I pomyśleć że kiedyś strasznie się przed Kingiem broniłam;D

    OdpowiedzUsuń
  15. Miro,jak Ty piszesz,kobieto!!!
    Rzadko zdarza mi sie kogoś tak dobrze czytac!
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  16. Palmette - z tym, że z nas dwóch Ty wiesz i pamiętasz więcej :) Moja głowa pusta i dużo gubi.

    Nivejko - ale w końcu uległaś? ;)

    aagaa - aż mnie zatkało. Dziękuję, chociaż komplement mocno na wyrost.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zaglądając do Ciebie pomyślałam,że może sięgnę po Kinga, bo dawno nie sięgałam, a Ty wracasz do niego dosyć systematycznie i pewnie mnie zachęcisz. A Ty co?;)I figa nie sięgnę, tym bardziej,że jak wyjdę przypadkiem z domu bez komórki to doznaję jakiegoś panicznego niepokoju. Co za czasy, przecież większość życia obywałam się bez tego przekleństwa, a teraz przez nico ponad dekadę popadłam w uzależnienie. To dopiero horror;)
    Ps. Jak ja Ci zazdroszczę,że lubisz prasować, ech..

    OdpowiedzUsuń
  18. Obawiam się,ze to nie jest tylko fantazja autora, a potencjalna nowa broń psychologiczna w przyszłości. Kiedyś nie wyobrażano sobie radia, wszelkie fale i promieniowania były i są dla wielu nadal czymś, czego nie ma, bo nie widać, a ja się poważnie boję,że tego rodzaju pomysły z horrorów są już na liście "do wykorzystania" przez terrorystów.
    Co do książki - nie czytałam,choć nie stronię od mocnych i krwawych pozycji, ale może jednak lepiej,że teraz znam jej słabe strony.
    Dzięki za ciekawe spostrzeżenia :)
    Być może kiedyś zechcę porównać ze swoimi, z ciekawości:) Tymczasem wgryzam się w nowy rok szkolny i tak sobie myślę,że może lepiej nie tykać horrorów :))) Rozumiesz, zdrowie psychiczne najważniejsze, toteż słucham sobie muzyki łagodzącej obyczaje :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ależ Mireczko, nie wyrzucaj sobie:)) Nie uważam tego za czas stracony, bo przecież trzeba spróbować, żeby sprawdzić, czy "pasuje". Spokojnie, nigdy nie jadę z jedną książką:) Cała nasza trójka zabiera po kilka, więc jest w czym wybierać:)Pa

    OdpowiedzUsuń
  20. Kiedyś namiętnie czytywałam książki Kinga, teraz czytam "Czarny Dom" i nie mogę przebrnąć przez początek, czytam po parę stron i odkładam, ponoć dalej ma być dobra, dlatego od razu nie rezygnuję... Co do "Komórki" mam podobne wrażenie, jakby zabrakło zakończenia.
    Pozdrawiam serdecznie

    PS. I Joasi gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie wyróżnieniem...